http://bibliotekacyfrowa.pl/Content/144741/PDF/Podolskie%20zielniki.pdf

Media

Part of Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)

extracted text
Podolskie zielniki

POLSKIE TOWARZYSTWO LUDOZNAWCZE
SOCIÉTÉ POLONAISE D’ETHNOLOGIE
Redakcja serii PTL „Prace Etnologiczne”
Izabella Main – redaktor naczelna
Anna Witeska-Młynarczyk – zastępczyni red. naczelnej
Katarzyna Mirgos – sekretarz redakcji
Izabela Kujawa – członkini redakcji
Aleksandra Turowska – członkini redakcji

PRACE ETNOLOGICZNE

Tom 27
pod redakcją naukową Izabelli Main

Iwa Kołodziejska

Podolskie zielniki
Praktykowanie wiedzy o roślinach
na Podolu Wschodnim (Ukraina)

Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
Wrocław 2023

Recenzje
Danuta Penkala
Agnieszka Halemba

Redakcja wydawnicza
Adrian Nikiel
Korekta
Maria Zebrany
Projekt okładki
Katarzyna Main-Liszka

Projekt dofinansowany ze środków budżetu państwa, przyznanych przez
Ministra Edukacji i Nauki w ramach Programu „Doskonała nauka II”

© Copyright by Polskie Towarzystwo Ludoznawcze and Autorka, Wrocław 2023

ISSN: 0239-6726
ISBN: 978-83-64465-64-2

Wydawca
Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
50-383 Wrocław, ul. Fryderyka Joliot- Curie 12
www.ptl.info.pl, e-mail: ptl@ptl.info.pl
tel. +48 71 375 75 83

Spis treści

Podziękowania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

9

I. Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13
1. Pytania badawcze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15
2. Kontekst, w którym szukałam odpowiedzi
na pytania badawcze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15
3. Nici relacji umożliwiające pisanie antropologii . . . . . . . . . 22
4. Proces wyboru terenu badań – środek czy peryferium . . . . . 27
II. Stroyinci i ich okolice –
wielogatunkowa etnografia powiązań . . . . . . . . . . . . . . . . 33
1. Infrastruktura . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33
2. Okolice . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40
3. Ludzie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41
3.1. Prawosławni i katolicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41
3.2. Język . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43
3.3. Praca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 45
4. Lasy, łąki, krajobraz wsi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49
5. Wielowymiarowe splątania ludzi i środowiska . . . . . . . . . 57
5.1. Sezonowość – kolejny wymiar splątania . . . . . . . . . . . 57
5.2. Codzienne splątania z roślinami . . . . . . . . . . . . . . . 59
6. Badaczka – aktorka w wielowymiarowej sieci . . . . . . . . . . 63
6.1. Ja jako obca osoba we wsi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 66
Iwa Kołodziejska
5

6.2. Moje gospodynie i ich wpływ na pozycję badaczki
w terenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

73

III. Zielniki mentalne – ważne relacje z roślinami . . . . . . . . . . 81
1. Dlaczego w ogóle gatunek i czy mówienie o nim ma sens? . . . 84
1.1. Czym dla botaników jest gatunek i jak go nazwać? . . . . . 89
2. Analiza zielników mentalnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 95
2.1. Komu oddać głos i jak? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 95
3. Przykłady z zielników:
nici zielnika Haliny i innych z nim powiązanych . . . . . . . . 98
3.1. Roślina uważana za najważniejszą . . . . . . . . . . . . . . 98
3.2. Narracje o zdrowym jedzeniu i ukraińskości . . . . . . . . 101
3.3. „Chemia” i oczyszczanie organizmu . . . . . . . . . . . . . 112
3.3.1. Zaufanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 114
3.3.2. Relacje z „państwem” . . . . . . . . . . . . . . . . . 115
3.3.3. „Swojskość” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 116
3.3.4. Wielogatunkowość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 117
4. Przykłady z zielników:
nici zielnika Nataszy i innych z nim powiązanych . . . . . . . 118
4.1. Relacja z miejscem i krajobrazem . . . . . . . . . . . . . . 118
4.2. Płeć roślin, płeć zielników . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 121
4.3. Różnice między zielnikami mężczyzn i kobiet . . . . . . . 125
4.4 .Mieć rośliny, mieć wiedzę – budować prestiż? . . . . . . . 131
4.5. Ekonomiczne przyczyny zbierania roślin . . . . . . . . . . 132
4.6. Jak zbierać? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 135
5. Wyjątkowa roślina – wyjątkowe relacje . . . . . . . . . . . . . . 137
6. Indywidualny język zielników . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 138
7. Dziecięce zielniki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 139
7.1. Główne przyczyny różnorodności
dziecięcych zielników mentalnych . . . . . . . . . . . . . . 144
IV. Wypowiedziane, dotknięte, spisane . . . . . . . . . . . . . . . . . 147
1. Tworzenie lokalnej wiedzy o roślinach –
jak o tym piszą inni . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 147
2. Teksty pisane i ich rola w tworzeniu wiedzy o roślinach . . . . 156
2.1. Standaryzacja i różnorodność . . . . . . . . . . . . . . . . . 160
2.2. Książki moich rozmówców . . . . . . . . . . . . . . . . . . 166
2.3. Struktura tekstu i jej wpływ na przekaz wiedzy . . . . . . 167

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
6

2.4. Czasopisma – struktura tekstu i jej wpływ na przekaz
wiedzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 178
2.5. Sposoby porządkowania treści w czasopismach . . . . . . 184
2.6. Zapamiętane i zapisane . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 186
3. Doświadczenie i praktyka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 194
3.1. Ilustracje w tekstach pisanych . . . . . . . . . . . . . . . . . 199
3.2. Wiedza w ciele – jak rozpoznać roślinę? . . . . . . . . . . . 201
3.3. Poruszanie się w środowisku . . . . . . . . . . . . . . . . . 210
4. Przekaz wiedzy – komu, kiedy, jak? . . . . . . . . . . . . . . . . 215
4.1. Przekaz poziomy i skośny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 218
4.2. Przekaz pionowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 222
4.3. Uczenie się w dzieciństwie i znaczenie przekazu
pionowego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 224
4.4. Nauka przez obserwację . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 227
4.5. Autorytet . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 230
5. Wielość wielostopniowych taktyk tworzenia wiedzy
i jej przekazu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 233
V. Podsumowanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 237
VI. Bibliografia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 243
Spis ilustracji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 263
Tabela 3. Rozmówczynie i rozmówcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . 267
Tabela 4. Taksony spotkane
      w zielnikach mentalnych moich rozmówców . . . . . . . 279
Ilustracje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 289

Iwa Kołodziejska
7

Podziękowania

Podziękowania w książkach czy podczas odbioru nagród wydają mi się
zawsze trochę pompatyczne, a przez to mają w sobie nutę śmieszności,
z drugiej strony dziękowanie – jako takie – uważam za istotne. W końcu pisałam tę pracę uwikłana w sieci różnych ważnych relacji, za które
jestem ogromnie wdzięczna. Na pewno nie wymieniłam tu wszystkich,
wobec których odczuwam wdzięczność, staram się natomiast wymienić tych, bez których wsparcia ta praca by nie powstała lub byłaby
czymś zupełnie innym – gorszym.
Na pierwszym miejscu chcę podziękować prof. dr hab. Magdalenie
Zowczak przede wszystkim za to, że zdecydowała się podjąć ryzyko
opieki nad pracą z pogranicza różnych dziedzin i miała cierpliwość
do mojego procesu twórczego, była gotowa dzielić się swoimi wątpliwościami i uwagami.
Jestem też ogromnie wdzięczna koleżankom i kolegom z Ogrodu
Botanicznego UW, w którym pracowałam przez większość czasu pracy nad rozprawą, za wyrozumiałość i różnego rodzaju wsparcie, a także inspirujące dyskusje z koleżankami z pracowni edukacji. Krysi
Jędrzejewskiej-Szmek, że była gotowa przejąć większość moich
ogrodowych obowiązków w kluczowym momencie badań. Kierownik
dr Hannie Werblan-Jakubiec za ogromną otwartość na moje pomysły i potrzeby, a także finansowe wsparcie wyjazdów na konferencje, które były dla mnie ważnym źródłem merytorycznej inspiracji.
Iwa Kołodziejska
9

Dr. hab. Marcinowi Zychowi za to, że uwierzył, że ten tekst kiedyś powstanie i wybaczył mi „zdradę” nauk biologicznych.
Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim studentkom i studentom z laboratorium etnograficznego „ Autorytety świeckie i religijne na Podolu Wschodnim” za wspólny czas spędzony na Podolu i inspirujące rozmowy.
Bardzo dziękuję wszystkim osobom, które miały udział w kręceniu materiału filmowego w Stroyinciach: Iwonie Kaliszewskiej, Oldze
Rembielińskiej, Rafałowi Rukatowi i Jackowi Wajszczakowi. Jackowi
chcę też podziękować za montaż filmu i jego pokazy w Stroyinciach
i Polsce.
Jestem bardzo wdzięczna Ewie Wołkanowskiej-Kołodziej za sesje
zdjęciowe i refleksje z terenu.
Ogromnie, ogromnie dziękuję Brunkowi za cierpliwość, otwieranie
drzwi w terenie oraz umożliwienie mi przejścia na inny poziom jako
badaczce.
Wyrazy wdzięczności należą się też Kubie Pochrybniakowi za przygotowanie dla mnie bazy danych, która bardzo mi pomogła w analizie
materiału terenowego i ułożeniu wszystkiego w głowie. Bardzo ułatwiła mi pisanie.
Za inspirację intelektualną chciałam podziękować wszystkim
uczestnikom spotkań grupy Padise, a szczególnie Zsoltowi Molnarowi,
Ingvarowi Svanbergowi, Renacie Sõukand, Monice Kujawskiej,
Łukaszowi Łuczajowi i Andrei Pieroniemu; uczestniczkom seminarium „Pluralizm medyczny w ujęciu antropologicznym. Badania,
problemy, perspektywy”, a przede wszystkim prof. dr hab. Danucie
Penkali- Gawęckiej za zaproszenie na nie, a także do specjalnego numeru „ Anthropology & Medicine”.
Iwonie Kaliszewskiej należą się podziękowania za wspólne myślenie o Ukrainie, pomoc w znalezienie terenu, badania ze studentami,
a także przyjacielskie wsparcie.
Chcę bardzo serdecznie podziękować wszystkim tym osobom, które
wierzyły, że ten tekst powstanie (gdy ja całkiem wątpiłam) oraz dzieliły
się ze mną tą wiarą, za wszystkie pytania: czy piszę?, a także wysłuchiwanie moich niepokojów. Przez te lata były to różne osoby, ale w ostatniej, najtrudniejszej dla mnie fazie za podtrzymywanie na duchu i zachęcanie dziękuję: Iwonie, Zuz, Radce, Marcie, Kasi, Kini, Marcie,
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
10

Nikodemowi i Piotrowi. To Wasze wsparcie spowodowało, że powstała
ostateczna wersja tego tekstu. Jadzi i Grzesiowi dziękuję za logistyczne
wspieranie mojego pisania, a także wszelką troskę.
W Winnicy zawsze mogłam liczyć na pomoc, wsparcie i przyjacielską rozmowę z Iriną Batyrevą, a także Nadzieżdą. Tej ostatniej dziękuję
też za szczodre dzielenie się wiedzą o roślinach.
Ogromną wdzięczność kieruję do wszystkich mieszkańców
Stroyinciów, Kobeleckiego i Hrisziwców, którzy poświęcili mi czas, tłumaczyli swój świat, gościli mnie i troszczyli się o to, bym czuła się tam
jak najlepiej. Szczególnie ciepło chcę podziękować Irinie i Toli, babie
Adeli, Halinie Anatolevnej, didowi Toli, a także Ninie i Adeli, Witii i babce Ludwince, Nataszy oraz cioci Lusi. Ponadto wszystkim dzieciom,
które zaangażowały się w pracę przy filmie, oraz Kristinie i Ksiuszy
za przedstawianie mnie osobom, które uważały za ciekawe dla mnie.
Dziękuję też roślinom, które mnie inspirowały i wspierały w pisaniu,
przede wszystkim: Camelia sinensis, Robinia pseudoacacia, Matricaria
chammomilla, Juniperus communis, Cuminum cyminum, Carum carvi
i wielu wielu innym.
Napawa mnie pewnym niepokojem to, że zapomniałam o kimś, kto
był ważny, a komu to zapomnienie sprawi przykrość. Jestem wdzięczna i tym, których tu nie wymieniłam, a wsparli mnie w czasie badań
i pisania.
Badania były finansowane z grantu NCN nr 2011/01/N/HS3/03332

Iwa Kołodziejska
11

I. Wstęp

Ta książka jest wielowątkowym opisem relacji łączących ludzi i rośliny
w środkowoukraińskiej wsi i jej okolicach. Przedstawiony w niej materiał badawczy pochodzi z dłuższych i krótszych pobytów na Podolu
między wiosną 2009 a latem 2018 roku, jednak rdzeń pracy stanowią
materiały zebrane podczas etnograficznych badań terenowych w latach 2012 i 2013, prowadzonych do pracy doktorskiej. To, że obserwowałam i analizowałam ludzko-roślinne powiązania, wynikało z moich
własnych zainteresowań – jestem antropolożką kulturową i biolożką,
ale temat ten przyszedł do mnie również od ludzi, których spotykałam na Podolu. Ich wrażliwość na rośliny i codzienne z nimi interakcje, poszukiwanie roślin przydatnych w domowych apteczkach, troska
o rośliny ozdobne czy wreszcie deklaracje dotyczące tego, jak istotne
są dla poszczególnych osób konkretne rośliny, powodowały, że byłam
utwierdzana w tym, iż podzielamy z moimi rozmówcami zainteresowanie florą. Pytania o rośliny właściwie nigdy nikogo nie dziwiły, a temat badań dotyczący wiedzy o roślinach był przez moich rozmówców
uznawany za istotny.
Jest to monografia przedstawiająca ludzi i rośliny żyjących w konkretnym momencie i czasie, opisuje praktykowanie wiedzy o roślinach,
czyli procesy, które są zmienne i przebiegają bezustannie. Oznacza to,
że to, co jest tu opisane, pokazuje stan z chwili zbierania materiału i zapisywania jego analizy. Siłą rzeczy od tego czasu zmieniały się sieci
Iwa Kołodziejska
13

relacji moich rozmówców, czy też pojawiały się nowe teksty teoretyczne, bo bardzo wiele badaczek i badaczy w ostatnim czasie zwróciło się
ku relacjom z aktorami innymi niż ludzcy. To, co dla tej książki kluczowe, czyli spojrzenie z etnograficzną wrażliwością na opisywanych
ludzi, rośliny i sieci relacji, w które są zanurzeni i które współtworzą,
daje możliwość poznania konkretnych ludzko-roślinnych spotkań
i przyjrzenie się im w świetle wybranych przeze mnie – autorkę – koncepcji teoretycznych. Daje też czytelniczce i czytelnikowi pole do własnych interpretacji opisanych ludzko-roślinnych splątań, dlatego starałam się, by opis był jak najbardziej gęsty.
Zmiany w relacjach ludzi i roślin zostały bardzo przyspieszone przez
eskalację działań wojennych Rosji na terytorium Ukrainy od 24 lutego
2022 r., wpływają na to wywołane wojną zmiany społeczne (np. związane ze wzmożeniem dyskusji dotyczących ukraińskiej tożsamości)
i środowiskowe (np. niszczenie siedlisk, czy wzmożone zapotrzebowanie na drewno opałowe). Dlatego tym bardziej wydaje mi się istotna
możliwość spojrzenia na to, jak były kształtowane indywidualne relacje ze środowiskiem w środkowoukraińskiej, dość dużej wsi, do czasu
ogromnego nasilenia migracji ludzi wewnątrz i na zewnątrz Ukrainy,
do czasu bardzo intensywnego i gwałtownego wpływu na trajektorie
ludzkich biografii i przyrodę.
Wymieniona w tytule wiedza jest przeze mnie traktowana jako praktyka społeczna. Opisuję to, jak jest tworzona i jaka jest wielowątkowa
i zmienna, zarówno w warstwie dyskursywnej, jak i (a może: przede
wszystkim) w tych warstwach, które są trudne do zwerbalizowania,
są wiedzą ucieleśnioną, tworzoną w ciele i poprzez nie.
Celem moich badań był opis i analiza relacji łączących ludzi i rośliny w wybranych miejscowościach obwodu winnickiego. W głównej
mierze analizowałam lokalne praktyki związane z roślinami w szerokim kontekście życia codziennego. Struktura książki do pewnego stopnia odzwierciedla te splątane nici relacji, czytelnikowi daje możliwość
wędrowania po nich i stopniowego zanurzania się w nie, a mnie – autorce – umożliwiła jak najmniej hierarchiczne przedstawienie opisywanych aktorów.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
14

I. 1. Pytania badawcze
Jadąc w teren, byłam ciekawa, dlaczego i po co ludzie zbierają rośliny. Wraz z kolejnymi powrotami i analizą uzyskanego materiału coraz lepiej widziałam, że to, co mnie nurtuje najgłębiej, to relacyjność:
leżące u podłoża różnych działań moich rozmówców relacje, zarówno te przez nich zauważane, jak i te niezwracające ich uwagi. To właśnie zrozumienie relacji daje szansę odpowiedzi na pytanie, dlaczego
i po co ludzie zbierają rośliny. Jest tak, ponieważ ludzie nie wybierają
świadomie i celowo z wachlarza rozpościerających się przed nimi możliwości tego, które rośliny będą zbierać, czy będą je zbierać i czemu
to zbieranie ma służyć (np. samoleczeniu). Raczej zachowują się zgodnie z tym, jakie mają relacje (poruszają się po ich niciach) czy to z innymi ludźmi, miejscem, w którym żyją, instytucjami, władzą, roślinami (w tym leczniczymi) i wieloma innymi aktorami życia codziennego.
Jest to wzajemne, sprzężone oddziaływanie.
Dlatego przede wszystkim pytam o relacje, jakie łączą spotkanych
przeze mnie ludzi z roślinami. Jednak ze względu na zakres tego pytania skupiam się na tych relacjach, które są istotne w codziennych praktykach moich rozmówców. Ma też dla mnie znaczenie, które z licznych
relacji z roślinami, tworzonych przez rozmówców i ich tworzących,
są dla nich osobiście ważne. Analizuję też inne relacje, np. ze służbą
zdrowia, jeżeli mają znaczenie dla praktyk związanych z roślinami.
Ujmując to najbardziej ogólnie, pytam o to:
• Które relacje z roślinami są dla moich rozmówców ważne?
• Jak przebiega proces tworzenia wiedzy o świecie roślin (tu badam zarówno narracje, jak i praktyki)?
• Jak wyglądają praktyki zbieracze moich rozmówców i co na nie
wpływa?

I. 2. Kontekst, w którym szukałam odpowiedzi
na pytania badawcze
W tym rozdziale zawrę opis wykorzystanych metod badawczych i przybliżę warunki, w jakich toczyły się moje badania, czyli opiszę ich szeroko rozumiany teren. Na przykładach pokażę wpływ wybranych metod na rozwój sytuacji badawczej. „Teren” będzie oczywiście widoczny
Iwa Kołodziejska
15

w całości tekstu. Będę naświetlać jego cechy, pokazując, jak powstały
poszczególne wyniki badań i jakie predyspozycje, zarówno rozmówców, jak i moje, a także jakie sploty wydarzeń wpłynęły na kształt analizowanego materiału. Tu jednak szczególnie się na nim skupię.
Badania terenowe są doświadczeniem osobistym, wynikającym
ze splotu bardzo wielu czynników, czymś, co może się wydarzyć tylko
raz (por. Okely 1996: roz. 2.). Dlatego całość tego, co mogę powiedzieć
o badanych zagadnieniach, powstała w tyglu: rozmówcy; ja-badaczka;
sytuacje, w których się znalazłam wraz z rozmówcami; środowisko
przyrodnicze, w którym byliśmy zanurzeni (czy może raczej, z którym
1
byliśmy splątani [ang. entangled ]); materiały, zarówno te pisane, które
czytałam wraz z rozmówcami, jak też wcześniej i później sama, oraz
te, które czytali moi rozmówcy przed spotkaniem ze mną; rośliny, które akurat były dostępne i widoczne dla rozmówców i dla mnie, w tym
te zebrane przez rozmówców. Każdy z wymienionych aktorów jest tworzony przez sieci licznych i różnorodnych relacji ze wszystkimi pozo2
stałymi aktorami i nie tylko nimi .
Zastosowane przeze mnie metody badań są powszechnie używane
w antropologii i etnobiologii. Gros materiału pochodzi z obserwacji
uczestniczącej – w terenie spędziłam ponad 9 miesięcy, kilkakrotnie
tam wracając między lipcem 2009 roku a grudniem 2013 r. Wracałam
też regularnie w miejsca badań później – po ich zakończeniu, utrzymując powstałe w trakcie badań relacje z rozmówcami. Mimo że powroty
w teren po 2014 roku nie dostarczały już systematycznie zbieranego
materiału badawczego, są one ważnym źródłem do rozumienia kontekstów zmian zachodzących w relacjach ludzi i roślin w środkowej
Ukrainie do 2019 roku, kiedy to powstał mój doktorat stanowiący podstawę tej książki. W 2012 r. pięć miesięcy mieszkałam nieprzerwanie
1. Pojęcie to wywodzi się z nurtu badań nad materialnością (antropologicznych i archeo-

logicznych), wskazuje na wzajemne powiązania i współwytwarzanie się poszczególnych
aktorów. Powodujące, że na pewnym poziomie są bardzo trudni do rozdzielenia. To jacy
jesteśmy jako ludzie, wynika z tego, w jakim żyjemy środowisku, gdyż jesteśmy przez nie
współwytwarzani i je współwytwarzamy. Splątanie (entanglement) odnosi się również
do sprawczości, która nie wynika z samej istoty poszczególnych aktorów, ale objawia się
w interakcji między nimi (Ihde, Malafouris 2018).
2. Rozwinięciu tego wątku poświęcę więcej miejsca w rozdziałach: II Stroyinci i ich okolice – wielogatunkowa etnografia powiązań oraz III Zielniki mentalne – ważne relacje z roślinami.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
16

we wsi Stroyinci (Строїнці) na Podolu Wschodnim, w rejonie tywrow3
skim obwodu winnickiego . Obserwowałam codzienne życie mieszkańców Podola, biorąc czynny udział w praktykach bezpośrednio lub
pośrednio związanych z roślinami, takich jak np. wypasanie krów, praca w polu, zabiegi lecznicze czy gotowanie. Przeprowadziłam 100 nagranych na dyktafon, częściowo ustrukturyzowanych wywiadów z 63
dorosłymi mieszkańcami wsi, większość z nich (51) stanowiły kobiety.
Dwadzieścia dwie spośród tych osób były szczególnie zainteresowane tematem, z nimi przeprowadziłam więcej niż jeden nagrany wy4
wiad. Wśród nich tylko dwie osoby były mężczyznami . W moich notatkach terenowych pojawiają się też krótkie historie roślinne zasłyszane
od osób, z którymi nie przeprowadziłam dłuższej nagranej rozmowy, a także opisy zaobserwowanych praktyk osób, które spotykałam,
mieszkając w Stroyinciach.
Do rozmówców docierałam klasycznie: metodą „kuli śniegowej”,
dzięki „odźwiernym” oraz zaczepiając osoby pracujące w ogródkach,
5
czy siedzące na ławeczkach przed domami . W maju i listopadzie 2013
roku razem ze współpracownikami nagraliśmy kilkanaście godzin ma6
teriału filmowego . W nagraniach wzięło udział dwadzieścioro dzieci
i pięcioro dorosłych mieszkańców Stroyinciów. Ponadto przeprowadziłam 7 bardziej ustrukturyzowanych wywiadów z osobami sprzedającymi w aptekach w dwóch miastach, które są dla moich rozmówców lokalnymi centrami: Tywrów (ukr. Тиврів) i Żmerynka (ukr. Жмеринка).
Prowadziłam też obserwację uczestniczącą u osoby leczącej praktykującej w Winnicy – stolicy obwodu. Istotną częścią materiału badawczego są liczne nieformalne rozmowy spisane w notatnikach badawczych,
a także analiza składu gatunkowego i sposobu przechowywania kolekcji roślin posiadanych przez moich rozmówców.
Próbę całkowitej anonimizacji rozmówców i miejsca uznałam
za daremną, ale też niewłaściwą, ponieważ moi rozmówcy chcieli,
3. Wyjaśnienia dotyczące zasad transkrypcji, zapisu nazw miejscowości i roślin znajdują

się na końcu tego podrozdziału, a także w podrozdziale II.3.2 Język.
4. Tę dysproporcję wyjaśniam w dalszej części rozdziału.
5. O języku, w jakim prowadziłam badania, piszę w II rozdziale książki (II.3.2 i II.6).
6. Dwoje

studentów (Olga Rembielińska i Rafał Rukat) oraz dwoje absolwentów
Instytutu Etnologii i Antropologii UW (Iwona Kaliszewska – wówczas doktorantka i Jacek
Wajszczak).
Iwa Kołodziejska
17

by Stroyinci pojawiły się w czyjejś książce, czuli się z tego w pewien
sposób dumni. Wielu z nich chciało też być wymienionych w pracy.
Zdecydowałam się jednak wymieniać ich w sposób, w jaki się do nich
zwracałam lub o nich rozmawiałam we wsiach. Powoduje to niejednorodność używanych imion i zwrotów grzecznościowych, jednocześnie
oddaje koloryt codziennego języka rozmów. Umożliwia to im rozpoznanie samych siebie w tekście (na tyle, na ile jest on dostępny, będąc
napisanym po polsku), ale nazwiska osób (nie będących osobami publicznymi) nie są ujawnione, w wypadku niektórych osób pojawiają się
otczestwa.
Robiłam dokumentację fotograficzną i zielnikową badań. Częścią
dokumentacji fotograficznej, a jednocześnie prezentem dla rozmówców, były zorganizowane w sierpniu 2013 roku sesje fotograficzne
7
pt. „Ja i ważna dla mnie roślina” . Był to element wzajemności w stosunku do rozmówców, podobnie jak przygotowanie z uczniami stroyinieckiej szkoły filmu o relacjach ludzi i roślin oraz poprowadzenie
w tej szkole warsztatów z heliografii połączonych z rozmową z ucznia8
mi o najważniejszej dla nich roślinie .
Materiał zielnikowy został zdeponowany w zielnikach ogrodów botanicznych we Lwowie (Ogród Botaniczny Państwowego Uniwersytetu
Lwowskiego im. Iwana Franka, Ботанічний сад Львівського державного університету ім. Ів. Франка) i w Warszawie (Ogród Botaniczny
Uniwersytetu Warszawskiego). Na materiał zielnikowy składają się
zarówno klasyczne botaniczne zielniki roślin zbieranych i suszonych
przeze mnie podczas badań, jak też zasuszone rośliny otrzymywane
od rozmówców. Nie mają wyglądu klasycznych zielników i nie są rozpłaszczone na kartach zielnikowych. Ich wartość z punktu widzenia
botanika jest mniejsza, ale dla mnie i one stanowią ważną część dokumentacji relacji między ludźmi a roślinami.
Podczas badań zbierałam również dokumentację fotograficzną czytanych przez rozmówców czasopism i książek dotyczących roślin. Dwa
7. Zdjęcia robiła Ewa Wołkanowska-Kołodziej. Sesjom towarzyszyła prowadzona przez

Ewę i mnie rozmowa z fotografowanymi o roślinach.
8. Heliografia – rysowanie słońcem – na papierze światłoczułym układaliśmy rośliny

i ich fragmenty, tak przygotowane obiekty naświetlaliśmy. Pod wpływem słońca nieosłonięte partie ciemniały, zostawał dość abstrakcyjny (zależnie od szczelności przylegania
fragmentów roślin do papieru), negatywowy obraz ułożonych obiektów.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
18

najbardziej popularne czasopisma z lat 2011–2013 i trzy ważne dla rozmówców książki poddałam analizie.
Pojęciem operacyjnym, które umożliwia mi opis całokształtu wiedzy badanych o roślinach, jest zielnik mentalny. W skład zielnika konkretnej osoby wchodzą wszystkie rośliny, które ta osoba zna i są dla
niej ważne wraz ze wszystkimi opowieściami dotyczącymi tych roślin,
czy cielesnymi doświadczeniami i praktykami z nimi związanymi – całym szerokim kontekstem, w którym dla poszczególnych osób funkcjonują konkretne rośliny i nićmi relacji, którymi są splątani i przez
które są tworzeni nosiciele zielników i zawarte w nich rośliny. Zielniki
mentalne poszczególnych osób są nieco podobne do średniowiecznych herbarzy, zawierających poza obrazem rośliny, opisem jej właściwości, liczne opowieści o użytkowaniu, wierzenia i przepisy. Są też
czymś więcej, bo nie znajdują się zapisane na kartach książki, są również wszystkimi procesami, które dotyczą ludzkiej wiedzy i umiejętności związanych z roślinami znajdującymi się w zielniku. Dlatego dotyczą zarówno wiedzy ucieleśnionej, jak i tej bardziej dyskursywnej.
Kluczowa jest w nich zmienność i czasowość. Staram się to pokazać
na licznych przykładach w pracy. Wskazując, że wprowadzanie nowych
roślin do zielników jest ciągłym procesem odbywającym się przez całe
życie, zależnym od zbiegów okoliczności i wszystkiego tego, co kształtuje życia moich rozmówców.
Słowo mentalny w terminie „zielnik mentalny” może być trochę
mylące, ponieważ w zachodniej nauce i rozumieniu potocznym najczęściej to, co mentalne, wiązane jest z rozumem, który, między innymi
ze względu dziedzictwo chrześcijaństwa, jest rozumiany jako oddzielony od ciała. Dlatego może się wydawać, że skoro zielnik jest mentalny, to wiąże się z dychotomią umysł / ciało. Od hołdowania jej jestem
jak najdalsza. Mentalny ma tu oznaczać po prostu to, że nie jest to jakiś
zielnik, fizyczny zbiór zasuszonych kart zielnikowych, ale taki, który
w większości mieści się w nierozerwalnie splecionych z ciałem umysłach rozmówców. Jest ich i w nich. Zielniki mentalne (jak powiedziałam wyżej) to nie tylko obrazy w głowie danej osoby, lecz także ucieleśnione (embodied) doświadczenia i umiejętności, fragmenty sieci relacji,
w jakie wchodzą z roślinami moi rozmówcy. Termin ten może wydawać
się workowaty, niemniej pozwala na całkiem dobre uchwycenie relacji
i bardzo złożonych powiązań, umożliwia też ograniczenie się w opisie
Iwa Kołodziejska
19

do części nici relacji (opisanie wszystkich jest oczywiście zadaniem
niewykonalnym), a jednocześnie nie skupianie się na tylko jednym aktorze roślinnym, jak robią to na przykład badacze z Matsutake Worlds
9
Research Group . Jest narzędziem umożliwiającym opis bardzo złożonej, zmiennej w czasie i między poszczególnymi aktorami rzeczywistości. Jestem świadoma ograniczeń tego terminu, jednak zdecydowałam
się nań, by na chwilę zatrzymywać fluktuujące sieci relacji i mieć możliwość ich opisu (Kołodziejska-Degórska 2012).
Podejmując decyzję o tym, jak zapisywać nazwy roślin, miejscowości, imiona rozmówców, cytaty, trafiłam na liczne rafy natury polityczno-etycznej. Do problemu języka wracam w pracy kilkakrotnie w różnych kontekstach: pisząc o tożsamości moich rozmówców (II.3.2),
wyjaśniając zapis nazw botanicznych (III.1, III.1.1), omawiając pisane
źródła wiedzy o roślinach mieszkańców Podola (IV.2). Tu przedstawię
własne kryteria wyboru zapisu języka czy może raczej języków badań.
Nazwy miejscowości niemające polskich odpowiedników, podobnie
jak nazwy roślin, podaję zgodnie ze standardem National 2010 przyję10
tym rezolucją nr 55 Rady Ministrów Ukrainy 27 stycznia 2010 r . Jest
to jeden z równolegle obowiązujących wśród Ukraińców standardów
zapisu alfabetem łacińskim, najnowszy spośród nich. Używanie standardu IPA byłoby pewnie najbardziej neutralne, ale wydaje mi się kłopotliwe w odbiorze dla czytelnika. Nazwy mają lokalne i indywidualne
oboczności, które zapisywałam ze słuchu, szczególnie różnice między
głoskami ї (yi), і (i), и (y) mogły ulegać zatarciu (w stosowanej przeze
mnie transkrypcji dopuszczalny jest zapis pierwszych dwóch jako i, podobnie jak й [i/y dawniej j], staram się jednak je różnicować), tym bardziej, że nie miałam do czynienia z literackim ukraińskim, a językiem
mówionym typowym dla środkowej części Ukrainy. Głoski ґ i г są bardzo różnie wymawiane przez moich rozmówców, zwykle bliżej ґ (g) niż
г (h). Dlatego najczęściej zapisuję ją znakiem g. Stosuję jeden standard zapisu bez względu na to, czy słowo użyte przez rozmówczynię
9. Grupa badaczek i badaczy z różnych dziedzin nauk, a także artystek i artystów sku-

pionych wokół Anny Tsing i projektu dotyczącego dokumentowania kulturowych i ekologicznych przejawów życia gąski sosnowej. Szczególną uwagę poświęcają praktykom
zbierania gąski sosnowej i procesom związanym z jej utowarowieniem (Tsing 2015),
https://people.ucsc.edu/~atsing/migrated/matsutake/.
10. https://en.wikipedia.org/wiki/Romanization_of_Ukrainian#Notes-table-1

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
20

lub rozmówcę jest literackie ukraińskie, literackie rosyjskie, czy jest
to lokalna oboczność. Jeśli nazwy miejscowości mają polską wersję,
to podaję je w tej wersji ze względu na to, by tekst był bardziej czytelny,
choć w pełni zdaję sobie sprawę z tego, że może to być uznane za zabieg o charakterze kolonialnym. Niemniej gdybym prowadziła badania w Europie Zachodniej, pewnie też pisałabym Paryż, a nie Paris, czy
Rzym, a nie Roma, i chcę, by spolszczone nazwy ukraińskie były tu tak
samo traktowane. W miejscu, gdzie nazwa pada po raz pierwszy, podaję również oryginalną pisownię.
Ze względu na wygodę czytelników słowa z lokalnego języka, niebędące nazwami roślin lub miejscowości bez polskich odpowiedników,
piszę w wersji spolszczonej: np. czaj, a nie chai; Natasza, a nie Natasha.
Zostałam przekonana do tego, by robić tak ze względu na wygodę
czytelników, mimo że niektórzy z moich rozmówców mogliby uznać
to za działanie spolszczające (praktykę kolonialną) i spodziewać się,
że będę tak transkrybować słowa, by i oni mogli je przeczytać. Z tego
względu nazwy roślin, jako istotne dla przedmiotu pracy, piszę zgodnie
z jednym z lokalnych standardów.
Pozornie prosta decyzja dotycząca zapisu tego, co słyszałam, pokazuje uwikłanie tekstu w bardzo różne sieci relacji. Nie ułatwiały tego
zadania: wielość standardów obowiązujących równolegle wśród samych Ukraińców, będąca pokłosiem politycznej walki o język jako element tożsamości, oraz to, że mój tekst powstawał w języku polskim,
w którym obowiązują inne zasady transkrypcji – do których stosowanie
się powinno być powodowane poprawnością językową obowiązującą
w pracach naukowych. Jednocześnie język ten może być traktowany
jako język kolonizatora, ponadto czytelnicy polskich prac antropologicznych dotyczących obszaru Ukrainy są przyzwyczajeni do spol11
szczonego, fonetycznego zapisu lub polskiej transliteracji .
Ze względu na to, by cytaty z rozmów i notatek były zrozumiałe również dla czytelników nieznających ukraińskiego, podaję je w tłumaczeniu na polski.
11. Począwszy od 24 lutego 2022r., wraz z rozszerzeniem działań zbrojnych na całe terytorium Ukrainy, język jeszcze mocniej stał się polem walki tożsamościowej. Przykładem

mogą być choćby memy z trudnym do wymówienia dla Rosjan słowem паланиця (palanytsia), czy plakaty z hasłem: „Mów po ukraińsku, żeby odróżnić się od wroga” – szczególnie powszechne we Lwowie (obserwacje: maj-wrzesień 2022 r.).
Iwa Kołodziejska
21

I. 3. Nici relacji umożliwiające pisanie antropologii
Nie tylko treścią, ale i samą strukturą tego podrozdziału, prezentującego inspiracje teoretyczne, chcę wskazać na podstawowe założenie
moich badań inspirowane teorią i analizą sieci społecznych (SNA –
Social Network Analysis). Mianowicie, że każda rzeczywistość utkana
jest z przeróżnych sieci relacji, które na różne sposoby oddziałują między sobą, tworzą się nawzajem, z siebie nawzajem wynikają, są ze sobą
splecione. Nie są one właściwościami aktorów, ale ich tworzą i są przez
nich tworzone. W tym podrozdziale pokażę splątania nici relacji tworzące mnie – badaczkę i tym samym ten tekst. Stosowane pojęcia teoretyczne opisuję bardziej szczegółowo w toku narracji w kolejnych
rozdziałach (najbardziej nasycony pod tym względem jest rozdział IV)
i dyskutuję je w kontekście wyników moich badań; tu wyłącznie pokazuję, w jakim miejscu wśród teorii antropologicznych usytuowałam
swoje badania i analizę. Staram się wskazywać, że to usytuowanie wynika nie tylko ze świadomych wyborów (choć pewnie to na nie wypadałoby kłaść nacisk w tekście, który ma udowodnić moją naukową sprawność), lecz także z mniej lub bardziej przypadkowych relacji z ludźmi
i tekstami, z którymi jestem splątana (entangled). Relacyjność jest konceptem spajającym cały tekst zarówno formalnie, jak i treściowo (jest
on kluczowy dla mojego sposobu rozumowania).
Moje myślenie o pisaniu tekstu antropologicznego jest inspirowane książkami Judith Okely (przede wszystkim Own and other culture
[1996]), Veeny Das (bardzo ważna w moim patrzeniu na to, jak pisać
o badaniach, była Affliction. Health, Disease, Poverty [2015]) i Anny Tsing
(zarówno ­forma, jak i treść jej The Mushroom at the end of the world.
On the Possibility of Life in Capitalist Ruins [2015] są bardzo zbieżne
z tym, jak rozumiem sploty relacji między ludzkimi i nie-ludzkimi aktorami i jak chciałabym je przedstawiać w tekście). Co dla mnie kluczowe, wszystkie te autorki, podobnie jak wielu innych antropologów,
poważnie traktują postulaty: gęstego opisu (Geertz 2005), przywiązywania wagi do etnograficznego szczegółu i wychodzenia od doświadczenia terenowego, które dopiero pozwala na tworzenie, czy stosowanie odpowiedniej teorii (np. Das 2015: 13–16). Dlatego w dalszych
fragmentach pracy staram się w jak najgęstszy sposób przedstawić
różnych ludzkich i nie-ludzkich aktorów, tworzących i tworzonych
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
22

przez relacje, które poddaję analizie. Podobnie jak wspomniane autorki: Okely, Das i Tsing, nie ukrywam swojego miejsca i usytuowania
w szeroko pojętym terenie oraz wpływu mojej pozycji na przedstawiany wywód.
Na kształt mojej antropologicznej analizy, ale też na to, jaka jest moja
12
etnografia , niebagatelny wpływ miała cała sieć relacji, która powstała
dzięki temu, że na początku studiów doktoranckich spotkałam badaczki i badaczy z powstającej wówczas grupy nazwanej Padise (od miejsca
pierwszego spotkania zainicjowanego przez Renatę Sõukand) – przekształciła się ona później w grupę zajmującą się badaniami etnobiologicznymi w szeroko rozumianej Europie Środkowej i Wschodniej
13
w ramach International Society of Ethnobiology . Coroczne spotkania
(przez kilka kolejnych lat), wymiana czytanych tekstów i doświadczeń,
poznawanie metod badawczych stosowanych przez innych jej członków
wpływały na mój sposób myślenia o etnobiologii. Niebagatelne znaczenie miało, że większość z nich prowadzi badania w miejscach zbliżonych kulturowo i historycznie do mojego terenu. Było to tym bardziej
inspirujące, że do wczesnych lat dwutysięcznych w Europie niemal nie
prowadzono badań etnobiologicznych liczących się w światowej literaturze i odwołujących się do metod stosowanych (również przez badaczy europejskich) w innych kręgach kulturowych (Svanberg, Łuczaj
2014). W cytowanej przeze mnie literaturze jasno widać wpływ tych
nici relacji. Zwrócę tu uwagę tylko na jedną, odbijającą się w moim wywodzie o tym, jak ludzie rozpoznają rośliny – jest to nić wiodąca przez
splątanie (entanglement) z Renatą Sõukand powiązaną wówczas z Eesti
Kirjandusmuuseum (Estońskim Muzeum Literatury) z Tartu. Instytucja
ta w swoim profilu badawczym i myślowym jest silnie związana z tartuską szkołą semiotyki.
Może trochę paradoksalnie: bardzo ważne nici splatające się
w moją antropologiczną analizę wiodą do prowincjonalności i niemal
12. Etnografię rozumiem jako proces badawczy i opis wyników, natomiast antropologię

jako rozumienie tego, jak w danej kulturze (poznanej przez etnografię) tworzony jest
świat i na jakich założeniach się opiera (Hastrup 2008: 71).
13. Ze

względu na zainteresowania badaczek i badaczy definicja Europy Środkowej

i Wschodniej była rozciągana na cały obszar byłego Związku Radzieckiego. Do grupy należały też osoby pracujące na innych kontynentach, ale zajmujące się badaniem migrantów z Europy Środkowej i Wschodniej.
Iwa Kołodziejska
23

nieistnienia w Polsce etnobiologii jako dziedziny nauki. Siłą rzeczy
wynika z nich konieczność szukania własnych ścieżek, co daje pewną
świeżość patrzenia i wiąże się z korzystaniem z tekstów i koncepcji,
które niekoniecznie są zadomowione w etnobiologii „głównego nurtu”. Widać tu lektury wynikające z wykształcenia w Instytucie Etnologii
i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego i kontaktów
z tworzącymi go osobami. Te inspiracje zaowocowały choćby tym,
że odwołuję się do, wymagającej pewnej dozy sprytu i pozwalającej wykorzystać skłonność do zmiany, mētis (Scott 1998; Klekot 2018), a nie
14
tylko wiedzy ucieleśnionej, jak jest to przyjęte w etnobiologii ; tym,
że mówię w etnobotanicznym kontekście wprost o sprawczości, co było
zaskoczeniem dla uczestników seminarium Botanical Ontologies organizowanego w 2014 roku przez TORCH (The Oxford Research Center
in the Humanities). Nie znaczy to, że etnobiolodzy nie zauważają
„sprawczości”, ale raczej rzadko stosują ten termin i to odwoływanie
się wprost do „sprawczości” było źródłem zaskoczenia, a nie, rzecz
jasna, sam termin. Ze względu na nici relacji łączące mnie z warszawską antropologią wyjaśnię krótko w tym miejscu, dlaczego postanowiłam posługiwać się przy analizie sposobów tworzenia lokalnej wiedzy
o roślinach ingoldowskim terminem wayfaring (tłumaczonym przeze
mnie jako buszowanie bądź kluczenie) (2006) a nie levi-straussowskim
15
pojęciem brikolaż, majsterkowanie (Levi-Strauss 1969) . Oba terminy
14. Według Ewy Klekot „mētis oznacza spryt i przemyślność, zdolność błyskawicznej re-

akcji na zmieniający się układ sił, a zarazem umiejętność wyczekiwania w ukryciu lub
przebraniu na dogodną okazję. Mētis to wiedza pozwalająca wykorzystać skłonność
do zmiany” (2018: 84). Mētis jest wiedzą z doświadczenia i intuicji, ugruntowaną w konkrecie. Wyjaśniam to pojęcie na przykładach w rozdziale Wiedza w ciele – jak rozpoznać
roślinę?
15. W rozdziale IV pokazuję historię i konteksty stosowania w etnobotanice takich po-

jęć, jak: wiedza lokalna o środowisku/lokalna wiedza ekologiczna (LEK), wiedza tradycyjna (TK) i im pokrewnych. Tu wspomnę tylko, że w swoim kontekście badawczym
za najbardziej adekwatny uważam termin wiedza lokalna (Geertz 2005) i odnoszę go zarówno do wiedzy o środowisku, jak i o roślinach (będących „elementem” środowiska
przez nie tworzonym i je tworzącym). Etnobotanicy w swoich definicjach wiedzy lokalnej właściwie nie odwołują się wprost do koncepcji wiedzy lokalnej Clifforda Geetza.
Niemniej większość z nich, definiując lokalną wiedzę o środowisku, stosuje podobne
kryteria do geertzowskiego common sense – w polskim tłumaczeniu – wiedzy potocznej,
zdefiniowanego przez tego autora w zbiorze esejów Wiedza lokalna. Dalsze eseje z zakresu antropologii interpretatywnej (Geertz 2005a). Według Geertza wiedzę potoczną
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
24

wskazują na składanie, kombinowanie (łączą się, choć ich autorzy
o tym nie mówią, z wiedzą typu mētis), wolę jednak, w wypadku analizy
wyników moich badań, mówić o buszowaniu, ponieważ wskazuje ono
na ruch, poruszanie się w krajobrazie. Określenie bricoleur przywołuje
raczej na myśl osobę siedzącą w warsztacie pełnym różnych przedmiotów i ich fragmentów i majsterkującą w ramach ich podręcznego zestawu, brak mi w tym obrazie kontaktu ze środowiskiem przyrodniczym
i ruchu, które są kluczowe dla splatania zielników mentalnych przez
moich rozmówców.
Inną gałęzią literatury i badań antropologicznych, do których nie
zawsze głęboko sięgają etnobiolodzy, jest antropologia medyczna.
Lektura tekstów z dziedziny antropologii medycznej, a także zaproszenie mnie przez prof. Danutę Penkalę- Gawęcką do uczestnictwa w seminarium Pluralizm medyczny w ujęciu antropologicznym. Badania,
16
problemy, perspektywy w kwietniu 2013 r. , zaowocowały tym, że pojawiają się w tej rozprawie elementy opisu i analizy krajobrazu medycznego (rozumianego za Hsu [2008]), których prezentacja dobrze
17
naświetla wiele relacji moich rozmówców z roślinami . Nie wchodzę jednak głębiej w zagadnienia antropologii medycznej i analizę

charakteryzują: „naturalność” – sposób, w jaki się rzeczy mają, czym są w swojej prostocie, „praktyczność” – rozumiana w szerokim sensie ludowej mądrości, roztropności,
a nie tylko materialnej użyteczności, „przezroczystość” (thinnes) – przedstawianie spraw
takimi, jakimi zdają się być, niezaprzeczanie oczywistości oczywistego, „niemetodyczność” – bezwstydne i obcesowe bycie ad hoc mądrości zdroworozsądkowej, nielogiczność, różnorodność współwystępujących elementów, oraz „dostępność” – każdy dysponujący w miarę sprawnymi władzami umysłowymi potrafi uchwycić zdroworozsądkowe
wnioski, w wypadku myśli potocznej każdy ma się za eksperta (Geertz 2005: 92, 94–98).
Wiedza potoczna jest czymś co „nie potrzebuje żadnych dowodów, ot, po prostu życie.
Świat jest [tu] swoim własnym autorytetem” (Geertz 2005: 83).
16. Gdybym

chciała jeszcze bardziej podkreślić przypadkowość splątań nici relacji,
to musiałabym powiedzieć, że zaproszenie na seminarium było poprzedzone przypadkowymi spotkaniami na konferencjach.
17. Nie wdaję się tu głęboko w dyskusję, czy lepiej mówić o krajobrazie medycznym – sto-

sując określenie nawiązujące do geograficznego pojęcia krajobrazu, czy bardziej celowe
byłoby użycie terminu medicoscape (por. Hörbst, Krause 2004; Hsu 2012; Hörbst, Wolf
2014). Ze względu na znaczące skupienie analizy na lokalności, inaczej niż jest to w większości tekstów z antropologii medycznej odwołujących się do teorii przestrzeni (spatial
theory), zdecydowałam się na ten pierwszy (por. Zanini, Raffaetà, Krause, Alex 2013).
Iwa Kołodziejska
25

zebranego materiału, na przykład pod kątem rozumienia zdrowia,
mimo że jest to jak najbardziej możliwa ścieżka.
Moje podejście do aktorów roślinnych jest splątane z aparatem
pojęciowym etnografii wielogatunkowych, teorią aktora-sieci i SNA
(social network analysis). Mimo że nie odwołuję się bezpośrednio
do Bruno Latoura (np. 2009; 2010) czy Donny Haraway (1988; 2008),
to ich koncepcje są integralną częścią przedstawionych przeze mnie
rozważań np. Anny Tsing czy młodego badacza medycyny tybetańskiej
Jana van der Valka. Myśli Donny Haraway leżą głęboko u podłoża mojego stosunku do tworzenia list taksonów (jednostek taksonomicznych,
np. gatunków) roślin, które widzę za nią jako: „heterogeniczne multiplikacje, które są jednocześnie wyraźne i niepoddające się wciskaniu
w jednorodne szufladki i zbiorcze listy” (1988: 586). Nie wszystkie nici
relacji, choć ważne w „wewnętrznej warstwie” splotów, są widoczne
w moim tekście, zapewne nawet nie zdaję sobie sprawy z wielu z nich,
ponieważ nie sposób znać inspiracje wszystkich cytowanych autorów.
Rzecz jasna, próba takiego poznania, a co więcej, jego opis, byłyby niemożliwe i bezcelowe.
Powiązania z etnobiologią „głównego nurtu” widać np. w tym: jak
mówię o lokalnych taksonomiach – przytaczając koncepcje Brenta
Berlina (Berlin, Breedlove, Raven 1968) i Roya Ellena (2006); czy
w analizie sposobów przekazu wiedzy i odwoływaniu się do Luigiego
Luci Cavalli-Sforzy i Marcusa Feldmana (1981) oraz autorów przez
kolejnych ponad 30 lat rozwijających ich myśli; a także (choć można
dyskutować, czy jest to w pełni „główny nurt”, a nie jego „odnoga”)
w szukaniu inspiracji w tomie Making knowledge pod redakcją Trevora
Marchanda (2010).
Z kolei nici relacji łączące mnie z popularyzacją wiedzy i to,
że za ważny element etyki badaczki uważam udostępnianie tworzonej
w wyniku badań wiedzy, powoduje, że staram się pisać prostym językiem, unikając, jeśli to tylko możliwe, skomplikowanych słów, które
miałyby służyć odróżnieniu się (dystynkcji) oraz powierzchownemu
uprawomocnieniu tekstu i wniosków jako „prawdziwie naukowych”
(por. stosunek moich rozmówców do „technicznego” języka książek
IV.2.3, IV.2.5, IV.3.1 i IV.3.2). Niemniej mimo wysiłków zapewne nie zawsze mi się to udaje.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
26

Przekraczanie granic dyscyplin i mieszanie (mam nadzieję, że wyłącznie w pozytywnym sensie) sposobów myślenia charakterystycznych
dla różnych dziedzin jest na pewno widoczne w tej pracy. Do pewnego
stopnia może być to jej zaletą, ale wiąże się też z zagrożeniami takimi,
jak niespójność przekazu czy być może zbyt powierzchowne potraktowanie niektórych koncepcji.

I. 4. Proces wyboru terenu badań – środek czy peryferium
Opiszę teraz dokładniej konteksty, w których wykorzystywałam metody badawcze przedstawione we fragmencie Kontekst, w którym szukałam odpowiedzi na pytania badawcze. Dokładna ich deskrypcja wydaje mi się ważna dla dobrego osadzenia analizy materiału badawczego,
o czym wspominałam w części Nici relacji umożliwiające pisanie antropologii. Tego rodzaju opisy bywają pomijane w etnobiologii, gdzie opis
metod i terenu często sprowadza się do informacji ile, jakiego rodzaju
wywiadów zostało przeprowadzonych, informacji o wieku i płci rozmówców, miejscu prowadzenia badań. Wynika to z tego, że teksty pisane przez etnobotaników mają zwykle strukturę przypominającą prace
przedstawicieli nauk przyrodniczych. Powszechna obecnie w antropologii autorefleksja nad miejscem badacza i współtworzeniem przez nie18
go terenu badań nie jest często spotykana w etnobotanice . Warto więc
zaznaczyć, że w ostatnim czasie zaczyna się to zmieniać, np. Susanne
Grasser z kolegami postulowali bardziej szczegółowe opisywanie szeroko pojętego terenu i tego, jak badaczka lub badacz się w nim poruszali (2016), a Rainer Bussmann wraz ze swoją grupą badawczą
pokazali w ilościowych badaniach etnobotanicznych, że zaplecze ideologiczne i wiedza badacza wpływają na wyniki badań, w tym wypadku: ilościowe wskaźniki zaniku tradycyjnej wiedzy o roślinach – TEK
19
(2018) . Postaram się o dość gęsty opis terenu i mojej w nim pozycji,
18. Etnobotanicy z kolei są bardzo wrażliwi na włączanie badanych w proces przygoto-

wania i prowadzenia badań, na odwzajemnienie i łatwość wykorzystania, nawet nieświadomego, społeczności badanej przez badacza (patrz kodeks etyczny ISE 2006). Wynika
to z historii dyscypliny.
19. Bussmann i in. wysnuwają ze swoich wyników badań inny wniosek, sugerują mianowi-

cie, by etnobotanicy szkolili odpowiednią liczbę lokalnych społecznych badaczy (2018).
Współpraca z nimi mogłaby zaowocować większą liczbą wywiadów i przebadaniem całej
Iwa Kołodziejska
27

by przybliżyć doświadczenie terenowe, nie unikając opisu jego cielesności, bo to ono jest źródłem, które poddaję dalszej analizie. Bada się
poprzez własne ciało ze wszystkimi jego możliwościami i ograniczeniami, to przez nie i to wszystko, co nas ukształtowało, postrzegamy sytuacje badawcze. Jednocześnie ciało badaczki jest też tym, co najpierw
postrzegają rozmówcy, stykając się ze mną. Ono podlega również (choć
oczywiście nie tylko) ocenie z ich strony (por. Downey 2010). Taki opis
da czytelnikowi możliwość krytycznego przyjrzenia się źródłom interpretowanych przeze mnie materiałów.
Myśląc o badaniach dotyczących relacji ludzi i roślin, postanowiłam
prowadzić je w miejscu, gdzie rośliny będą tematem codziennych rozmów, będą dla ludzi ważne, a co za tym idzie, zielniki mentalne osób,
które spotkam, będą mogły być rozbudowane. Ponieważ szczególnie
interesuje mnie tworzenie wiedzy o roślinach (ang. making knowledge,
za np. Marchand 2010) w warunkach, w których można korzystać
z wielu jej źródeł, zależało mi na ujęciu wpływu różnego rodzaju mediów na kształt wiedzy o roślinach i sposób jej przekazywania. Wiedzę
rozumiem szeroko – włączam w nią praktyki i umiejętności (Ingold
2002). Przy takich wstępnych założeniach Ukraina (znana mi z wcześniejszych projektów badawczych) wydała się bardzo dobrym miejscem
do szukania terenu badań, rozumianego jako pole badań, miejsce i te20
matyka. W Ukrainie , ze względu na dużą popularność medycyny ludowej (ukr. narodna medycyna) – o tym, jak rozumiem ten termin, będę
populacji, a co za tym idzie – otrzymaniem bardziej wyczerpujących danych, na których
podstawie można wyciągać wnioski dotyczące zmian w TK (wiedzy tradycyjnej). Moim
zdaniem nie rozwiązuje to jeszcze problemu wpływu badającego na to, jakie dane otrzyma. Autorzy widzą ten wpływ w: zapleczu badawczym, teoretycznym i ideologicznym,
konkretnym celu badań, jaki sobie stawiają badacze, metodach badawczych, liczbie badanych, czasie spędzonym w terenie (na te dwa ostatnie czynniki najbardziej wpływa
szkolenie lokalnych badaczy). Uważam za oczywiste, że tego wpływu nie da się zniwelować, dlatego kluczowa jest refleksja nad pozycją badacza bądź badaczy w terenie, dotyczy to każdego badacza, czy to pochodzącego z badanej społeczności, czy spoza niej.
W artykule badacze i badaczki nie podają żadnych informacji o swojej pozycji społeczno-kulturowej (positionality) w badanej społeczności, wiadomo tylko, kto spośród autorów
reprezentuje instytucje badawcze i jakie, a kto społeczności lokalne i jakie.
20. Stosuję formę „w Ukrainie”, mimo że słowniki poprawnej polszczyzny (np. hasło

„na” Markowski 2004) jej jeszcze nie uznają, za to w korpusie języka polskiego, który
bazuje na tekstach pisanych z książek, gazet i internetu jest on coraz powszechniej spotykany. Robię to ze względu na zrozumienie dla wrażliwości wielu Ukraińców (głównie
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
28

pisała dalej – bardzo rozbudowane zielniki mentalne są czymś często
21
s­ potykanym . Łączy się to z dużym zainteresowaniem dzikimi roślina22
mi leczniczymi i jadalnymi . Ponadto ludzie mają dostęp do materiałów pisanych – książek i czasopism o roślinach leczniczych. Zwyczaj
prenumerowania gazet na wsi i czytelnictwa pozostał tu od czasów ZSRR, kiedy to takie działania były promowane przez państwo.
Działania państwa sprzyjały również zwracaniu uwagi ludzi na rośliny; np. aby zwiększyć pozyskiwanie żywności z dzikich stanowisk
po wybuchu wojny z Niemcami (22 czerwca 1941 r.) wydano w ZSRR
kilka książek opisujących zastosowania najpospolitszych dziko rosnących roślin pokarmowych (Keller 1941, Gllerbach, Korjakina i in. 1942,
Tarchevskij 1942 za Pirożnikow 2014).
mieszkających w diasporze i zachodniej Ukrainie), bo moi rozmówcy sami często używali rosyjskojęzycznej formy „na Ukrainie” (por. Saweneć 2012).
21. Przyjmuję tu pojęcie emik – stosowane przez moich rozmówców i obecne powszechnie w ukraińskim dyskursie publicznym. Obejmuje ono między innymi samoleczenie
i ziołolecznictwo. Nie używam polskiego terminu medycyna ludowa, ponieważ w powszechnym odbiorze w Polsce jest on zupełnie inaczej nacechowany niż termin narodna
medycyna w ukraińskim środowisku językowym. Słowo narodna jest przez moich rozmówców wartościowane zdecydowanie pozytywnie, nie jest wiązane z zacofaniem czy
przaśnością. Pisząc o medycynie reprezentowanej przez lekarzy pracujących w przychodniach zdrowia i szpitalach, w których bywają moi rozmówcy, stosuję termin „medycyna oficjalna”. Odwołuję się tu do tego, że jest ona wspierana przez państwo. Z kilku
względów unikam takich terminów, jak medycyna „konwencjonalna” czy „biomedycyna”. Po pierwsze: termin „medycyna oficjalna” jest najbliższy rozumieniu emik – w moim
terenie badań mówi się czasem o tej medycynie oficiina, czyli właśnie oficjalna; po drugie: zarówno dla mnie, jak i dla rozmówców istotne jest, że w kontaktach z jej przedstawicielami często są niezbędne nieoficjalne, do pewnego stopnia pozasystemowe (jak
dalece stały się nieodłączną i nieodzowną częścią systemu, można dyskutować) opłaty;
po trzecie: techniki stosowane przez lekarzy medycyny oficjalnej często czerpią z narodnej medycyny i niezachodnich systemów medycznych, np. medycyny chińskiej – ta ostatnia w wielu kontekstach jest nazywana komplementarną, a nie konwencjonalną (por.
Penkala- Gawęcka 2007).
22. Przewaga liczebna roślin leczniczych w zielnikach mentalnych pozostaje w zgodzie

z obserwacjami (etno)biologów na całym świecie, świadczących o tym, że spośród roślin
użytkowanych przez ludzi najwięcej gatunków jest zbieranych właśnie ze względu na zastosowanie w lecznictwie (Hamilton 2004; Schippman i Leaman 2006). Ważne by pamiętać, że termin „rośliny lecznicze” nie jest czymś łatwo definiowalnym; można mówić np. o continuum między roślinami leczniczymi a jadalnymi (Pieroni i Quave 2006;
Ferreira Júnior i in. 2015).
Iwa Kołodziejska
29

Poszukiwałam też terenu, który można by nazwać „typowym” – niewyróżniającym się dużą różnorodnością biologiczną roślin czy sławą
regionu będącego źródłem najsilniej działających roślin leczniczych,
takiego, skąd pochodzi większość dostępnych na rynku ukraińskim
ziół – Karpat lub Krymu (do czasu aneksji w marcu 2014 r.). Ważne było
dla mnie, by było to miejsce, gdzie ludzie wykazują stosunkowo dużą
mobilność, mają przeciętny dostęp do oficjalnej służby zdrowia, gdzie
wsie nie wyludniają się i jest zachowany przekaz międzypokoleniowy
(rodzice, dzieci, dziadkowie mieszkają w tej samej okolicy). Są to oczekiwania wobec terenu niemal w stu procentach odwrotne w stosunku do tego co, jeszcze do niedawna uważano za najwłaściwszy i naj23
ciekawszy teren dla etnobotaniczki . Jak widać z powyższego akapitu,
szukałam takiej metaforycznie rozumianej środkowości i postanowi24
łam ją znaleźć w nomen omen środkowej Ukrainie . Będące jej częścią
Podole Wschodnie znałam z badań prowadzonych z grupą laboratoryjną Świeckie i religijne autorytety na Podolu Wschodnim, współprowadzoną z Iwoną Kaliszewską w latach 2009–2011 w IEiAK UW. Wiedziałam,
że ludzie w tych okolicach zbierają dzikie rośliny, mają w domach czasopisma dotyczące zdrowego trybu życia i narodnej medycyny i że ten
region spełnia pozostałe moje kryteria.
Jeżdżąc z Murafy (gdzie współprowadziłam zajęcia ze studencką
grupą laboratoryjną) przez Tywrów do Winnicy, mijałam dość rozległą wieś, położoną na długich, niewysokich wzgórzach wśród lasów,
25
i muszę się szczerze przyznać, że estetycznie przypadła mi do gustu .
Jednocześnie była wystarczająco duża, z dobrze rozwiniętą infrastrukturą, by mogła stać się moim głównym miejscem prowadzenia badań; tak też się stało. Wieś Stroyinci była dla mnie punktem wyjścia.
Z czasem teren trochę się rozszerzył o miejsca, które dla stroyinczan
23. W całym tekście używam zamiennie i równoważnie rodzaju męskiego i żeńskiego,

żeby nie psuć płynności tekstu stosowaniem obu form po przecinku, a jednocześnie
podkreślić, że mam na myśli zarówno badaczki, jak i badaczy.
24. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to, czy coś jest centralne, czy peryferyjne, zależy

od perspektywy. Z zachodniej perspektywy i zgodnie np. z definicją Derluguiana całą
Ukrainę można by uznać za miejsce peryferyjne, choćby ze względu na sposób funkcjonowania służby zdrowia (2005).
25. Przez miejscowych wzgórza są nazywane garbami (ukr. горб) i ja w niektórych miej-

scach tekstu będę się posługiwała tą nazwą.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
30

są punktami odniesienia: ośrodki miejskie Żmerinka, Tywrów, Winnica,
a także wsie otaczające Stroyinci, dla których to Stroyinci są punktem odniesienia. Stroyinci były moją bazą, a to, co działo się w innych
miejscowościach, stanowiło kontekst, służyło poszerzeniu rozumienia
zjawisk zachodzących w Stroyinciach. Poruszając się szlakami relacji
ludzi i roślin, trafiałam do tych miejsc, do których udawali się moi rozmówcy. Miejsca te były ważne głównie przy poszukiwaniu roślin leczniczych i oczywiście wielu innych sprawach, które jednak wykraczają
poza zasięg tematyczny tej pracy.

Iwa Kołodziejska
31

II. Stroyinci i ich okolice –
wielogatunkowa etnografia powiązań

Przyjmując perspektywę wielogatunkową, staram się przedstawić
splątania różnych aktorów, traktując ich na tyle na równi, na ile – będąc
człowiekiem – potrafię; biorę też pod uwagę ich wpływ na przedmiot
26
mojej analizy – sposoby praktykowania wiedzy o roślinach . Dlatego
w poniższym rozdziale piszę zarówno o infrastrukturze wsi, zbiorowiskach roślinnych, miejscach, w które jeżdżą moi rozmówcy, oczywiście
o rozmówcach, „odźwiernych”, badaczce, innych zwierzętach, roślinach. Wszyscy oni są splątani w opisywane sieci relacji, są ingoldowskimi ‘biosocial becomings’ – biologiczno-społecznymi „stającymi się”
(Ingold 2013a). Taki opis w pewnym, choć z pewnością niewyczerpującym, stopniu odpowiada na postulat Anny Tsing, by rozszerzać pojęcie wspólnoty i uwzględniać w opisie etnograficznym latent commons
– utajone wspólnoty (2015: 255).

II. 1. Infrastruktura
Stroyinci są stosunkowo dużą wsią, w 2012 roku w radzie wsi (ukr.
cільська рада, сільрада) powiedziano mi, że liczą trochę ponad 1500
26. W rozdziale III.1 wyjaśniam kłopotliwość słowa gatunek oraz piszę o krytyce pojęcia

wielogatunkowość (rozdział III) ze względu na składający się na nie termin gatunek.
Iwa Kołodziejska
33

osób [notatka VasSR.04.2012]. Zgodnie ze spisem powszechnym z 2001
roku obwód winnicki, w którym leżą Stroyinci, należy do regionów wiejskich, czyli takich, w których nie więcej niż 50% ludności mieszka w miastach. Jest to najdalej wysunięty na wschód obwód o takiej strukturze
demograficznej. Obwód winnicki jest też jednym z 3 spośród 25 ukraińskich obwodów o najniższym odsetku mężczyzn. Statystycznie na 1000
kobiet przypada tu 840 mężczyzn (ukr cenzus 2001), tę demograficzną
prawidłowość widać też w Stroyinciach. Dlatego wiele spośród moich
rozmówczyń mieszkało samotnie, miało za sobą doświadczenie śmierci
lub odejścia partnera.
Wieś jest dość rozległa (po przekątnej, dostępnymi ścieżkami,
ma 4.2 km, chcąc obejść wieś dookoła po granicznych ulicach, trzeba
by przejść około 9 km), wzgórza i znajdujące się między nimi wąwozy
w naturalny sposób dzielą ją na różne obszary – swego rodzaju dzielnice. Na wypłaszczonym dużym szczycie głównego wzgórza znajduje
się część nazywana sowchozem, w niej poza biurem (kantorą) położonego w pobliżu dawnego sowchozu sadowniczego znajdują się szkoła,
przedszkole, przychodnia zdrowia (medpunkt), apteka, dawna sowchozowa stołówka, służąca obecnie mieszkańcom w czasie dużych uroczystości, takich jak np. wesela, popadający w ruinę dawny hotel pracowniczy (ukr. khurtozhytok, hurtożytok), budynek rady wsi (ukr./ros.
27
silrada/selrada), w którym mieszczą się też poczta i zakład fryzjerski .
28

Rozmowa w pokoju księgowej rady wsi :
To pomieszczenie, w którym teraz jesteśmy, to było kiedyś biuro kołcho29
zu . A potem, już kiedy powstał radgosp, już oni przenieśli się do tamtego biura [tego, które jest obecnie biurem STOV-u Podillia – jednej
z posowchozowych firm działających w Stroyinciach]. A rada wsi
znajdowała się w budynku domu kultury. Poczta, bank też tam były,
27. Podaję słowa najczęściej używane przez rozmówców. Więcej wyjaśnień dotyczących

języka znajduje się dalej w tekście.
28. Tekst wszystkich cytatów z wywiadów podaję we własnym tłumaczeniu. Oryginały

dostępne w moim archiwum.
29. Bywa, że stroyinczanie mówią zamiennie sowchoz, radgosp, albo kołgosp. Gospo­

darstwo w ich wsi za czasów ZSRR było państwowe, a nie kolektywne, czyli było sowchozem (ros.) lub radgospem (ukr.).
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
34

ja kiedyś pracowałam w banku, dwadzieścia jeden lat, tak, ja jestem
pracownikiem bankowości. A potem nas przenieśli tu [na Sowchoz].
No centrum wsi... jest tak jakby tam [na dole garbu, koło cerkwi], ale
tak czy inaczej, więcej ludzi mieszka tu, to już zrobili tu, tak jakby.
[Maria, K. 55, wyw. DW_A0142].
Również w tej okolicy znajdują się kościół i cmentarz katolicki oraz
jeden z trzech stroyinieckich sklepów – największy i najlepiej zaopatrzony. W latach 60. XX w. w tej części wsi ze środków sowchozowych,
z inicjatywy kierownika Petra Kasko (Касько Петро Тимофійович),
zostało zbudowanych kilkadziesiąt domów jednorodzinnych wzdłuż
dwóch asfaltowych ulic, są tu także dwa niewysokie bloki. Mieszkający
„na Sowchozie” – jak to określają stroyinczanie – mają dostęp do bieżącej wody i gazu, ulice w tej części wsi są asfaltowe, pnie drzew i kra30
wężniki regularnie bielone . Inaczej wygląda centralna część wsi,
gdzie znajduje się dom kultury nazywany klubem. W jego wymagającym remontu budynku mieści się wiejska biblioteka, przed nim stoi
tak zwany pomnik nieznanego żołnierza, poświęcony mieszkańcom
wsi, którzy zginęli podczas wielkiej wojny ojczyźnianej. Za zakrętem
drogi, w najstarszej części wsi, znajduje się cerkiew. Uliczki są tu kręte, oddające rzeźbę terenu – kształt jarów i wzgórz, nie ma tu nigdzie
asfaltu poza główną drogą Krasne (Красне) – Jaroszenka, przecinającą wieś oraz położoną na granicy północnej części wsi, wybitą kocimi
łbami drogą, prowadzącą do sowchozowych sadów, nazywającą się nomen omen Sadowa. W wielu miejscach nie ma bieżącej wody ani gazu.
Gospodarstwa poza Sowchozem są rozproszone, a odległości między
różnymi częściami wsi są postrzegane jako duże. Szczególnie latem,
kiedy są wysokie temperatury i zimą, gdy spadnie dużo śniegu, dystanse bywają trudne do pokonania, szczególnie dla starszych osób. Wejście
na główne wzgórze dzielące Sowchoz od reszty wsi bywa dla niektórych
osób przeszkodą nie do pokonania przy niesprzyjających warunkach
pogodowych. Część wsi, również poza Sowchozem, ma dostęp do bieżącej wody i gazu, w niektórych miejscach jest też kanalizacja, jednak
w większości gospodarstw są sławojki, a czerpanie wody ze studni
jest ważnym codziennym obowiązkiem. Woda ze studni jest czerpana
30. Ja też będę w tekście nazywała tę część wsi Sowchozem.

Iwa Kołodziejska
35

również w licznych gospodarstwach z dostępem do bieżącej wody, jako
31
że jest ona uważana za smaczniejszą i lepszą . Nie we wszystkich obejściach są studnie, na wielu ulicach są wspólne ujęcia, które obsługują kilka lub nawet kilkanaście gospodarstw, do których czasem trzeba
donosić wodę z dość znacznych odległości. Słyszałam jednak nie raz,
że teraz to nic w porównaniu z tym, co było w latach po drugiej wojnie światowej, kiedy po wodę chodziło się w głębokim kopnym śniegu
z koromysłem na ramionach do jeszcze bardziej oddalonych studni.
Nieopodal cerkwi, przy głównej drodze, znajduje się drugi ze stroyinieckich sklepów spożywczo-przemysłowych, tzw. Czajnia – sklep
ten dawniej był lokalnym barem, stąd powszechnie używana nazwa
(od ukr. czaj – herbata, choć nie tylko herbatę tu pito...), oficjalnie nazywa się Kalinoczka, ale nigdy nie słyszałam, by ktoś o nim tak mówił.
W Czajni są stoliki: jeden wewnątrz, drugi pod daszkiem na zewnątrz
– klienci często przysiadają przy tych stolikach, piją herbatę lub latem
kwas, czasem coś mocniejszego, i rozmawiają z aktualnie dyżurującą
sprzedawczynią. Tu zawsze można się dowiedzieć, kto umarł, kto się
urodził, kto wyjechał, kto przyjechał, zachorował bądź wyzdrowiał, jakie prace są aktualnie wykonywane w posowchozowych przedsiębiorstwach itp., itd. Jednym słowem – wszystkiego, co aktualne i ważne dla
stroyinczan. We wsi jest jeszcze jeden sklep, przez niektórych nazywany katolickim, w północnej części wsi. Późną wiosną 2012 roku pojawiły się jeszcze w okolicy Czajni i na Sowchozie budki z pieczywem.
Zarówno sklepy, jak i budki, należą do powstałych po rozwiązaniu sowchozu przedsiębiorstw rolnych. Ich szefowie są nazywani współczesnymi panami i sformułowanie to dobrze oddaje, jak z punktu widzenia
większości mieszkańców wsi wyglądają z nimi relacje. Uwidacznia się
to choćby w przestrzeni wsi: kantora STOV-u Podillia – jednej z dwóch
posowchozowych firm, znajdująca się, jak wspomniałam, na Sowchozie
32
– ma szyby z weneckiego szkła i robi wrażenie niedostępnej . Pola
31. W Winnicy też często ludzie korzystają z osiedlowych studni, które są dla nich źród-

łem dostępu do wody uznawanej za będącą lepszej jakości (por. Caldwell 2011: 114-115).
32. W 2015 roku pracownicy firmy oraz jej współwłaściciele zorganizowali przejęcie firmy.

Był to już czas, kiedy smartfony i Internet stały się bardziej dostępne dla mieszkańców
Stroyinciów. W związku z tym filmiki z tych wydarzeń są dostępne na: https://www.youtube.com/watch?v=f6hc0WQfMlQ [dostęp 18.10.2022], czy: https://www.youtube.com/
watch?v=q-eZSWJv8U8 [dostęp 18.10.2022]. Wydarzenia były również komentowane
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
36

i sady należące do firm są strzeżone przez strażników z bronią i psami,
od jakiegoś czasu większość zatrudnianych strażników pochodzi spoza
wsi. Obecność ich i psów budzi lęk i jest źródłem opowieści o tragicznych wydarzeniach z ich udziałem. Nie trzeba kraść ani mieć takich intencji, by bać się strażników. Kiedyś zbierałam grzyby na granicy sadu
ze znajomymi stroyinieckimi dziewczynkami. Nagle dało się słyszeć
szczekanie psów. Mimo że nie byłyśmy na terenie należącym do firmy,
dziewczynki szybko ustaliły, że musimy uciekać, bo psy są tresowane,
by rzucać się na ludzi, a nikt nie będzie sprawdzał, czy przekroczyłyśmy granicę pól czy nie. Później opowiedziały mi kilka „mrożących
krew w żyłach” historii o strażnikach i ich psach. Oczywiście jednocześnie obecność strażników powoduje też próby przechytrzenia ich.
Ukształtowanie terenu i historia zabudowywania wsi powodują,
że między gospodarstwami są liczne tereny wspólne – niezabudowane i nieuprawiane: fragmenty łąk i lasków – takich jak ten, w którym
zbierałam grzyby z dziewczynkami. Z jednej strony zwiększa to obszar
wsi, a z drugiej powoduje, że blisko jest do miejsc, gdzie można zbierać
dzikie rośliny. Moi rozmówcy mają silny, emocjonalny stosunek do tych
przestrzeni, mają one nazwy w lokalnej toponimii. Na Sowchozie jest
też bardziej zagospodarowana zielona przestrzeń wspólna, zwana parkiem. Stworzono ją mniej więcej w latach 60. XX w. Posadzono tam
egzotyczne drzewa: np. pokalta (surmia bignoniowa, Catalpa bignonio33
ides Walter), które są ważne dla niektórych z moich rozmówców .

w mediach: https://www.vinnitsa.info/news/kolishniy-direktor-kinuv-spivzasnovnikiv-ta-investora-na-agrofirmu-stov-podillya.html [dostęp 18.10.2022], czy: http://vlasno.
info/ekonomika/3/biznes/item/3761-kerivniki-podillya-zaperechuyut-rejderstvo-u-stro
jintsyakh?tmpl=component&print=1 [dostęp 18.10.2022].
33. W tabeli na końcu książki znajduje się zestawienie wszystkich zasłyszanych nazw

lokalnych. W tekście jako podstawowe podaję nazwy lokalne. Parafrazując wypowiedź
konkretnego rozmówcy, używam nazwy, która padła w wypowiedzi, pisząc ogólnie o taksonie, podaję wszystkie nazwy, z którymi się spotkałam, lub najczęściej spotykaną. W nawiasie podaję nazwę polską i łacińską. Jeśli wielokrotnie powtarzam jakąś nazwę, to dla
wygody czytelnika poprzestaję na nazwie lokalnej. Więcej o nazewnictwie i języku, jakim
mówi się o roślinach, znajduje się w dalszych częściach pracy – głównie podrozdziałach
III.1. i IV.2. Problemowi zapisu nazw roślin i ich botanicznemu oznaczaniu poświęcam
osobny fragment w rozdziale III – III.1 i III.1.1.
Iwa Kołodziejska
37

Maria: [mówi o pokalcie] Tak, tak trochę jak kashtan [(kasztanowiec
zwyczajny, Aesculus hippocastanum L .)], ale taka duża, duże takie
i bardzo ładne kwiaty. W tym miejscu, tu jest bardzo dużo takich egzotycznych drzew.
IK: A skąd się tu wzięły?
Maria: Zakładali park, tu było dużo tego wszystkiego, zakładali park,
ja nie wiem, skąd je przywieźli, te wszystkie sadzonki. Piękne. Ot, klen
[(klon pospolity, Acer platanoides L .)], widzicie klen?
IK: Tak, on też jest taką kulą.
Maria: Tak, taki kulistokształtny. O, a to drzewo, nie wiem, jak się nazywa, ale to ciekawe drzewo. Podobne do riabiny [(jarzębu pospolitego, Sorbus aucuparia L .)]. [Maria, K. 55, wyw. DW_A0142]
Obecność we wsi apteki i przychodni zdrowia (medpunktu) miały znaczenie dla moich badań. Jakość usług lekarzy przychodni była różnie
postrzegana przez rozmówców.
Do lekarza to trzeba jechać do Winnicy, tu nie pomagają, wzywałam
ich już trzy razy, mieli przyjść, zmierzyć ciśnienie, dać zastrzyk i nie
przyszli. Możesz umierać, a oni się nie pofatygują. [Adela, K. 87 lat,
Notatki/ VI 2012]
U nas w przychodni są bardzo dobrzy lekarze, dają zastrzyki i kro34
plówki [Hala, K. 55, Notatki/8.04. 2012]
Poza zielonymi przestrzeniami wspólnymi są we wsi oczywiście również ogrody przydomowe. Są różnej wielkości, większość ich powierzchni zajmują jadalne rośliny uprawne, ale wiele osób ma również
choć trochę roślin ozdobnych – szczególnie te wczesnowiosenne, takie jak rast (kokorycz, Corydalis cava (L.) Schweigg. & Körte, C. solida
(L.) Clairv.) i podsnizhniki (śnieżyczka przebiśnieg, Galanthus nivalis
L.), bywają przenoszone z lasu. W ozdobnej części wielu ogrodów mają
swoje miejsce rośliny lecznicze, takie jak: miata (mięta – różne gatunki
i odmiany, Mentha spp.) czy melisa (melisa lekarska, Melissa officinalis L.). Wymiana i kupowanie roślin uprawnych i ozdobnych jest jedną
z ważnych praktyk mieszkańców wsi. W ogrodach przeważnie pracuje
34. Moi rozmówcy bardzo cenią podawanie leków w postaci kroplówek, jest to charakte-

rystyczne zarówno dla Ukrainy, jak i Rosji.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
38

się ręcznie, we wsi właściwie nie ma w tej chwili koni ani prywatnych
traktorów. Pożyczenie sobie konia lub traktora, które mogłyby ciągnąć
pług, wymaga odpowiedniego kapitału ekonomicznego lub społecznego, których wielu stroyinczan nie posiada. Ręczne glebogryzarki/ciągniki jednoosiowe (ukr. motoblok) są urządzeniami, które stają się coraz
bardziej dostępne dla mieszkańców wsi, umożliwiają szybsze i łatwiejsze przekopanie niewielkiego ogrodu. Pewnie stopniowo będą przynosiły zmniejszenie udziału całkowicie ręcznej pracy, choć tempo tych
zmian może być wolniejsze, niż by się wydawało jeszcze kilka lat temu,
ze względu na kryzys wywołany wojną na wschodzie kraju. Trzeba pamiętać, że czynniki ekonomiczne to nie wszystko, jednocześnie praca
ręczna jest wysoko ceniona. Na przykład Larisa, spytana przez znajomego w okresie sadzenia ziemniaków (koniec kwietnia/początek
maja), jaką metodą będzie sadziła resztę ziemniaków, która jej jeszcze
została, powiedziała, że ma bardzo ładne ziemniaki, więc szkoda ich
pod maszynę (sadzarkę), bo je potnie, można ewentualnie pod pług,
35
a najlepiej będzie posadzić ręcznie [K. 34, Notatki/ V 2012]. Ręcznie,
u wszystkich moich rozmówców, okopuje się rośliny (podhortanie – robienie kopczyków wokół roślin), postępuje się tak z ziemniakami, niektórzy okopują również kukurydzę i fasolę, bo zapobiega to przechylaniu się roślin i wyrastaniu chwastów (spontanicznie pojawiających się
roślin, niechcianych przez rolnika i utrudniających wzrost roślinom
36
uprawianym) . Jest to żmudna i dość ciężka praca, nieraz wykonywana
częściej niż raz w ciągu sezonu, podobnie jak gracowanie gleby wokół
upraw. Praca ręczna i niepryskanie chemicznymi środkami ochrony roślin upraw są zagadnieniami trochę bardziej skomplikowanymi, którym
poświęcę więcej uwagi w dalszej części pracy, opisując zielnik Haliny
Anatolevnej. Tu tylko wspomnę, że ze względu na bliskość posowchozowych sadów opryski są elementem krajobrazu kulturowego. Kiedy
pojawia się dźwięk maszyn opryskujących wokół domów (szczególnie
tych sąsiadujących z sadami), zaczyna się bieganina, słychać okrzyki:
35. Piszę o poszczególnych osobach tak, jak się do nich zwracałam i o nich mówiłam,

z zachowaniem form grzecznościowych ciocia/baba/did, ewentualnie otczestwa, jeżeli
w taki sposób o danej osobie mówiłam, będąc w terenie.
36. Często rośliny spontanicznie pojawiające się na polach są na nich tolerowane i wy-

korzystywane w celach leczniczych, czy jako rośliny jadalne, będące źródłem witamin
i innych wartościowych związków zarówno dla ludzi, jak i zwierząt gospodarskich.
Iwa Kołodziejska
39

chowaj pranie! Doświadczałam tego często, mieszkając u pierwszej
z gospodyń, która udzieliła mi gościny w czasie badań. Drugie gospodarstwo było położone w zacisznym zaułku z dala od sadów. Środki
ochrony roślin podlegają międzysąsiedzkim wymianom. Są dość drogie, więc jeśli da się je pozyskać, nie ponosząc dużych wydatków i nie
podejmując wysiłku jechania po nie do miasta, to oczywiście się z tego
korzysta. Dostęp do nich mają niektórzy pracownicy firm powstałych
po rozpadzie sowchozu i bogatsi gospodarze. Któregoś razu szłam drogą prowadzącą w stronę Jaroszenki i zobaczyłam jednego z właścicieli
większych indywidualnych gospodarstw, często bywającego w mieście.
Stał na schodkach przed domem i przelewał strzykawką, zanurzaną
w plastikowym kanistrze, środek ochrony roślin do plastikowej butelki.
Później dał tę butelkę sąsiadowi, który po nią przyszedł. W takich okolicznościach środki są traktowane inaczej. Nie myśli się o przekazywanej substancji chemicznej jako o czymś bardzo niebezpiecznym i trującym. Mówi się ewentualnie o tym, że taki sposób przekazywania tych
środków nie jest legalny, ale jak ktoś potrzebuje i sam nie ma dostępu,
to czemu się z nim nie podzielić?

II. 2. Okolice
W pozostałych miejscowościach, w których prowadziłam badania
(Winnica, Żmerinka, Tywrów, Kobeleckie [Кобелецьке], Hrysziwcy
[Гришівци]) nie mieszkałam nigdy dłużej niż kilka dni. Obserwacje,
rozmowy i wywiady prowadzone w tych miejscach traktowałam wyłącznie jako sposób na uzupełnienie kontekstu, coś, co pomaga w lepszym zrozumieniu tego, co dzieje się w Stroyinciach. W miastach poruszałam się szlakami moich rozmówców, szczególny nacisk kładąc
na szlaki związane z poszukiwaniem roślin – ważne przede wszystkim
okazały się apteki. W Winnicy miałam więcej kontaktów, np. z osobami leczącymi, i znałam ją lepiej jeszcze z czasu poprzednich badań.
Winnica liczy 400 000 mieszkańców, są tu szkoły wyższe, do których
uczęszczają mieszkańcy Stroyinciów, szpitale i urzędy. Częściej niż
do Winnicy stroyinczanie jeżdżą do miasta rejonowego – Tywrowa,
tu bywają u dentysty, to tu zwykle trafiają do szpitala czy domu porodowego, aptek, większych sklepów czy na targ. Bywają tu też na różnych regionalnych uroczystościach, np. dniach rejonu tywrowskiego,
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
40

po to, by przedstawić swoją wieś. W Żmerince zwykle bywają mieszkańcy Stroyinciów przejazdem, bo jest tam ważny węzeł kolejowy,
przy okazji często robią zakupy, polecali mi apteki, w których bywają.
Odwiedziłam je i przeprowadziłam wywiady z osobami w nich pracującymi. Podobnie zrobiłam w tywrowskich aptekach.
Kobeleckie jest wsią liczącą około 300 mieszkańców i leżącą nieopodal Stroyinciów. Ludzie stamtąd czasem przyjeżdżają do pracy
w Stroyinciach, choć w leżących bliżej Hrisziwcach, będących siedzibą rady obu wsi, też jest posowchozowa firma zajmująca się głównie
hodowlą krów i produkcją mleka. W Hrysziwcach mieszka nieco poniżej 500 osób. W obu wsiach są cerkwie, ale nabożeństwa zwykle odbywają się w większych Hrisziwcach. Kobeleccy katolicy często przychodzą do kościoła w Stroyinciach, bo do ich wsi ksiądz dojeżdża rzadko;
to oni mają szczególnie dużo kontaktów ze stroyinczanami.

II. 3. Ludzie
II. 3.1. Prawosławni i katolicy
W Stroyinciach są dwie świątynie, do których, przynajmniej na większe święta, chodzi duża część mieszkańców: znajdująca się w centrum
błękitna, drewniana cerkiew, należąca do Patriarchatu Moskiewskiego,
i położony w górnej części wsi naprzeciwko Sowchozu kościół katolicki. Katolicy stanowią w Stroyinciach mniejszość, liczą, że jest ich około 80 chałup. W czasie mojego pobytu w Stroyinciach został oddany
do użytku nowy, budowany od wielu lat, budynek kościoła. Wcześniej
nabożeństwa odbywały się w przystosowanej do tego celu sali. Ksiądz
do Stroyinciów dojeżdża raz w tygodniu lub rzadziej, z odległej o20
km Murafy. Batiuszka natomiast mieszka na miejscu, w domu tuż koło
cerkwi. We wsi jest też kilka rodzin protestantów, którzy nie mają tam
swojej świątyni. W Stroyinciach są trzy cmentarze: dwa prawosławne –
stary i nowy blisko siebie, po dwóch stronach drogi, daleko od cerkwi,
która jest w centrum wsi, oraz jeden katolicki, znajdujący się za kościołem. Na cmentarzach nie ma starych krzyży i nagrobków, jakie można zobaczyć w położonych niedaleko Krasnym czy Murafie. Większość
grobów jest ziemnych z prostym metalowym krzyżem i bardzo wiele
osób takie uważa za ładniejsze, ale bardziej pracochłonne w utrzymaniu. Wymagają okopywania, odchwaszczania, obsadzania barwinkiem
Iwa Kołodziejska
41

i przed większymi świętami obsypywania brzegów jaśniejszą – rudawą, gliniastą ziemią. Można robić z niej też wzory – najczęściej krzyże
na środku mogiły. Starsze osoby coraz częściej kupują tak zwane nagrobniki – betonowe obramówki na mogiłę, zapobiegające obsypywaniu się ziemnych krawędzi.
Ludzie dość często definiowali siebie i swoich sąsiadów poprzez
wyznanie. Myślę, że wydawało się to informacją szczególnie ważną
w rozmowach ze mną – osobą z Polski – kraju automatycznie kojarzącego się z katolicyzmem, dlatego podkreślano to, że jakaś osoba jest katoliczką bądź katolikiem. Bycie prawosławnym było traktowane jako stan
domyślny i raczej nie podawano mi tej informacji w pierwszej kolejności. Katolicyzm bywa przez niektórych stroyinczan, szczególnie prawosławnych, nazywany polską wiarą. Niemniej stroyinieccy katolicy (inaczej niż dzieje e w Murafie), z wyjątkiem jednej czy dwóch osób, nigdy
nie mówią o sobie, że są Polakami. Nie słyszałam o nikim, kto w latach
2012–2013 w Stroyinciach miałby Kartę Polaka lub się o nią starał.
Tak o uczestnictwie w nabożeństwach mówiła jedna z moich prawosławnych rozmówczyń:
Natasza: ja rzadko chodzę, no ja i tak, do cerkwi chodzę i do kościoła
czasem. A to ten, a to ikonę nosili po domach, a to i ja wzięłam do siebie
37
tę polską ikonę . Jaka to jest różnica, Matka Boska jedna, czy ona jest
polska, czy prawosławna. I wszystko inne takie samo. I modlitwy takie
38
same, tylko że w kościele to po polsku mówią teraz to ... Ot, my mówimy Bogurodzico dziewico, a wy Maryja. O, to tak samo, jak te same
pierogi, [śmieje się] ale w innej misce. [Natasza, k. ok. 55, DW_A0118]
W ramach badań uczestniczyłam w nabożeństwach – zarówno w kościele katolickim, jak i w cerkwi. Moja obecność na nabożeństwach miała
większe znaczenie dla katolików niż dla prawosławnych i była źródłem
nowych znajomości i bliższych kontaktów – właściwie wyłącznie w wypadku tych pierwszych. Szczególnie dbałam o to, by być na wszystkich
świętach, podczas których są święcone rośliny, czy to w kościele, czy
37. Chodzi o obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.
38. Było tak w Stroyinciach mniej więcej do 2010 roku, obecnie msze odbywają się

w języku ukraińskim, ludzie mają modlitewniki po ukraińsku i tak się modlą. Czasem
po mszy odmawiają modlitwy po polsku.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
42

w cerkwi. Zdarza się, że ludzie święcą sobie nawzajem rośliny w świątyni, do której chodzą, a także wymieniają się święconymi roślinami
niezależnie od konfesji. Chodzą też do siebie nawzajem na prowody
(zaduszki, odwiedziny zmarłego na cmentarzu w konkretnych okresach po śmierci), a nabożeństwa, związane np. z zakończeniem edukacji w szkole podstawowej (ukr. vypusk), odbywają się i w jednej,
i w drugiej świątyni z udziałem wszystkich uczniów kończących szkołę. Nie obserwowałam żadnych konfliktów o podłożu religijnym, czasem zastanawiano się tylko, czy nowy (w parafii od 2011 roku) batiuszka nie mówi źle o katolikach. Niezależnie od tego, czy rzeczywiste, czy
też domniemane, niepochlebne wypowiedzi batiuszki o katolikach nie
przekładały się negatywnie na codzienne kontakty między sąsiadami.
Wielokrotnie słyszałam ludzi rozważających, czy przez wzgląd na sąsiadów obchodzących swoje święto można dziś pracować. Na przykład
Natasza (k. 55) bardzo przepraszała mnie podczas wywiadu za świniobicie w katolicki Poniedziałek Wielkanocny: nie powinno tak być, że bije
się świnię w święto, ale Wielkanoc tydzień po tygodniu w tym roku i nie
byłoby kiedy jej bić [Notatki/9.04.2012]. Ludzie w ogóle często się zastanawiają, czy można danego dnia wykonywać niektóre prace, czy można prać, czy można rąbać, używać innych ostrych narzędzi, i starają się
przy tym brać pod uwagę jedne i drugie święta.
Małżeństwa mieszane są bardzo powszechne i nie słyszałam, żeby
ktoś uważał to za problem, czy nawet utrudnienie w codziennym życiu.
II. 3.2. Język
Poszukiwana przeze mnie przy wyborze terenu badań „środkowość”
odbija się również w języku, którym mówią stroyinczanie i w którym
prowadziłam badania. Jadąc w teren, początkowo swobodnie porozumiewałam się po rosyjsku, byłam osłuchana z ukraińskim, ale znałam w nim zaledwie kilka słów, nie przeszkadzało to moim rozmówcom, niektórzy pytali, czy wolę rozmawiać po rosyjsku, ale większość
nie zwracała na to uwagi i była zadowolona, że oni mnie bez problemu rozumieją i ja rozumiem ich. Dość szybko przejęłam język, którego słuchałam, mieszkając w Stroyinciach. Cieszyło to moich rozmówców, obserwowali tę zmianę i zdarzało mi się usłyszeć: teraz mówisz
jak nasza! Język, którym zaczęłam mówić, jest surżykiem – mieszanką leżącą gdzieś blisko środka na skali kontinuum między rosyjskim
Iwa Kołodziejska
43

a ukraińskim. Surżyk, zdaniem Laady Bilaniuk, amerykańskiej antropolożki lingwistycznej ukraińskiego pochodzenia, nie jest językiem
o określonych ramach, gdyż jest bardzo zmienny i różni się znacznie
w zależności od tego, kto nim mówi i z jakiego regionu Ukrainy pochodzi (2005). Oznacza to, że język, którym na co dzień mówią stroyinczanie, różni się od literackiego ukraińskiego. W szkole nauczyciele
ukraińskiego często poprawiają swoich uczniów, by inaczej akcentowali wyrazy, konstruowali zdania, użyli innego, bardziej „ukraińskiego” słowa. Takie poprawianie i pilnowanie tego, jak się mówi, jest charakterystyczne nie tylko dla sytuacji bycia uczniem. Ludzie wychwytują
niektóre rusycyzmy i poprawiają się nawzajem, np. mówi się po wodu
(по воду), nie za wodoju (за водою) – w kontekście chodzenia po wodę
39
do studni (por. korekcja językowa, Bilaniuk 2005) . Na co dzień ludzie
dużo myślą i mówią o języku. Łączy się to zarówno z polityką językową państwa (dyskusje o języku urzędowym, które nawet przed aneksją Krymu i początkiem wojny co jakiś czas wracały w parlamencie
i mediach, np. po wyborze Wiktora Janukowycza na prezydenta, który
w kampanii wyborczej obiecał wprowadzenie języka rosyjskiego jako
drugiego urzędowego), jak i tym, w jakim języku są prowadzone oglądane przez nich programy telewizyjne i na jakim kanale je oglądają (por.
Bilaniuk 2012). Jednak w moich rozmowach z mieszkańcami Podola
pojawiało się to szczególnie często, bo z ich inicjatywy dyskutowaliśmy
sprawy nazewnictwa roślin; opiszę to dokładniej w rozdziale o uczeniu
się ze źródeł pisanych (IV.2 i kolejne podrozdziały). Wynika to z tego,
że ludzie funkcjonują w sytuacji dwujęzyczności i w zwykłych rozmowach pojawiał się czasem językowy wątek tożsamościowy. Rozmówcy
swój język traktowali jako ten, który dla mieszkańców każdego zakątka
kraju powinien być zrozumiały, bo jest „pośrodku” między rosyjskim
ze wschodu i ukraińskim zachodniej Ukrainy. We wsi często podkreślano, że oni są tacy ze środka, jak pojadą na zachód, to mówią na nich
39. Na stronach dotyczących poprawności językowej (np. onlinecorrector.com.ua/поводу/ dostęp 19.01.2018) i forach internetowych, na których poruszane bywają kwestie języka, zarówno ta, jak i podobne kwestie bywają bardzo żywo dyskutowane. Było
tak też przed Majdanem (por. np. wpisy z października 2013 r. https://gramota.turbotext.ru/q/1746.html, dostęp 19.01.2018). Pobieżna analiza takich wypowiedzi wskazuje

na różne tożsamościowe napięcia odzwierciedlane w języku: miasto (tu do niedawna dominował rosyjski) – wieś, silne akcentowanie tożsamości ukraińskiej/kozackiej – sprzeciw wobec łączenia tożsamości ukraińskiej z językiem.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
44

moskale, jak pojadą na wschód, to mówią, że oni są banderowcami –
40
a jacy z nich banderowcy czy moskale ? Oni są po prostu mieszkańcami
środka Ukrainy. Gdy już mieszkałam jakiś czas w Stroyinciach i byłam
uważana za kompetentną językowo, znajomy, który był jednym z moich kluczowych rozmówców i z którym często się spotykałam, poprosił
mnie o pomoc językową. Jest osobą dużo czytającą, a kiedy do niego
przyszłam, czytał akurat Senekę. Dał mi książkę do ręki i powiedział:
może ty zrozumiesz, oco tu chodzi, co to za słowo: zahlannyi (захланний)? Przetłumaczyłam je na rosyjskie i używane w Stroyinciach – żad41
nyj, zhadnyi (жадный) – chciwy . Na co Witia zareagował ze złością:
No oczywiście i teraz to ma sens! Po co używają takiego dziwnego zapadianskiego (chodzi o zachodnioukraińskie) słowa! Zamiast napisać
po prostu żadnyj i każdy by zrozumiał! [Notatka 11.08.2012]
II. 3.3. Praca
Na to, jakim językiem ludzie mówią i jak siebie postrzegają jako
Ukraińców „środka” – ani moskali, ani banderowców – wpływają ich
kontakty zewnętrzne: migracja zarobkowa (szczególnie ta wewnątrz
Ukrainy i do Rosji), wyjazdy na studia, kontakty z rodzinami w innych
częściach kraju. Podobnie wpływa migracja na wiedzę o roślinach;
40. Kiedy na przełomie 2014 i 2015r., na fali wydarzeń na wschodzie kraju i Krymie,

w telewizji mówiono dużo o Stepanie Banderze, spotkałam w Czajni znajome kobiety
– rozmawiały o tym, że muszą koniecznie obejrzeć film o Banderze, który będzie pokazywany w telewizji, żeby się w końcu dowiedzieć, kto to był. Śmiały się: mówią o nas,
że my banderowcy, a my nawet nie wiemy, kto to ten Bandera był! W innym miejscu
z kolei usłyszałam rozmowę: K 1: Bandera, Bandera, a jak właściwie ten Bandera miał
na imię? K2: Nie wiem, nie pamiętam, jakoś tak... K1: Jakieś takie dziwne, zapadianskie
(zachodnioukraińskie) imię miał... Kobiety zwróciły się do mnie z pytaniem, czy ja wiem.
Odpowiedziałam: Tak, Stepan. K1: Może i Stepan, dziwne imię... Postać Bandery nie należy do ich doświadczenia osobistego ani pochodzącego z przekazu pokoleniowego. Osoby,
które skończyły szkołę przed 1991 rokiem, mogły nie spotkać się z tą postacią również
podczas edukacji szkolnej.
41. W ukraińskim jest też używane podobnie brzmiące słowo zhadibnyi, żadibnyj
(жадібний), znaczące tak samo chciwy, zachłanny, łapczywy. Według Wikisłownika jest
też rzadko spotykane słowo o tym samym znaczeniu, brzmiące bardzo podobnie do rosyjskiego: żadnij (жадний) [https://pl.wiktionary.org/wiki/%D0%B6%D0%B0%D0%B
4%D0%BD%D0%B8%D0%B9#uk, data dostępu 19.01.2018, Словник української мови
Академічний тлумачний словник (1970–1980) http://sum.in.ua/s/zakhlannyj, data dostępu 18.10.2022].

Iwa Kołodziejska
45

ludzie poznają rośliny charakterystyczne dla innego typu siedlisk:
np. torfowisk i borów sosnowych zachodniej Ukrainy, dowiadują
się o nowych zastosowaniach znanych im roślin albo o nowych, nieznanych im roślinach. Wśród roślin ważnych dla moich rozmówców
szczególnie te lecznicze są przedmiotem wymiany informacji w warunkach mobilności.
W czasach Związku Radzieckiego mieszkańcy Stroyinciów często
wyjeżdżali do pracy zarówno poza obręb Ukraińskiej Socjalistycznej
Republiki Radzieckiej, jak i na jej terytorium. Szczególnie osoby wykształcone w zawodach technicznych wyjeżdżały do pracy w fabrykach
– inżynierowie, pracownicy techniczni niższego i wyższego szczebla. Większość z tych osób wróciła do Stroyinciów w latach 90. XX w.,
bo ich miejsca pracy zostały zlikwidowane. Innym ważnym kierunkiem
migracji stroyinczan było miasto Nojabrsk [Ноябрьск] w JamalskoNienieckim Okręgu Autonomicznym na północy Federacji Rosyjskiej,
gdzie znajdowali zatrudnienie w przemyśle naftowo-gazowym.
Wyjazdy do Nojabrska, według moich rozmówców, były najbardziej
nasilone w latach 80. XX w. (miasto powstało w 1976 r.). Zatrudnienie
w przemyśle rafineryjnym dawało stabilną pracę, dobrą zapłatę i emeryturę w wieku 55 lat. Wiele osób wraca z północy Rosji na emeryturę
do rodzinnej wsi.
Lata 90. XX w. były okresem zwiększonej mobilności, ludzie na własną rękę jeździli sprzedawać plony na terenie Ukrainy – głównie na targu w Odessie, z którą jest bezpośrednie połączenie kolejowe, i w różnych miejscach Rosji. To drugie wymagało więcej zachodu i organizacji.
Ludzie na własną rękę kombinowali transport ciężarówką, czasem nawet ciężarówką chłodnią, jechali przez Rosję i sprzedawali, aż pozbyli się całego towaru (por. Humphrey 2010, o Ukraińcach przyjeżdżających z towarem do Rosji od końca lat 80.). Sprzedawali głównie jabłka,
którymi płacono pracownikom w ostatnich latach funkcjonowania
miejscowego sowchozu. Było to dla ludzi – szczególnie kobiet, które nie
miały doświadczenia dalekich wyjazdów związanych ze służbą wojskową – ważne doświadczenie. Bywało, że opowiadając o tej podróży, dużo
uwagi poświęcały różnicom środowiskowym, opowiadając np. o innych lasach albo tym, że dla mieszkańców północy Rosji ich jabłka były
bardzo wielkie [np. wyw. DW_D0224, Notatki/05.06.2012]. Niemniej
są też osoby, które nie mają takiego doświadczenia mobilności.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
46

Spotkałam w Stroyinciach starszą panią (miałam z nią dość regularny
kontakt), która, usiłując sobie wyobrazić, jak duża jest Polska, pytała,
czy jest taka, jak Winnica, czy większa. Pokazuje to też, jak zróżnicowana jest ta wieś, mieszka tu dużo osób ze średnim i wyższym wykształceniem, ale są też starsze kobiety, które zakończyły edukację na 3-4 klasach podstawówki. Mężczyźni, nawet starsi, są zwykle bardziej bywali
w świecie, choćby dlatego, że mieli doświadczenie służby wojskowej
w czasach ZSRR.
Nie spotkałam w Stroyinciach nikogo, kto jeździłby na dłużej
do pracy na Zachód niż na zbieranie truskawek czy malin w sezonie; nadal głównym kierunkiem migracji zarobkowej jest Wschód.
Podobne wnioski odnośnie do miejscowości środkowej Ukrainy mieli
Leontina Hormela i Caleb Southworth (2006). Zgadzam się z Hormelą
i Southworthem, że istotną rolę odgrywa w tym kontekście znajomość
języka i rosyjskiego rynku pracy (2006). Potwierdzał to również Vasil
Dymitrovich, przewodniczący rady wsi wStroyinciach, mówiąc, że jeśli ludzie wyjeżdżają za granicę (a wyjeżdżają, w niektórych rejonach
wsi część domów jest opuszczonych), to głównie do Moskwy. Jeśli jadą
na Zachód, to najczęściej do Włoch [Notatki/03.04.2012]. Wydarzenia
2014 roku zaczęły trochę zmieniać sytuację, ale wiele osób mających
pracę w Rosji (również nielegalni migranci zarobkowi) nadal pracuje
tak, jak pracowało.
Migracja nie jest w Stroyinciach jedynym sposobem na zdobycie
pracy. Poza państwowymi posadami w szkole, przedszkolu, domu kultury, bibliotece, przychodni zdrowia czy radzie wsi, można też pracować na przykład w jednym z dwóch posowchozowych przedsiębiorstw
– większym STOV Podillia i mniejszym TOV Obrii. Obecność obu tych
pracodawców wyraźnie odznacza się w krajobrazie wsi, zarówno pojętym wprost geograficznie, jak i szerzej rozumianym krajobrazie kulturowym: to z nimi związane są otaczające wieś sady – jabłoni, wiśni
i grusz, pola aronii, porzeczek i borówki amerykańskiej, będące, podobnie jak sowchozowe sady z czasów Związku Radzieckiego, powodem do dumy mieszkańców; opryski, o których wspomniałam wyżej;
opowieści o groźnych psach i strażnikach, a także realny lęk przed
nimi, wpływający na to, gdzie się chodzi, a jakich miejsc unika, to jak
i gdzie pasie się krowy. Gdyby nie te przedsiębiorstwa, nie byłoby malowniczych grupek pracownic STOV-u Podillia, stojących w białych
Iwa Kołodziejska
47

chustkach na głowach, z wiadrami w rękach, czekających na transport
na dalej położone pola i rozmawiających o wszystkich najważniejszych
dla nich i wsi sprawach; inne byłyby relacje między mieszkańcami wsi
czy po prostu ich kapitał ekonomiczny. Krótko mówiąc, to one są głównymi pracodawcami w tej okolicy, są duże i zajmują rozległy obszar,
a to, jak ich właściciele postępują ze swoimi pracownikami, kształtuje
wiele procesów we wsi.
Właścicielem i założycielem powstałego w 2003 roku TOV-u Obrii
jest Andrii Grigorovich Bahrii (Андрій Григорович Багрій). Firma zatrudnia około 60 osób (UA region info Obrii). Jak mówią stroyinczanie,
nie jest łatwo tam dostać pracę, bo Bahrii zatrudnia tylko tych, którym ufa, ale jeśli już się ją dostanie, to jest się traktowanym uczciwie
i warunki pracy są dobre. Inaczej wyrażają się o powstałej w 2002 r.
rolniczej spółce Podillia, w której przynajmniej czasowo pracuje wielu mieszkańców wsi. Zatrudnia ona ponad 200 osób, z których część
jest dowożona z okolicznych miejscowości (UA region info Podillia).
Wielokrotnie słyszałam narzekania na to, jak firma jest zarządzana
i jak źle traktuje się w niej ludzi, można też było co jakiś czas usłyszeć
nawoływania do buntu co bardziej dotkniętych a przedsiębiorczych
pracowników. Na dyrektorów obu firm – Andriia Bahriia i Andriia
Slobodianiuka (Андрій Леонідович Слободянюк), ale przede wszystkim na tego ostatniego – mówiono „pan”. Nawiązywało to do stosunków feudalnych i tego, jak moi rozmówcy widzieli sytuację materialną
dyrektorów oraz relacje z nimi.
W jednej wsi są dwaj właściciele. Ten płaci swoim ludziom, a tamten
swoim. I tak stali się panami. A co, nie tak? Tak. Oni nazywają się spółką akcyjną. A oni tacy sami panowie. [Tonia, K 50, DW_A0131]
W 2015 roku nastąpiło wrogie przejęcie z użyciem siły firmy STOV
Podillia i pojawili się nowi zarządzający, w sądzie w Winnicy toczą
się postępowania w tej sprawie. Relacje ze stroyinieckich wypadków
były obecne w obwodowych mediach, nagrania z wydarzeń są dostępne w internecie [zob. na przykład: https://www.vinnitsa.info/news/
kolishniy-direktor-kinuv-spivzasnovnikiv-ta-investora-na-agrofirmu-stov-podillya.html, więcej linków w przypisie 32.]. Nie będę tu opisywała całej sprawy, jako że wydarzyła się już po zakończeniu zbierania
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
48

przeze mnie materiału badawczego i nie ma również wpływu na jego
analizę. Interesujące jednak jest pojawienie się nagrań w sieci i sama
jakość filmów robionych przez mieszkańców wsi. Dobrze pokazuje to zmianę w dostępie do internetu oraz znaczną poprawę sprzętu
fotograficznego, jakim dysponują stroyinczanie, jedno i drugie jest
w dużym stopniu powiązane ze spadkiem cen smartfonów. Internet
o szybszym łączu pojawił się w 2015 roku, już po zakończeniu moich
właściwych badań. Ludzie korzystają z niego głównie przez telefony.
Bardzo szybko młodzież zaczęła intensywnie korzystać z czatów i portali społecznościowych. W czasie prowadzenia przeze mnie badań ludzie nie mieli telefonów, które umożliwiałyby wygodne korzystanie
z internetu czy robienie dobrej jakości zdjęć. Dlatego fotografie robione przeze mnie w trakcie badań i wspólne kręcenie filmu z uczniami
miejscowej szkoły były dobrymi sposobami odwdzięczania się za czas
poświęcony mi przez rozmówców.
Podczas badań tylko raz spotkałam się z szukaniem informacji o roślinach w internecie. Sława, mężczyzna przed sześćdziesiątką, wrócił do Stroyinciów z Nojabrska i koniecznie chciał posadzić w swoim
ogródku roślinę, którą tam poznał. Zamierzał ją znaleźć w internecie,
by się upewnić, czy na Podolu będzie dobrze rosła, i zorientować się,
jak można ją pozyskać, czy jest dostępna w kraju. Przyzwyczajenie
do miejskiej infrastruktury, a także rosyjska emerytura pracownika
położonego na dalekiej Północy gazociągu, były czynnikami, które spowodowały, że jako jeden z niewielu we wsi miał komputer z dostępem
do sieci. Trudno było mu jednak znaleźć informacje o roślinie, którą
znał jako kanufer, dlatego przyszedł do mnie i poprosił, bym mu pomogła. Udało mi się odnaleźć łacińską nazwę rośliny – Tanacetum balsamita L ., a dzięki temu również jej zdjęcia oraz różne informacje o niej.
Sława poznał roślinę na ilustracjach i był bardzo wdzięczny za pomoc.
Była to jedna z tych sytuacji, w których zostałam potraktowana jak ekspertka. Więcej o tym zagadnieniu piszę w podrozdziale: II. 6. Badaczka
– aktorka w wielowymiarowej sieci.

II. 4. Lasy, łąki, krajobraz wsi
Wspominałam już o tym, że Stroyinci od wschodu i południa są otoczone lasem, od północy – sadami, łąkami i mniejszymi fragmentami
Iwa Kołodziejska
49

lasu, od zachodu są łąki i pola. Wspominałam też o tym, że stroyinczanie podróżując, spotykają się z zupełnie innymi lasami. Teraz poświęcę
chwilę na przybliżenie stroyinieckich zbiorowisk roślinnych.
W okolicy zdecydowanie przeważają lasy liściaste, są to grądy, w których dominują grab pospolity (Carpinus betulus L .) i dąb szypułkowy
(Quercus robur L .) z domieszką lipy drobnolistnej (Tilia cordata Mill.),
klonu zwyczajnego (Acer platanoides L .) oraz brzozy omszonej (Betula
pubescens Ehrh.). W niewielkim fragmencie stroyinieckiego lasu rosną
świerki (Picea abies (L .) H.Karst.). Na północy jest też nieduży skrawek
lasu zdominowanego przez pochodzącą z Ameryki robinię akacjową
(Robinia pseudoacacia L .). Łąki są suchymi łąkami dorzecza południowego Bugu (Kuzemko i in. 2014). Są to zbiorowiska roślinne, które powstały w klimacie subkontynentalnym z roczną średnią temperaturą
wahającą się między 7 a 9 °C, średnią temperaturą stycznia od -4 do -6
°C, a lipca +18 to +20 °C i średnimi rocznymi opadami od 600 do 650
mm (Lipinsky, Diachuk, Babichenko 2003). Pod tego rodzaju opisem
kryje się bardzo wiele związków i interakcji między tworzącymi ten las
gatunkami, klimatem, glebą, wodami podziemnymi itp. Na przykład
to, że jest to grąd, oznacza, że dużo światła do dna lasu dociera tylko
wczesną wiosną, zanim graby, dęby, lipy i klony rozwiną liście, wtedy
to rośliny dna lasu na potęgę kwitną i zawiązują nasiona. Tak robi też
rast (kokorycz - różne gatunki, Corydalis spp.) – uwielbiana i z radością
oglądana każdej wiosny przez wielu stroyinczan. Jej nasiona po lesie
roznoszą mrówki, wynagradzane przez roślinę specjalnym tłuszczowym ciałkiem dołączonym do każdego nasienia. Lasek robiniowy jest
z kolei przykładem na sukces gatunku przywiezionego z innego kontynentu (Ameryki Północnej) w XVII w. jako gatunek ozdobny, któremu
udało się rozprzestrzenić na wszystkich kontynentach oraz w znaczący sposób wpływać na warunki w środowisku, w którym rośnie, użyźniając glebę i wypierając organizmy wcześniej tam rosnące (Seneta,
Dolatowski 2000). Ma ona poczesne miejsce w zielnikach wielu moich
rozmówców.
W całej pracy, a także w opisie terenu badań, staram się oddać głos
rozmówcom, co jest zupełnie oczywiste i nieodzowne w pracy antropologicznej, choć niewątpliwie obarczone różnymi trudnościami, możliwymi potknięciami etycznymi i potencjalnymi błędami interpretacyjnymi (por. Hastrup 2008: 159-174). W związku z modą w polskiej
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
50

i światowej humanistyce na podejście posthumanistyczne i etnografię
wielogatunkową (multispecies ethnography, np. Eduardo Kohn 2013)
pewnie można by oczekiwać, że przy takim temacie przedstawię teren badań również z perspektywy aktorów roślinnych. Czy da się tak
naprawdę uczciwie oddać głos roślinnym aktorom rosnącym w stroyinieckich lasach, na przychaciach, łąkach? Można próbować, ale jest
to z pewnością bardzo trudne, a każda taka próba niesie ze sobą ryzyko niepowodzenia, ewentualnej nadinterpretacji i antropomorfizacji
roślinnego punktu widzenia. Zawsze będzie to bardzo moje widzenie
obserwowanych interakcji (np. Van der Valk 2017, czy dyskusja na łamach HAU dotycząca książki Eduardo Kohna „How the forests think”,
Descola 2014). Jest tak tym bardziej, że, jak pisze Kirsten Hastrup, nawet nie wszystkie tubylcze światy można oddać w naszym języku (2008:
163). „Nie wiemy w sposób absolutny, kim są tubylcy”, tym bardziej nie
wiemy w sposób absolutny, kim jest roślina, tak bardzo różna od nas
w codziennym sposobie istnienia. Punkt widzenia tubylca jest zawsze
zapośredniczony. Punkt widzenia rośliny, siłą rzeczy, jeszcze bardziej
(Hastrup 2008: 163). To, że jestem biolożką, na pewno ułatwia mi widzenie roślinności roślin w całym jej skomplikowaniu, w sieci powiązań ekologicznych i na przykład wraz z procesami fizjologicznymi zachodzącymi wewnątrz rośliny (zob. koncepcja Daly’ego i Sheparda
dotycząca podkreślania roli roślinnych związków chemicznych jako
mediatorów ludzko-roślinnych relacji [2019], czy próba przedstawienia relacji roślinno-ludzkich poprzez skupienie na interakcjach związanych ze zjadaniem roślin i ekologii chemicznej, którą podjęłyśmy
42
z Moniką Kujawską [Kołodziejska, Kujawska 2020]) . Widzenie relacji
42. Pisząc o „roślinności roślin”, nawiązuję do uwagi Tima Ingolda skierowanej do ar-

cheologów prowadzących dysputę nad materialnością i ontologią rzeczy oraz ich sprawczością, by nie zajmowali się teoretyczną, oderwaną od materiału, z którego zrobione
są rzeczy, materialnością, ale „rzeczowością rzeczy” (ang. the thingness of the thing), czyli
fizycznymi właściwościami materiałów, w całym skomplikowaniu ich powiązań i relacji. Przedmioty są sprawcze nie ze względu na to, że są wyposażone w sprawczość jako
taką, ale ze względu na relacje, w jakich pozostają, na to, jak są włączone w prądy życia.
Właściwości materiałów nie są stałymi niezmiennymi cechami substancji, ale wynikają z procesów w nich zachodzących i relacji zachodzących w nich i w związku z nimi
(Zobacz: Ingold T. „Materials against Materiality”, Archaeological Dialogues 14: 1, 2007,
1-16, wraz z odpowiedziami). https://www.cambridge.org/core/journals/archaeological-dialogues/issue/C04C1D91EC5E839A227184293CF3AD83 [dostęp 16.02.2019 r.].
Iwa Kołodziejska
51

jest dla mnie bardzo ważne, ale nie ukrywam, że postrzegam je z ludzkiej perspektywy – bo czy Anna Tsing, opisując zależności między nicieniami Bursaphelenchus xylophilus, sosnami, chrząszczami żerdziarkami, ludźmi, i gąskami sosnowymi (matsutake), nie opisuje ich z ludzkiej
perspektywy, ludzkim językiem? Nawet (a może właśnie szczególnie)
jeśli zaczyna opis od słów: „nazywaj mnie Bursaphelenchus xylophilus.
Jestem małą robakopodobną istotą (...)” (Tsing 2015: 156). Jestem przekonana, że dużo łatwiej, choć wciąż niestety niezwykle trudno, jest nam
ludziom, czy bardziej precyzyjnie mnie, białej kobiecie, wyjść poza
perspektywę kolonialną, czy europejską niż poza perspektywę ludzką
i przejść do roślinnej. Nie twierdzę jednak, że nie warto próbować, wyobraźnia etnograficzna (rozumiana za Paulem Willisem) pozwala nam
lepiej zrozumieć ludzkich uczestników badania, potrzebujemy podobnego rodzaju wyobraźni, by zrozumieć podmioty inne niż ludzkie.
Kluczowa jest tu obserwacja tych podmiotów i głęboka, praktyczna wiedza o nich. Tak jak dla teorii antropologicznej „uchem igielnym” jest etnografia, terenowy konkret. Tak, w wypadku teorii posthumanistycznej
„uchem igielnym” muszą być wiedza i obserwacja z gruntu nauk przyrodniczych. Prowadząc badania, nie mogłam uczciwie i z zachowaniem
rygorystycznej metodologii obserwować poza-ludzkich aktorów, szczególnie że nie chciałam skupić się na jednym taksonie. Dlatego skupiłam
się na tym, co mogłam dobrze wykonać, i na tym, by moja etnografia
była jak najbardziej gęsta. Niestety wiele tekstów posthumanistycznych,
w moim odczuciu, nie przeciska się przez wspomniane „ucho igielne”.
Do wyjątków, moim zdaniem, należą np. prace Anny Tsing. W wypadku
tych badań jest to możliwe dlatego, że pracuje ona z dużym zespołem
i na dodatek skupia uwagę na jednym gatunku, np. gąsce sosnowej, czy
grupie gatunków – tak jak w jej obecnym projekcie nad różnymi gatunkami jagód. W warunkach, w których prowadziłam badania, i przy postawionych sobie pytaniach, a także w obliczu materiału terenowego,
takie podejście uznałam za najwłaściwze.
Moi rozmówcy zazwyczaj nie widzą rosnących wokół nich roślin jako
istot realizujących swoje życiowe cele (por. Lescureux 2006). Rzadko
zastanawiają się nad sieciami relacji między rośliną, z której w jakiś
sposób korzystają, a innymi aktorami żyjącymi w okolicy. Najczęściej,
choć nie w każdym kontekście, rośliny są dla nich dość bezwolnym
środkiem do realizacji ich ludzkich celów. Dlatego i ja raczej nie będę
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
52

używała swojej wiedzy o biologii do rozszerzania opisu relacji rozmów43
ców ze światem roślinnym . Nie będę poświęcała też miejsca rozważaniu, czy zmiany w życiu roślin są realizacją ich celów ewolucyjnych
44
i przykładem na to, że potrafią zatrudnić ludzi do realizacji tych celów .
Mam na myśli np. to, że niektóre z nich uwodzą swoimi kwiatami nie
tylko zapylaczy, lecz także ludzi, i z tego względu są przenoszone z lasu
do ogródków, gdzie są otaczane opieką, chronione przed roślinożercami, nawożone itp. Tak w Stroyinciach postępuje np. Sława, przenosząc do ogródka podsnizhnik (śnieżyczkę przebiśnieg, Galanthus nivalis L .). Nie będę próbowała odpowiedzieć na pytanie, czy tego właśnie
chcą podsnizhniki, będę ich historię opowiadała z perspektywy Sławy.
Rośliną, która zaczyna nabierać coraz większego znaczenia w krajobrazie podolskich wsi, jest korin. Ci z rozmówców, którzy ją znają i uważają
za ważną, nie znają jej nazwy, mówią, że nie wiedzą, jak się nazywa, ale
mówią na nią korin, bo to ta jej część jest użytkowana. Korin (szkarłatka amerykańska, Phytolacca americana L .) pojawił się w Stroyinciach
przywieziony przez Lonię – kostoprawa (nastawiacza kości), który posadził go w swoim ogródku, by leczyć nim bóle stawów. Owoce korinia
smakują lokalnym ptakom i to one zaczęły rozsiewać korin po okolicy. Niezależnie od tego, czy Sława i inni moi rozmówcy zauważają to,
co ostatnio zaprząta wyobraźnię warszawskich i kijowskich intelektualistów – że rośliny są dużo mniej nieme i nieruchome, niż by się wydawało – to zwracają oni czasem uwagę, że człowiek jest produktem
tego, co leży również poza ludzkim kontekstem, a to właśnie Eduardo
Kohn uznał za kluczowe dla etnografii wielogatunkowej i antropologii
więcej niż ludzkiej (beyond the human anthropology). W dużym stopniu
ta antropologia stawia sobie za cel, by nauczyć się doceniać i rozumieć,

43. Mam wykształcenie biologiczne, zrobiłam magisterium z biologii zapylania, spę-

dzam dużo czasu na co dzień wśród botaników, rozmawiając o roślinach i opowiadając o nich zwiedzającym Ogród Botaniczny UW, gdzie pracowałam przez ostatnich 14 lat
do 30.04.2019 r.
44. Nie zrobię tego też, dlatego że uważam, iż przy obecnej wiedzy o życiu roślin trudno

dojść w tych rozważaniach dalej niż np. Marijke van der Veen (2014), pokazująca, że udomawiając rośliny, realizujemy ich cel życiowy – rozprzestrzeniamy ich nasiona i ułatwiamy zdobywanie nowych siedlisk. Z drugiej strony: roślinom owadopylnym w dużych monokulturach często trudno o efektywne zapylenie.
Iwa Kołodziejska
53

do jakiego stopnia człowiek jest produktem tego, co leży poza ludzkim
kontekstem (Kohn 2013).
Niezależnie od tego, jakie interakcje zachodzą między nie-ludzkimi aktorami w stroyinieckich lasach i czy te interakcje mają dla moich
rozmówców jakiekolwiek znaczenie, same lasy są dla nich przestrzeniami znaczącymi i wpływającymi na ich codzienność. Wiele osób mówiło mi, że tu w Stroyinciach jest blisko do lasu i dlatego jest to zdrowe
miejsce [np. Wiera, K. 35, notatka/1.04.2012]. Póki byłam we wsi nowa,
ludzie często sami zaczynali opowiadać mi o lesie i pytać o to, czy już
w nim byłam. Pytali mnie też, czy podoba mi się wieś. Kiedy odpowiadałam, że jest ładna, mówili od razu, że też tak uważają i że jest
tu las, który jest piękny [np. Notatka/25.04.2012]. To, jak dalece dla
wielu moich rozmówców w świadomy sposób ważne jest przebywanie w lesie lub wśród przyrody, dobrze pokazuje historia opowiedziana mi przez świeżo emerytowaną, pięćdziesięcioletnią listonoszkę.
Mówiła mi, że pracując, zawsze chodziła przez cmentarz, bo jest zielony, i głowa jej odpoczywała, myśli układały się same. Czasem siadała
przy pomniku nieznanego żołnierza, sortowała pocztę i tak głęboko
wypoczywała, że od razu wiedziała, jak dalej iść, żeby jak najszybciej
trafić we wszystkie miejsca, do których miała dotrzeć. Opowiadała,
że lubi i teraz czasem przyjść, posiedzieć na cmentarzu. Spotkałam
ją, gdy właśnie tam siedziała w towarzystwie starszej znajomej. Cisza,
spokój, zieloność i świętość miejsca są dla niej źródłem uspokojenia
[Notatki/25.04.2012].
Temat piękna okolicy często powracał, mówiono mi na przykład,
że teraz powinnam dokądś pójść, bo kwitnie jakaś roślina i jest pięknie.
Na przykład ciocia Wiera zachęcała mnie, bym zobaczyła, jak kwitnie
cheremkha (czeremcha zwyczajna, Prunus padus L .). Ona, idąc do pracy, przechodzi tamtędy i może się napawać jej widokiem i zapachem
[Notatki/29.04.2012], więc zależało jej, żebym też tego doświadczyła.
Szczególnie często działo się to wiosną: różne osoby wyrażają radość
z tego, że zakwitła jakaś roślina, choć niewątpliwie kwitnięcie podsniezhnikov, pidsniezhnikov (śnieżyczka przebiśnieg, Galanthus nivalis L .)
było witane z najbardziej powszechnym entuzjazmem. Ci, którzy wiedzieli, że nie wszędzie w lasach wiosną jest taki dywan przebiśniegów,
jak w ich lesie, traktowali je jak wyróżnik okolicy i powód do dumy,
np. Wiktor, nauczyciel biologii w miejscowej szkole [M. ok 50, film
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
54

„Ludzie i rośliny”]. Mimo że stroyinczanie są społecznością rolniczą,
piękno widzą częściej w dzikiej przyrodzie niż w polach uprawnych.
Nigdy od nikogo nie słyszałam nic o urodzie pól czy ogrodów jako takich, ewentualnie tylko o poszczególnych roślinach znajdujących się
w tych ogrodach. Zachowanie moich rozmówców jest sprzeczne z obserwacjami Jacka Olędzkiego prowadzonymi pół wieku temu wśród
mieszkańców Kurpiowskiej Puszczy Zielonej (1963). Moi rozmówcy,
inaczej niż mieszkańcy kurpiowszczyzny, nie zwracali uwagi na pożyteczność zachwycających ich roślin. Większość nie wykorzystywała
podsnizhnikov, nikt nie korzystał z rasti (kokoryczy – różne gatunki,
Corydalis spp.), ale zwracano uwagę na ich piękno. Walor estetyczny
nie musiał wiązać się z wartością użytkową. Źródło tych różnic w postrzeganiu piękna przyrody wydaje się leżeć w stosunku do „dzikości”
jako takiej oraz znaczeniu potrzeby kontroli, a także okiełznywania
przejawów różnorodności i nieuporządkowania. Jestem gotowa zaryzykować twierdzenie, że wynikają one z wpływu różnych denominacji chrześcijańskich dominujących na obu obszarach. Na Kurpiach
kluczową rolę odgrywa Kościół rzymskokatolicki, którego kler tradycyjnie podkreśla władzę człowieka nad „wszelkim stworzeniem” często prowadzi do strachu przed „dzikim” i „nieokiełznanym”, a także
do braku szacunku do szeroko rozumianej przyrody i podkreślania
jej podrzędnej i użytkowej funkcji w stosunku do człowieka. Dlatego
to, co budzi estetyczny zachwyt, będzie naznaczone ręką człowieka –
oswojone i ujarzmione. Oczywiście nie dzieje się tak zawsze. Mimo głębokiego zakorzenienia katolicyzmu (podobnie jak i innych denominacji chrześcijańskich) w dualistycznej wizji świata i ostrym podziale na:
świat przyrody, to co ludzkie i to co boskie, w wielu kontekstach świat
przyrody jest gloryfikowany jako boski twór, a to co „naturalne” jawi
się jako czyste i nieskażone cywilizacyjnym zepsuciem (Binde 2001).
Z kolei na Podolu religią dominującą jest prawosławie, w którym struktura hierarchiczna kleru i odbijające się na życiu codziennym mieszkańców wsi pragnienie sprawowania kontroli nad wiernymi i otacza45
jącym ich światem są słabsze . Można to zobaczyć na przykładzie
podejścia prawosławnego i katolickiego kleru do znachorek, szeptuch
45. Oczywiście nie znaczy to, że prawosławie, podobnie jak inne religie monoteistyczne

(por. o praktykach leczniczych Żydów w Galicji [Tuszewicki 2015]), rękami swojego kleru
nie stara się prowadzić kontroli, jednak skala jest zdecydowanie mniejsza.
Iwa Kołodziejska
55

i innych przedstawicieli narodnej medycyny. Niektórzy prawosławni
księża nie tylko nie tępią tych praktyk, ale potrafią nawet zajmujące
się nimi osoby pobłogosławić, natomiast Kościół katolicki w znacznej mierze przyczynił się do zmniejszenia znaczenia praktyk medycyny ludowej w Polsce w XX w. (Libera 2003). Katolicy ze Stroyinciów
mają na co dzień dużo mniej kontaktu z księżmi niż np. mieszkańcy
nieodległej Murafy. Kiedy współprowadziłam w latach 2009–Murafie,
zarówno ja, jak i studenci spotykaliśmy się z głośnym wyrażaniem
wątpliwości przez tamtejsze osoby leczące wyznania katolickiego, czy
spowiadać się ze swoich praktyk, czy nie, i świadomością, że ksiądz
prawosławny nie jest równie restrykcyjny w sprawie tych praktyk i ich
źródeł (zob. praca licencjacka Justyny Szymańskiej dotycząca praktyk uzdrowicielskich na Podolu Wschodnim 2011 i Szymańska 2016).
Przyjeżdżający z Polski księża katoliccy i zakonnice są bardzo krytyczni w stosunku do praktyk narodnej medycyny. Wydaje się, że czują obowiązek i potrzebę roztoczenia nad nimi kontroli. Z drugiej strony można wskazywać, że znaczenie mogłoby mieć kojarzenie dzikości
z biedą i głodem, będącym bliskim doświadczeniem dla rozmówców
Olędzkiego i nieznanym większości moich rozmówców, zakładam jednak, że nie jest tu ono kluczowe, szczególnie, że nawet ci mieszkańcy
Stroyinciów, którzy głodu doświadczyli, mówią z ogromną atencją o roślinach, które ich uratowały i jadają je do dziś. Z kolei z analizy zapisków polskich zesłańców na Syberię i do Kazachstanu, prowadzonej
przez Ewę Pirożnikow, wynika, że odnosili się z niechęcią do pożywienia z dzikich roślin, a za prawdziwy pokarm uważali wyłącznie produkty rolnicze, nawet jeśli dziko rosnące rośliny ratowały im życie (2014).
Dlatego uważam, że należy szukać przyczyny tych różnic gdzie indziej
niż tylko w doświadczeniu głodu, które miałoby regulować stosunek
do dzikości. Oczywiście moje obserwacje od ostatnich obserwacji
Jacka Olędzkiego w Murzynowie dzieli nie tylko przestrzeń, lecz także czas (niemal 60 lat). Niemniej nie sądzę, by to zmiana publicznego
dyskursu o przyrodzie na przestrzeni w ciągu tych lat owocowała takim postrzeganiem piękna przyrody przez moich rozmówców (rzadko
mają kontakt z filmami przyrodniczymi i nowymi dyskursami nobilitującymi dzikość przyrody). Dlatego uważam, że różnice odzwierciedlają
raczej wpływ lokalnych warunków niż czasów. Wpływ czasu na narracje o pięknie przyrody można raczej zauważyć w cyklu sezonowym.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
56

Najbaczniejszą uwagę na piękno przyrody, a szczególnie lasu, zwracają
mieszkańcy Podola wiosną, gdy po okresie zimowej przerwy pojawiają
się liście i kwiaty.
Innym siedliskiem, o którym często mi wspominano, były porastające wzgórza łąki. To na nich zbiera się wiele roślin leczniczych, zajmujących prominentne miejsca w zielnikach mentalnych. Niektóre garby
były szczególnie ważne dla konkretnych rodzin: np. Tania, Wasia i Maja
wielokrotnie opowiadali mi o garbie bierezowka, na którym ich rodzina
najczęściej zbiera rośliny lecznicze. Miejsce to nazywa się bierezowka,
bo, jak mówi Tania, kiedyś były tam brzozy.
To jest niesamowity garb, bo jak kiedyś próbowaliśmy sprawdzić, jakie
tam są rośliny, to okazało się, że na nim jest cała książka o roślinach
leczniczych, którą mamy w domu! [Notatka/ 1.04.2012]
Podobnie o wyjątkowości tego garbu wypowiadają się inne osoby pochodzące z okolic ulicy Sadowej, np. babka Hala [Notatka/29.04.2012].
Ludzie mieszkający w innych częściach wsi odwołują się raczej do innych miejsc.
O znajdujących się na terenie wsi stawach rzadko się wypowiadano
inaczej niż w celu określenia punktu w topografii wsi. Ludzie z tych
stawów nie korzystają, nie wolno w nich łowić ryb (należą do posowchozowej firmy STOV Podillia) ani się kąpać, ze stawu korzystają krowy podczas wypasu. Późną wiosną osoby mieszkające blisko stawów
zwracają uwagę na to, że są one środowiskiem życia żab, które bardzo
hałasują i przeszkadzają spać [Notatki/26.04.2012].

II. 5. Wielowymiarowe splątania ludzi i środowiska
II. 5.1. Sezonowość – kolejny wymiar splątania
Przy zbieraniu materiału do pracy było dla mnie bardzo ważne to, by być
w terenie we wszystkich porach roku, a także by spędzić tam szczególne dużo czasu w sezonie wegetacyjnym, kiedy ludzie zbierają rośliny.
Wiele tematów w ogóle by się nie pojawiło w wynikach moich badań,
gdyby nie to, że byłam w terenie w odpowiednich momentach. Kiedy
przyjechałam do Stroyinciów pod koniec marca na pierwszy i najdłuższy wyjazd badawczy (ponad 5 miesięcy), moją uwagę przykuło to,
Iwa Kołodziejska
57

że ludzie bardzo dużo mówili o pięknie lasu – o czym pisałam już powyżej – i o podsniezhnikach (śnieżyczka przebiśnieg, Galanthus nivalis
L .). Już pierwszego dnia u cioci Hali, u której mieszkałam przez pierwsze dwa miesiące, pojawił się temat podsniezhników. Ciocia Hala zaproponowała, żeby mój trzyletni syn, z którym byłam w terenie (o czym
więcej napiszę poniżej), chodził z nią do lasu na podsniezhniki. Plan ten
nie miał nigdy dojść do skutku, ale chęć pójścia do lasu, zobaczenia,
jak w tym roku kwitną, była bardzo powszechnie wyrażana przez stroyinczan. Ludzie często mnie pytali, czy już je widziałam, rozmawiali
między sobą o tym, kto je już w tym roku widział i czy ktoś z nich w tym
roku już je zbierał. Temat ten, zupełnie przeze mnie nie wywoływany,
bo poruszany przez ludzi, którzy nie wiedzieli jeszcze, że interesuję się
roślinami, znikł zupełnie, gdy tylko pidsniezhniki przekwitły. Podobnie
było z sokiem z brzozy (Betula pendula i Betula pubescens) i zbieraniem
kilku innych roślin, było to szczególnie wyraźnie widoczne wiosną. Ten
pierwszy wczesnowiosenny okres badań nie był bardzo bogaty w opowieści o roślinach, ludzie często dziwili się: o czym tu teraz mówić,
skoro nie ma żadnych roślin, ususzone zapasy na zimę się kończą, a teraz nic jeszcze nie rośnie, nie ma co zbierać i o czym mówić. Niemniej
był to ważny okres dla moich badań, bo mogłam stopniowo wchodzić
w społeczność, dawać się poznać, wchodzić w relację z nowymi osobami, coraz lepiej rozumieć konteksty i sposoby funkcjonowania tej wsi.
Przyzwyczaić ludzi do swojego widoku, a także zaciekawić ich sobą,
co ułatwiało późniejsze, bardziej owocne badawczo rozmowy. Dla wielu z rozmówców sezonowość tematu moich badań była kluczowa, dlatego też tym bardziej istotne były powtarzające się spotkania z tymi
samymi osobami. Dobrze ilustruje to historia mojego umawiania się
na wywiad z ciocią Tonią [K. 55]. Któregoś dnia w połowie maja ciocia
Tonia podeszła do mnie i powiedziała, że chętnie się ze mną spotka,
by poopowiadać o roślinach. Ucieszyłam się, mówiąc, że bardzo chętnie, ale że mogę się spotkać dopiero za półtora tygodnia, bo wyjeżdżam
(jechałam na konferencję). Rozczarowała się trochę i powiedziała,
że wtedy to już będą inne rośliny, a teraz jest akacia (robinia akacjowa, grochodrzew biały, Robinia pseudoacacia L .), veronika (przetacznik
46
ożankowy, Veronica chamaedrys L .), hlid (głóg, Crataegus sp.) . To były
46. Głogi

(będące niezależnie od gatunku jednym lokalnym taksonem) funkcjonują we wsi pod dwiema nazwami: ukraińską – hlid lub hlod, oraz rosyjską – boiaryshnik.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
58

te rośliny, które akurat wtedy kwitły [Notatki/10.05.2012]. Spotkałyśmy
się po moim powrocie, ponieważ spytałam ją o to, jakie zapasy roślinne już zdążyła zrobić, dlatego wspomniała jeszcze raz opisywane wyżej
rośliny. Niemniej bywa, że poza sezonem w zielnikach mentalnych moich rozmówców rośliny przesuwają się na dalszy plan. Na przykład dopiero będąc w terenie zimą zorientowałam się, jak bardzo powszechne
jest zbieranie malinochy, czyli pędów maliny na herbatę. W lecie słyszałam o tym od kilku osób, a zimą, kiedy jest sezon na malinoche, spotykałam się z tym w niemal każdym gospodarstwie. Innym czynnikiem,
przywołującym myślenie i mówienie o danej roślinie, jest choroba.
Dlatego pytałam też o choroby, które pojawiały się w poprzednich wywiadach, by dowiedzieć się więcej o roślinach leczniczych. Najchętniej
jednak do wywoływania opowieści o poszczególnych roślinach korzystałam z tego, co moi rozmówcy mieli w domach – ich kolekcji zebranych roślin, zbieranych przez nich przepisów na leki ziołowe z gazet
i książek. Starałam się też jak najwięcej czasu spędzać z rozmówcami
na dworze – w ich ogrodach, na spacerach w poszukiwaniu roślin leczniczych czy na łąkach podczas wypasania krów.
II. 5.2. Codzienne splątania z roślinami
W koncepcję usytuowania mojego szeroko rozumianego terenu badań
w warunkach „środkowości”/centralności wpisuje się też założenie,
że próbuję przedstawić relacje z roślinami zwykłych mieszkańców wsi
na Podolu Wschodnim. Mimo że miałam kontakty ze specjalistami –
osobami leczącymi innych roślinami, farmaceutkami – pracownicami
aptek, lekarzami, nauczycielami biologii, to nie profesjonalna wiedza
i praktyki były właściwym przedmiotem moich badań, a wiedza potoczna i codzienne praktyki związanie z roślinami. Dla rozmówców
było początkowo pewnym wyzwaniem zrozumienie, że najbardziej
interesują mnie ich codzienne praktyki. Zanim się z tym oswoili, często wyrażali niepokój, czy znajdę w Stroyinciach i okolicy specjalistów,
którzy mogliby mi pomóc w wykonaniu mojego zadania. Za potrzebnych mi specjalistów uważano ludzi, którzy byliby znanymi w okolicy osobami leczącymi, do których chodziłoby się po radę, dając coś
w zamian. Bardzo szybko zorientowałam się, że osoby, które mówią
Tu podaję zgodnie z nazwą użytą przez rozmówczynię.
Iwa Kołodziejska
59

o sobie, że niczego nie zbierają i nie są roślinami szczególnie zainteresowane, zwykle znają i często stosują różne zioła. Przekonanie ich,
że właśnie taka wiedza jest dla mnie interesująca i że rozmowa z nimi
będzie ważna w moich badaniach, wymagało ode mnie trochę wysiłku. Przykładem może tu być jedna z pierwszych spotkanych przeze mnie w Stroyinciach osób – Lena, pracująca jako sprzedawczyni
w jednym ze sklepów. Kiedy powiedziałam jej po co przyjechałam,
zdziwiła się i poinformowała mnie, że tu we wsi nie ma specjalistów,
właściwie nikt nie zbiera dzikich roślin – trav – i jeżeli chciałabym się
czegoś o takim temacie dowiedzieć, to powinnam rozmawiać z kobie47
tami sprzedającymi zioła na targu w Jaroszence (ukr. Ярошенка) .
Mówiąc, że nie zna żadnych roślin, opowiadała dalej o tym, jakie kiedyś zbierała albo dostawała od znajomych, np. ostatnio ktoś jej przyniósł miatkę, miatę (mięta, różne gatunki i odmiany, Mentha spp.) i melisę (melisa lekarska, Melissa officinalis L .), a sama zwykle zbiera lipę
(różne gatunki i mieszańce, Tilia spp.), romashkę (rumianek pospolity,
Matricaria chamomilla L .) i buzok (dziki bez czarny, Sambucus nigra L .)
[Notatki/02.04.2012].
Wśród moich rozmówców, o czym już wspominałam wyżej, zdecydowanie przeważały kobiety. Wynikało to z kilku przyczyn, jedną
z nich, choć chyba najmniej istotną, była demograficzna: jak wspomniałam, w Stroyinciach i okolicznych wsiach jest więcej kobiet niż
mężczyzn. Co ważniejsze, dla wielu kobiet temat dzikich roślin jest interesujący i ważny, łączy się z tym, za co są tradycyjnie odpowiedzialne
jako gospodynie – żywieniem i leczeniem rodziny oraz zwierząt gospodarskich – moi rozmówcy nie posiadali koni, które zwykle przynależą
do sfery męskiej (por. jak Sarah Phillips pisze o leczących babkach i ich
roli w tradycyjnie patriarchalnym ukraińskim społeczeństwie [2004]).
W Stroyinciach i Kobeleckiem spotkałam kilku mężczyzn, którzy byli
na tyle zainteresowani tematem, że chcieli o tym dłużej rozmawiać,
47. Targ odbywa się właściwie w Peńkiwce (ukr. Пеньківка). Jaroszenka jest nazwą stacji

kolejowej i niewielkiej miejscowości do niej przylegającej. Po drugiej stronie torów, już
w rejonie szargorodzkim, znajduje się większa wieś – Peńkiwka – i to ona jest najbliższą miejscowością, w której odbywa się targ, 3 km prostą drogą od Stroyinciów. Jednak
ze względu na znaczenie stacji kolejowej dla stroyinczan, często nazywają oni Jaroszenką
obie miejscowości. Ze stacji kolejowej w Jaroszence można pojechać do Winnicy czy
Żmerinki, ale też np. do Odessy i dalej, do Moskwy, co ma duże znaczenie dla mobilności
mieszkańców Stroyinciów.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
60

pokazywali mi swoje kolekcje roślin, bywali ze mną na łąkach i w lesie,
interesowały ich zarówno rośliny lecznicze, jak i dzikie rośliny jadalne. Były takie rośliny i czynności zbieracze, które stanowiły bardziej
męską domenę, np. zbiór soku z brzozy. Podział ze względu na płeć był
również widoczny wśród dzieci, szczególnie jeśli chodzi o zabawy roślinami (rozwinę ten temat w dalszej części pracy). Niemniej trudno
powiedzieć, żeby szczególne zainteresowanie roślinami wśród dzieci,
z którymi rozmawiałam, miało charakter genderowy. Spotkałam dwoje dzieci (dziewczynkę – Nadię i chłopca – Andrija), dla których uczenie się o roślinach leczniczych było czymś, czemu poświęcały dużo
wolnego czasu. Myślę, że dziewczynki, nawet jeśli w dzieciństwie nie
są szczególnie zainteresowane roślinami, to wchodząc w dorosłość
poznają rośliny lecznicze, bo jest im to potrzebne, np. gdy zakładają
rodziny i muszą zacząć troszczyć się o dzieci i ich szeroko rozumiane
zdrowie. Potwierdzały to opowieści kobiet między 32. a 45. rokiem życia, które często powtarzały, że dawniej nie były zainteresowane roślinami, więc od rodziców i dziadków mało się nauczyły, ale teraz same
szukają wiedzy wśród koleżanek, starszych mieszkańców wsi i ze źródeł pisanych. Wątek różnic między męskimi a żeńskimi zielnikami
mentalnymi będę rozwijała w dalszej części pracy. Tu tylko tłumaczę,
dlaczego zdecydowanie więcej rozmów przeprowadziłam z kobieta48
mi . Oczywiście mogło na to wpłynąć również to, że sama jestem kobietą, a ponieważ byłam w terenie z dzieckiem, byłam traktowana jak
pełnoprawna kobieta, przypisywana do sfery kobiecej. Raczej nie czułam, bym ze względu na moją pozycję badaczki była traktowana jak
honorowy mężczyzna czy wymagające opieki dziecko, co zdarza się
badaczkom w terenie i czego doświadczałam podczas wcześniejszych
wyjazdów badawczych (por. np. Hryciuk 2008: 59).

48. W literaturze etnobotanicznej Patricia Howard szczególnie zwraca uwagę na wpływ

płci kulturowej na wyniki badań i nierzadko spotykany brak reprezentacji jednej z płci
w badaniach. Myślę, że można uznać ją za pierwszą badaczkę, która w tym polu badawczym tak wyraźnie zwracała uwagę na ten problem. Na przykład w tomie pod jej
redakcją Women & Plants: Gender Relations In Biodiversity Management & Conservation,
London: Zed Books 2003, czy artykule pokonferencyjnym: Gender Bias in Ethnobotany:
Propositions and Evidence of a Distorted Science and Promises of a Brighter Future,
Proceedings of the International Society of Ethnobiology 9th International Congress and
Society for Economic Botany 45th Annual Meeting, 2006.
Iwa Kołodziejska
61

Tematyka moich badań dobrze wpisywała się w to, o czym mieszkańcy
podolskich wsi lubią rozmawiać. Często udawało mi się usłyszeć zupełnie przypadkiem ludzi mówiących o roślinach, przede wszystkim tych
leczniczych. Podobnie bywało, jeśli to ja wywoływałam temat, zwłaszcza
kobiety wciągały się bardzo w przypominanie sobie różnych, ważnych
dla nich roślin, i jeśli sytuacja temu sprzyjała, zapraszały do rozmowy
i inne osoby, szczególnie jeżeli na przykład nie mogły sobie przypomnieć jakiejś nazwy. Któregoś razu, jadąc do Winnicy autobusem, rozmawiałam z kobietą o używanych przez nią roślinach. Powiedziała:
Jest taka o – chereda (uczep trójdzielny, Bidens tripartita L .). Nie znałam wtedy jeszcze tej rośliny i nie kiwnęłam głową ani nie zrobiłam
miny pełnej zrozumienia, tylko czekałam na dalsze wyjaśnienia.
Ona zorientowała się natychmiast i zwróciła się do osób siedzących
w pobliżu w marszrutce: jak jest chereda po rosyjsku?
49
– Chereda – to po rosyjsku, po naszemu – didove voshchi .
– A..., no to po rosyjsku chereda. Dobrze jest w niej kąpać małe dzieci,
uspokaja je. [Notatki/maj 2012]
Niemniej, co nie jest bardzo zaskakujące, zdarzało mi się usłyszeć odmowę rozmowy. Zwykle osoby, odmawiając rozmowy, informowały,
że nie mają nic do powiedzenia o roślinach, one ich nie zbierają, nie
znają, w domu mają tylko... I tu zwykle padało około czterech nazw
spośród następujących taksonów: zeroboi, zveraboi, zvirobii (dziurawiec zwyczajny, Hypericum perforatum L .), buzyna (dziki bez czarny,
Sambucus nigra L .), derevii, tysachilistnik, kyrvavnyk, krovavnik, korovnyk (krwawnik pospolity, Achillea millefolium L .), romashka, rumianok, dika romashka, romashka likarska, romashka taka polova, rumianec
(rumianek pospolity, Matricaria chamomilla L .), miatka, miata (mięta
różne gatunki i odmiany, Mentha spp.), melisa (melisa lekarska, Melissa
50
officinalis L .) . Odmówił mi też rozmowy lokalny kostopraw (nastawiacz
49. Nazwa powszechnie używana na Podolu Wschodnim również w wersji didove voshi,

ale raczej nie spotykana w innych regionach Ukrainy (Gorofianiuk sine anno).
50. Takson to jednostka taksonomiczna, np. gatunek lub rodzaj. Rozmówcy bardzo czę-

sto posługują się taksonami z poziomu rodzaju. W botanicznej taksonomii rodzajem
jest np. lipa (Tilia), a gatunkiem lipa drobnolistna (Tilia cordata) czy lipa szerokolistna
(T. platyphyllos).
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
62

kości). Wypytał mnie dokładnie, po co zbieram te wszystkie informacje, a gdy dowiedział się, że sama nie praktykuję leczenia ludzi i że nie
planuję tego robić, powiedział, że nie podzieli się ze mną wiedzą,
bo to wyraz braku szacunku do roślin leczniczych z mojej strony, taka
wiedza dla samej wiedzy. Kto lekarz, ten lekarz, kto kucharz, ten kucharz,
a nie tak... Leczenie to poważna sprawa, trzeba znać rośliny, modlitwy,
to poważna sprawa. Zawahał się chwilę i powiedział, że gdybym chciała leczyć, pewnie też by się nie dzielił, bo to jego wiedza, a na dodatek
on też tak naprawdę nie zajmuje się travami, bo żeby to robić, trzeba
by robić tylko to [notatka/10.04.2012]. Większość z pozostałych rozmówców zajmowała się leczeniem domowym i na co dzień dzieliła się
tą wiedzą z krewnymi, sąsiadami, a często też z przypadkowo napotkanymi osobami.
Niewątpliwie to, że rozmawiałam głównie z osobami zainteresowanymi tematem, może wpływać na moje przekonanie, że jest on istotny
dla mieszkańców Podola. Jednak nawet osoby odmawiające rozmowy ze względu na swój brak kompetencji, przyznawały, że znają rośliny i używają ich, chociaż niewielu, więc własną wiedzę postrzegały
jako powszechną i tym samym nieinteresującą dla badaczki. Ponadto
podkreślały jak ważne, ze względu na sytuację w służbie zdrowia, jest
samoleczenie. Dlatego uważam, że znaczenie dzikich roślin w tym regionie jest duże. Szczególnie istotne są rośliny używane w lecznictwie
domowym. Dalej postaram się przedstawić konteksty i wyjaśnić przyczyny tego znaczenia.

II. 6. Badaczka – aktorka w wielowymiarowej sieci
Ponieważ antropolożka jest swoim własnym narzędziem badawczym,
przedstawię tu różne elementy mojego doświadczenia w terenie.
Uważam, że to kim jestem, czy byłam podczas prowadzenia badań,
było bardzo ważne dla procesu badawczego, moich relacji z rozmówcami i światem roślinnym – czyli ze wszystkimi aktorami tych badań,
nie wyłączając mnie samej.
Dużym zaskoczeniem było dla mnie to, jak poważnie traktowali
moją pracę rozmówcy; nie uważali jej za dziecinną, studencką zabawę,
a za poważne zajęcie – pracę. Myślę, że wpłynęło na to kilka czynników:
to że przyjechałam z dzieckiem i to na dość długo (ponad 5 miesięcy
Iwa Kołodziejska
63

podczas pierwszego wyjazdu), że ze względu na wiedzę botaniczną bywałam traktowana jak ekspertka, i co nie mniej ważne, że temat badań był czymś, co interesowało moich rozmówców, czymś, co uważali
za istotne. Przykładem może być tu następująca wypowiedź:
Taka praca za 50 lat może być bardzo interesująca i potrzebna. – rodzina Tani (Tania, Wasil, Maja i jej mąż) [Notatki/01.04.2012]
Niewątpliwie jednak czynnikiem, który najsilniej skłaniał rozmówców
ku myśleniu, że to co robię, musi być poważną sprawą, był mój przyjazd z dzieckiem – wówczas trzyipółletnim synem. Uważali, że musiał
być istotny powód tego, by dziecko tak męczyć podróżą; za zwyczajne
zachowanie uznaliby zostawienie dziecka w domu w Polsce. Dlatego
też, widząc mnie z synem i wiedząc, że przyjechałam tu prowadzić badania, stroyinczanie często rozpoczynali znajomość pytaniem o to, czy
moi rodzice nie żyją. Początkowo było to dla mnie bardzo zaskakujące
otwarcie rozmowy, jednak dzięki kolejnym pytaniom szybko zaczęłam
rozumieć, skąd to założenie. Gdy odpowiadałam, że żyją, natychmiast
słyszałam pytanie, poparte szczerym zdumieniem malującym się
na twarzy: to czemu nie zostawiłaś syna z nimi? Tłumaczenie, że nie
chciałam go zostawiać i uważałam, że lepiej będzie go zabrać, że będzie to dla niego ciekawe doświadczenie, wydawało się im dość dziwaczną, trudną do zrozumienia fanaberią. Dlatego, po pierwszych doświadczeniach, odpowiadałam po prostu, że moi rodzice pracują i nie
mieliby możliwości zajęcia się wnukiem. Takie tłumaczenie budziło
pewne współczucie, lecz także przekonywało rozmówców, że moje badania to musi być poważna sprawa, skoro zdecydowałam się je robić
mimo tak, ich zdaniem, niesprzyjających okoliczności, jakimi wydawała im się konieczność zabrania dziecka w podróż za granicę. Zarówno
mieszkańcy Stroyinciów, jak i w ogóle Ukraińcy, wyjeżdżając do pracy za granicę, zwykle zostawiają dzieci rodzinom, przede wszystkim
dziadkom (por. Kychak 2012: 181; Jelonek 2010).
Informacja o tym, że przyjechałam do Stroyinciów pracować,
i że mam ze sobą dziecko, krążyła po wsi. Ludzie wiedzieli, że robię
coś w związku z roślinami i dlatego na początku pobytu byłam często pytana, czy to prawda, że pracuję u Slobodianiuka (STOV Podillia)
i jestem niemiecką agronomką, która przyjechała pomóc rozkręcać
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
64

produkcję czipsów z jabłek, albo u głowy sielrady (sołtysa), który
ma spory sad i niewielką firmę, a był moim sąsiadem przez pierwsze
dwa miesiące w Stroyinciach. Wydawało im się, że powinnam wykonywać konkretną pracę w określonych godzinach, skoro zdecydowałam się na tak długo przyjechać i to na dodatek z dzieckiem. Zdarzało
mi się, że ktoś mnie pytał, czy nie mogłabym mu załatwić ciekawych
szczepów jabłoni lub krzewów owocowych. Byłam traktowana jak
profesjonalistka – osoba posiadająca specjalistyczną wiedzę, mogąca
udzielać rad, a także osoba mogąca funkcjonować samodzielnie w tej
społeczności, mogąca coś dać, a nie tylko wymagająca opieki, zagubiona „obca” (por. Hryciuk 2008).
Spotykałam osoby, szczególnie młodszych mężczyzn, którym trudno było zrozumieć, że jestem gotowa tak wiele wysiłku włożyć w pisanie pracy – zdobycie dyplomu. W dobrej wierze próbowali mnie przekonać, że mogę to prościej i przyjemniej rozwiązać. Na przykład jeden
z nauczycieli z miejscowej szkoły przekonywał mnie usilnie, bym szybko w dwa tygodnie zebrała trochę materiału od ludzi, pożyczyła książki
o roślinach leczniczych, przepisała i pojechała do Polski, gdzie będę
mogła wygodniej żyć, a przecież nikt nie przyjedzie sprawdzać, czy jestem na Podolu. Odzwierciedla to zarówno sytuację edukacji wyższej
w Ukrainie – często spotykane kupowanie zaliczeń i dyplomów (obserwacja własna, por. Morris, Polese 2014) – jak i to, że niektórym osobom
trudno było zrozumieć, że dobrowolnie chcę spędzać czas na ukraińskiej wsi, skoro jestem miastowa i to z Polski. Wielu osobom niezrozumiałe wydawało się też, że interesują mnie ich sposoby użycia roślin,
a nie te, które są dostępne w książkach i farmakopeach. Niewątpliwie
zależało to od rozmówcy, ale też bardzo zmieniało się w czasie mojego
pobytu we wsi. Długość pierwszego pobytu i kolejne powroty do wsi
również przyczyniły się wydatnie do poważnego traktowania mojej
pracy przez rozmówców, a także do zrozumienia i docenienia tego,
że dokumentuję ich wiedzę, praktyki i sposoby życia.
To, że przyjechałam w teren z synem i co jakiś czas odwiedzał mnie
mąż, nie tylko wpływało na to, że moja praca była uważana za coś poważnego. Wspomniałam już o tym, że jako matka byłam traktowana jak
pełnoprawna kobieta. Niemniej ważne dla mojego wejścia w teren i pozycji w nim było to, że mój syn bardzo chciał pójść do przedszkola; nie
miał ochoty zostawać u nikogo w domu z dziećmi, które do przedszkola
Iwa Kołodziejska
65

nie chodzą. Dzięki temu nie wyróżniałam się i rozwiązałam problem
opieki nad dzieckiem w czasie pracy tak, jak inni miejscowi, którzy nie
mają z kim zostawić dziecka, albo uważają, że przedszkole będzie dla
niego dobrym miejscem do rozwoju. Podobnie o zaletach badań z rodziną pisze Zofia Sokolewicz, choć dotyczyło to męskich badaczy: „W latach 50. i 60. XX wieku za dobrą i skuteczną praktykę badawczą uważano wyjazdy z rodziną. Dokumentują ją książki żon badaczy: Rosemary
Firth, Laury Bohannan, Elizabeth Bowen i wielu innych. Rodzina antropologa pomagała mu „upodobnić” się do badanych, miał te same troski
jako mąż i jako ojciec rodziny jak jego badani.” (Sokolewicz 2016: 139).
Dla mnie zaowocowało to bliskimi kontaktami z dyrektorką przedszkola (bardzo wpływową osobą we wsi), z którą ostatecznie bardzo blisko
się zaprzyjaźniłam, innymi osobami pracującymi w przedszkolu oraz
rodzicami dzieci tam chodzących. Zyskałam też okazję do obserwacji
praktyk związanych z uczeniem dzieci i uczestniczenia we wspólnych
pracach na rzecz przedszkola. Byłam też czasem proszona o to, by opowiedzieć, jak pracuje się z dziećmi w przedszkolach w Polsce, lub przywieźć polskie materiały dydaktyczne dotyczące nauki przyrody, które
np. powstawały w Ogrodzie Botanicznym UW, gdzie pracowałam. W takich chwilach pełniłam rolę partnerki, osoby mogącej dać informację
zwrotną czy wręcz ekspertki. Byłam bardzo wdzięczna za możliwość
posłania syna do przedszkola, bo ogromnie ułatwiło mi to badania,
a było możliwe wyłącznie dzięki dobrej woli Haliny Anatolevnej i temu,
że umiała to załatwić.
Ponieważ ludzie są w tych okolicach bardzo pozytywnie nastawieni
do dzieci, są nimi zainteresowani, często chcą im dać coś do jedzenia,
sprawić jakąś przyjemność, zagadać, to zdarzało mi się na przykład,
że byłam zapraszana na truskawki, by syn mógł je sobie pozbierać.
Takie zaproszenie zawsze było dobrą okazją do rozmowy i poznania nowych osób, których mogłabym nie spotkać, gdyby nie ich chęć
sprawienia przyjemności mojemu dziecku. Co ciekawe, nie dotyczyło to wyłącznie starszych kobiet, również mężczyźni zachowywali się
w ten sposób [Notatki/15.06.2012].
II. 6.1. Ja jako obca osoba we wsi
Pojawienie się obcej osoby we wsi w oczywisty sposób budziło potrzebę przypisania mnie do kogoś. Stroyinci nie są miejscem turystycznym
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
66

czy pielgrzymkowym, nie są też miejscem, do którego przyjeżdżali
badacze, i dla wielu osób pierwszym odruchem była próba przypisa51
nia mnie do jakiejś rodziny . Zastanawiano się nad tym i pytano mnie
o to, „czyja jestem”. Były osoby, które chętnie żartowały na temat tego,
że jestem ich, jestem córką, kuzynką, wnuczką znalezioną przez internet; chociaż we wsi, w czasie mojego prowadzenia badań, dostęp
do internetu był bardzo ograniczony. Ten żart brał się z tego, że ludzie
chętnie i powszechnie oglądali program telewizyjny Żdi menja (pol.
Czekaj na mnie). Był on rodzajem reality show, pokazującego spotkania
dawno rozdzielonych rodzin. Jak to zwykle bywa, w sytuacji badaczy
wchodzących w bliższą relację z badanymi, był to z jednej strony akt
przygarnięcia mnie, skrócenia dystansu, okazania przyjaźni. Z drugiej
strony mógł służyć wzmocnieniu własnego kapitału w oczach sąsiadów
– pokazaniu im, że ma się bliską relację z kimś przyjezdnym. Tu rolę
odgrywały pozytywne konotacje obcości.
Temat obcości w tej wsi był dość znaczący, szczególnie kobiety często wspominały o tym, ile lat mieszkają w cużej (obcej) wsi. Mogły mówić o tym, ciężko wzdychając, że już 40 czy 50 lat mieszkają w cużej
wsi. Wspominają o tym szczególnie kobiety, których mężowie umarli, a one zostały w miejscu, do którego się za nimi przeprowadziły.
Obcość bywa podkreślana w stosunku do niektórych osób nieurodzonych w Stroyinciach, ale mieszkających w nich od wielu lat. Na przykład Halina Mikhailiwna proponowała mi, bym przychodziła do niej
do domu, kiedy potrzebuję popracować nad książkami. Mówiła,
że chce się o mnie zatroszczyć, bo zna cużynu, wie, że różnych rzeczy
potrzebuję, przecież nie mam też swojego pola. Ona w 1965 r. przeprowadziła się z mężem do Stroyinciów – mąż był stąd – i dostała pracę
jako planistka produkcji w sowchozie, gdyż miała skończoną edukację
w technikum. Z żywym poczuciem krzywdy mówiła mi o tym, że nie
dostała niczego od teściów, może mąż coś dostał, ale ona nie. Ona nie
dostała nic nawet wtedy, kiedy ich ogród był jeszcze młody i słabo
51. Zupełnie inaczej było w pobliskiej Murafie, w której współprowadziłam grupę labo-

ratoryjną, gdzie badania prowadzili winniccy etnografowie i lingwiści. Do Stroyinciów
przyjeżdżają ludzie z okolicznych wsi do pracy w dwóch, opisanych już przeze mnie, posowchozowych firmach. Przyjeżdżali również przed rokiem 1990 do pracy w sowchozie,
był nawet w centrum wsi wybudowany dla nich hotel pracowniczy (hurtożytok), który
obecnie niszczeje.
Iwa Kołodziejska
67

rodził. [K. ok. 70, Notatka/06.06.2012 i DW_A0145]. Konieczność kupowania produktów spożywczych w słabo zaopatrzonych sklepach
była czymś, co szczególnie u starszych gospodyń wywoływało troskę
o mnie. Ustawiało mnie w pozycji przybranej córki, która musiała,
by nie obrazić przybranej matki, przyjmować różne produkty spożywcze, którymi chciano mnie obdarować. To obdarowywanie, które często pozwalało gospodyniom pozbyć się już niechcianych przetworów
(szczególnie dużo przetworów dostawałam wiosną, kiedy ludzie czyścili piwnice), ustawiało mnie w pozycji osoby obdarowywanej, w pewien sposób słabszej w relacji. Nie chcę, by zabrzmiało to tak, że nie
doceniam tych gestów, po prostu zdaję sobie sprawę z ich ambiwalencji i uwikłania w relacje władzy, zawiłości gościnności i pozycji badacza w terenie (por. Hryciuk 2008). Są też one związane z głęboko
zakorzenionymi zwyczajami obdarowywania jedzeniem w celu podtrzymywania wspólnoty (por. Straczuk 2013).
Jako cuże określały się czasem też osoby, które były kolejnym pokoleniem mieszkającym w tej wsi, ale ich rodziny przeprowadziły się
tu w wyniku akcji rozkułaczania. Nie wiem, jak dalece temat obcości
po tylu latach mieszkania we wsi był wywoływany moją obecnością –
osoby obcej – miastowej, i to jeszcze z zagranicy, a w jakim stopniu
jest czymś, co jest tak żywo obecne i bez czynnika aktywującego wspomnienia w mojej postaci. Niewątpliwie zdarzało mi się słyszeć osoby
określające innych mieszkańców wsi jako obcych, mówiono o nich najczęściej używając określeń narodowości – mołdowanie, kacapy. Obcy,
będący cudzoziemcami, pojawiający się w tych okolicach, to najczęściej Mołdawianie, dlatego też kilka osób, wiedząc, że jestem obca, zastanawiało się, czy nie jestem Mołdawianką [Notatka/03.06.2012].
Jednak mimo iż cużości, której, jak widać z powyższych przykładów, trudno się pozbyć nawet po wielu latach życia we wsi, stawałam
się z czasem coraz bardziej swoja. Duże znaczenie dla ludzi miało to,
że kilkakrotnie do nich wracałam, czuli, że nie zapominam o nich i relację z nimi traktuję jako coś długotrwałego. W związku z tym, że do 2015
roku moi rozmówcy nie korzystali z internetu, utrzymywanie kontaktu na odległość było trudniejsze. Teraz z kilkoma osobami utrzymuję
kontakt przez internet, do innych co jakiś czas dzwonię, a odwiedzanie
Stroyinciów uważam za pewnego rodzaju zobowiązanie, choć oczywiście i przyjemność.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
68

Na to, że stawałam się stopniowo coraz bardziej swoja, wpływała
moja chęć pomagania w różnego rodzaju pracach w ogrodzie i na polu,
52
czy uczestnictwo w wypasaniu krów . Właściwie nie sama chęć pomagała zmieniać relację z rozmówcami, a to, że okazywałam się przydatna, dzięki czemu mogłam tę pomoc z jednej strony traktować jak
praktykę wzajemności, z drugiej strony była ona dla mnie źródłem
ważnych obserwacji i okazją do rozmów. Przy tego rodzaju praktykach
ogromne znaczenie ma cielesność badaczki. Dobrą ilustracją może
być zupełnie przypadkowa historia, która bardzo zmieniła postrzeganie mnie nie tylko wśród jej uczestników, lecz także innych mieszkańców wsi, którym była opowiadana przez Tolę. Pewnego czerwcowego dnia pomagałam przy sianokosach teściom Toli, którego dziadek
był ojcem dyrektorki przedszkola, do którego chodził mój syn i moim
najbliższym sąsiadem w drugim z domów, w których mieszkałam podczas pierwszego pobytu w Stroyinciach. Widłami umiałam się posługiwać w miarę sprawnie dzięki praktyce na rumuńskiej Bukowinie,
dlatego moim zadaniem było wrzucanie skoszonego i zgrabionego siana na wóz. Na szczycie już całkiem sporej fury stał Tola i układał siano
tak, by jak najwięcej udało się zmieścić. Nagle pożyczony od rodziny
z Krasnego koń spłoszył się i ruszył. Akurat byłam dość blisko niego, skoczyłam, złapałam stanowczo za uzdę i osadziłam konia w miejscu. Tola uznał, że tylko dzięki mojej przytomności i szybkości reakcji nie spadł z bardzo już wysokiej fury, co mogło być niebezpieczne,
szczególnie że parę lat wcześniej miał groźny wypadek samochodowy,
w którym poważnie uszkodził kręgosłup i wiele narządów wewnętrznych. Przez ten przypadek zyskałam jego ogromny szacunek, który
stopniowo przerodził się w trwającą do dziś przyjaźń z nim i jego żoną
Irą. Tola opowiadał znajomym o tym, że nie jestem zwykłą miastową,
bo zrobiłam coś takiego. Budziło to zaciekawienie i przełamywało lody
z wieloma rozmówcami.
W teren wchodzimy ze swoim ciałem, które jest mniej lub bardziej
silne, zwinne, z takimi, a nie innymi zdolnościami manualnymi, wreszcie z bardziej lub mniej odporną florą bakteryjną w żołądku, większą
52. O tym, że ostatecznie stałam się „dość swoja” świadczy to, że w 2018 roku zostałam

poproszona o zostanie matką chrzestną syna moich stroyinieckich znajomych. Prośba
była argumentowana tym, że chcą, żebym weszła do rodziny, została ich kumą. Od czerwca 2018 r. jestem kumą w Stroyinciach.
Iwa Kołodziejska
69

czy mniejszą zdolnością wydzielania dehydrogenazy alkoholowej, warunkującą naszą odporność na picie napojów wyskokowych. To ostatnie
miało również wpływ na moje badania, bo łatwość trawienia alkoholu,
a co za tym idzie – zachowywanie jasnego umysłu podczas picia, i brak
kaca później bardzo ułatwiały mi pracę, kiedy spotkania były okraszone
dużą ilością samogonu. Nasze ciało, nasza fizjologia w oczywisty sposób
warunkują to, jak funkcjonujemy w terenie podczas badań, choć często
się do tego nie przyznajemy. Jako kobieta mogłabym na pewno łatwiej
odmówić picia, a proponowano mi więcej alkoholu niż miejscowym kobietom i bardziej na mnie naciskano, jeśli zdarzało mi się odmawiać
albo nie dopić całego kieliszka naraz. Zwykle autorami tych nacisków
byli mężczyźni. Sądzę, że raczej nie wynikało to z tego, że byłam traktowana jak honorowy mężczyzna, chodziło zapewne o to, by mnie sprawdzić, był to rodzaj testu na wytrzymałość dla mnie – Polki.
Obcość wynikająca z tego, że przyjechałam z Polski, była mało znacząca w porównaniu z innymi moimi obcościami. W przeciwieństwie
do wielu innych miejsc w Ukrainie, w których byłam, zdawała się nie
mieć tu wielkiego znaczenia, choć w oczach niektórych rozmówców,
szczególnie tych będących katolikami, trochę mnie oswajała i czyniła mniej obcą. Niewątpliwie ze względu na moje polskie pochodzenie, przypisywano mnie raczej do Kościoła Rzymskokatolickiego niż
Cerkwi prawosławnej (bywałam i tu, i tu). Niemniej katolicy rzadziej
tutaj niż np. w sąsiedniej Murafie (gdzie byłam z grupą laboratoryjną
studentów Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW) mówili o sobie Polacy, niemal się do tego nie odwoływali. Myśl o robieniu
Karty Polaka nie była istotnym tematem, jak miało to miejsce w innych znanych mi wsiach. Tematy polityczne wynikające z mojej przynależności narodowej niemal się nie pojawiały. Moja polska obcość
była mniej ważna niż inne rodzaje obcości, np. bycie spoza tej wsi czy
zbyt szybkie chodzenie.
Dużo gorzej moje umiejętności, znajomość kodów poruszania się
czy predyspozycje cielesne sprawdzały się, jeśli chodzi o coś, co wydawałoby się bardzo błahe, a zwracało uwagę spotykanych przeze
mnie osób, mianowicie niebłocenie butów. W okolicy gleby są bardzo gliniaste i niepodobieństwem było dla mnie wejść w deszczowy
dzień na wzgórze czy przejść drogą i nie mieć bardzo ubłoconych butów. Zwracało to uwagę, szczególnie, że bardzo dba się tu o czystość
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
70

butów. Podobnie budziło zainteresowanie to, że, zdaniem spotykanych
osób, biegam, a nie chodzę, co bywało wyznacznikiem mojej obcości, wywoływało pytania i uniemożliwiało wtopienie się w otoczenie.
Zdradzało mnie to dużo bardziej niż język, który szybciej upodabniał
się do sposobu, w jaki mówiono na podolskich wsiach. Zdarzało mi się
w innych miejscach Ukrainy usłyszeć, że muszę być gdzieś ze środkowej Ukrainy, nigdy jednak nie opanowałam swobodnego krzyku z głębi trzewi, którym wywołuje się gospodynię czy gospodarza, wchodząc
na ich podwórko. Dużo lepiej sprawdzałam się przy wypasaniu krów
i była to jedna z bardziej cenionych przez moich rozmówców praktyk wzajemności, jakie stosowałam. Każdy, kto posiada krowę, pasie
po kolei sąsiedzkie stado. Na stado może się składać nawet 100 krów,
które trzeba upilnować, by nigdzie nie weszły w szkodę, nie zjadły
nic, co może spowodować u nich wzdęcie, nie zgubiły się... Większość
mieszkańców wsi, przede wszystkim kobiet, bardzo nie lubi wypasu,
często płacą komuś za zastępstwo i uwolnienie ich od tego obowiązku. Bywa też, że potrzebują zewnętrznego wsparcia, bo do upilnowania stada potrzeba co najmniej trojga pasterzy. Mnie wypasanie sprawiało ogromną radość, dawało poczucie wolności poruszania w sposób
i w tempie, które lubię, była to okazja do biegania, której nie miałam
w innych okolicznościach, możliwość spędzenia czasu w pobliżu zwierząt i obserwacji praktyk związanych z wypasem. Sądziłam pierwotnie,
że będzie to dobra okazja do rozmów o roślinach. Zazwyczaj się to nie
sprawdzało, ale na pewno było bardzo dobrym sposobem wsparcia
osób, które poświęcały mi swój czas. Na tych przykładach widać, jak
bardzo wyniki badań są tworzone przez sploty (entanglements) wydarzeń, tego, kim jesteśmy również cieleśnie.
Moja wiedza botaniczna bardzo ułatwiała badania, bo nawet w sytuacji, kiedy nie mogłam od razu zobaczyć rośliny, o której mi opowiadano, umiejętność zadania właściwych pytań była bardzo pomocna
i umożliwiała dogadanie się, o jaką roślinę chodzi. Później zawsze starałam się zweryfikować pierwotną identyfikację, gdy już roślina była
dostępna. Rozmówcy cenili to, że sprawnie przyswajałam nowe dla
mnie nazwy, umiałam rozpoznawać rośliny lub szybko się tego uczyłam. Niektórzy kluczowi rozmówcy, szczególnie zainteresowani roślinami, chcieli, żebym dzieliła się z nimi tym, co sama wiem (w rozdziale IV Wypowiedziane, dotknięte, spisane przytaczam jeden z bardziej
Iwa Kołodziejska
71

charakterystycznych i ciekawych przykładów takiej sytuacji), albo tym,
czego dowiedziałam się od innych rozmówców. Z jednej strony świadczyło to o tym, że traktują mnie po partnersku, jak „ekspertkę”. Z drugiej – było dla mnie dość niezręczną sytuacją, zwłaszcza na początku
badań miałam duże wątpliwości. Chyba miałam gdzieś głęboko zakorzeniony niepokój, że nie powinnam tak bardzo bezpośrednio wpływać na to, co jest przedmiotem moich badań, choć oczywiście samą
swoją obecnością i zadawanymi pytaniami też wpływałam. Badacz
w terenie nigdy nie jest przezroczysty, zawsze w wyniku procesu badawczego zmienia zarówno badanych, jak i siebie. Dlatego dość szybko pozbyłam się tej wątpliwości. Chęć oddania czegoś w zamian badanym, a w dodatku dania im takiego daru, o jaki proszą, powodowały,
że zapytana o jakieś zagadnienia botaniczne, zawsze udzielałam odpowiedzi zgodnej z moją najlepszą wiedzą. Dlatego też stawałam się czasem elementem bezustannego procesu przetwarzania wiedzy i praktyk związanych z roślinami. Dzielenie się wiedzą dawało mi dodatkową
możliwość obserwacji tego, jakie informacje są dla moich rozmówców
ciekawe i w jaki sposób tworzą swoją wiedzę o roślinach. Nigdy, niepytana, nie opowiadałam rozmówcom niczego o roślinach, czego nie
dowiedziałabym się wcześniej w Stroyinciach. Niemniej szczególnie
przed osobami, z którymi nie spotykałam się wielokrotnie, w pewnym
stopniu skrywałam swoją tożsamość botaniczki. Wolałam pozostawać
w roli pojętnej uczennicy. Źródłem drugiej, może nawet ważniejszej
wątpliwości, była troska o własność intelektualną rozmówców. Jednak
w związku z tym, że zgadzali się, bym opublikowała informacje, którymi się ze mną dzielili, i ze względu na to, że zawsze chętnie i szczodrze wymieniali się między sobą informacjami o roślinach, uznałam,
że mogę, zapytana, dzielić się tym, czego się dowiedziałam podczas
badań i tym, co wiedziałam wcześniej.
Moja własna wrażliwość na świat, w którym jestem zanurzona, owocuje skupianiem się na powiązaniach między różnymi rodzajami bytów
go tworzącymi, widzę na co dzień rośliny jako współkształtujące mój
świat, w ogromnej większości kontekstów nie czuję, wynikającej z bycia ssakiem naczelnym, wyższości wobec roślin, zakładam ich sprawczość w relacjach (Ihde, Malafouris 2018). Niemniej badając, starałam
się nie poszukiwać na siłę u rozmówców horyzontalnego postrzegania
samych siebie w relacjach z roślinami.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
72

II. 6.2. Moje gospodynie i ich wpływ na pozycję badaczki w terenie
Oczywiście to, kim są „odźwierni”, ma ogromny wpływ na to, co się zo53
baczy . Już trochę pisałam o różnych osobach, które odegrały istotną rolę podczas moich badań, czy ułatwiały mi kontakt z nowymi rozmówcami. Także to, gdzie i u kogo się mieszka, ma duże znaczenie dla
pozycji badacza w terenie. Na kilka miesięcy przed planowanym pięciomiesięcznym wyjazdem na badania pojechałam ze znajomą miejscową etnografką z Winnicy – Iriną Batyrevą – by uzyskać zgodę rady
wsi na prowadzenie badań i obietnicę pomocy w znalezieniu miejsca
do mieszkania. W sielradzie powitano mnie ciepło i powiedziano mi,
że to doskonały pomysł, by takie badania przeprowadzić w ich wsi,
i że na pewno znajdzie się miejsce do mieszkania, ale że jest jeszcze
zdecydowanie za dużo czasu do mojego przyjazdu, by można było
rozmawiać o szczegółach. Na kilka tygodni przed przyjazdem zaczęłyśmy z Iriną przypominać o sprawie przewodniczącemu rady wsi.
To on pomógł mi znaleźć pierwsze z czterech miejsc, w których mieszkałam w czasie kolejnych przyjazdów do Stroyinciów (podczas pierw54
szego, najdłuższego tam pobytu, mieszkałam u dwóch gospodyń) .
Znalezienie tego pierwszego mieszkania nie było takie proste. Osoba,
która początkowo zgodziła się mnie przyjąć, tuż przed moim przyjazdem się wycofała, uznając, że warunki, które ma w domu, nie są odpowiednie dla osoby miastowej z Polski, przyjeżdżającej z dzieckiem.
Ostatecznie sołtysowi udało się namówić na przyjęcie mnie bliską sąsiadkę – Halę. Była emerytką z Jamału, która trzy lata wcześniej
wróciła do rodzinnej wsi. Wracając, kupiła nowy dom – największy
we wsi, należący dawniej do dyrektora sowchozu, położony w centrum
Stroyinców niedaleko cerkwi i sklepu zwanego Czajnią. Było to bardzo
dobre miejsce na początek badań, bo centralnie położone, umożliwiające obserwację dynamiki życia wsi. Ponadto moja gospodyni uwielbiała wiedzieć, co się w okolicy dzieje, zbierała i chętnie mi przekazywała
53. Osoby ułatwiające wejście w teren, dające dostęp do wielu różnych rozmówców,

wprowadzające w badaną społeczność. Niekoniecznie muszą być kluczowymi rozmówcami (por. Hammersley i Atkinson 2000)
54. Dwa z nich należą do tej samej rodziny i mieszkałam w jednym albo drugim w zależ-

ności od tego, która lokalizacja była akurat logistycznie wygodniejsza dla jej członków.
To nie ja wybierałam – przyjeżdżałam do nich i byłam informowana, w którym z domów
mam mieszkać.
Iwa Kołodziejska
73

wszystkie okoliczne plotki. Miała przy tym wielką łatwość ferowania
wyroków na temat bliższych i dalszych sąsiadów i z lubością dzieliła
się ze mną tymi opiniami. Było to dość krzywe zwierciadło, ale umożliwiało mi dowiadywanie się różnych rzeczy o ludziach i trzymanie ręki
na pulsie aktualnych wydarzeń. Od gospodyni mogłam dużo nauczyć
się o jamalskiej migracji mieszkańców Podola, poznać wielu prawosławnych (ona sama była prawosławna), ułatwiało mi to też uczestnictwo w życiu lokalnej cerkwi. Pasją cioci Hali były egzotyczne rośliny
i różne odmiany róż, które sprowadzała do swojego ogrodu, korzystając z prenumerowanych katalogów roślin ozdobnych. Prenumerowała
również czasopismo z poradami dotyczącymi zdrowia i narodnej medycyny – „Babushka”, któremu poświęcę trochę miejsca w III i IV roz55
dziale . Oba prenumerowane magazyny często pożyczała przyjaciółkom, spotykały się też w kuchni letniej Hali, by rozmawiać o ciekawych
i inspirujących informacjach pozyskanych z czasopism. Często bywałam przy tych rozmowach i stanowiły one dla mnie cenny materiał badawczy. Moja gospodyni, dzięki własnym doświadczeniom wynajmowania mieszkań w Rosji, nie miała kłopotu z wynajęciem mi pokoju,
braniem za wynajem pieniędzy, i nie krygowała się, jeśli chodzi o warunki bytowe. Były one zresztą bardzo dobre, miałam dostęp do bieżącej wody, pralki automatycznej i toalety wewnątrz domu. Hala miała
bardzo komercyjny stosunek do mojej obecności w jej domu. Szybko
się okazało, że cena, którą płacę za pokój, wydaje się wielu moim znajomym bardzo wygórowana. Może niesłusznie, ale we wsi (w innych
wsiach nikt mnie o to nie pytał) nie mówiłam, ile płacę cioci Hali za wynajem. Gospodyni cieszyła się z tego, że we wsi nie mówię, ile ode mnie
bierze za mieszkanie. Opowiadałam o tym poza wsią, np. gdy pytali
mnie o to znajomi etnografowie z Winnicy. Byli bardzo zbulwersowani tym, że płacę ich zdaniem za dużo, zakładali, że wynajęcie pokoju
na wsi powinno kosztować połowę tego, co płaciłam. Za sumę, którą
wydawałam na wynajem, ich zdaniem mogłabym znaleźć dwu- trzypokojowe mieszkanie w Winnicy. Informacją o cenie pokoju nie dzieliłam
się we wsi z kilku względów: nie chciałam, by ludzie uznali, że mam
dużo pieniędzy i w związku z tym dzieli mnie od nich przepaść; zależało mi na tym, by wiedzieli, że chętnie mogę pomóc przy pracach
55. Pozostawiam oryginalną transkrypcję nazwy czasopisma.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
74

w ogrodzie, wypasaniu zwierząt itp., zbudować z nimi swego rodzaju
zażyłość kulturową (Herzfeld 2007; Hastrup 2008); nie chciałam też
wyjść na naiwną dziewczynę z Polski, która dała się oszukać na cenie
wynajmu. Niemniej uważałam, że w związku z tym, że mam w grancie
pieniądze przeznaczone na mieszkanie, powinnam uczciwie płacić gospodarzom. Chciałam też zachować jakiś rodzaj lojalności wobec mojej gospodyni – skoro osoby spoza wsi tak gorszyły się tym, że suma,
którą płacę, jest bardzo wygórowana – nie chciałam przyczyniać się
do zwiększania kontrowersji wokół jej postaci. Oczywiście można dyskutować z taką postawą. Można się też zastanawiać, czy poddawanie
tego pod dyskusję we wsi nie byłoby źródłem interesującego materiału badawczego, byłby on jednak tylko kontekstem mojego tematu badań, a nie główną ich treścią. Dlatego, zwłaszcza że nie miałam jeszcze
wówczas wielu relacji we wsi i ludzie mnie dopiero poznawali, wolałam zachować temat opłat w tajemnicy. Na pytania odpowiadałam,
że nie wiem, czy Hala chciałaby, żebym o tym opowiadała. Z ciocią Halą
nawzajem tworzyłyśmy swoje tożsamości. Starając się zrozumieć swoją
pozycję w tej relacji, odwoływałam się do Kirsten Hastrup i przyglądałam się temu, jak wzajemnie wikłałyśmy się w relację i poddawałyśmy
uprzedmiotowieniu (2008: 161).
Któregoś razu zaczęłam rozmawiać z gospodynią o tym, że znajomi z Winnicy mówili mi, że w takiej cenie, za jaką wynajmuję pokój,
są mieszkania w Winnicy i że byli zdziwieni. Nie chciała o tym rozmawiać, mówiąc, że na pewno mnie oszukują i tyle. Zresztą jak chcę, to już
znam ludzi i mogę się przeprowadzić.
Większość spotkanych osób pytała mnie o to, u kogo mieszkam,
a ciocia Hala była dość kontrowersyjną postacią – dużo i oceniająco
opowiadała o ludziach, miała pieniądze, które przywiozła z Jamału,
a jej relacje ze starzejącą się matką i mężczyznami były przedmiotem
plotek. Dlatego często przychodziło mi odpowiadać na pytania, czy
Hala dba o to, by jej mama miała co jeść, i czy gospodyni ma męża.
Raczej wszyscy wiedzieli o tym, że jej mąż nie żyje, umarł 3 lata wcześniej, ale Hala miała nowego partnera – rozwodnika i dawnego uhażora. Ludzie byli ciekawi, jak wygląda życie intymne mojej gospodyni.
Jej obecny partner wyjechał na jakiś czas do pracy do Moskwy i Hala
czekała na jego powrót. Dla ludzi – szczególnie kobiet – interesujące
i problematyczne było to, czy Hala „kogoś ma”. Dużo jest samotnych
Iwa Kołodziejska
75

kobiet we wsi, powszechny wśród kobiet w średnim wieku i starszych
jest dyskurs o nieprzydatności mężczyzn, o tym, że trudno o dobrego,
56
co nie pije i nie romansuje . Zwykle robiłam wrażenie mniej zorientowanej w relacjach intymnych gospodyni, niż byłam w rzeczywistości.
To, jak było oceniane prowadzenie się gospodyni, wpływało na moją
sytuację i pozycję w terenie. Mieszkanie u cioci Hali otwierało drzwi
jej bliskich przyjaciół, ale u innych osób budziło lekką nieufność lub
troskę o mnie i dużo ciekawości. Jak zwykle w takich sytuacjach, gdy
antropolożka lub antropolog mieszkają w badanej społeczności, doświadczałam konfliktu lojalności (Horolets 2016). Starałam się sobie
z nim radzić, jak opisałam powyżej. Ciocia Hala potrafiła dobrze rozgrywać moją obecność w swoim domu. Było to dla niej do pewnego
stopnia źródłem prestiżu i zainteresowania ze strony sąsiadów.
Na początku czerwca 2012 roku przeprowadziłam się do innej części wsi, dalej od głównych asfaltowych dróg, w ślepo zakończoną uliczkę na niewielkim pagórku. Tu nie było doprowadzonego gazu i wody
ani studni na podwórku, wszyscy mieszkańcy uliczki spotykali się przy
wspólnej studni, o którą razem dbali. Moja nowa gospodyni – baba
Adela – nie miała też telewizora ani wielu przyjaciółek, które potrzebowałyby opowiadać wszystkie okoliczne plotki. Z jednej strony trochę
zmniejszył się mój krąg informacji, przestałam mieszkać w centrum
wsi, z drugiej strony dużo lepiej zakorzeniłam się lokalnie. Dość szybko stałam się swoja na ulicy, zlokalizowana i wiązana z konkretną częścią wsi – postrzeganą jako dość neutralna. Zmiana miejsca zamieszkania wyniknęła ze znajomości z dyrektorką przedszkola – Haliną
Anatolevną, do którego chodził mój syn i zaowocowała głębszymi relacjami z nią i jej rodziną, które utrzymuję do dziś. Halina Anatolevna
zaproponowała mi przeprowadzkę do sąsiadki jej ojca i kuzynki zarazem – baby Adeli. Baba Adela i jej mieszkająca w Winnicy córka nie
chciały ode mnie pieniędzy, miałam tylko kupować butle gazowe i być
wsparciem dla baby w gospodarstwie. Byłam czyjaś (ze wszystkimi
tego pozytywnymi i negatywnymi dla sytuacji badawczej konsekwencjami) i musiałam się za to odwzajemniać w sposób odpowiadający tej
pozycji, pieniądze nie są tu właściwą walutą. Gospodyni często powtarzała, że sama moja obecność daje jej poczucie bezpieczeństwa, bo nie
56. Więcej dalej w tekście – fragment o roślinach dla mężczyzn i dla kobiet, III.4.2 Płeć
roślin, płeć zielników i III.4.3 Różnice między zielnikami mężczyzn i kobiet.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
76

mieszka samotnie i jakby miała wylew albo zawał, to ktoś wezwie pomoc, zajmie się nią. Traktowała mnie bardziej jak wnuczkę niż lokatorkę i takie też miała wobec mnie oczekiwania. Nie byłam źródłem prestiżu, raczej nie służyłam do zarządzania reputacją, bo baba obracała
się w wąskim kręgu rodziny i znajomych, którzy też nie umieszczali
mnie w takich rolach. Baba Adela miała zupełnie inne doświadczenia
w życiu niż ciocia Hala, nie wyjeżdżała właściwie poza najbliższą okolicę – kończącą się na mieście obwodowym, nie miała kontaktu z wynajmowaniem mieszkań czy pokoi, za to miała dużą, utrzymującą bliskie
zależności rodzinę, w której wymiana różnego rodzaju usług bez użycia
pieniędzy była czymś oczywistym. Ponadto była katoliczką i moje polskie pochodzenie było dla niej źródłem bliskości ze mną. Baba Adela
wkrótce po tym, gdy u niej zamieszkałam, zaczęła wyrażać oczekiwanie, że będę razem z nią gotowała. Gotowanie było dla niej szczególnie
istotne w niedzielę, choć w ogóle baba Adela poświęcała dużo uwagi jedzeniu, lubiła to robić i trudno jej było zaakceptować, że chcę iść
z kimś rozmawiać w czasie, który uważała za najwłaściwszy na wspólne
gotowanie. Często zdarzało się, że mówiła stanowczym tonem: przygotuj ziemniaki, będziemy dziś robiły pierogi. Przygotowywanie posiłków stało się dużo bardziej kolektywną i czasochłonną czynnością, niż
gdy mieszkałam u cioci Hali, u której tylko dzieliłyśmy się niezależnie
przygotowanym jedzeniem. Dodatkowo było dla mnie źródłem zupełnie nowych, drobnych, cielesnych doświadczeń i wymagało ode mnie
zdobywania umiejętności związanych np. z gotowaniem bez bieżącej
wody, gdy nie można obrócić się do kranu i opłukać dłoni sklejonych
ciastem.
To że, jak się okazało, mogę mieszkać w trudniejszych warunkach –
w starym, mniejszym domu, chodzić do studni po wodę oraz to, że pomagam mojej starszej gospodyni, zyskiwało mi przychylność ludzi.
Jednocześnie prace fizyczne, które wykonywałam – pielenie grządek,
przewracanie i przenoszenie siana, zatykanie gliną zmieszaną z końskim nawozem dziur w ścianach starej obory czy regularne przynoszenie wody – były dla mnie ważnym źródłem kontekstu, w którym
osadzone są interesujące mnie sieci relacji. Dawały możliwość spotkania i poznania sąsiadów. Sama baba Adela nie uważała warunków
za trudne, zupełnie jej to nie krępowało, jak niektórych mieszkańców wsi, którzy, ze względu na ich zdaniem nieodpowiednie warunki
Iwa Kołodziejska
77

mieszkaniowe, nie chcieli wynająć mi pokoju. Nie było to dla niej ważne pole zarządzania reputacją (Horolets 2016). Szybko zaproponowała
mi, bym przestała korzystać z latryny, bo wynoszenie jej zawartości jest
kłopotliwe (latryna miała pojemność jednego wiadra) i byśmy wraz
z synem zaczęli chodzić za potrzebą na pole za domem.
Jak wspomniałam, przeprowadzka zacieśniła moje relacje z rodziną Haliny Anatolevnej – wielokrotnie odwiedzałam ją i jej rodzinę,
do dziś utrzymujemy stały kontakt, a nawet w 2018 roku zostaliśmy
kumami. Z pewnością na tę bliskość wpłynęło kilka zbiegów okoliczności: np. ten, że mogłam odwdzięczyć się Halinie Anatolevnej za pomoc poprzez opiekę nad jej ojcem – didem Tolą – najbliższym sąsiadem baby Adeli. Halina Anatolevna, gdy did skręcił bark, bez wahania
poprosiła mnie o pomoc w dojeniu didowej kozy i przygotowywaniu
dla niej i drobiu dodatkowych porcji jedzenia – siekanie liści buraków
cukrowych, zbieranych na polu dida Toli. Muszę przyznać, że nigdy nie
zostałam bardzo wydajną dojarką, mimo wcześniejszego przyuczenia
przez babę Adelę, ale moje wysiłki były doceniane.
Relacje z moimi gospodyniami i rodziną Haliny Anatolevnej nigdy
nie były źródłem najlepszych wywiadów, co oczywiście nie znaczy,
że nie stanowiły bardzo dobrego materiału badawczego. To była przestrzeń obserwacji, a także ważna szansa na wejście w społeczność. Nie
byli kluczowymi rozmówcami, choć Halina Anatolevna i jej krewni stali
się dla mnie bardzo ważnymi znajomymi, a czas spędzony z nimi istotnie wpłynął na moje rozumienie relacji tworzących wiele z dogłębnie
zanalizowanych przeze mnie zielników mentalnych. Czy można powiedzieć, że ten pozorny brak uczestnictwa w badaniach wynika z konfliktu bycia zarazem gościem i profesjonalną badaczką – antropolożką
(Horolets 2016)? Myślę, że niekoniecznie. Nie były to osoby o najbardziej rozbudowanych zielnikach mentalnych, nie czuły się wyjątkowo
kompetentne, jeśli chodzi o interesujący mnie temat. Ponadto relacja
z nimi kształtowała się przez lata i mimo że większość z nich nie udzieliła mi długich wywiadów, poznałam ich zielniki mentalne poprzez obserwację uczestniczącą, jak również nagrywałam ich krótsze wypowiedzi przy różnych okazjach.
Opisałam tak szczegółowo rozterki związane z relacjami z gospodyniami i innymi osobami spotykanymi w terenie, bo na wiele sposobów ukształtowały moje relacje z różnymi aktorami w terenie.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
78

Umożliwiły też przyjrzenie się samej sobie w roli badaczki i nie tylko.
Niejednokrotnie zastanawiałam się, jak bardzo w tym spotkaniu (tej
grze?) jesteśmy równe – ile daję i ile dostaję, oraz jakie mam prawo
do wykorzystania wiedzy, którą się ze mną dzielono. Jakiego rodzaju
znaczenie ma to, że niezależnie od tego, gdzie mieszkam w czasie badań i co robię, pozostaję osobą z Polski? Czyli z tego świata, do którego można chcieć przyjechać do pracy – uprzywilejowanego Zachodu.
Jestem zawsze baumanowską turystką, która może wyjechać, zbliża się
do ludzi, a głównym celem nie jest bliskość jako taka, ale możliwość
opisania doświadczenia (por. Pietrowiak 2016). Z drugiej strony wielu
rozmówców bez problemu radziło sobie z tym, by skorzystać na różne sposoby z mojej obecności. Zależności z niektórymi poznanymi
w Stroyinciach osobami trwają nadal. To, że zostałam kumą, spowodowało, że mam obowiązki, np. pomaganie i udzielanie gościny pracują57
cym w Polsce osobom związanym z moimi kumami . Bliskość bliskością, ale przecież polska kuma to też prestiż i konkretne profity... Będąc
w terenie, podlegałam stałej ocenie i kontroli wyglądu (wzrost, tusza,
kolor cery) i zachowania.
Nie jestem w tych rozważaniach szczególnie odkrywcza, są raczej
typowe dla ducha czasów, w których piszę tekst, i grupy społecznej,
w której się obracam. Są to dość klasyczne rozważania dotyczące etyki
badań etnograficznych.

57. Ich

przyjazd przypadł na rok 2018, czyli długo po zakończeniu badań. Wojna
na wschodzie Ukrainy wpłynęła na kierunki migracji Ukraińców, w tym mieszkańców
mojego terenu badań.
Iwa Kołodziejska
79

III. Zielniki mentalne –
ważne relacje z roślinami

Oczywiście nie da się w sposób wyczerpujący opisać niczyjego zielnika
mentalnego, tak jak nie da się prześledzić pełnej sieci relacji osób i roślin. Opis jest, siłą rzeczy, wycinkiem, w którym zostają zamrożone wciąż
zmienne, dynamiczne relacje. Niemniej pojęcie to ustawia moją perspektywę patrzenia na badane zagadnienia – interesują mnie te praktyki i relacje z roślinami, które są ważne dla moich rozmówców. W myśleniu wychodzę od osoby – nosiciela zielnika, a nie np. od typu relacji
czy danego taksonu roślin. Nie ograniczam zainteresowania do roślin
leczniczych, ozdobnych, jadalnych czy opałowych. Pytałam o to, jakie ro58
śliny ceni, zbiera, ma – konkretna osoba, jakie rośliny uważa za ważne .
Podobny do mojego sposób podejścia do zbieranych danych etnobotanicznych mają Shannon i współpracownicy (2017). Bywało, że jakiś popularny i powszechnie znany takson nie pojawiał się w rozmowach z osobą o bardzo bogatym zielniku mentalnym. Oczywiście otwarte pytania
58. Można to podejście zestawić ze znajdującym się blisko przeciwległego bieguna podejściem, które przyświecało twórcom Polskiego Atlasu Etnograficznego (dalej PAE) – dla
mnie szczególnie istotna jest jego część dotycząca wykorzystania roślin. Zastosowanie
bardzo precyzyjnych kwestionariuszy wymuszało zarówno na informatorze, jak i bada-

czu wypełnianie rubryk, które domagały się podporządkowania się z góry narzuconej
klasyfikacji. Tak zebrane dane są dużo łatwiej kategoryzowalne, ale czy lepiej opisują
złożoność interesujących badaczy zagadnień – śmiem wątpić (por. Wróblewski 2016).
Iwa Kołodziejska
81

w wywiadach i nieformalne rozmowy nie owocują pełną listą taksonów
roślin znanych danej osobie. Tak samo sprawa się ma ze „swobodnym
wymienianiem” (ang. free listing), będącym metodą powszechnie stosowaną przez etnobotaników, a polegającą na tym, że prosi się o wymienienie wszystkich przychodzących na myśl terminów związanych z jakąś
domeną, np. nazwy roślin leczniczych czy rodzaje drewna na opał (pod
warunkiem, że w danej społeczności istnieją takie domeny, jak drewno
opałowe czy rośliny lecznicze [Martin 2004: 213-214]). Tylko w wypadku
bardzo ubogich zielników być może mogłoby to mieć miejsce. W moim
opisie zielnika Witii (piszę o nim więcej w rozdziale IV., głównie IV.4.2)
nie pojawił się polyn (bylica piołun, Artemisia absinthium L.), choć była
to roślina powszechnie znana, a Witia jest osobą o wyjątkowo bogatym
zielniku. Miałam też dobry dostęp do jego zielnika, wielokrotnie spotykałam się z Witią na nagrywane wywiady i nieformalne, notowane rozmowy. Kilkakrotnie i w różnych porach roku chodziliśmy zbierać rośliny, zarówno w lesie, jak i na łąkach, sadziłam z nim i jego matką rośliny
w ich przydomowym ogródku. Witia brał też udział w filmie i sesjach
zdjęciowych. Wydaje mi się całkiem nieprawdopodobne, by tej rośliny
nie znał. Jednak, pewnie dlatego, że polyn nie był dla niego ważny, mimo
59
wielu rozmów nigdy nie przyszedł mu do głowy . Nie znaczy to, oczywiście, że w innych okolicznościach i czasie polyn nie wplącze się w nowe
sieci relacji w zielniku Witii i nie zmieni całkowicie swojej w nim pozycji. Wiedza o danej roślinie i używanie jej na co dzień nie są tym samym.
W związku z tym, że zależało mi na badaniu praktyk i tych fragmentów
zielników, które są dla moich rozmówców ważne, nie stosowałam innych sposobów wywoływania opowieści o roślinach niż uczestniczenie
w codziennych działaniach rozmówców i oglądanie ich kolekcji. Nigdy
nie prezentowałam im sama roślin ani nie przynosiłam zdjęć, okazów
zielnikowych itp. (por. Martin 2004), uznając próby poznania całkowitej
wiedzy danej społeczności czy osoby za nierealne i w moim rozumieniu mało celowe. Czy w ogóle mają sens, deklarowane przez różnych
badaczy, próby poznania całkowitej wiedzy o roślinach jakiejś społeczności? Czy tak ustawione badania odpowiadają na jakieś istotne pytania poza zaspokojeniem potrzeby badacza, by mieć pełną listę znanych
59. Jeszcze więcej szczegółów i taksonów może znikać przy badaniach opartych wyłącz-

nie na wywiadach skategoryzowanych i ankietach. Metody statystyczne i ilościowe, dobór próby, do pewnego stopnia służą redukcji tego problemu.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
82

gdzieś roślin? Potrzeby wzmacnianej przez system szkolnictwa i oceny
wiedzy, wykształcony w kręgu cywilizacji europejskiej (Perry et al. 2014).
Pozwolę sobie zostawić to pytanie otwartym.
Siłą rzeczy, mimo że starałam się być maksymalnie otwarta na zielniki moich rozmówców takie, jakimi są – z wielością szczegółów i relacji
w nich zawartych – już na etapie prowadzenia badań dokonałam pewnych cięć, podobnie jak zrobili rozmówcy, gdy wprowadzali mnie w świat
swoich relacji z roślinami. Działo się tak choćby dlatego, że słowo rośliny (roslyny, rastenia) jest niemal nieużywane przez moich rozmówców.
Oczywiście znają ten termin, ale nie używają go, mówiąc na co dzień o roślinach. Rzadko potrzebują ogólnego terminu określającego te organizmy, zwykle używają nazw taksonów, np. kartoplia, buzok – szczególnie
jeśli mówią o roślinach uprawnych. Mówiąc ogólnie o dzikich roślinach,
rosnących na okolicznych łąkach, mogą powiedzieć – buriany, a mówiąc
o dzikich roślinach leczniczych, najczęściej powiedzą travy. Powoduje
to ograniczenia przy zadawaniu pytań i może kierować uwagę rozmówców np. w stronę roślin leczniczych. Z podobną sytuacją miałam do czynienia, prowadząc badania wśród górali bukowińskich w Rumunii, jednak tam to takie słowa jak drzewa, zioła (berlinowskie formy życiowe
[Berlin i in. 1968]) wykraczały poza używany na co dzień słownik moich
rozmówców i miałam uczucie, że nie trafiam na coś dla nich istotnego
(Kołodziejska-Degórska 2011). Kategoria rośliny mogła być dla moich
stroyinieckich rozmówców tzw. kategorią ukrytą (ang. covert category),
a ponieważ poznanie lokalnej taksonomii nie było moim celem, nie zastosowałam narzędzi badawczych umożliwiających sprawdzenie, czy
„rośliny” rzeczywiście ją stanowią (Berlin i in. 1968). Kolejne cięcia nastąpiły na etapie decyzji, które rośliny obecne w zielnikach mentalnych
uznam za przedmiot analizy. Badania etnobotaniczne cechuje tendencja
do skupiania się na roślinach dziko rosnących, i ja z kilku względów też
tak robię. Niemniej definicja roślin dziko rosnących nie jest, wbrew pozorom, prosta, można raczej mówić o kontinuum od rzeczywiście dzikich
do niewątpliwie uprawnych (Harris 1989, za Cruz-Garcia, Howard 2013).
W analizie uwzględniam wszystkie rośliny, które biolog uznałby
za dziko rosnące w tej części świata, a także te rośliny uprawne – jadalne i ozdobne – które mają miejsce w zielnikach moich rozmówców jako
rośliny o innym zastosowaniu niż to, które można by uznać za podstawowy cel ich uprawy. Będą to np. ziemniaki, jeśli są używane w postaci
Iwa Kołodziejska
83

okładu z gotowanych bulw na klatkę piersiową dla leczenia kaszlu, a nie
w celu przygotowania posiłku. Jest to kategoria etik, ponieważ ostatecznie to ja decyduję, które taksony i ich zastosowania analizuję. Niemniej
moje rozumienie musi być bardzo bliskie emicznemu, ponieważ rozmówcy rzadko opowiadali mi o roślinach, które by się nie mieściły w tych ramach (por. Sõukand, Kalle 2016). Dobrze sprawdzało się pytanie o rośliny, które ludzie zbierają, gdyż wykluczało rośliny uprawne, a pojawiały
się one zwykle, gdy opowieść ogniskowała się wokół konkretnej przypadłości i wtedy nie były to „podstawowe” zastosowania tych taksonów.
Zdaję sobie też sprawę, że „dzikość” jest terminem konstruowanym
w różnych celach, często nacechowanym dużym ładunkiem emocjonalnym i znaczeniem politycznym (por. McElwee 2007).
Fragmenty zielników mentalnych, które pokazywali mi rozmówcy, zawsze starałam się zobaczyć szeroko w sieci powiązań, w które
są wpisane. Zachęcałam rozmówców do opowiadania historii związanych z poszczególnymi roślinami, mówienia o doświadczeniach i odczuciach z nimi związanych. Nie jest to bardzo powszechne podejście
w badaniach etnobotanicznych, ale moim zdaniem bardzo wartościowe (o wykorzystaniu metody zbierania historii mówionych, oral histories, w badaniach etnobotanicznych, por. Jernigan 2012 czy MüllerSchwarze 2006). Częściej pokazuje się np. relacje z ciałem jedzącego
– działanie lecznicze, skład chemiczny roślin. W moich badaniach ten
aspekt jest właściwie pominięty, nie poświęcam uwagi wpływowi właściwości chemicznych rośliny na organizm ją jedzącego, jak np. Shikov
i in. 2014 czy Mikropoulou i in. 2018.

III. 1. Dlaczego w ogóle gatunek i czy mówienie o nim ma sens?
Jest jeszcze jedno zagadnienie związane z opisem zielników mentalnych rozmówców, nad którym nie mogę tak po prostu przejść do porządku dziennego – problem gatunku jako podstawowej jednostki taksonomicznej, do której się odwołuję. Jak pisałam wcześniej, na pytania
o zbierane przez ludzi rośliny otrzymywałam odpowiedzi, w których
padały nazwy lokalne lokalnych taksonów. Zazwyczaj z poziomu biologicznego rodzaju, czasem gatunku (patrz przypisy 46 i 50). Niektóre
funkcjonujące w zielnikach mentalnych rozmówców nazwy mogą
oznaczać kilka lokalnych taksonów i botanicznych gatunków (por.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
84

Ellen 2006). Na przykład w niektórych zielnikach podorozhnik to babka zwyczajna (Plantago major L .), a w innych – rdest ptasi (Polygonum
60
aviculare L . sensu lato) . Rośliny bardzo od siebie różne, jednak żyjące w podobnych siedliskach – przydrożach, stąd podorozhnik. Wiele
osób ma świadomość funkcjonowania obu tych taksonów pod nazwą
podorozhnik. Otwartość na to, że pod jedną nazwą mogą kryć się różne rzeczy, jest bardzo duża i wynika ze specyfiki języka, którym mówią mieszkańcy Podola (patrz podrozdział IV.2 i kolejne). Również
słowo materinka może oznaczać dwie rośliny, w większości zielników
jest to lebiodka pospolita (Origanum vulgare L .), nazywana też dushyca, ale w niektórych jest to nazwa macierzanek: piaskowej i zwyczajnej (Thymus serpyllum L . i Thymus pulegioides L .), częściej nazywanych
tak, jak i po rosyjsku: chebrec lub chabrec. Wynika to najpewniej z podobieństwa przyjętej przez botaników nazwy rosyjskiej i ukraińskiej.

  
Fot. 1. Oba podorozhniki: po prawej Polygonum aviculare, po lewej Plantago major (autor: Johann
Georg Sturm, rysownik: Jacob Sturm [domena publiczna]).
60. Podorozhnik – botaniczna nazwa ukraińska i rosyjska rodzaju Plantago. Rozmówcy
Plantago major nazywali następująco: podorozhnik, babka, podorozhnik velikii, podorozhnik sherokolistyi, shyroki lyst. Polygonum aviculare zarówno przez botaników ukraińskich,

jak i rosyjskich bywa nazywane sporysh, w obu językach funkcjonuje więcej niż jedna
nazwa dla rodzaju Polygonum i gatunku Polygonum aviculare.
Iwa Kołodziejska
85

Bywało, że w zielnikach wielu rozmówców niewielkie znaczenie miało to, o jaki konkretnie gatunek chodzi, szczególnie gdy właściwości
i potencjalne zastosowania różnych gatunków są postrzegane jako podobne. Zwykle dotyczyło to różnych gatunków należących do jednego
rodzaju (np. dwa różne gatunki babki).
Alina: Teraz co jeszcze? Podorozhnik.
61
IK: Aha. Ma takie szerokie liście, tak?
Alina: Tak. Jest taki maleńki i jest duży. Są różne, ale zasadniczo
one są wszystkie takie same. Pożytek z jednego taki, jak i z drugiego.
Podorozhnik, on, ot na przykład, przeciął tam sobie palec czy coś innego. I podorozhnik zrywać i zgnieść go i przyłożyć do ranki, momentalnie ustaje krwotok. [Alina K. ok. 40 Hrisziwcy DW_D0239]
Często gatunki należące do jednego rodzaju mogą być trudne do rozróżnienia, ale łączenie gatunków w jeden takson lokalny może dotyczyć gatunków, które wydają się być łatwe do rozróżnienia, jak
wymieniane przez Alinę gatunki podorozhnika (babki, Plantago).
Bowiem nie tożsamość gatunkowa rośliny ma tu znaczenie, a jej zastosowanie (por. ciekawe rozważania na ten temat w kontekście medycyny tybetańskiej w doktoracie Jana van der Valka [2017]). Kiedy
właściwości są postrzegane jako różne, ludzie wyraźnie podkreślają, o który gatunek im chodzi. W Stroyincach na przykład rosną dwa
gatunki robinii – akacia, akacia bila (robinia akacjowa, grochodrzew
biały, Robinia pseudoacacia L .) i akacia tia rozova (robinia szczeciniasta, Robinia hispida L .). Pierwsza z nich jest ważną rośliną w zielnikach wielu rozmówczyń: służy do podmywania i irygacji kobiecych
narządów rodnych, jest pita w postaci smacznych herbat, miała znaczenie podczas głodu w 1947 roku. Druga występuje głównie jako „nie
ta akacia, która jest ważna, lecznicza, smaczna”. Niektórzy doceniają
jej walor ozdobny, ale właściwie nie słyszałam, by ktokolwiek o niej
mówił w innym kontekście, niż porównując z drugim gatunkiem
61. Dopytuję, by wiedzieć, czy chodzi o sporysh, podorozhnik (rdest ptasi, Polygonum

aviculare L . sensu lato), czy któryś gatunek babki, w większości badanych przeze mnie
zielników ważne miejsce zajmowała babka zwyczajna – podorozhnik, babka, podorozhnik
velikij, podorozhnik sherokolistyi, shyroki lyst (Plantago major L .), występujące w okolicy
inne gatunki babek były niemal nieobecne w zielnikach.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
86

akaci. Temu podkreśleniu różnicy czasem też służy przydomek biała – bila, stosowany wobec robinii akacjowej. Jest on też elementem
ukraińskiej nazwy botanicznej.
Bywa też tak, że rośliny, których biolodzy nie uznają za przynależące do różnych gatunków, dla moich rozmówców są na tyle inne,
że mają dwuczłonowe nazwy służące ich rozróżnieniu. Nici relacji genetycznych, widoczne dla biologa, nie są widoczne gołym okiem, często nie mają też żadnego znaczenia dla moich rozmówców. Dobrym
przykładem jest tu rast. W terenie moich badań – z punktu widzenia biologa występują jej dwa gatunki. W obrębie jednego z nich występują osobniki o dwóch kolorach kwiatów (fioletowych i białych).
Corydalis solida (L .) Clairv. – po polsku kokorycz pełna, ma kwiaty fioletowe, w jaśniejszym, lekko przydymionym odcieniu, niż Corydalis
cava (L .) Schweigg. & Körte – kokorycz pusta, która jest też często
wyższa. Oba gatunki przez moich rozmówców są nazywane rast.
Niektórzy rozmówcy zwracali uwagę na różnicę między nimi, ale nie
uważali jej za istotną. Kwitną wiosną, nim w lasach rozwiną się liście,
wspominałam już o tym, że mają swoje miejsce w zielnikach głównie
ze względów estetycznych. Za odrębny gatunek uważano egzemplarze kokoryczy pustej Corydalis cava (L .) Schweigg. & Körte, o białych
kwiatach. Zatem biolodzy i moi rozmówcy zupełnie inaczej rozkładają akcenty, ponieważ inne nici z sieci relacji z kokoryczami są dla nich
ważne. W zielnikach rozmówców wartość ozdobna jest tym zastosowaniem, które jest przede wszystkim wiązane z kokoryczami, dlatego
kolor kwiatów przyczynia się do traktowania bilej rasti jako innego
gatunku niż rasti o kwiatach fioletowych. Pokrewieństwo i mniej rzucające się w oczy różnice morfologiczne są z kolei nićmi ważnymi dla
biologów. Drobne różnice w kształcie i kolorze fioletowych kwiatów
oraz pokroju rośliny są właściwie ignorowane przez rozmówców, nie
zasługują na nadanie tym roślinom przydomków, które by je odróżniały. Pozostaje pytanie, czy skoro to nie wystarcza, by nadano im różne nazwy, to badacz ma prawo uznać, że to jeden takson lokalny (por.
Poncet, Vogl, Weckerle 2015)?

Iwa Kołodziejska
87

Fot. 2. Bukiet z rasti (kokorycz pusta o dwóch kolorach kwiatów, Corydalis cava) zrobiony przez
Sławę podczas majówki. W tle widać runo usiane kwiatami.

W zielnikach mieszkańców Podola jeden takson lokalny może jednocześnie występować pod wieloma nazwami. Przyczynia się do tego
specyfika języka, którym mówią mieszkańcy środkowej Ukrainy (por.
II.3.2 Język). Dla przykładu podaję nazwy używane przez rozmówców
do określenia krwawnika pospolitego (Achillea millefolium L .): tysachilistnik (botaniczna nazwa rosyjska rodzaju Achillea), derevii (botaniczna nazwa ukraińska rodzaju Achillea), kyrvavnyk, krovavnik, korovnyk (oboczności ludowej nazwy ukraińskiej – kyrvavnyk). Obecność

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
88

niektórych nazw rosyjskich jest wynikiem czytania przez ludzi książek
i czasopism dotyczących narodnej medycyny. Lektura wpływa też na to,
że oznacza się przydomkiem gatunkowym lokalny takson, mimo braku
praktycznej potrzeby jego oznaczenia. Na przykład w Stroyinciach rośnie tylko jeden gatunek kasztanowca, nie ma też żadnych charakterystycznych jego odmian. W wielu zielnikach pojawia się kashtan (kasztanowiec zwyczajny, Aesculus hippocastanum L .), na jego kwiatach robi
się nalewkę służącą do smarowania bolących stawów. W części zielników są nici relacji prowadzące do książek i powodujące, że przynajmniej w rozmowie z badaczką osoby w ten zielnik zaplątane mają
potrzebę podkreślenia, że chodzi o kinskij kashtan. Często można usłyszeć: kashtan, kinskii kashtan. Pod taką nazwą funkcjonuje ta roślina
w większości tekstów pisanych, nawiązuje ona do oficjalnej nazwy łacińskiej. Osoby więcej czerpiące z materiałów pisanych częściej mówią
kinskii kashtan. Podobną prawidłowość można zaobserwować w wypadku wielu lokalnych taksonów.
III. 1.1. Czym dla botaników jest gatunek i jak go nazwać?
Rozważania dotyczące nazewnictwa i lokalnych taksonomii są klasycznym nurtem etnobotaniki, bardzo prężnym pod koniec lat 60. i w latach 70. XX wieku. Wtedy powstawały prace Brenta Berlina, Dennisa E.
Breedlove’a i Petera H. Ravena czy wczesne badania Roya Ellena (Berlin
i in. 1968, Ellen 2006). Jednak, co dla mnie ważne, z podobnymi rozterkami klasyfikacyjnymi i brakiem jednomyślności zmagają się również
biolodzy. Zależy mi na zarysowaniu, na jakich zasadach działa klasyfikacja botaniczna, by jasne było, że nie jest ona jakąś bezspornie akceptowaną prawdą objawioną i że widzę, jak podlega procesom tworzenia
wiedzy, jak jest uwikłana politycznie i ideologicznie. To, że decyduję się
na tłumaczenie nazw lokalnych na oficjalne nazwy łacińskie, ma służyć
ułatwieniu łączenia nazwy z konkretnymi bytami i ich sieciami relacji,
a nie odnosić do „obiektywnej prawdy” o jakimś taksonie. To taksony
lokalne są dla mnie najważniejsze i podstawowe. Dlaczego wprowadzam łacinę, choć jej obecność może utrudniać płynne czytanie tekstu, zamiast stosować oficjalne nazwy polskie lub ukraińskie? Robię tak,
ponieważ nazwy w językach narodowych – czy to polskim, czy ukraińskim – nie są zestandaryzowane. Jedna nazwa może odpowiadać kilku
taksonom. To nazwy łacińskie oddają namysł biologów nad klasyfikacją
Iwa Kołodziejska
89

organizmów żywych i chcę, by miał on tu swoje miejsce. Szczególnie
że historia tego namysłu jest dość burzliwa. Jak każda myśl naukowa
podlegał wpływom zmian aktualnie dominujących koncepcji filozoficznych i obyczajowych (por. Ellen, Reason 1979). Ilustracją niech będzie to, że na przełomie XVIII i XIX w. uznano taksonomię i botanikę
za dziedziny, które przestały być odpowiednie dla wychowywanych
purytańsko kobiet. Stało się tak, ponieważ przedstawiona przez Karola
Linneusza (Carla von Linné) koncepcja dwuczłonowego nazewnictwa
i klasyfikacji roślin odnosiła się do obserwacji organów płciowych
w kwiecie. Męskie elity doszły do wniosku, że zajmowanie się taksonomią mogłoby źle wpłynąć na morale kobiet: wywołać ich zgorszenie
i zepsucie, w końcu język botaniki pełen był odniesień do seksu i płci...
(Fara 2004: 41-42).
W XX w. ogromny zamęt w klasyfikacji wprowadziły metody filogenetyki molekularnej. Zaczęto tworzyć drzewa pokrewieństw (drzewo filogenetyczne, rodzaj grafu) i wywracać do góry nogami ustalony
wcześniej system klasyfikacji organizmów żywych, opierać go na bliskości ewolucyjnej, a nie na morfologicznym podobieństwie. Tym
samym zmieniano też nazewnictwo, bo w nazwach organizmów jest
zapisane ich pokrewieństwo. Każda obowiązująca nazwa musi zostać zatwierdzona przez Międzynarodowy Kongres Botaniczny lub
IAPT (International Association for Plant Taxonomy) i zapisana
w Międzynarodowym Kodeksie Nomenklatury Botanicznej. Obecnie
obowiązujące nazwy zostały zatwierdzone podczas Międzynarodowego
Kongresu Botanicznego w Shenzhen w Chinach w 2017 roku. Dotyczy
to oczywiście wyłącznie nazw łacińskich. W książce łacińską nomenklaturę botaniczną podaję za The Plant List (theplantlist.org), wybierając nazwy najnowsze, uznane za przyjęte (ang. accepted) w momencie
pisania pracy.
Kwestia, czym jest gatunek i jak konkretny gatunek powinien być
nazwany, bynajmniej nie jest czymś przyjmowanym bezspornie, całkowicie jasnym nawet dla biologów i taksonomów. Ponadto botanicy
z różnych środowisk i o różnym temperamencie mają tendencję do rozdrabniania bądź scalania klasyfikacji; wśród etnobotaników – zwykle
w kontekście wiedzy lokalnej – mówi się o tym jako o napięciu między splitters a lumpers (np. Nolan 2001, Ellen 2006, van der Valk 2017).
Po raz pierwszy bardzo intensywna debata o tym, jak klasyfikować
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
90

– scalać czy rozdrabniać – pojawiła się na początku XIX wieku wraz
z napływem gatunków i herbariów z kolonii. Europocentryczna klasyfikacja przestała się sprawdzać, potrzebne były nowe systemowe rozwiązania (Bonneuil 2002).
Radzieccy botanicy słynęli z płodności w oznaczaniu nowych gatunków i podgatunków, zdecydowanie można ich było umieścić po stronie
splitters. Podobne podejście można spotkać wśród botaników ukraińskich, w ich pracach często pojawiają się gatunki nieakceptowane
w oficjalnych spisach flory czy na zbierających dane o nazwach gatunków portalach internetowych, jak The Plant List (theplantlist.org).
Na przykład w dotyczącej flory Podola pracy Kuzemko i współpracowników zamieszczono specjalną tabelę z taksonami przez nich oznaczonymi na Podolu, ale nieakceptowanymi we Flora Europaea (2014).
Różnice populacji z odmiennych siedlisk mogą powodować zaklasyfikowanie tych populacji jako podgatunków albo być uznane za nieistotne (por. Tsing 2015: 229-230 o chińskich taksonomach). Do pewnego stopnia jest to problem polityczno-tożsamościowy, coś, co więcej
mówi o ludziach konstruujących taksonomie niż o roślinach jako takich. Służy pokazaniu własnej odrębności i wyjątkowości poprzez liczbę gatunków na danym etnicznym/narodowym terytorium. Podobnie
jest z pojęciem endemizmu (występowania danego taksonu wyłącznie
na danym terytorium), chętnie wykorzystywanym przez biologów, gdy
chcą podkreślić wyjątkowość gatunku lub ekosystemu. Bardzo często
jest to terytorium rozumiane w pojęciu geografii politycznej, a nie fizycznej; czyli nie jest to roślina endemicznie występująca na jakiejś
np. wyspie, ale endemit polski czy ukraiński. Na innym stanowisku,
odmiennym od tego, zakładającego, że taksonomia często świadczy
o konstruującym ją badaczu, stoi Kozłowska ze współpracownikami,
twierdząc, że precyzyjne oznaczenie gatunków używanych w praktykach leczniczych różnych etnosów jest podstawą do zrozumienia ich
kultur (their [medicinal plants] correct botanical provenance is an essential basis for understanding the ethnic cultures) (2018: 1). Absolutnie nie
mogę się z tym zgodzić, ale można uznać, że każdy stoi na stanowisku
swojej nauki i dla farmaceutów czy biologów (szczególnie taksonomów) dokładne oznaczanie jest kluczowe.
Zmiany w nazewnictwie i systematyce są odzwierciedlone w samej
pełnej nazwie łacińskiej gatunku. Zawiera ona pisaną od wielkiej litery
Iwa Kołodziejska
91

i kursywą nazwę rodzajową, np. Melilotus, pisany od małej litery kursywą przydomek gatunkowy, np. officinalis, oraz inicjały autorów, czyli osób, które oznaczyły ten gatunek jako pierwsze np. (L.) Pall. I tak
nostrzyk żółty Melilotus officinalis (L.) Pall. został pierwotnie oznaczony i nazwany przez Linneusza (L.), ale później ta nazwa została przez
Pallasa (Pall.) przypisana innemu typowemu okazowi zielnikowemu
i obecnie obowiązuje sposób oznaczenia zaproponowany przez Petera
Simona Pallasa. Celowo, podając w pracy nazwy łacińskie gatunków, zapisuję je w pełnej formie wraz z inicjałami autorów, unaoczniam tym
samym zmienność nomenklatury botanicznej, jej poleganie na autorytecie konkretnego oznaczającego i wadze przechowywanych w zbiorach
typowych okazów zielnikowych. Podkreślam proces tworzenia wiedzy
(por. van der Valk 2017). Ponadto symbolicznie pokazuję splątanie sieci relacji – włączam człowieka w nazwę rośliny. Decydując się w czasie
badań na zbieranie okazów zielnikowych, dotykam globalnych sieci powiązań naukowców i zielników – tu rozumianych jako instytucje.
Nie zawsze miałam możliwość oznaczenia taksonów lokalnych
do poziomu gatunku, czasem oznaczałam je tylko do poziomu rodzaju, w takich sytuacjach zamiast przydomku gatunkowego podaję skrót
sp. od species – gatunek, w innych wypadkach jest to spp. – co oznacza więcej niż jeden gatunek z tego rodzaju, ssp. znaczy podgatunek
– subspecies. W wypadku niektórych taksonów, np. Taraxacum officinale
i Polygonum aviculare, nazwa zawiera skrót agg. lub sensu lato; oznacza to, że mamy tu do czynienia z grupą gatunków, które trudno jest
dokładnie oznaczyć (może w ogóle nie ma sensu tego robić), bo wyka62 63
zują się bardzo dużą zmiennością , . Agg. jest skrótem od łacińskiego agregatum (łączony, zbiorowy) i stosuje się go dla rojów gatunków,
62. T. officinale agg. jest wyjątkiem od przyjętej przeze mnie zasady, że nazwy łacińskie

podaję zgodnie z The Plant List (theplantlist.org), tam T. officinale ma kategorię unresolved, a organizm „typowy” (nominatywny) – użyty do opisu gatunku – to T. campylodes
– mikrogatunek z Laplandii, czyli z niewielkim prawdopodobieństwem ten, który jest
spotykany na ukraińskich łąkach i trawnikach. Dlatego tym bardziej uznaję za właściwe
traktowanie zbieranych przez moich rozmówców mniszków jako roju gatunków, a nie T.
campylodes. O ogromnej zmienności Taraxacum i dyskusji wokół jego właściwej nazwy
patrz Kirschner i Štěpánek (2011).
63. Jeżeli kiedyś jakiś zwolennik bardziej szczegółowych podziałów (splitter) będzie

chciał to oznaczać, teoretycznie może skorzystać z zebranych przeze mnie okazów zielnikowych. Temu też może służyć taka dokumentacja.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
92

często apomiktycznych (wytwarzających nasiona bez zapłodnienia),
sensu lato to po łacinie – w szerokim rozumieniu, termin stosowany dla
blisko spokrewnionych, trudnych do rozróżnienia gatunków. Od jakiegoś czasu w biologii mówi się o kryzysie koncepcji gatunku, a właściwie nigdy nie był on tak do końca precyzyjnie zdefiniowany, choć każdy
przyrodnik (i nie tylko) intuicyjnie rozumie, o co chodzi. Mam nadzieję,
że powyższe przykłady dają, do jakiegoś stopnia, obraz źródeł tego kryzysu (por. Hey 2006). Poniżej przytaczam treść zaproszenia na seminarium w Zakładzie Paleobotaniki i Ewolucji Wydziału Biologii UW (23
listopada 2018); uświadamia ona, że kryteria tego, czym jest gatunek,
są do pewnego stopnia ilościowe, a nie jakościowe:
64

Czy mamy nową definicję gatunku: 3% < różnicy w sekwencji COI?
Herbert w 2003 r. zaproponował, aby dwa klady uważać za różne gatunki, jeśli różnica w sekwencji COI (podjednostka i oksydazy cytochromu c) będzie większa niż 3%. Niższe wartości (0,7%-2,2%) mają sugerować niedawną dywergencję kladu. Alexey A. Kotov stwierdził w 2007 r.,
że znanych jest obecnie 620 gatunków wioślarek. Prognozował, że dzięki ukrytej różnorodności (ang. cryptic diversity) istniejących gatunków
wioślarek może być 2-4 razy więcej. Czy na świecie istnieje drugie tyle
ukrytych gatunków zwierząt? Czy, aby znaleźć nowy gatunek, wystarczy wykazać różnicę ponad 3% w sekwencji COI i znaleźć apomorfię?
W mojej pracy podstawowe znaczenie mają taksony lokalne, czyli te, które są wyróżniane przez rozmówców. Wydaje się, że oznaczanie roślin zgodne z klasyfikacją botaniczną nie jest bardzo obce moim
rozmówcom. Oczywiście jest kategorią etik, ale korespondującą dość
dobrze z kategoriami emik. Jest to stan rzeczy zupełnie inny niż w badaniach Jana van der Valka dotyczących medycyny tybetańskiej, gdzie
emicznie gatunek nie miał znaczenia – jakiś zbiór taksonów botanicznych składał się na lokalne rozumienie danego taksonu. Rozwijam
tę myśl w rozdziale IV.
W jeszcze jednym kontekście odnoszę się do pojęcia gatunku.
Użyłam terminu etnografia wielogatunkowa (rozumianego tak, jak
u Anny Tsing: relacyjnie). W tym miejscu, gdy już wyjaśniłam, jak
64. Do tej pory zwykle przyjmuje się pięcioprocentową różnicę.

Iwa Kołodziejska
93

uwikłanym pojęciem jest „gatunek”, chcę pokazać, że zdaję sobie
sprawę z krytyki terminu etnografia wielogatunkowa, właśnie ze względu na obecność używanego w nim członu gatunek. Na przykład Tim
Ingold zauważa, że ma on służyć podkreśleniu odejścia od antropocentryzmu, a bazując na koncepcie gatunku, jest to termin głęboko antropocentryczny (2013). Krytykowana przez Ingolda Anna Tsing przyznaje, że gatunki nie zawsze są właściwymi jednostkami (units) do opisu
życia skomplikowanego ekosystemu – lasu. Termin „wielogatunkowy”
jest tylko surogatem/zamiennikiem (a stand-in for), służącym wyjściu
poza myślenie skoncentrowane na wyjątkowości człowieka (human
exeptionalism) (Tsing 2015). Jak już pisałam wcześniej, na razie nie
widzę możliwości (niezależnie od tego, jak bardzo może to być kuszące), a w wypadku moich badań też celu, odejścia od pojęcia gatunku.
Myślę, że dobrze pokazuje on elementy sieci relacji, w które uwikłana jest wiedza moich rozmówców. Te, które przedstawiłam powyżej,
są akurat tymi nićmi relacji, które widzę ja – badaczka, a które nie
są poddawane refleksji przez rozmówców. Niemniej uważam za istotne
pokazanie kontrowersji wokół samego pojęcia gatunku. Jednocześnie
ja jako badaczka, z pełną świadomością decydując się na tłumaczenie
wiedzy moich rozmówców na język botaniki (sam w sobie niedoskonały, choć często ubierany w piórka precyzji i naukowej doskonałości),
zdaję sobie sprawę z tego, że mogę tym samym odzierać ją z jej skomplikowania i różnorodności, przyczyniać się do jej standaryzacji i być
może uproszczenia (por. van der Valk 2017). Podobnie na jej standaryzację mogą wpływać źródła pisane – szczególnie książki, z których
korzystają moi rozmówcy. Jak ta standaryzacja przebiega w praktyce,
pokażę w kolejnym rozdziale (IV Wypowiedziane, dotknięte, spisane).
Czy można uznać, że wszystkie te rozważania o przynależności gatunkowej mają jakiekolwiek znaczenie z punktu widzenia roślin będących przedmiotem działań klasyfikacyjnych? Trudno jednoznacznie
odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się pewne to, że i dla nich granice gatunku często są nieostre (my próbujemy na siłę uczynić je ostrymi), a świadczy o tym choćby wielość tzw. międzygatunkowych krzyżówek, które pozostają płodne. Dawna, jak też najbliższa ludzkiemu
doświadczeniu i intuicji, definicja gatunku, zakładała, że płodne potomstwo jest tylko efektem rozmnażania osobników jednego gatunku.
Gdy opuścimy królestwo zwierząt, takie definiowanie gatunku staje się
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
94

bardzo problematyczne ze względu na coraz lepiej znane naukowcom
zawiłości sposobów rozmnażania takich organizmów, jak np. grzyby,
o bakteriach nie wspominając (por. np. Tsing 2015: rozdział 17 Flying
spores). Dlatego, im więcej wiadomo o organizmach zupełnie inaczej
rozmnażających się niż ssaki; o tworzeniu „międzygatunkowych” kompleksów – są nimi np. porosty, również wiele gatunków grzybów tworzy
takie asocjacje – biolodzy coraz częściej mówią, że pojęcie gatunku,
takie jakim je znamy, być może, legnie w gruzach. Ponadto do niedawna wydawało się, że określenie, co to jest osobnik, może być trudne w wypadku roślin czy grzybów, ale nie zwierząt takich, jak ssaki.
Jednak wiedza o relacjach ssaków, np. z żyjącymi w ich przewodach
pokarmowych bakteriami, przy głębszym zastanowieniu może mocno
nadszarpnąć nasze widzenie siebie jako jednostek (por. Gilbert, Sapp,
Tauber 2012). Czy wpłynie to na sposób, w jaki zgodnie z wiedzą potoczną postrzegamy gatunki i osobniki? Pewnie nieprędko.

III. 2. Analiza zielników mentalnych
III. 2.1. Komu oddać głos i jak?
Wśród zarejestrowanych przeze mnie 158 lokalnych taksonów ro65
ślin są takie, o których usłyszałam, poznając tylko jeden zielnik .
Oczywiście nie musi to znaczyć, że nie były obecne w większej liczbie
zielników, mogły po prostu nie zostać wymienione. Oznacza to na pewno, że nie były wystarczająco ważne w kontekście naszej rozmowy,
oglądania zbiorów itp. Nie znaczy to jednak, że nie miały dużego znaczenia w innych kontekstach. W wypadku 20 zielników, które znam
bardzo dobrze, prawdopodobieństwo pominięcia jakiejś ważnej rośliny (po niciach relacji, z którą dana osoba często się porusza) jest bardzo nikłe. Są i takie lokalne taksony, które pokazano mi w co najmniej
kilku lub większości poznanych przeze mnie zielników. W aneksie
65. Jeżeli w zebranym materiale zielnikowym, z punktu widzenia botaniczki, pojawia-

ły się dwa gatunki, ale w zielnikach mentalnych rozmówców były uznawane za jeden,
to są policzone jako jeden. Jest tak np. z beriozą. Natomiast jeżeli, np. jak w wypadku
bilej rasti (kokorycz pusta, Corydalis cava (L .) Schweigg. & Körte, egzemplarze o białych
kwiatach) osobniki o białych kwiatach, których botanicy nie uznają za osobny gatunek,
są w zielnikach wyróżniane jako niezależny gatunek lokalny, to jest on uwzględniony
w liczbie 158 taksonów lokalnych.
Iwa Kołodziejska
95

zdecydowałam się przedstawić tabelę wszystkich, które się pojawiły.
Zaznaczam jednak te, które pojawiły się w dwóch lub jednym zielniku,
choć etnobotanicy zwykle unikają przedstawiania informacji pochodzących od jednej osoby (Łuczaj 2008). Jednak to nie skład lokalnych
taksonów w zielniku świadczy, moim zdaniem, o jego specyfice czy
wyjątkowości. Każdy zielnik jest wypadkową sieci relacji tworzących
danego rozmówcę. Każdy z aktorów jest jednocześnie uwikłany w sieci relacji, zależny od nich, lecz także je wytwarza. Wzajemny wpływ
i wytwarzanie się są zwrotne (por. Ihde, Malafouris 2018). Czy mam
prawo oddawać głos akurat tym, a nie innym aktorom? Trudne pytanie,
na które niełatwo znaleźć dobrą odpowiedź. Mnie osobiście bliski jest
sposób rozumowania Kirsten Hastrup: „antropolodzy często dostrzegają zróżnicowanie opinii na poziomie lokalnym, a problem reprezentatywności rysuje się niezwykle ostro” (Hastrup 2008: 161). Przychodzi
podejmować decyzję, jak bardzo można skupić się na tym, co indywidualne. Relacje z roślinami obrazowane w opisie zielników z jednej
strony pokazują powiązania z całą społecznością i nie-ludzkimi aktorami, z drugiej – widać w nich pewną dozę indywidualizmu.
Bycie etnobiolożką wiąże się z funkcjonowaniem pomiędzy dziedzinami – antropologią i biologią, dla drugiej z nich reprezentatywność próby i statystyczna istotność obserwacji są bardzo ważne.
Nieprzystawalność tych podejść potencjalnie rodzi napięcie. Chyba
we wszystkich badaniach etnobotanicznych pokazujących use reports
(UR), czyli dane o poszczególnych użyciach konkretnego lokalnego
taksonu, trafiają się pojedyncze sposoby użycia, jakieś wyjątkowe indywidualne rozwiązania (więcej o UR, np. Tardío i Pardo de Santayana
2008). Mogą wynikać albo z wyjątkowych umiejętności czy wiedzy osoby, która o nich opowiedziała badaczom, albo z samego sposobu prowadzenia badań i tego, że u nikogo innego badacze nie zaobserwowali
akurat takiego użycia. W imię reprezentatywności te pojedyncze sposoby użycia (UR) danego taksonu zwykle są pomijane, choć np. Pieroni
i Sõukand stosują UI (use instances), przypadki użycia, które definiują
jako precyzyjnie opisane UR, zliczane niezależnie od liczby osób wymieniających/deklarujących takie konkretne użycie (2018). Opisując
zielniki mentalne trzeba, jak mówi Hastrup, uważać, by nie próbować dekonstruować kultury do postaci ludzi, z których każdy przeżywa własne, niepowtarzalne życie, bo kategoria „ludzie” przestaje
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
96

mieć wspólne odniesienie, a w związku z tym sama antropologia rozpływa się jako teoria (2008: 169). Starając się nie skupić nadmiernie
na indywidualnych relacjach, próbowałam jednak pokazać specyfikę
i wyjątkowość zielników, zwracając jednocześnie uwagę na wspólnotę doświadczeń, które nadały opisywanym przeze mnie zielnikom ich
kształt. Co więcej, jestem głęboko przekonana, że nawet patrząc z perspektywy jednostki, jeśli tylko odpowiednio ustawimy sposób patrzenia, to zauważymy, że „nigdy nie byliśmy jednostkami (monadami)”,
by posłużyć się zgrabną parafrazą Latoura z tytułu artykułu Gilberta,
Sappa i Taubera (2012). Nawet w obrębie jednego osobnika jesteśmy „wieloosobniczy”, a w obrębie gatunku wielogatunkowi, choćby
ze względu na liczne mikroorganizmy, które w nas żyją i nas współtworzą, nie mówiąc o innych relacjach, w które jesteśmy uwikłani (por.
np. Ingold 2013; Konczal 2018).
Zaznajamiając się zielnikami, poznajemy ich nosicieli, to, co dla nich
ważne, historie i spotkania, które ich ukształtowały, sieci bardziej globalnych zależności, w jakie są uwikłani. Michael Mucz, opisując środki
lecznicze stosowane przez migrantów z Ukrainy, mieszkających w zachodniej Kanadzie (migracja z XIX i początku XX w., głównie z Galicji
i Bukowiny), podkreśla, że nie tylko wsie, lecz także rodziny miały swoje warianty terapii i stosowanych środków leczniczych (2012: 13).
Bardzo charakterystyczne dla zielników wszystkich moich rozmówców jest to, że są dynamicznie zmienne w czasie, tak jak relacje, z których wynikają. Wszyscy rozmówcy byli zainteresowani ciągłym zdobywaniem wiedzy o roślinach. Zielniki odzwierciedlały ich aktualną
sytuację życiową: np. czy mieli małe dzieci, cierpieli na jakieś choroby,
czy akurat niedawno spotkali kogoś, kto podzielił się z nimi nową, wartościową wiedzą, wpływ dyskursów medialnych, z którymi się ostatnio
zetknęli itp.
Kształt indywidualnych zielników wynika zarówno z szerszych kulturowych procesów, jak i na nie wpływa. Badając wiedzę jakiejś społeczności o roślinach, warto pamiętać, że powstaje ona w wyniku indywidualnych interakcji uwikłanych w globalne procesy. Dla mnie bardzo ważna
jest wzajemność, obustronność tych relacji. Analizując szczegółowo
kilka zielników, pokażę cechy, które przewijały się w wielu poznanych
przeze mnie zielnikach, ale w tych opisanych były wyraźnie dominujące.

Iwa Kołodziejska
97

III. 3. Przykłady z zielników:
nici zielnika Haliny i innych z nim powiązanych
III. 3.1. Roślina uważana za najważniejszą
Pytanie o ważne dla danej osoby taksony roślin było osią moich badań.
Zadawałam je, prowadząc wywiady, ale to dwie, w pewnym sensie dodatkowe, aktywności, związane z odwzajemnieniem – sesje zdjęciowe
i warsztaty z heliografii prowadzone w stroyinieckiej szkole – były momentem, kiedy prosiłam rozmówców, by zdecydowali się na jeden lub
dwa lokalne taksony, te najważniejsze, a nie po prostu ważne. Dla niektórych osób odpowiedź była oczywista, bo w ich zielnikach była taka
dominanta (w każdym razie w czasie, kiedy o tym rozmawialiśmy),
inne nie widziały możliwości jednoznacznego wyróżnienia jakiegoś lokalnego taksonu.
Umówiłyśmy się z Haliną Anatolevną na sesję zdjęciową, spotkałyśmy ją (Ewa Kołodziej i ja) pod przedszkolem, w którym pracowała.
Przyniosła ze sobą dwa pęczki suszonych roślin ze swojej kolekcji, obie
rośliny miały żółte kwiaty – zveraboi (dziurawiec zwyczajny, Hypericum
perforatum L .) i repiashok (rzepik pospolity, Agrimonia eupatoria L .).
Jako pierwszy pokazała repiashok, chciała się z nim sfotografować,
bo jest dla niej bardzo ważną rośliną:
Halina: Jest repiashok, kwitnie na żółto, a potem takie zielone bąbelki
się czepiają [owoce z haczykowatymi wyrostkami]. To taka trava [roślina lecznicza], którą jako jedyną mam zawsze, ona jest od żołądka,
oczyszcza woreczek żółciowy, przewody żółciowe, jak jakiś atak mam...
Zaparzam.
IK: A pani zawsze go używała, czy gdzieś, od kogoś...
Halina: Nie, nie zawsze. No ale już z sześć lat go stosuję.
66
IK: A skąd się pani o nim dowiedziała?
Halina: Mi Luda powiedziała.
IK: A, Luda!
Halina: Że jej ciocia to pije, kiedy jest jej źle. [K. 60 DW_A0156]
66. W oryginalnej wypowiedzi jest grzecznościowa forma drugiej osoby liczby mnogiej –

„wy”. Decydując się na tłumaczenie wywiadów, zastępuję ją odpowiednią formą grzecznościową używaną w języku polskim.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
98

Obecnie dla Haliny Antolewnej jest to roślina o kluczowym znaczeniu.
Kiedy jej synowa znalazła zawinięty w gazetę suszony repishok, repiashok, repeshok, parilo (rzepik pospolity, Agrimonia eupatoria L .), od razu
wiedziała, że to musi być teściowej, ponieważ to pierwsza roślina, która się z nią kojarzy jej bliskim. Choć jeszcze sześć lat temu Anatolevna
nie wiedziała, że ma ona zastosowanie, które może być dla niej tak użyteczne, że jest to ziele, które może przynieść jej taką ulgę.
Zielniki konkretnych osób są zmienne w czasie, wrastają w nie kolejne taksony i nowe zastosowania roślin mających już swoje miejsce
w zielnikach; pojawiają się nieznane wcześniej historie z nimi związane. Z kolei inne taksony mogą tracić na znaczeniu i przesuwać się
na dalsze miejsca w zielniku, sieci relacji z nimi związanych się rozluźniają.
Częstokroć nowe dolegliwości zdrowotne są przyczyną poszukiwania i poznawania nieznanych dotąd taksonów roślin leczniczych
(por. Soldati, Hanazaki, Crivos, Albuquerque 2015). O tym, że repiashok jest kluczową travą dla Haliny Anatolevnej, wiedzą jej bliscy. Mimo
że Anatolevna jest bardzo wpływową postacią we wsi, raczej nie jest dla
osób spoza najbliższej rodziny źródłem wiedzy o roślinach. Nie jest też
postrzegana przez pryzmat relacji z żadną rośliną, jak to jest w wypadku innej powszechnie znanej w Stroyincach osoby – dida Mitii. Historię
o tym, że od choroby wrzodowej żołądka uratował dida podorozhnik,
babka, podorozhnik velikij, podorozhnik sherokolistyi, shyroki lyst (babka zwyczajna, Plantago major L .), można usłyszeć od różnych osób, ale
przede wszystkim, oczywiście, od niego samego. Jest to niewątpliwie
najważniejsza roślina w jego zielniku, od kiedy poznał i wypróbował
na sobie to konkretne jej zastosowanie. Did dużo chodzi po wsi, pomaga w cerkwi i chętnie dzieli się wiedzą o podorozhniku, zachęca ludzi do jego zbierania. Podkreśla, że należy go zbierać w okresie kwitnienia oraz że po to, by złagodzić jego mało przyjemny smak, dobrze
jest dodać do niego jedną z roślin, które przyniosła Halina Anatolevna
na sesję zdjęciową, a która pojawiała się we wszystkich poznanych
przeze mnie zielnikach – zveraboi (dziurawiec zwyczajny, Hypericum
perforatum L .). To jedna z tych roślin, o czym już wspominałam, która jest ważna nawet dla osób uważających się za niezainteresowane
sprawą i niezbierające. Swoją drogą, jest to roślina uważana za ważną
w bardzo wielu kontekstach kulturowych (choćby: dane dla terenów
Iwa Kołodziejska
99

Polski, Adam Paluch [1984], wykorzystanie w Iranie [Nejad, Kamkar,
Giri, Pourmahmoudi 2013], stosowanie przez potomków Bułgarów
w Argentynie [Kujawska 2013], przez Indian Ameryki Północnej
[Moerman 1998]). Przedstawiana we wszystkich analizowanych przeze
mnie książkach o roślinach leczniczych, często przewijająca się w czytanych przez rozmówców czasopismach. Na sfotografowanie się właśnie z tą rośliną zdecydował się Witia, dla którego wybór jednego taksonu z niezwykle bogatego zielnika był bardzo trudny. O zielniku Witii
powiem więcej w rozdziale IV, głównie IV.3 Doświadczenie i praktyka.
Dla zielnika mentalnego Haliny Anatolevnej jest bardzo charakterystyczne to, jak istotna jest w nim warstwa narracyjno-ideologiczna.
Wiele nici jej zielnika ma charakter bardziej narracyjny niż praktyczny.
Spośród ponad 30 roślin, które mi pokazała w swoim zielniku, wiele
jest takich, których nie zbiera ani nie używa na co dzień. Nie jest to tylko moja obserwacja:
Halina: Jedna kobieta mi mówiła: no ty taka jesteś, dla siebie nie robisz.
67
Nam opowiadasz, każesz nam robić . A sama... Sama potrzebujesz leczenia. [K. 60 DW_A0156]
W moich rozmowach z kobietami często powtarzało się zdanie, że zbierają jakąś roślinę, ale właściwie jej nie używają (rozwinę ten wątek,
porównując zielniki mężczyzn i kobiet), jednak w wypadku Haliny
Anatolevnej jest tak, że znajomość roślin w niewielkim stopniu przekłada się na praktykę zbieraczą. Jej spora wiedza ma mało praktyczny
charakter i ludzie są tego świadomi.
IK: Często panią pytają o travy [rośliny lecznicze]?
Halina: Tak. A co pani robi z tego, a co z tego?
Pytają ją o travy, bo jest osobą ważną w lokalnej społeczności, w wielu
sprawach ludzie liczą się z jej zdaniem, zasięgają porady. Pytają ją też
o rośliny lecznicze, choć nie jest z nimi kojarzona, nie należy do osób
obdarowujących innych travami, raczej sama jest ich odbiorczynią, wie
jednak, jak je stosować.
67. Zbierać rośliny, przygotowywać z nich lekarstwa.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
100

III. 3.2. Narracje o zdrowym jedzeniu i ukraińskości
Nieraz słyszałam, jak Anatolevna podkreślała wartość dzikich roślin jadalnych. Gdy została wybrana na rozmówczynię przez Ksjuszę i Janę
– dziewczynki biorące udział w projekcie filmowym – poświęciła dużo
uwagi dzikim roślinom jadalnym. Chciała wpłynąć na zielniki mentalne dziewczynek i spowodować, by doceniały rośliny, które spotykają
w swoim środowisku życia i z nich korzystały.
Ksjusza: Zna Pani jakieś rośliny lecznicze?
Halina: Znam dużo roślin. Bo z roślinami jest związane... W ogóle roślinami u nas leczyli się od dawien dawna, to pierwsze, czym ludzie zaczęli się posługiwać przy leczeniu się. Rośliny zawsze nam pomagają,
byśmy mogli poprawić swój stan. Mówią, że człowiek chodzi stopami
po tym, i nawet się nie zastanawia, po tym, co daje jemu największy
potencjał życiowy. No chcę wam powiedzieć, że u nas na Ukrainie ludzie wykorzystują dużo roślin leczniczych i w swoim odżywianiu, nie
tylko do leczenia, ale i dla wzbogacenia diety, dla odżywiania. Jest
taka roślina jak loboda (komosa Chenopodium sp.), wszyscy znacie [jest dobrze znana jako roślina towarzysząca uprawom], mówią to chwast [używa najpierw rosyjskiego słowa sarniak], o chwast
[i dalej ukraińskiego burian], tak chwast, ale jak nazywają lobodu
68
(komosę, Chenopodium sp.) chwastem, to wydaje się to obraźliwe .
Dlaczego? Powiem wam. Loboda (komosa, Chenopodium sp.), ona
przede wszystkim jest ochroną dla kobiet (oberih żinoczyj) w dawnych czasach, żeby kobieta urodziła bez bólu i żeby poród przebiegł
szybko dobrze, bez żadnych niepotrzebnych wydarzeń, młoda – przyszła mama do swojej diety dodawała lobodu (komosę, Chenopodium
sp.). Wykorzystywano ją na zupy, barszcze, o, zielony barszcz my gotujemy głównie ze shchavliu (szczawiu zwyczajnego, Rumex acetosa L .), jeszcze dodajemy szczypior z cebuli [(Allium cepa L .) – nie
traktuję tu jej ani dwóch kolejnych roślin jako analizowanych
taksonów z zielnika, ponieważ są to rośliny uprawne stosowane
zgodnie z podstawowym celem uprawy] pietruszkę (Petroselinum
crispum (Mill.) Fuss), koper (Anethum graveolens L .) i mamy zielony
68. Najczęściej pokazywano Ch. album, ale nikt już teraz jego nie zbierał. W materiałach

pisanych pojawia się wymiennie z Atriplex hortensis.
Iwa Kołodziejska
101

barszcz, a dawniej zielony barszcz gotowało się z dziesięciu trav.
Do niego wrzucali: lobodu, cebulę, marchewkę – młode pędy, liście,
samą nać, botwinę z buraka – to się mówi o tam, tylko kaczętom i młodym gęsiom, a dlaczego im się to daje? No dlatego, że jest to bardzo
pożywne. Nie dlatego, żeby tylko żołądek zapchać. Kropyvu dodawali obowiązkowo dvudomnu (pokrzywę zwyczajną, Urtica dioica
L .), znacie?, bo jest jeszcze taka zhalka kropyva (pokrzywa żegawka
Urtica urens L .), jest jeszcze taka roślinka – mokrec (gwiazdnica pospolita, Stellaria media (L .) Vill.), znacie taki drobny? Czy wam teraz
pokazać?
Jana: [Kiwa głową, żeby pokazać.]
Halina: Pokażę, on u nas tu rośnie. Taka drobna, ale ona pomaga
ludziom w tym, żeby poprawić wzrok. Nawet zakroplić trochę przy
katarakcie [zaćmie], to bardzo piecze, ale bielmo, zaćma, która rośnie (…) to się rozpuszcza. A jeśli mokrec (gwiazdnica pospolita, Stellaria media (L .) Vill.), jeśli przyzwyczaić się, żeby dodawać
go do jedzenia, barszczu, to on poprawia, daje swój efekt. Tak samo
ta loboda, ją obowiązkowo dodawano do diety. [Opowiada dalej
o tym, że loboda ratowała ludzi w czasach głodu]. A takie hrycyki, pastusha sumka (tasznik pospolity, Capsella bursa-pastoris (L .)
Medik.) też u nas rośnie jak chwast, o zobaczcie taki, tak roślinka,
ją wykorzystują na sałatki. Dlaczego? Dlatego, żeby... U prawie każdej osoby z wiekiem pogarsza się przemiana materii i zaczynają się
odkładać sole. Złogi soli, toksyn (szlaki), zaszlakowanyj organizm.
To żeby go oczyścić, wystarczy jeść każdego dnia, dodawać do sałatki z pomidorów, ogórków te hrycyki, po prostu tak je kroić jak cebulę,
pietruszkę, koper. I to już wystarcza, a jak jeszcze pić herbatę, po 3
stołowe łyżki dziennie. Jedną stołową łyżkę suszu zaparza się i potem po trzy stołowe łyżki dzienne się pije – rano, w południe i wieczorem. Tego wystarczy, żeby po dwóch tygodniach człowiek powiedział:
mnie wszystkie stawy bolą. A dlaczego bolą, bo wypłukuje wszystkie
niepotrzebne sole mineralne, a przy tym jakie wypłukuje, właśnie te,
których inaczej pozbyć się nie ma jak, nie uratni soli [sole kwasu moczowego, chodzi zapewne o złogi moczanowe], a oksality [szczawiany, sole i estry kwasu szczawiowego], one są twarde i w inny
sposób nie można się ich pozbyć. Odkładają się w stawach. [K. 60
Film_00148]
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
102

Halina Anatolevna zwraca dziewczynkom uwagę na to, że stoją na kawałku przedszkolnego trawnika, a rośnie tu tyle roślin, które są niezbędne dla człowieka. Mówi:
Gdybyśmy więcej roślin jedli, nie musielibyśmy tyle chemii (khimii)
przyjmować po to, by się leczyć. Wszystko co potrzebne dla człowieka, jest tu. Wskazuje palcem i mówi o tym, że kulbabka (mniszek
lekarski, Taraxacum officinale agg.), po której chodzimy, jest dobra
na sałatki, z jej kwiatów można robić rodzaj dżemu. Ma działanie
wykrztuśne, przeciwzapalne, wzmacnia organizm. (...) Podorozhnik
sherokolistyj (babka zwyczajna, Plantago major L .), wszędzie wokół
rośnie nam po nogami, ale jeśli go brać i po trochu jeść, to układ trawienny będzie pracował o wiele lepiej. [K. 60 Film_00148]
W warstwie deklaratywnej tego zielnika dużą wagę przywiązuje się
do dzikich roślin jadalnych. Pomieszkiwałam i jadłam wielokrotnie
u Haliny Anatolevnej, widywałyśmy się bardzo często, uczyła mnie
gotować różne potrawy, ale nigdy nie widziałam, by wykorzystywała
dzikie warzywa liściaste (jest to termin z porządku etik, moi rozmówcy nie używają wspólnego określenia na te rośliny). Wielu innych rozmówców, szczególnie wiosną, gotowało z dzikich warzyw liściastych.
Na przykład częstym dodatkiem do zielonego barszczu była pshenichka
(ziarnopłon wiosenny, Ficaria verna Huds.), gotowano barszcz z dwóch
gatunków kropyvy – pokrzyw (Urtica dioica i U. urens). A tak Anatolevna
mówiła o niej i innych dodawanych do barszczu roślinach niemal rok
wcześniej w rozmowie ze mną:
69

Halina: Do zielonego barszczu dobre to okrągłe, wiesz ...
IK: Wiosną kwitnie na żółto?
Halina: Tak, żółte. Można je dodawać do barszczu. (…) Jeszcze loboda
(komosa, Chenopodium sp.), też można dodać. W niej białka i skrobi
jest dużo.
IK: Zdarza się, że robicie z lobodą (komosa, Chenopodium sp.)?
Halina: Teraz nie.
69. Ma na myśli pshenichka (ziarnopłon wiosenny Ficaria verna Huds.), wiele osób nie

używa nazwy na tę roślinę, nie wiem, czy tu rozmówczyni po prostu zapomniała, czy należy do tych osób, w których zielnikach ta roślina jest nienazwana.
Iwa Kołodziejska
103

IK: Teraz już nie. Tak?
Halina: A nie, a może należałoby. Bo ci ludzie, którzy używali tych
wszystkich roślin, nie chorowali tak jak my. [K. 60 DW_A0156]
Nie spotkałam nikogo, kto jadłby współcześnie lobodę (komosę,
Chenopodium sp.). Cała opowieść Haliny Anatolevnej o dzikich warzywach liściastych rozpoczyna się od odpowiedzi na pytanie Ksjuszy, czy
zna jakieś rośliny lecznicze. Tak jak zauważa wielu innych badaczy,
mamy tu do czynienia z kontinuum między roślinami leczniczymi a jadalnymi (np. Pieroni i Price 2006, Etkin 2007, Leonti 2014). Lecznicza
funkcja diety, a szczególnie dzikich roślin jadalnych, jest podkreślana
w czytanych na Podolu czasopismach.
Być może powinnam uznać za zdarzenie dodatkowo podkreślające
to, że dzikie warzywa liściaste są ważne dla Anatolevnej głównie w warstwie narracyjnej jej zielnika, iż podczas nagrania do filmu, pokazując
dziewczynkom mokrec (gwiazdnicę pospolitą, Stellaria media (L .) Vill.)
zerwała sporysh, podorozhnik (rdest ptasi, Polygonum aviculare L . sensu
lato). Podczas tego samego nagrania zerwała też sporysh (rdest ptasi,
Polygonum aviculare L . sensu lato), nazwała go sporyshem i powiedziała, że może uratować życie człowiekowi, jeśli się go je, bo oczyszcza
nerki z piasku i kamieni. Można go też dodawać do sałat. Myślę jednak, że był to dość przypadkowy błąd, być może sytuacja nagrywania
spowodowała, że Anatolevna w nim tkwiła. To, że lecznicze i spożywcze stosowanie mokrecu nie jest przez nią praktykowane, nie musi znaczyć, że roślina nie jest zapamiętana w jej ciele i rozpoznawana dzięki
skumulowanej, niewerbalnej wiedzy. Z drugiej strony można by uznać,
że taksonomia botaniczna nie ma tu zastosowania i rozmówczyni traktuje te dwa gatunki botaniczne jako jeden lokalny. Niemniej inne spotkania z nią, np. podczas pielenia w ogrodzie dida Toli, przeczą takiej
koncepcji. Dobre poznanie czyjegoś zielnika mentalnego wymaga
wielu spotkań w różnych okolicznościach. Niewątpliwe dzikie rośliny
jadalne w jej zielniku są bardziej powiązane nićmi związanymi z czytaniem, zbieraniem i przekazywaniem opowieści, dyskursami dotyczącymi tego, co jest zdrowe, niż nićmi codziennej praktyki, które splątywałyby te rośliny z jej ciałem, z metabolizmem.
W wypowiedzi Anatolevnej wybrzmiewa wyraźnie, że kiedyś ludzie
nie chorowali tak jak dziś, przy zdrowiu utrzymywała ich lepsza dieta,
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
104

czy to jedzenie dzikich roślin, czy spożywanie mniejszej ilości produktów zwierzęcych. Oni jedli więcej tego czystego takiego. A mięso w domu,
kto to jadał, tak jak teraz? [K. 60 DW_A0156]
Są to ważne nici nadające kształt wielu poznanym przeze mnie
zielnikom. Na przykład Nina, kobieta koło czterdziestki, samotnie
wychowująca dwóch synów i przywiązująca dużą wagę do diety oraz
obecności w niej dzikich roślin, przyjmowanych szczególnie w postaci
naparów, mówi o tym, że ludzie kiedyś mniej chorowali dzięki temu,
że w ich diecie było więcej gorzkich substancji, które również były pozyskiwane z dzikich roślin.
N: A polyn (bylica piołun, Artemisia absynthium L .) pasuje tylko majowy, tylko wtedy, kiedy on kwitnie – w maju. Jego zbierają tylko w maju.
J: Aha. A teraz on nie...
N: On jest bardzo wspomagający i my teraz dla profilaktyki powinniśmy go pić, dlatego, że my odwykliśmy od gorzkiego. Kiedyś ludzie więcej spożywali gorzkiego, a my przywykliśmy do wszystkiego takiego
70
słodkiego, słodkiego, takie słodkie i słone, wędzone, ale nie gorzkie .
A nasz organizm pracuje normalnie tylko wtedy, kiedy on odczuwa troszeczkę goryczy. Także ciut, kropelkę goryczy trzeba kiedyś pić. [Nina,
K. ok. 40 DW_A0150]
Współcześnie w diecie pojawiają się substancje, których kiedyś nie
było, ich obecność wpływa na zdrowie. Podobnie jak zmiana głównych
składników pożywienia. Tak mówi o tym Maria, kolejna osoba, dla której poznawanie i zbieranie roślin łączy się z troską o dietę, dostarczanie sobie odpowiednich produktów.
Sposób odżywiania starych ludzi. Był piec. W piecu wszystko dusiło
się do wieczora. I w pole, mówiła babcia, że u nich były woły i swoja ziemia, i dzieci, jak były małe, to paliło się rano w piecu, dawało
się śniadanie, potem obiad w południe nieśli w pole, a kolację w domu,
to wszystko to w piecu było ciepłe. Przede wszystkim kasze, ryż – toż
nie nasza uprawa, nie ukraińska, były jagły, pszeniczne, owsiane,
to ludzie byli mocni, krzepcy. Od odżywiania, szczególnie kasze, one
70. Mówiąc za pierwszym razem „słodkiego”, używa słowa ukraińskiego, za drugim rosyjskiego.

Iwa Kołodziejska
105

przecież oczyszczają organizm z soli [złogów toksyn]. A teraz my już
tego nie stosujemy. Ja teraz myślę, no koniec, przechodzę na zdrowe odżywianie. [Maria, K. 55 DW_A0142]
Maria: Co jest najważniejsze, dlaczego nasi pradziadowie, dziadowie
długo żyli? Oni przecież nie znali marynowania (консервації). Oni
wszystko kiszone. Kiszone, ono co? Kwas. Kwas zabijał wszystkie komórki rakowe w organizmie.
IK: A pani też kisi?
Maria: Tak. Ale ja tylko kapustę.
71
IK: Kapustę ?
Maria: Kapustę i pomidory. No ogórki też kiszę. [Maria, K. 55 DW_
A0142]
Pobrzmiewa w tych wszystkich wypowiedziach myśl, że dawniej ludzie
żyli dłużej, byli zdrowsi niż dziś.
Halina Anatolevna ujmuje to też tak:
Halina: My teraz wszyscy jesteśmy chorzy. Nie ma zdrowych. Jak nie
jedno, to drugie. Oni jedli więcej tego czystego takiego. A mięso w domu,
kto to jadał, tak jak teraz? [K. 60 DW_A0156]
Myślę, że można to łączyć z wizją „złotego wieku”, złotego wieku
„naturalności”, czasu, kiedy ludzie byli bliżej natury, lepiej jedli,
a dzięki temu byli zdrowsi, żyli dłużej, nie chorowali tak, jak teraz
(Zowczak 1993). Wyraźnie wybrzmiewa w wypowiedziach rozmówczyń to, że źródłem siły była przyroda, sieci relacji z roślinami. Jedli
lobodę (komosę, Chenopodium sp.) w czasie głodu, bo nie było czego
jeść, ale podświadomie sobie pomagali, poprawiali zdrowie – Halina
Anatolevna, jedli więcej gorzkiego np. polyn (bylicy piołun, Artemisia
absynthium L .) – Nina, jedli różne kasze z tutejszych – ukraińskich roślin uprawnych i kiszonki – Maria. Odwołanie do przodków wskazuje
też na znaczenie i siłę więzi społecznych, choć źródłem zdrowia wydają się być relacje z nie-ludzkimi aktorami, a nie ludźmi (por. Baines
2018: 20).
71. Zdziwiłam się, bo mało kto ze znanych mi osób kisił akurat kapustę.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
106

Ta wizja „złotego wieku” splata się z dyskursem tożsamościowym,
można by ją wręcz żartobliwie nazwać „złotym wiekiem ukraińskich
gospodarzy”. Jest ona podtrzymywana i promowana w czasopismach
72
czytanych przez moje rozmówczynie . Przede wszystkim „Babushka”
i różne wydawnictwa pokrewne (np. „Lechimsia vmeste”), związane
z tym czasopismem, uwypuklają takie wątki, są one szczególnie sil73
ne w warstwie ilustracyjnej . Okładki i ryciny wewnątrz numerów
posiadanych przez rozmówców i dostępnych na rynku w czasie moich badań przedstawiają zwykle rumiane kobiety w wyszywankach,
młodsze zwykle w wiankach na głowach, z warkoczami, mężczyzn
właściwie wyłącznie starszych, zwykle brodatych, często też długowłosych. W wielu numerach można obejrzeć sceny w drewnianych
chatach z bali ze świętym kątem, ludzi przygotowujących się do obchodzenia świąt – robiących palmy wielkanocne, wyściełających podłogę tatarakiem na zelone sviata itp. Często w tle ilustracji widać kopuły cerkwi, ikony lub modlitewnik (np. „Babushka” nr 6, lipiec 2013).
Tworzy to romantyczną wizję wiejskiej szczęśliwości i wiejskość jest
tu zdecydowanie waloryzowana pozytywnie, jednocześnie splatając
się z wątkiem tożsamościowym, elementem duchowej zażyłości (por.
Caldwell 2011).
Sposoby leczenia, historie z nim związane i opowieści o roślinach
publikowane w tych gazetach pochodzą z różnych regionów Ukrainy,
a nawet całego obszaru byłego ZSRR. Większość czasopism nie jest
przeznaczona wyłącznie na rynek ukraiński, np. wydania „Babushki”
dostępne na Podolu są kierowane na rynki ukraiński i mołdawski.
Niemniej moi rozmówcy odczytują je jako bardzo ukraińskie, mówiące o ukraińskiej narodnej medycynie. Warto tu zaznaczyć, że gros
listów od czytelników pochodzi z tego kraju. Ich wpływ na kształt wiedzy o terapiach i roślinach bywa wyraźny, często kształtuje popularność (modę) na wykorzystanie danej rośliny. Dzięki tekstowi z gazety
w ogródkach w Stroyincach zaczął pojawiać się lubystok (lubczyk ogrodowy, Levisticum officinale W.D.J.Koch) opisany jako roślina, bez której nie mogą się obyć żadna Ukrainka i ukraiński ogród. Rozmówczyni,
72. Książkom i czasopismom współtworzącym relacje moich rozmówców z roślinami

i będącymi bardzo ważnymi nićmi w opisywanych przeze mnie splątaniach poświęcam
cały następny rozdział.
73. Zostawiam oryginalny zapis alfabetem łacińskim tytułu czasopisma.

Iwa Kołodziejska
107

która mi o tym opowiadała, nie znała wcześniej tej rośliny (widziałam
ją tylko w kilku ogrodach, we wszystkich była od niedawna i z tego samego źródła), ale ją sobie sprowadziła do ogrodu, skoro lubystok powinien w nim być. Zna jego właściwości opisane w gazecie, ale jeszcze
ich nie wykorzystywała [Tonia K. 55 notatka 15.07.2012]. Może wydać
się interesującą ta mała popularność lubystku (lubczyku ogrodowego,
Levisticum officinale W.D.J.Koch) w odwiedzanych przeze mnie wsiach,
szczególnie w Stroyinciach, ponieważ pozostaje ona w sprzeczności
z tym, co pisze o najpopularniejszych na Podolu roślinach leczniczych
Vasyl Iosipovich Shevchuk. Uważa, że to jedna z takich roślin, które
można spotkać w niemal każdym ogródku i że jedną z pierwszych rzeczy, które robiła młoda gospodyni, było posadzenie w ogródku lubystku (1997: 37). Jego obserwacje pochodzą z lat 70./80. XX w. i wcześniejszych. Raczej nie jest możliwe, by w tych latach był popularny w moim
terenie badań i został tak szybko i skutecznie zapomniany. Wynika
z tego, że można mówić o dużej zmienności między wsiami w tej okolicy lub, ewentualnie, że mająca charakter popularnonaukowy książka jest częściowo oparta na innych materiałach źródłowych niż własne
obserwacje w regionie. Opisując lubystok (lubczyk ogrodowy, L. officinale W.D.J.Koch) Shevchuk nie odwołuje się do własnych doświadczeń
ani konkretnych miejscowości, jak robi to przy niektórych innych opisach (1997).
Moi rozmówcy często mówią o Ukraińcach jako o tych, którzy
leczą się roślinami, albo podkreślają to, że jakieś rośliny są szczególnie ważne dla ich narodu. W tym drugim kontekście najczęściej
są wymieniane: kalyna (kalina koralowa, Viburnum opulus L .), chornobrivcy (aksamitka rozpierzchła, różne odmiany, Tagetes patula L .,
różne odmiany), soniashnik, podslonuh, podsoniashnik (słonecznik
74
zwyczajny, Helianthus annuus L .) [np. notatki 15.11.2013] . Niemniej
74. Według The Plant List (theplantlist.org, dostęp 13.10.2018) Tagetes patula jest synonimem T. erecta, natomiast baza Missouri Botanical Garden (missouribotanicalgarden.org/plantfinder/plantfindersearch.aspx, dostęp 13.10.2018) uznaje je za osobne
gatunki. Rozmówcy za chornobrivcy o właściwościach leczniczych uważają te o płaskich kwiatostanach (niepełnych), o kwiatach języczkowych (tzw. płatkach) zabarwionych na dwa kolory: pomarańczowy i głęboko czerwony, wpadający w brąz. O nich

też, zdaniem rozmówców, jest piosenka Chornobryvciv naseiala maty (autor Микола
Сингаївський, https://nashe.com.ua/song/3414, dostęp 5.01.2019, „Mama wysiała aksamitki”)
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
108

każda z tych roślin jest też obecna na wiele innych sposobów w zielnikach rozmówców. Sytuowanie ich w roli taksonów tożsamościowo-twórczych pokazuje ciekawe splecenia nici relacji z roślinami,
ponieważ tylko pierwsza z nich – kalina koralowa – jest rośliną rodzimą i występującą dziko w tym regionie. Dwa pozostałe taksony
przybyły z Ameryki jako rośliny uprawne: aksamitka rozpierzchła
w XVI w. (Podbielkowski 1992), słonecznik w XVII w. Ogromne ekonomiczne znaczenie upraw słonecznika na terenie Ukrainy datuje
się od początku XX w. Co ciekawe, pozyskiwanie oleju słonecznikowego na skalę przemysłową rozpoczęto nie w Ameryce, a w Rosji,
i głównym bodźcem do opracowania procesu tłoczenia było poszukiwanie wydajnej rośliny oleistej, której olej mógłby być stosowany
w długich okresach postu zalecanych przez Cerkiew prawosławną
(Marek 2018: 455). To taki drobny przyczynek do globalnych powiązań zielników moich rozmówców.

Fot. 3. Pieczony przez ciocię Lusię korowaj ozdobiony kalyną (kaliną koralową, Viburnum opulus L.) na dniach rejonu w Tywrowie, 23 sierpnia 2013 r.

Iwa Kołodziejska
109

O ukraińskości mówi się też w kontekście specyficznej ukraińskiej fizjologii przystosowanej do rodzimej diety. Nie było tego widać akurat
w przytoczonej wypowiedzi Haliny Anatolevnej, bo wtedy mówiła ogólnie o ludziach, nie o Ukraińcach. Niemniej w innych wypowiedziach
zarówno ona, jak i inne rozmówczynie odnosiły się do „naszych przodków, naszych dziadów” i wyraźnie ważna była zażyłość kulturowa rozumiana w podstawowy Herzfeldowski sposób, czyli wiązana z tożsamością narodową (Herzfeld 2007). Wyjątkowo dobitnie o specyficznej
ukraińskiej fizjologii mówiła baba Adela, choć dla niej ważniejsze
w tym kontekście było jedzenie pochodzenia zwierzęcego niż roślinnego. Baba, która miała nadciśnienie i lekarz kazał jej ograniczyć tłuste
potrawy, a szczególnie wieprzowinęczęsto powtarzała, że nie może się
go słuchać, bo fizjologia Ukraińców jest taka, że żeby dobrze funkcjonować muszą zjeść codziennie sało (słoninę), powinien być to kawałek
co najmniej wielkości pudełka od zapałek [notatka/lipiec 2012] (por.
z wynikami badań Tomasza Rakowskiego we wsi Bolęcin o uzdrawiającej mocy tłustego – dającego siłę, wzmacniającego organizm [2010],
o znaczeniu tłuszczu i tłustych potraw pisze też Joanna Mroczkowska
w swoim doktoracie [2015]). Baba Adela stawia opór nieodpowiadającemu jej dyskursowi lekarzy i mediów (temu samemu, który pobrzmiewa
w wypowiedziach Haliny Anatolevnej – a mięso w domu, kto to jadał, tak
jak teraz? [K. 60 DW_A0156], i Niny – a my przywykliśmy do wszystkiego takiego słodkiego [Nina, K. ok. 40 DW_A0150]). Nawiązując do ukraińskiej fizjologii, tłumaczy, że byłoby dla niej skrajnie niebezpiecznie
przestać jeść sało, dzięki temu, między innymi, zachowuje poczucie
sprawczości w polu własnej diety i zdrowia. Jednocześnie baba Adela
przetwarza na swoje potrzeby dyskurs tożsamościowy (por. Polese,
Morris, Pawłusz, Seliverstova 2017: np. 3) i odwołuje się do elementów ukraińskiego gastronacjonalizmu (por. DeSoucey 2010). Justyna
Straczuk, pisząc o Białorusi i Podlasiu, uznaje potrawy tłuste za przypisane męskim gustom; baba Adela i wiele moich rozmówczyń z pewnością by się z nią nie zgodziły (2013: 194).
Michael Mucz w książce szczegółowo opisującej samoleczenie migrantów ukraińskich w Kanadzie przytacza historię z rodzaju tych, które często można usłyszeć, rozmawiając o roślinnym leczeniu w różnych
miejscach na świecie. Jego rozmówca opowiada o tym, jak to poszedł
do lekarza z chorym palcem, lekarz zasugerował bardzo inwazyjną
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
110

terapię: amputację, pacjent się na to nie zdecydował, uciekł się do zastosowania środka roślinnego – podbiału pospolitego (Tussilago farfara L .) – i uratował palec. Opisuję tę klasyczną historię, bo kanadyjski lekarz podsumował to wydarzenie słowami: „Ukraińcy to wariaci”
(2012: 15), łącząc taki sposób leczenia z całą grupą etniczną, a nie konkretną osobą. Moi rozmówcy w wielu kontekstach zrobiliby to samo
i czuliby się bardzo dumni z takiej asocjacji. Niemniej Mucz, mówiąc
o przyczynach stosowania samoleczenia w dużym stopniu opartego
na roślinach, podkreśla wyłącznie te ekonomiczne (koszt leków i wizyt lekarskich) i geograficzne (odległość do najbliższego szpitala, osady migrantów ukraińskich były izolowane). Ciekawe, czy w warunkach
tej migracji (XIX/XX w.) kwestie tożsamościowe nie odgrywały istotnej
roli? Wydaje się to mało prawdopodobne, ale być może nie odgrywały.
Jeżeliby tak było, to należałoby uznać, że bardzo ważne dla połączenia
relacji z roślinami z relacjami z państwem narodowym miały dopiero tożsamościowotwórcze zabiegi po rozpadzie Związku Radzieckiego,
jak i istnienie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w obrębie państwa Rad. Z drugiej strony nie można zapominać, że migranci
do Kanady wyjeżdżali z monarchii austro-węgierskiej, a nie z Ukrainy,
byli zwykle biednymi mieszkańcami wsi i małych miasteczek podróżującymi za chlebem i ich identyfikacja z ukraińskością jako taką zapewne była bardzo nikła.
Mimo tego, że zarówno moi rozmówcy z Podola, jak i wiele osób
pochodzących z Ukrainy, które spotkałam poza kontekstem badań
(np. podczas konsultowanych i wspieranych przeze mnie działań artystycznych Dagny Jakubowskiej dotyczących migrantów i roślin),
podkreślało związek ukraińskości ze zbieraniem dzikich roślin – „my,
Ukraińcy, zbieramy rośliny”, to byłabym ostrożna z uznaniem kwestii
tożsamościowej za kluczową, bezpośrednią przyczynę zbierania roślin,
może raczej narracje tożsamościowe są opowieściami podkreślającymi
75
wagę tego zbierania .
75. Działania artystyczne Dagny Jakubowskiej, o których piszę, to: spacer i seria inter-

wencji artystycznych w krakowskich mieszkaniach w październiku 2014, pokazująca
rzeczywistość ukraińską „od kuchni”, http://pl.naszwybir.pl/kongres-kuchenny/; Zielnik
Ukraiński. Chwasty. Dzikie rośliny. Strategie przetrwania – interwencja artystyczna i spacer etnobotaniczny w sierpniu 2015 w Ramach Archipelagu Jazdów, http://archiwum.u-jazdowski.pl/index.php?action=aktualnosci&s2=1&id=1279&lang=.
Iwa Kołodziejska
111

Fot. 4. Okładka i zdjęcie strony 18 z wnętrza numeru pisma „Babushka. Ozdorovitelnye sovety”
(nr 6 z 2013 r.).

III. 3.3. „Chemia” i oczyszczanie organizmu
W przytoczonej rozmowie z Haliną Anatolevną, prowadzonej przez Janę
i Ksjuszę, pojawią się dwa wątki, z którymi można się spotkać w bardzo
wielu kontekstach i różnych kręgach kulturowych, ale tu mające swój
specyficzny koloryt charakterystyczny dla kontekstu poradzieckiego –
wątek khimii i oczyszczania organizmu. Poddam je teraz analizie, ponieważ obie narracje mają wpływ na praktykę zbierania roślin, wchodzenia
z nimi w nowe relacje lub rozwijanie tych już istniejących. W swojej pracy doktorskiej Polityka smaku. Rola jedzenia w tworzeniu, podtrzymywaniu i negocjowaniu więzi społecznych i rodzinnych w Dąbrowie Białostockiej
i okolicach Joanna Mroczkowska poświęca sporo miejsca rozważaniom
o „chemii”, jednak w jej terenie badań nie wiązało się to w żaden sposób
ze zbieraniem dzikich roślin, rośliny pojawiały się wyłącznie w kontekście uprawy ogródka i zakupu jedzenia je zawierającego (2015).
Mroczkowska, pisząc o okolicach Dąbrowy Białostockiej, łączy mówienie o „chemii” między innymi ze zmianami w sferze kobiecej. Nie
pojawia się u niej w ogóle wątek zbierania dzikich roślin jadalnych czy
leczniczych jako tych, które miałyby wpłynąć na poprawę stanu zdrowia, być sposobem na unikanie „chemii”, jak to jest w kontekście moich
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
112

badań. Pojawia się u niej co prawda informacja o zbieraniu i jedzeniu
lebiody na przednówku, ale obrazuje tu ona poziom biedy w regionie
i głód. Nie jest pozytywnie postrzegana (2015). Koresponduje to z koncepcją Łukasza Łuczaja o herbofobii i herbofilii (2008a). Mieszkańcy
Podola byliby tu herbofilami w przeciwieństwie do mieszkańców okolic
Dąbrowy Białostockiej.
Niemniej wiele innych wątków i ich interpretacji wydaje się bardzo
podobnych do tego, co obserwowałam podczas moich badań. W związku z tym, że w zielnikach moich rozmówców dominowały zastosowania
roślin w celach leczniczych, to i wątek khimii wybrzmiewał mocniej,
kiedy mówiono mi o nich niż o jedzeniu.
W przytoczonym na początku rozdziału III.3.2 fragmencie rozmowy
z Haliną Anatolevną pojawia się wątek oczyszczania organizmu z nadmiaru szkodliwych soli. Przypadłością, na którą cierpi wielu moich
rozmówców i członków ich rodzin, są bóle stawów, nóg czy kręgosłupa.
Zwykle szuka się ich etiologii w odkładaniu się szkodliwych soli w organizmie. Wiele roślin pojawia się w zielnikach mentalnych ze względu
na to, że są pomocne w radzeniu sobie z tego rodzaju bólami. Ważne
w tym kontekście są np. siren, buzok (bez lilak, Syringa vulgaris L .)
i kashtan, kinskii kashtan (kasztanowiec zwyczajny, Aesculus hippocastanum L .) – robi się z nich nalewki na spirytusie i stosuje zewnętrznie
na bolące miejsca. Jednak wiele osób za kluczowe w radzeniu sobie
z tym problemem uważa rośliny, które pomagają pozbywać się soli –
najbardziej powszechnie stosuje się młode pędy hrushy, hrushy dichki
(grusza – unika się stosowania odmian uprawnych, stara się stosować
dziką gruszę – Pyrus communis, Pyrus spp., często tworzy mieszańce i bardzo trudno spotkać czysty gatunek). Anatolevna podkreśla
to, że sole odkładają się dlatego, że ludzie przeszli na dietę bogatszą
w produkty zwierzęce, roślinna dieta nie wywoływała, jej zdaniem, takich skutków. Nikt z rozmówców nie powiązał bezpośrednio oczyszczania organizmu z prawosławnymi postami, choć niektórzy podkreślali, podobnie jak Anatolevna, związek odkładania się soli z dietą
bogatą w produkty zwierzęce. Wpisuje się to w modne – również poza
Ukrainą – dyskursy dotyczące diet oczyszczających. Są obecne w czasopismach i medialnych materiałach dotyczących narodnej medycyny.
W aptekach są dostępne mieszanki ziół mające służyć oczyszczeniu
organizmu (korzysta z nich np. Alina K. ok. 40 [DW_D0239]), jednak
Iwa Kołodziejska
113

większość rozmówców stosowała w tym celu pędy dzikich grusz i podkreślała, że jest to stara wiedza, coś, co w ich zielnikach ma kategorię
„praktykowane od zawsze”.
III. 3.3.1. Zaufanie
Halina Anatolevna w ostatnich latach rzadko zbiera rośliny, czasem kupuje ziołowe mieszanki w aptece, co jest dość wyjątkowe na tle większości rozmówców, którzy nie mają dużego zaufania do mieszanek ziół
w torebkach sprzedawanych w aptekach. Ona też nie wypowiada się
o nich z wielką estymą, ale uznaje, że jest to wygoda, na którą warto
sobie od czasu do czasu pozwolić. Chętniej korzysta z roślin, które czasem zbierze dla niej ktoś znajomy.
Zapytana o herbaty, które pija, wymieniła: sporysh (rdest ptasi,
Polygonum aviculare L . sensu lato), deviasil (oman, Inula sp.), air (tatarak zwyczajny, Acorus calamus L .) – nie rośnie w okolicy; Halina
Anatolevna kupuje jego kłącze. Robi też herbatę z landyshy (konwalii
majowych, Convallaria majalis L., ale trzeba znać dawkę, bo może być
niebezpieczna, pije, bo ma problemy z sercem (większość rozmówców
używających tej rośliny robi z niej nalewkę na spirytusie). Poza tym
chętnie pije lipę, podkreśla, że jest dobra na przeziębienie. W zimie
obserwowałam, że często pija napary ze świeżo ściętych pędów malin
i czarnych porzeczek. Gdy chorowała, prosiła, by synowa nacięła jej
gałązek i przyniosła, żeby mogła zrobić sobie napar.
W większości rozmów w roli środków pomagających unikać khimii
pojawiały się rośliny pite w postaci herbat.
Klever, koniushyna ma w sobie dużo soli mineralnych, żeby nie pić witamin z apteki, możemy spożywać koniushynu. [Anatolevna, K. ok.
60, Film_00148]
Tak samo, przypuśćmy, my, ot ja lubię stale popijać herbatę z mięty,
ja lubię po prostu takie. Czarną herbatę jakoś odrzuciłam i melisu [melisę lekarską, Melissa officinalis L .]. [Tonia, K. 46 DW_A0168_1]
Nie jest to pełny obraz. Mimo że dużo częściej słyszy się o leczeniu
i wykorzystywaniu roślin do leczenia niż w celu zachowania zdrowia, to szczególnie dyskurs dotyczący „naturalności” i tego, żeby nie
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
114

zaszkodzić sobie różnymi działaniami (szczególnie produktami spożywczymi zawierającymi „chemię” lub modyfikowanymi genetycznie)
jest bardzo rozpowszechniony (por. Patico 2003). Leki ziołowe, na dodatek zebrane osobiście, są często przeciwstawiane „chemicznym”.
Takie zdanie jak to wypowiedziane przez dida Tolę (83) powtarza wiele
osób: „chemiczne lekarstwa jedno leczą, a drugie kaleczą”. Tego rodzaju odczucia są spójne z powszechną w różnych częściach świata wiarą w bezpieczeństwo i naturalność roślin leczniczych (por. Whyte, van
der Geest, Hardon 2002). Oczywiście nie oznacza to, że moi rozmówcy nie korzystają z aptecznych leków – zarówno do samoleczenia, jak
i wtedy, gdy są przepisane przez lekarzy.
III. 3.3.2. Relacje z „państwem”
Moim zdaniem bardzo istotnymtłem do zrozumienia, w jakie sieci
relacji wplątana jest khimia, są: brak zaufania do instytucji państwa
oraz różnego rodzaju produktów i powiązana z nimi potrzeba produkcji „swojego” jedzenia, a przede wszystkim „swoich” leków. Jest to też
sposób dyskursywnego odcinania się od elit, ciągłe podkreślanie,
że sami to zrobiliśmy, sami się postaraliśmy, bo: co oni jeszcze wymyślą,
jak spróbują nas dobić [Ira, K 33, notatka szczepienia, maj 2012], służy
to pokazaniu dystansu do „onych” – władzy, która powinna o nas dbać,
a tego nie robi. Samoleczenie również wpisuje się w ten sposób myślenia o sobie i świecie, są to nici relacji z państwem jako tym, które
powinno być odpowiedzialne za zdrowie swoich obywateli, a nie staje na wysokości zadania (por. Bazylevych 2009). Maryna Bazylevych
pisze o tym, że ze względu na sposób funkcjonowania służby zdrowia
w Ukrainie odpowiedzialność za zdrowie pacjentów, nawet w najbardziej podstawowym zakresie, spada na nich samych (2009). To o kupowanych w aptece lekach często mówi się, że nie wiadomo, co zawierają, „oni wkładają tam glinę czy coś, te leki nie mają właściwości, nie
działają” (takie zdanie powtarzało się w wielu rozmowach, np. notatka
z rozmowy z pasterzami 10.08.2013, Tonia, notatka maj 2012). W czasie
moich badań wątek fałszowania leków pojawiał się też niejednokrotnie
w mediach (notatka grudzień/styczeń 2013/14). Również produkty ziołowe rozmówcy wolą zebrać sami lub ewentualnie kupować od osób,
z którymi mogą wejść w interakcję, spotkać się twarzą w twarz, zbudować z nimi relację zaufania (Kołodziejska-Degórska 2016).
Iwa Kołodziejska
115

III. 3.3.3. „Swojskość”
Wydaje się, że pojawianie się wielu taksonów roślin w zielnikach rozmówców jest powodowane potrzebą kontroli nad tym, czym się leczy
i co się je – a przede wszystkim pije w postaci herbat pitych dla przyjemności (ang. recreational teas [Sõukand i in. 2013]); daje to poczucie
sprawczości.
Dobrym przykładem na to, że robienie rzeczy samemu, „swojskość”
produktów, czyni je czystymi i bezpiecznymi, jest następująca, nagrana przeze mnie w Winnicy opowieść:
Ira: Wiem, że starsze babcie, to generalnie takimi silnymi ludźmi były,
że bez spryskiwacza mogły pryskać. Pryskały venikem (miotłą).
IK: Ta-ak?
Ira: Tak. Truciznę w wiadrze rozpuszczały – i miotłą, miotłą, tak miotłą, raz, raz, raz. I to wujek Kola opowiadał, znaczy mąż siostry mojej
mamy, opowiadał, że u nich tam była taka, no ona już była dosyć stara, taka masywna, silnej budowy, mówi, dobra kobieta, nie chorowała
na nic przez całe życie, to ona o tak, mówi, tę, znaczy, rozpuściła, znaczy, zamieszała palcem, jeszcze tak spróbowała, nie... Coś, mówi, ono
słabiutkie, nie wystarczająco mocne. Jeszcze jego trzeba tu dodać.
To ona sama na smak próbowała czy ono mocne, czy słabe, i nic jej nie
było [śmiech]. Tak i ona tak sobie pryskała, tak sobie radziła, tak. [K.
33 Ira DW_B0134]
Bywało, że kiedy pojawiało się dużo stonki ziemniaczanej, niektórzy
rozmówcy decydowali się podjąć próbę zdobycia chemicznych środków ochrony roślin i stosowali je w swoich przydomowych ogrodach.
Niemniej ta praktyka nie zmieniała narracji o własnych, niepryskanych warzywach. Zainteresowaniem cieszyły się też sadzeniaki ziemniaków (kupowano je szczególnie, jeśli nie wystarczyło własnych albo
gospodarze byli ciekawi jakiejś nowej odmiany), które były zaprawione i tym sposobem zabezpieczone przed koloradzkim żukiem (stonką
ziemniaczaną Leptinotarsa decemlineata Say); rośliny rozwijające się
z bulw były toksyczne dla owadów. Takie ziemniaki były przedstawiane jako ziemniaki „bez chemii”, „ekologicznie czyste”. Nie chodziło
tu o zaufanie do okresów karencji ani rozpad środków owado- i grzybobójczych, bo to one są głównie używane w ogrodach przydomowych,
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
116

środków chwastobójczych się nie stosuje. Rośliny towarzyszące uprawom są usuwane ręcznie przez gracowanie i pielenie, lecz także, szczególnie później w sezonie, gdy rośliny uprawne są już większe, akceptuje się ich obecność. Moim zdaniem brak zmiany narracji wynikał
z poczucia kontroli nad własnym ogrodem, osiąganego dzięki własnej
pracy, znajomości ziemi i odmian, dzięki temu, że stosowanie środków
chemicznych może być włączone w sieć bliskich relacji, staje się sprawdzone, znajome, obserwowalne gołym okiem – znajoma babka bada
nasycenie roztworu środków owadobójczych na smak, stają się przez
to sprawdzone, znane – również dla tych, którzy tylko to obserwują
lub o tym słyszą. Analogicznie jest z przelewaniem środków ochrony
roślin, o którym pisałam w podrozdziale II.1 Infrastruktura. Podobnie
jak w badaniach, które podejmowały Melissa Caldwell (2011), Cynthia
Gabriel (2005) i Jane Zavisca (2003), bliskość w sieci relacji wpływa
na uznawanie przez rozmówców produktów za czyste ekologicznie (ekologicheskij chistyj), można również powiedzieć, że czyste ekologicznie
oznacza samodzielnie wyprodukowane (self produced). Pojęcie samodzielności jest rozciągnięte na osoby bliskie, dobrze znane, silnie związane z nami w sieciach relacji. Odgrywa tu również rolę ogromne poszanowanie dla ręcznej pracy i osobistego wysiłku (por. Caldwell 2011
i Humphrey 2010).
Tak o zagadnieniu „swojskości” pisze Joanna Mroczkowska: „Swój”
– oznaczający stosunek posiadania wobec produktu, który teraz pochodzi z nieznanego najczęściej źródła, z miasta lub miasteczka (por. alienacja producenta i produktu/efektów pracy), „swój” oznaczający również
znany, „swój” – taki jak dawniej, i wreszcie wytworzony dzięki pracy rąk
własnych, rodziny i sąsiadów. Opozycją jest tu obcy, „chemia” – źródło
choroby. „Swoje” jest kategorią, która potrafi godzić sprzeczności z różnych dyskursów. Na przykład ciasto z galaretką niebieską lub zrobione
w Stanach jest ciągle swoje, o ile zrobione jest przez kobietę-matkę-gospodynię (Mroczkowska 2015: 144).
III. 3.3.4. Wielogatunkowość
W niektórych kontekstach zwierzę (stonka), które jest blisko splecione
z rozmówcami w sieciach relacji, ale postrzegane bardzo negatywnie,
bo ludzi łączy z nim jedzenie tej samej rośliny, czyli są dla siebie konkurencją, i zwykle jest traktowane wręcz jak wróg, może stać się bliskie:
Iwa Kołodziejska
117

Bardzo dużo pojawiło się takich ziemniaków, które tam, wyhodowane
odmiany, co ich nie je stonka. No i takie ziemniaki jakby, ot z początku,
pierwszy okres uprawiali, potem przyszła informacja, czy ktoś swoim
rozumem do tego doszedł, że jeśli ich nie je stonka, to znaczy, że one
są już tak złe, że ludzie nie powinni ich jeść. [K. 33 Ira DW_B0134]
Czasem zwierzę, nawet takie jak stonka ziemniaczana, staje się
bliskie, nam podobne. Jeśli ono nie chce jeść ziemniaków, my też nie
powinniśmy. Skomplikowanie i różnice w niciach naszych fizjologii,
związków tworzących nas i owada, znikają. Są to akurat te różnice,
które z punktu widzenia fizjologa zwierząt są kluczowe. Zupełnie inne
związki chemiczne mogą być trujące dla owada i dla człowieka.

III. 4. Przykłady z zielników:
nici zielnika Nataszy i innych z nim powiązanych
Tak jak w zielniku Haliny Anatolevnej bardzo ważna była warstwa dyskursywna i fakt posiadania wiedzy, która nie musiała koniecznie być
na co dzień praktykowana, tak w zielniku Nataszy ogromnie ważna
była praktyka. Natasza jest niezwykle dumna ze swojej pamięci i tego,
że zna bardzo wiele roślin leczniczych i przepisów na ich przygotowywanie. Należy do grupy rozmówców, którzy szczególnie aktywnie zbierali wszelkie informacje o roślinach i szybko sprawdzali je w praktyce. Wszyscy moi dorośli rozmówcy byli otwarci na wiedzę o roślinach,
ale nie wszyscy jej aż tak aktywnie poszukiwali i nie wszyscy tak chętnie rozwijali umiejętności niezbędne do praktykowania tej wiedzy.
Według mnie spośród 63 dorosłych osób, z którymi przeprowadziłam
wywiady, 22 miało bardzo rozbudowane zielniki, a spośród nich 11 (10
kobiet i 1 mężczyzna) wykazywało szczególną pasję zbierania i poznawania roślin oraz poszukiwania nowej wiedzy i pogłębiania już posiadanej. Wydaje mi się, że te liczby świadczą o wysokiej istotności wiedzy
o roślinach dla mieszkańców terenu moich badań.
III. 4.1. Relacja z miejscem i krajobrazem
Natasza w dzieciństwie mieszkała, jak mówi, w górach, w okolicach
Kamieńca Podolskiego. Jej ojciec zginął w wypadku, gdy była jeszcze
dzieckiem. Po jego śmierci przeniosła się z matką i trójką rodzeństwa
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
118

do Stroyinciów. Była najmłodsza, a matki nie było stać na to, by i ona się
uczyła; pozostałe siostry zdobyły wykształcenie. O jej mamie mówiono
w Stroyinciach worożka; umiała leczyć modlitwą, zamawiać choroby, lała
wosk, spalała beszyhu (dwa rodzaje: pierwszy – wywoływana przez paciorkowce róża, drugi – opuchlizny różnego pochodzenia, głównie na twarzy). Gdy ją poznałam, była już poważnie chora i rzadko kogoś przyjmowała, ale o swojej praktyce chętnie opowiadała. Mówiła też, że Natasza
ma dar do roślin. Ciocia Natasza nie przejęła daru matki, ale praktyki duchowe były dla niej bardzo ważne, regularnie chodziła do cerkwi, zawsze
przypominała mi o wszystkich świętach, podczas których można było
poświecić rośliny, dbała o to, bym brała udział w ważnych wydarzeniach
w cerkwi. Z Nataszą spotykałam się wielokrotnie, uwielbiała być nagrywana – czy to na dyktafon, czy kamerą, ma ogromny zapał edukacyjny
i stara się przekazać swoją wiedzę każdemu, kto ma ochotę słuchać.
W jej zielniku bardzo są widoczne sieci relacji z miejscami, w których bywała lub mieszkała. Natasza mówi czasem o okolicach Kamieńca
Podolskiego i wspomina piękno tamtych miejsc, tamtejszy lasostep
i rośliny, których nie może spotkać w Stroyinciach – jedną z nich jest
goricvit (miłek wiosenny, Adonis vernalis L .), inną son-trava (najprawdopodobniej szafran, Crocus sp.):
Natasza: son-trava. No to teraz sadzą. Ta sama son-trava, czekaj, jak
ona się nazywa? Jakoś, o tak wczesną wiosną, one wyłażą, o jak tylko
śnieg zejdzie, ta son-trava wychodziła. [K. ok 55, DW_B0133]
Dla jej zielnika ważne było, że jako dziecko chodziła, obserwowała, co starsi ludzie zbierali, zawsze miała kontakt z przyrodą, co wpłynęło w istotny
sposób na nici jej zielnika. Krajobrazy dzieciństwa zapadły jej w pamięć,
ale, jak mówi, tam tylko wyrosła, a całe życie przeżyła tu i to zastosowania tutejszych roślin zna. Pamięta tylko, że starzy ludzie zbierali, ale nie
wie dlaczego, tego już nie miała okazji się nauczyć i sama zacząć zbierać,
bo tu są inne siedliska. W zielnikach często widać nici wynikające z mobilności rozmówców. Najczęściej dotyczy to miejsc, w których pracowali lub
wychowali się. Tak dla dida Toli bardzo ważny był paslion (psianka czarna,
Solanum americanum Mill.), o którego jedzeniu w dzieciństwie nikt inny
mi nie wspominał. Did wychował się na Chersońszczyznie i tam dzieci
często go jadły. Podkreślał, że może być trujący i to ważne, by jeść czarne,
Iwa Kołodziejska
119

dojrzałe owoce. Częstował mnie nimi, ciepło wspominając dzieciństwo.
Roślina, którą znał did z dzieciństwa, rośnie też w Stroyinciach – jest stosunkowo kosmopolityczna, występuje na siedliskach synantropijnych
(związanych z człowiekiem i jego działalnością). Choć pochodzi z Eurazji,
przystosowała się doskonale do życia w Amerykach, Australii i południowej Afryce. Inaczej jest z son-travą cioci Nataszy:
Natasza: U nas były fioletowe tam na pagórkach. A tu ja widzę, Lesia
[jej córka], o to kupiła, to ta sama son-trava, ale one i żółte, i białe,
i niebiesko-fioletowe, jakie zechcesz.
J: Aha.
N: Ja zapomniałam, jak one się nazywają [naciska na mnie, żebym
podała polską nazwę].
J: Noo... mnie się wydaje, że u nas mówią na nie krokusy.
H: O, tak, dokładnie, krokusy. U nas [w okolicach Kamieńca] to była
son-trava i ją też zbierali – na co? Nie wiem na co, ale starzy ludzie
zbierali. I ja kiedyś zbierałam, ale już nie pamiętam. Już minęły lata.
Ja odwykłam od tamtego. Ja tam tylko dorastałam, a całe życie tutaj
przeżyłam. [K. ok. 55, Natasza DW_B0133]
W związku z tym, że nie miałam okazji zobaczyć son-travy, nie mam
pewności, że rzeczywiście chodzi o jakiś gatunek krokusa/szafranu
(Crocus sp.), tak jak wyniknęło z naszej rozmowy. Tym bardziej, że son-trava jest potoczną nazwą sasanek (Pulsatilla sp.), które występują w lasostepie w podobnych miejscach co goricvit (miłek wiosenny,
Adonis vernalis L .). Nie ma to takiego znaczenia, ważne, że jest to roślina powiązana w zielniku Nataszy nićmi wspomnień z dzieciństwa, nićmi wiążącymi ją z innymi typami siedlisk niż te, wśród których mieszka
w Stroyinciach. Jest jedną z tych osób, które bardzo zwracają uwagę
na powiązanie roślin z siedliskami, na których występują, często podkreślała, w jakim miejscu, na jakiej glebie, czy wśród jakich innych roślin można spotkać takson lokalny, o którym mi akurat opowiadała. Tak
Natasza mówi o zmianach w krajobrazie po wizycie u rodziny w okolicach Kamieńca i robi porównania z florą Stroyinciów:
Natasza: Tak, co tam rośnie, rumianec [rumianek pospolity,
Matricaria chamomilla L .], on tam rośnie, i shavlia [szałwia, Salvia
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
120

sp.] na pagórkach, na górach po prostu. I polynu [bylica piołun,
Artemisia absynthium L .] tam pełno. A dawniej nie było.
IK: A czemu teraz tak. Jak to się...
Natasza: Rozsiał się czy co. Ale dawniej jego tyle nie było. No jak, był,
ale rzadziej. Tam teraz wszystko polynom.
IK: Gdzie tam?
Natasza: Na górze. Tam wszystko porosło. Całe wzgórze w polyni [bylicy piołun, Artemisia absynthium L .], a tutaj go tyle nie ma. No jest.
Tu jest trochę, tam jest trochę. A to wysiało się.
IK: A tam inaczej z niego korzystają niż tu?
Natasza: Nie, wszystko tak samo. [K. ok 55, DW_B0133]
Natasza porównuje, że w okolicach Kamieńca rośnie więcej polynu (bylicy piołun, Artemisia absynthium L .) niż tu – w Stroyinciach, ale zauważa też zmianę. Mówi, że wcześniej aż tak dużo go nie rosło. Zmiany
zauważane w środowisku, wynikające z różnych sieci relacji, mają swoje miejsce w wielu zielnikach. Czasem są to uświadamiane sieci relacji z ludzkimi aktorami – np. często rozmówczynie (przede wszystkim
katoliczki) opowiadały mi o tym, że za kościołem rosło dużo burkunu
(nostrzyka, Melilotus albus Medik. i Melilotus officinalis (L .) Pall.) – żółtego i białego, obecnie nie ma już go tyle – jak mi mówiono – pewnie
przez to, że dużo osób o tym wiedziało i go zbierało. Burkun (nostrzyk,
Melilotus albus Medik. i Melilotus officinalis (L .) Pall.) jest bardzo ważną
rośliną w zielnikach wielu moich rozmówców – jest uważany za jeden
z lepszych środków wspomagających gojenie się ran. Niektórzy wyróżniają dwa lokalne taksony – burkun zholtyi, burkun zhinochyi (nostrzyk
żółty, Melilotus officinalis (L .) Pall.) i burkun bilyj, burkun muzhskoi
(nostrzyk biały, Melilotus albus Medik.) – odpowiednio żeński i męski.
W wielu zielnikach pojawiają się rośliny uważane za męskie i żeńskie,
ale tylko burkun ma to zapisane w lokalnej nazwie.
III. 4.2. Płeć roślin, płeć zielników
Na przykład ciocia Stasia, która po operacji oczu zaczęła zbierać rośliny, wcześniej miała bardzo dużą wadę wzroku (-15 dioptrii) i nie mogła
zbierać, bo nie widziała dobrze, tak opowiada o właściwościach burkunu (nostrzyk żółty i biały, Melilotus albus Medik.; Melilotus officinalis
(L .) Pall.):
Iwa Kołodziejska
121

Stasia: I burkun, burkun na przykład, ot jak noga tam spuchnie, czy
jakaś rana, to jest męski i jest żeński, jest biały i jest żółty burkun.
IK: Aha, żółty. A który jest męski?
Stasia: A ot, wie pani (wy znajete), na pewno biały męski, a żółty żeński. Jeden jest pachnący, a drugi nie.
IK: Mhm.
Stasia: To nim trzeba rany przemywać, potem toż miałam na każdym
palcu wołokno [choroba ludowa, objawy trochę jak przy zastrzale, wyciąga się długie włókno z palca lub innej części ciała, bardzo
ważne, by go nie urwać] i to babka, ona wyciąga, to do babki chodziłam, zamówiła [od zamowy, a nie zamówienia] mi i tymi ziołami
i wszystko żeńskie trawy powinny być. [K. 60, DW_A0132]
Za każdym razem dopytywałam, czy kobiety powinny stosować wyłącznie żeński burkun (nostrzyk żółty, Melilotus officinalis (L .) Pall.), a mężczyźni – męski (Melilotus albus Medik.), i dowiadywałam się, że właściwie jest to bez znaczenia.
Hala: To jest męski [Hala pokazuje mi zasuszony burkun], biały – męski.
IK: Aha.
Hala: A żeński – żółty.
IK: Czy mężczyźni powinni stosować tylko biały?
Hala: Jakikolwiek. Wiecie jeszcze co? Jak jest jakaś rana, na przykład
na nogach, to zaparzać go i nim przemywać.
Dimitr: O, a to jest żółty.
IK: Aha, jest i żółty. I zbieracie jeden i drugi?
Hala: Ja jeszcze go wrzucam do herbaty, bo to dobre dla organizmu.
Dobrze oczyszcza organizm.
Dimitr: Wymywa sole. [K. ok. 70 Hala, M. 78 Dimitr DW_A0129]
Zbierają ten, który akurat uda się znaleźć, bo burkun potrafi zmieniać
miejsca, znikać – jak już wspominałam.
Obecnie w zielnikach moich rozmówców płeć burkunu łączy się wyłącznie z kolorem. Tak o męskich i żeńskich kolorach roślin pisze ukraińska lingwistka i etnografka Inna Gorofianiuk:

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
122

Ciekawe prawidłowości widać, jeśli chodzi o związek koloru kwiatu
z jego przynależnością do płci: różne gatunki roślin o białych kwiatach uważa się za dialektowe nośniki (діалектоносія) płci męskiej,
a kolorowe, szczególnie żółte – żeńskiej. (…) Burkun jest żeński
i męski, o to żeński żółty, a męski biały (o nostrzyku żółtym, burkun lekarski, Melilotus officinalis L . – wieś Ivaniv, rejon Kalinivski)
(2009: 57, tłumaczenie własne).
Niestety, autorka poprzestaje na opisie tego faktu i nie daje żadnych
wyjaśnień.
Są jednak takie rośliny, które wprawdzie nie mają w nazwie zakodowanej płci, ale są zdecydowanie polecane kobietom lub mężczyznom.
Mówi się o tym często z porozumiewawczym uśmieszkiem, bo ich działanie jest łączone z podnoszeniem lub obniżaniem sprawności seksualnej i popędu płciowego. Rośliny te są obecne w zielnikach zarówno
kobiet, jak i mężczyzn, a przedstawiciele obu płci dość swobodnie
dzielili się ze mną tymi informacjami. Tymczasem spośród migrantów paragwajskich w Argentynie, wśród których prowadziła badania
Monika Kujawska, tylko mężczyźni opowiadali o afrodyzjakach (2015).
Larisa mówi mi tak: petrushka (pietruszka zwyczajna, Petroselinum
crispum (Mill.) Fuss), pasternak (pasternak, Pastinaca sativa L .), od tego
im się chce, miata nie robi im dobrze, zmniejsza mężczyznom ochotę
na seks. Z seksu nici (seksa nul). Nie mam mężczyzny, to nie używam. [K.
34 Larisa, notatki 19.06.2012, 20.06.2012]
Tak opowiada o przepisie przywiezionym przez brata z Kijowa Alina
– nauczycielka wf z Hrisziwców:
Alina: O, ta buzyna, tu rośnie.
IK: Aha, tak, widzę.
Alina: Tak zwyczajna, czarna. O, z owoców.
76
IK: Z owoców ?
Alina: Właśnie z owoców – to w ogóle bardzo super ważna właściwość
buzyny. Szczególnie dla mężczyzn, którzy są już w dojrzałym wieku.
U kogo zdarzają się choroby na tle seksualnym.
IK: Aha.
76. Dziwię

się, bo większość rozmówców uważa owoce za niejadalne. Wielu łączy
je ze złem, z diabłem.
Iwa Kołodziejska
123

Alina: Trzeba brać o te owocki buzyny, nastawiać najlepiej na spirytusie. A później przyjmować trzy razy dziennie po łyżeczce od herbaty.
I wszystko odnowi się [śmieje się].
IK: Nigdy o tym nie słyszałam.
Alina: Tak, to taki zwykły narodny [ludowy] sposób. To mój brat przyjechał z Kijowa i jak on zobaczył tę buzynu, on już jest pod czterdziestkę. I on, jego żona skubie, on sobie słoik nazbierał, no generalnie,
on mówi, spróbuj nawet swojemu Tarasowi, mówi, spróbuj dla profilaktyki. Ja powiedziałam: dobrze. [K. ok. 40 Hrisziwcy DW_D0239]
Stosunek do tego, czy to dobrze, by było seksa nul, zależy oczywiście
od konkretnej osoby i jej relacji. Nie zaobserwowałam tu żadnej tendencji zależnej od płci, raczej rozmówcy stosują te rośliny zależnie
od aktualnej potrzeby – swojej lub partnera.
Dość klasycznie, jak na wschodnioeuropejski kontekst, choć nie
tylko, w zielnikach nie ma roślin, które zwiększałyby popęd seksualny kobiet (por. Talko-Hryncewicz 1893; Kujawska 2015). Są natomiast
takie, które mogą spowodować poronienie. Mówiono mi o nich zawsze
jako o tych, na które powinny uważać osoby ciężarne. Mimo że w byłym Związku Radzieckim zwykle swobodnie mówi się o aborcjach (zdarzało mi się słyszeć takie historie od moich rozmówczyń), to w zielnikach nie ma roślin celowo stosowanych jako środki poronne. Być może
jest tak dlatego, że moje rozmówczynie nie uciekały się w tej kwestii
do świata roślinnego, tylko udawały się po pomoc do przedstawicieli medycyny oficjalnej. Nie drążyłam jednak zbyt głęboko tego tematu, więc nie mam całkowitej pewności. Nikt nie mówił mi o obecności
środków antykoncepcyjnych w jego zielniku mentalnym.
Tonia M. w ten sposób opowiada o roślinach, które mogą spowodować poronienie:
Tonia: Są nawet takie zioła (travy), które, kiedy kobieta jest w ciąży,
to ich nie może pić, bo mogą spowodować poronienie, na przykład miata [mięta, różne gatunki i odmiany, Mentha spp.]. Miaty nie można
wtedy dawać do picia!
IK: Kiedy kobieta jest w ciąży, tak?

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
124

Tonia: Tak, kiedy jest ciężarna, ona wywoła... W ogóle miata jest niekorzystna, szczególnie dla mężczyzn! Dlatego jak tak zgodnie z wierzeniem, to oni stają się impotentami, tak właśnie od miaty.
IK: Tak?
Tonia: Tak! Właśnie mężczyźni nie powinni pić miaty. Niby ziółko
– ziółko, wszystko smaczne. No, a nieprawda, że całkowicie, no ale
za bardzo wciągać się w nią nie należy. Żadnej travy nie należy nadużywać, moim zdaniem.[K. 55 DW_A0131]
Moi rozmówcy wierzą w moc i działanie roślin, obserwują ich działanie
na sobie, więc właściwie nigdy nie traktują ich lekko.
Wiele roślin o działaniu afrodyzjakalnym lub obniżającym popęd
seksualny ma w swoim wyjątkowo bogatym zielniku Witia. Chętnie
i zabawnie o nich opowiada. Jedną z jego ulubionych opowieści jest
historia o pasternaku (pasternak, Pastinaca sativa L .), który został
mu polecony przez starszą kobietę na weselu jako środek utrzymujący
w zdrowiu zęby. Mimo podeszłego wieku miała ona wszystkie własne
zęby i twierdziła, że zawdzięcza to pasternakovi (pasternak, Pastinaca
sativa L .). Witia postanowił wypróbować, ale niedługo stosował tę kurację, bo miała działanie afrodyzjakalne, co nie było mu wówczas
na rękę. Powiedział mi, że może staruszka mogła sobie chrupać ten
pasternak, ale on, mężczyzna w sile wieku i bez kobiety, musiał z tej
terapii zrezygnować i pogodzić się z ewentualnymi chorobami zębów.
[M. ok. 50 Witia DW_D0224, DW_A0122]
III. 4.3. Różnice między zielnikami mężczyzn i kobiet
Są jednak takie zastosowania roślin, o których właściwie nigdy nie słyszałam od mężczyzn. Są to rośliny związane z dbaniem o skórę niemowląt i pierwszą ich rytualną kąpielą, zniechęcające do picia alkoholu
i zapobiegające męskiej zdradzie (por. Howard 2003, żaden z autorów
tomu nie wspomina o roślinach zapobiegających zdradzie czy alkoholizmowi, ale jest wiele przykładów roślin należących do żeńskiej sfery,
np. tych związanych z opieką nad dziećmi).
Ciocia Natasza mieszka z dwoma wnukami – synami syna; dzieci córki przychodzą w odwiedziny; jej rodzina jest mocno ze sobą związana,
często się widują, troszczą się o siebie. Ważnymi nośnikami troski są dla

Iwa Kołodziejska
125

77

nich rośliny lecznicze i zabiegi babki – matki Nataszy (baba Hania
zmarła po zakończeniu głównego okresu badań). Dlatego, jak wiele kobiet w jej wieku, ma w zielniku mentalnym bardzo dużo roślin związanych z troską o dzieci. Ważna w tym kontekście jest np. peonia, peony,
pivonia, roza (piwonia, różne gatunki i odmiany, Paeonia spp.), w której płatkach kąpie się po raz pierwszy w życiu dziewczynkę, żeby była
piękna i lubiana przez chłopców. Niezależnie od płci dziecka pierwsza
kąpiel jest bardzo ważna i zawsze dodaje się do niej zioła. Później też
często kąpie się dzieci w travach, szczególnie jeśli mają jakieś kłopoty
ze skórą. Jedną z najważniejszych roślin służących do tego jest chereda,
didovi voshchi, didive voshi, didovi voshi, babini voshchi (uczep trójdzielny, Bidens tripartita L.). Tak mówi o niej moja rozmówczyni:
Natasza: To jest chereda (uczep trójdzielny, Bidens tripartita L .).
Chereda po narodnomu (w lokalnym dialekcie) to didovi voshi.
IK: Jak?
Natasza: Didovi voshi. One jak dojrzewają, to takie są, że czepiają się
ubrań.
J: A, aha.
Natasza: One tak mocno się czepiają, że ich odczepić się nie daje. Jeżeli
przejdziesz przez to, wyjdziesz z niego niczym jeż. [K. ok. 55 Natasza
DW_B0116]
Widać w tej wypowiedzi różnorodne nici relacji Nataszy z tą rośliną
i relacje cheredy z innymi aktorami (np. zwierzętami – w tym ludzkimi –
rozsiewającymi ją poprzez przenoszenie na powierzchni swoich ciał).
W domu Nataszy jest wanna (ważna aktorka sieci tego zielnika), co nie
jest powszechne w domach moich rozmówców, dlatego w jej zielniku jest
wiele roślin, które wykorzystuje w postaci „wanien”, np. kąpiele w gałęziach hvoiny, sosny (sosna zwyczajna, Pinus sylvestris L.) stosowane przy
przeziębieniu i zapaleniu płuc (kolejno cała rodzina się moczy), czy wanny z suszonych liści beriozy, berezy (brzozy brodawkowatej i omszonej,
Betula pendula Roth i B. pubescens Ehrh.) działające oczyszczająco.
Są też takie umiejętności, które mogą być lepiej zakorzenione
w męskich zielnikach. Przykładem niech będą aktywności związane
77. Stosuję tu termin babka jako określenie osoby leczącej.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
126

ze zbiorem soku z beriozy, berezy – nie chodzi o wiedzę, bo teoretycznie wszyscy wiedzą, jak to zrobić, przy użyciu tej lub innej techniki.
Natasza zwykle wszystkie części roślin zbiera sama, ale zbieranie soku
z beriozy, berezy zostawia synowi. Sama zajmuje się robieniem kwasu z soku z beriozy, berezy – dodawaniem suszonych jabłek i nastawianiem go. Nawet ciocia Lusia – kobieta orkiestra – umiejąca stawiać
piece i robiąca to często w domach znajomych, mająca bardzo bogaty
zielnik pełen magicznych opowieści o roślinach, chodząca regularnie
na ryby, rzadko zbiera sok z brzozy. Co ciekawe, podkradanie soku jest
uważane za coś w pełni dopuszczalnego, rodzaj gry, w którą grają wszyscy zbieracze, choć przede wszystkim dzieci.
W zielnikach moich rozmówczyń są też – nieobecne w męskich
zielnikach, w każdym razie wystarczająco wyraźnie, by mężczyźni
mi o nich mówili – rośliny odpowiadające na problemy kobiet z mężczyznami. Rozmówcy nigdy również nie mówili mi o roślinach pomagających im przy jakichś problemach z kobietami. To, że będąc mężatką, mieszkałam na Podolu tylko z synem, a mąż przyjeżdżał od czasu
do czasu, skłaniało rozmówczynie do dzielenia się informacją, że powinnam go poić herbatą zawierającą cykorij, petrovi batohi, sobachy batogi (cykorię podróżnik, Cichorium intybus L .). Miało to spowodować,
że nie będzie gulial (zdradzał mnie).
Jednak to nie wokół zdrad małżeńskich koncentruje się część zielników przynależna wyłącznie kobietom. To domowe sposoby radzenia
sobie z alkoholizmem są tu osią. Stosowanie tych metod wymaga wiedzy i ostrożności, bo rośliny w tym celu używane mogą być, według
wiedzy rozmówczyń, śmiertelnie trujące i dlatego, jak mi mówiły: trzeba znać dozu. Prym wśród stosowanych w ten sposób roślin wiedzie,
łatwy do znalezienia w stroyinieckich lasach – kopytniak (kopytnik pospolity, Asarum europaeum L .).
Kopytniak, wiesz co to? On zniechęca do wódki. Powoduje wymioty,
trzeba znać dawkę, bo wymiotuje się od niego, trujący jest nawet. [K.
62 Hania notatka 19.06.2012]
Jednak często się słyszy, że mężowi nic nie pomaga, nawet kopytniak
(kopytnik pospolity, Asarum europaeum L .).

Iwa Kołodziejska
127

Do podobnych metod uciekały się czytelniczki gazet i czasopism
dla farmerów, popularnych na początku XX w. wśród ukraińskich migrantów do Kanady. Na ich łamach, zwykle pod pseudonimem, na ich
łamach dzieliły się problemami i rozwiązaniami. Problem alkoholowy
partnerów bywał przedmiotem ich porad, stosowanie różnego rodzaju środków trujących w odpowiedniej dawce było powszechne (Lewis
1990).
Często formą, w której podaje się lek roślinny, jest nalewka na spirytusie lub wódce. Dlatego niektóre rozmówczynie podkreślają, które preparaty można przygotować tak, by nadawały się dla tych, co nie
mogą pić alkoholu – zwykle chodzi o mężczyzn alkoholików.
To jest polyn [bylica piołun, Artemisia absynthium L.]. Jeśli chorują ludzie, którzy nie mogą alkoholu przyjmować, to go się zaparza tak jak
herbatę. Bardzo dobrze leczy żołądek. [K ok 55 Natasza DW_A0118]
Wśród moich rozmówczyń powszechne jest postrzeganie mężczyzn jako
słabych i nieprzydatnych. Mimo wszystko chcą ich utrzymać, ponieważ
we dwoje łatwiej jest „ciągnąć gospodarstwo”. W tym modelu kobiecości ważne jest dbanie o innych, a trudne – przyznanie się do dbania
o siebie. Od wielu rozmówczyń (mężczyźni leczący i zbierający rośliny nie wygłaszali takich opinii) słyszałam: zbieram, zbieram, nasuszę
i mam, czasem nawet nie używam, nie mam czasu, ale mieć je muszę [K.
55 Tonia DW_A0167, DW_A0168], czy: żeby tak wszystkiego tego używać,
trzeba by bardzo siebie lubić [myśleć o sobie], zdrowa bym była, gdybym
używała, ale nie nazbierać nie mogę [notatka K. 62 Hania 17.06.2012].
Zabezpieczenie się na wypadek nagłej potrzeby wysuszonymi roślinami
jest ważne, bo w wypadku bardzo wielu przypadłości po rośliny sięga
się w pierwszym momencie. Przeziębienia, bóle stawów, problemy żołądkowe, źle gojące się rany to podstawowe problemy zdrowotne, które
leczy się roślinami w warunkach domowych. Jeżeli zabraknie potrzebnych ziół w domowej apteczce, prosi się o nie sąsiadów, znajomych, rodzinę – osoby z sieci znajomości. Bazylevych pisze o tym, że ze względu
na sposób funkcjonowania służby zdrowia w Ukrainie odpowiedzialność za zdrowie pacjentów, nawet w najbardziej podstawowym zakresie,
spada na nich samych (Bazylevych 2009). Kobiety mówią, że nie dbają o zdrowie, zajmują się nim dopiero, kiedy jest już bardzo źle, że nie
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
128

są na tyle na sobie skupione (nie lubią siebie na tyle), żeby się profilaktyką zajmować. W takich wypowiedziach pobrzmiewa nutka ironii – „miastowe, które mają dużo czasu, mogą sobie na coś takiego pozwolić, a nie
my, ludzie dużo i ciężko pracujący”. W pewnym sensie nie honor o siebie dbać, tak samo jak nie wypada za bardzo się oszczędzać fizycznie,
czy nie ryzykować choćby w niewielkim stopniu zdrowiem. To ostatnie
dotyczy szczególnie mężczyzn i w ich kontekście pojawia się wątek „kozactwa”. Wpisuje się to, w pewnym stopniu, w radziecki dyskurs dotyczący heroizmu (Lindbladh 2012).
Dbanie o kogoś innego to zupełnie inna sprawa. Kobiece dbanie
o innych rozciąga się szeroko – dotyczy nie tylko rodziny, lecz także
sąsiadów, znajomych czy nawet przygodnie spotkanych osób, jak badaczka. W zielnikach znanych mi mężczyzn, nawet tych o bardzo bogatych zielnikach, właściwie nie ma nici związanych z rozdawaniem roślin, dbaniem przy ich pomocy o społeczność; jeśli ktoś, poza samymi
nosicielami zielników, jest tu uwzględniany, to są to osoby najbliższe.
Wpisuje się to w dyskurs, w którym właśnie kobiety są sprawcze i silne
– berehynie (żeńskie boginie, strażniczki ogniska domowego), na nich
wszystko się opiera (por. Murney 2007).
Znamienne może się wydawać w tym kontekście, że w kobiecych
zielnikach duże znaczenie mają rośliny o działaniu uspokajającym
i obniżającym ciśnienie krwi. Właściwie każda z moich rozmówczyń
podkreślała, że rośliny „na uspokojenie” trzeba mieć w podręcznym
zapasie. Wszystko jedno czy będą to, jak u Anatolevnej, hvoia (sosna
zwyczajna, Pinus sylvestris L .) na uspokajające kąpiele, czy dużo powszechnej stosowane napary, ważne, żeby pomogło.
Halina: To chebrec [macierzanka, Thymus serpyllum L . i Thymus pulegioides L ., być może też inne taksony z rodzaju Thymus] jest, materinka [lebiodka pospolita, Origanum vulgare L .], jeszcze piję miatę
[mięta, różne gatunki, Mentha spp.]. To ja to wrzątkiem zaleję, kiedy
nie mogę spać, po to, żeby się uspokoić. Po całym dniu przychodzisz
do domu. Mężczyźni po to, żeby się rozluźnić, wypijają kieliszek. I potem uspokajają się. A ja lubię czekoladę, a do tego kubek herbaty. Potem
przychodzi spokój. [K. ok. 60 Anatolevna DW_A0156]

Iwa Kołodziejska
129

Natasza jako zaspokoitelnyj zasib (środek uspokajający) bardzo ceni sobachu kropyvu, pustyrnik (serdecznik zwyczajny, Leonurus cardiaca L .):
Natasza: A już teraz to tę sobachu kropyvu [serdecznik zwyczajny,
Leonurus cardiaca L .], ja cały czas zbieram, to jest pustyrnik. [K. ok.
55 Natasza DW_A0118]
Natasza: pustyrnik [serdecznik zwyczajny, Leonurus cardiaca L .],
po narodnomu sobacha kropyva, on jest silnie uspokajający i od ciśnienia. [K. ok. 55, DW_B0116]
W kobiecych zielnikach dość istotne miejsce zajmują rośliny stosowane do leczenia tzw. chorób kobiecych. Typową metodą podania
leku są szpryncowania (irygacje) pochwy, czasem też napary do picia.
Najpowszechniej jest w tym celu stosowana akacia (robinia akacjowa,
grochodrzew biały, Robinia pseudoacacia L .).
Natasza: To akacia [robinia akacjowa, grochodrzew biały, Robinia
pseudoacacia L .]. To jest dobrze pić herbatę, ona, jak ma się zapalenie
jajników. Bardzo pomaga. [Natasza K. ok. 55, DW_B0116].
Mniej popularna, ale dla wielu kobiet bardzo ważna jest bilia lilia [liliia
biała, Lilium candidum L .]:
Natasza: O, tu liliia bila. Na żeńskie. Głównie od jajników kobiety piją.
O, to jest ona [pokazuje rosnącą w swoim ogródku].
IK: I kwiaty czy...
Natasza: Dokładnie kwiaty, właśnie kwiaty. [Natasza K. ok. 55, DW_
B0116]
Inną, dość powszechnie stosowaną przy takich przypadłościach rośliną
z kobiecych zielników jest chervonyi klever, koniushyna rozova (gatunki
koniczyn o różowych kwiatach, Trifolium spp. o różowych kwiatach ).
Tonia: A jeszcze dobry nawet sam klever. Znasz taką roślinę?
IK: A który, biały?
Tonia: Nie, nie, konkretnie czerwony. Biały, nie wiem na co jest. Nie
zbieram. A ten, tak, dobry, kiedy na kobiece chorują. Szpryncuwatsia
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
130

[robić irygacje] można albo po prostu się podmywać. Można też pić.
[Tonia M. k. 55 DW_A0131]
III. 4.4 .Mieć rośliny, mieć wiedzę – budować prestiż?
W pokoju cioci Nataszy jest szafa z fototapetą przedstawiającą wiosenny las i wodospad, za jej przesuwanymi drzwiami, wśród zwisających
z wieszaka spódnic kryją się słoje i słoiki, a w nich różne nastoiki (nalewki), owoce zasypane cukrem. Natasza suszone rośliny przechowuje
na strychu, wchodzi się na niego po metalowych, porośniętych winoroślą schodach na szczytowej ścianie domu. Zwykle, kiedy ciocia Natasza
wiedziała, że mam do niej przyjść, znosiła woreczki i zrobione ze starych gazet zawiniątka z roślinami, czasem bywałyśmy też w znajdującej
się naprzeciw domu piwnicy, której półki uginały się pod różnokolorowymi słojami z przetworami. Jeśli spotykałyśmy się gdzieś przypadkiem, też opowiadała o roślinach, które akurat zebrała ostatnio, przede
wszystkim takich, o których wcześniej zapomniała mi powiedzieć.
Bukiety, materiałowe woreczki, gazety czy słoiki z suszonymi roślinami są właściwie w każdym gospodarstwie. W Stroyinciach nie poznałam nikogo, kto nie przechowywałby przynajmniej kilku najczęściej
używanych taksonów roślin. Bardzo wiele osób przygotowuje różnego
rodzaju nalewki. Niektórzy robią maści czy zasypują kwiaty i owoce roślin leczniczych cukrem. Niemniej najbardziej powszechne jest wykorzystanie naparów. W tym przechowywaniu i zbieraniu roślin bardzo
ważne jest to, żeby je mieć:
Natasza: Tu mam boiaryshnik [hlid, boiaryshnik, hlod (głóg, Crataegus
sp.)].
IK: O, boiaryshnik!
Natasza: Miałam jego trzylitrowy słoik i oddałam siostrze, bo ona
ma ciśnienie. Dużo mi jeszcze zostało, to potrzeba tylko 1/3. A ja to wzięłam, zrobiłam, myślę, nie daj Boże, kiedyś będzie potrzebny, to wtedy
będzie można rozcieńczyć. [K. ok. 55 DW_B0133]
Posiadanie dzikich roślin jest źródłem poczucia bezpieczeństwa i potencjalnej sprawczości. Zebrane rośliny zawsze można komuś dać
w prezencie, podarować, gdy jest się o to proszonym, ale też wcisnąć,
gdy chce się pozbyć nadmiaru. Szczególnie wiosna jest momentem,
Iwa Kołodziejska
131

gdy nadmiary zaczynają krążyć po sieciach relacji. Choćby zeszłoroczne zasuszone rośliny, nikt nie chce ich wyrzucić, bo szkoda, mają jeszcze moc i wartość, ale jeśli nazbierało się już nowe, to można te stare spróbować oddać w dobre ręce. Podobnie jest z sadzonkami roślin,
bywa, że moi rozmówcy cierpią z powodu klęski urodzaju – nie ma już
wolnego miejsca w ogródku, a tu ktoś przyniósł jeszcze kilka nowych
sadzonek pomidorów. Podobnie jest z przetworami – o czym pisałam
w pierwszym rozdziale.
Rozmówcy o szczególnie bogatych zielnikach dużo czasu poświęcają przygotowywaniu wieloskładnikowych herbat – czy to leczniczych,
czy też pitych dla przyjemności. Jest to różne np. od tego. jak przygotowuje się herbaty do picia i leczenia na rumuńskiej Bukowinie – tam
tylko zwierzęta leczy się herbatami wieloskładnikowymi, jest to argumentowane tym, że trudno jest postawić bardzo precyzyjną diagnozę.
Zoriana Boltarovych (ukraińska etnografka) tłumaczy to tym, że w lecznictwie ludowym Ukrainy stosowano mieszanki wielu ziół, gdyż istniało przekonanie, że przy licznych dolegliwościach konieczne jest holistyczne podejście do leczenia, powinno się leczyć cały organizm, a nie
tylko chory organ (2014). Wieloskładnikowe herbaty w większości znanych mi zielników mentalnych mają trzy, pięć lub siedem składników.
III. 4.5. Ekonomiczne przyczyny zbierania roślin
Niektórzy z rozmówców deklarowali, że nigdy nie pijają czarnej czy zielonej herbaty z liści Camellia sinensis (L .) Kuntze i jej odmian. Niemniej
zdarzało mi się dość często być częstowaną taką herbatą. Dobrej jakości herbata pełni czasem funkcję podarunku, nie spotkałam się jednak z tym, by była to herbata pakowana w torebki. Baba Masza, sąsiadka baby Adeli, często wpadała do nas do domu posiedzieć chwilę
w ogródku i porozmawiać. Tłumaczyła mi podczas wywiadu, dlaczego
nie kupuje czarnej herbaty:
To nie to, że to oszczędność. Nie ma tu czego oszczędzać. Tak, wszystko mamy. Zdarza się że ot, kupię czasem paczuszkę herbaty, popiłam,
wrzuciłam te o [susz herbaciany], przyjrzałam się – nie, brzydzę się
i tyle. Nie mogę, nawet ta herbata sypana. Ot wrzuciłam, ona naciąga,
no ja sobie tak po troszku, mnie lepiej, ale w większości to u mnie zioła
(travy). [K. ok. 83 Masza, DW_A0169]
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
132

Jeżeli zbieranie ziół na herbaty pite na co dzień dla przyjemności jest
warunkowane przyczynami ekonomicznymi, to tylko w niewielkim
stopniu i nie jest to dla mieszkańców Podola argument, który sami
by podnosili. Wręcz odwrotnie, mówią, że stać ich na sklepową herbatę,
ale nie chcą jej pić. Oczywiście jest to też kwestia szerszych powiązań
gospodarczych i tego, jakiej jakości herbaty są dostępne w miejscach,
gdzie mieszkają. Dlatego nie wykluczałabym całkowicie przyczyn ekonomicznych, mimo że są z porządku etik. Trochę inaczej ma się sprawa z leczeniem domowym naparami ziołowymi. Pomimo że nikt nigdy
mi nie powiedział, że leczy się w ten sposób, bo nie stać go na inne
metody terapii, to rozmowy o cenach leków, a przede wszystkim porad lekarskich i leczenia szpitalnego powracały bardzo często podczas
moich badań. Mniej lub bardziej dramatyczne opowieści o kontaktach
z przedstawicielami oficjalnej medycyny dobrze ilustruje winnickie
graffiti (por. Kołodziejska-Degórska 2016).

Fot. 5. Graffiti przedstawiające lekarza – skarbonkę z winnickiej ul. Sobornej.

Iwa Kołodziejska
133

Zbieranie roślin, czy to na napary lecznicze, czy na smakowe herbatki, nie było źródłem regularnego dochodu dla żadnego z moich
rozmówców (por. Rakowski 2009, Skupiński 2018). Nie poznałam
w Stroyinciach ani okolicznych wsiach nikogo, kto regularnie zbierałby i sprzedawał rośliny. Czasem ktoś wspomniał o tym, że sprzedawał w Kijowie na rynku (co ciekawe, nigdy w tym kontekście nie pojawiała się Winnica) podsnezhniki, pidsnizhniki, kozodriz (przebiśniegi,
Galanthus nivalis L .) czy cheremshę, medvedi chesnok, zeleny chesnok,
zelenyj chesnok, chosnechok (czosnek niedźwiedzi, Allium ursinum L .),
ewentualnie tatarskie zilja, air (tatarak zwyczajny, Acorus calamus )
w okolicy Zielonych Świątek (mieszkańcy Stroyinciów muszą udawać się poza wieś po tatarskie zilja, bo w pobliżu nie ma jego siedlisk).
Zwykle mówiono o tym w kontekście kar, które mogą zostać nałożone
na sprzedających te zamieszczone w Czerwonej Księdze Roślin Ukrainy
rośliny (Chervona kniga Allium 2009; Chervona kniga Galanthus 2009).
Ludzie o ochronie prawnej tych gatunków dowiadywali się, gdy nałożono lub próbowano nałożyć na nich kary. Często też podważali sens
ochrony, gdyż w ich okolicy oba gatunki rosną łanami.
M: Bóg dał tyle cheremshy, a za nią gonią [za jej sprzedaż].
T: No tak, gonią. Kijowie dają mandaty za podsniezhniki też, a przecież
nie sprzedaje ich się z cebulkami, jak je trochę przerywać, to cebulki lepiej rosną.
K: Co za przepis, ale milicja zawsze znajdzie coś, do czego może się
przyczepić [notatka, 4.06.2012] (patrz też podrozdział II.4 Lasy, łąki,
krajobraz wsi).
Tak o karach za zrywanie podsnezhników (przebiśniegów, Galanthus nivalis L .) mówią podczas zbierania materiału do filmu Nastia i Masza,
wówczas uczennice piątej klasy miejscowej szkoły:
Nastia: Podsniezhniki są w Czerwonej Księdze Roślin Ukrainy.
Rafał: I oni sprawdzają, czy nikt ich nie zrywa?
Nastia: Tak.
Masza: Dają ogromny mandat.
Nastia: Mogą dać taki mandat, że nie starczy wam pieniędzy nawet jak
sprzedacie swój dom.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
134

Masza: Tylko dzieciom nie dają.
[Film Ludzie i rośliny, maj 2013]
To, że dziewczynki wiedzą, że podsniezhniki są w Czerwonej Księdze
Roślin Ukrainy, jest wynikiem pracy nauczyciela biologii, który o tym
opowiada i chodzi z dziećmi do lasu liczyć zagęszczenie populacji podsniezhników. Od niego też wie o tym np. Witia – miejscowy nauczyciel
plastyki, osoba o bardzo bogatym zielniku mentalnym. Pytany o nowe
tablice wywieszone przez leśnictwo, głoszące, że zabrania się zbierania
roślin w lesie, mówi: A co to leśnictwo może zabronić, no może, gdyby jakiś
pan się pojawił i las wykupił, to mógłby zabronić, a leśnictwo, co im szkodzi, że ludzie chodzą do lasu i coś tam sobie zbiorą. Później przeszliśmy
do tematu Czerwonej Księgi, czy zna jakieś rośliny w niej umieszczone:
Witia: A wiesz, na pewno te podsniezhniki, je nawet zabraniają sprzedawać, dają mandaty. Je wożą na sprzedaż, to mandat dają. A więcej
nie wiem, co tam jeszcze może być (w Księdze). [M ok. 50, DW_D0224]
Wśród moich rozmówców był tylko jeden mający w rodzinie osobę regularnie zbierającą zioła na sprzedaż. Była to ciocia Andrija, w 2013 roku
ucznia siódmej klasy w stroyinieckiej szkole. Andrij miał bardzo bogaty
zielnik mentalny. Źródłem wiedzy o roślinach leczniczych była dla niego
ciotka, która dorabiała, sprzedając na targu repiashok (rzepik pospolity, Agrimonia eupatoria L.). Nikt z moich rozmówców nie zbierał roślin
przede wszystkim po to, by zarobić, zbierano dla siebie, dla swojej rodziny, przyjaciół, po to, by korzystać z nich doraźnie lub by zabezpieczyć się
na wypadek, gdy jakaś roślina lecznicza może być potrzebna.
III. 4.6. Jak zbierać?
Dyskurs dotyczący pór zbierania jest tym, czym wielu rozmówców chce
się podzielić z badaczką – kimś z zewnątrz, jednak dla większości osób
(jeżeli nie wszystkich, z którymi rozmawiałam) nie wypływa ze starej
tradycji, dawnej wiedzy, ale jest konstruowany z cytatów ze wstępów
do książek, jest czymś, co nie jest praktykowane, ale deklarowane. Nie
spotkałam nikogo, kto przestrzegałby np. zbierania roślin leczniczych
przed południem, jednak prawie każdy powiedział mi, że tak właśnie należy robić. W szczególnych okolicznościach zdarza się, że nawet
Iwa Kołodziejska
135

najdobitniej wypowiadana zasada o niezbieraniu roślin leczniczych
przy drodze bywa łamana. Nikt z moich rozmówców nie chciałby kupić roślin zerwanych w takim miejscu, ale jeśli ich potrzebują i sami
je wybierają, to zdarza się, że spojrzą i na tę zasadę przez palce.
Tak rozmawiają na ten temat Tonia z Wanią – małżeństwo o bogatych zielnikach:
Wania: I co charakterystyczne, ja zwróciłem uwagę, że burkun [nostrzyk, Melilotus albus Medik. i Melilotus officinalis (L .) Pall. ], o tam,
gdzie ja teraz jeżdżę [jest kierowcą kamaza], żeby tak na polu, to nie.
Koło drogi, koło samej drogi, koło asfaltu. I tak oto, ja ten burkun rwałem koło asfaltu.
Tonia: To niedobrze koło asfaltu, one przecież. On staje się szkodliwy,
bo wypija ta roślina spaliny samochodowe.
Wania: No tam w jednym miejscu rosną z prawej i z lewej. Metrów może
tak 15 wzdłuż z jednej i z drugiej strony i wszystko. Dalej nie ma nigdzie. I w jednym miejscu tam, ja wczoraj jadę i myślę, zerwę, dlatego,
że po prostu, jeśli będę następnym razem jechać, to przekwitnie i tyle.
[K. 46 Tonia, M. ok. 45 Wania DW_A0168_1]
Czy przestrzeganie tego zakazu jest związane z myśleniem o indywidualnym zdrowiu (zdrowiu jednostki), czy chodzi tu bardziej o ciało
społeczne, tożsamość, relacje z produktem i ludźmi go tworzącymi?
Wydaje mi się, że to drugie. Moi rozmówcy, a szczególnie rozmówczynie, dużo częściej definiują zdrowie w kategoriach społecznych niż indywidualnych. Roślina zbierana przez znajomą osobę przy oswojonej
drodze może być „zdrowa”, ponieważ jest uwikłana w ważne dla danej
osoby relacje, one uprawomocniają jej jakość.
Rzadko się chodzi specjalnie po rośliny, dużo częściej są zbierane
przy okazji, widać to i w powyższym cytacie. Sprzyja temu bardzo położenie wsi – na porośniętych łąkami pagórkach, w bezpośrednim sąsiedztwie lasu. Idąc z jednej części wsi do drugiej, w wielu miejscach
mija się łąki, nieużytki czy fragmenty lasu, miejsca, gdzie łatwo znaleźć
różne potrzebne rośliny. Ponadto wiele zbieranych przez rozmówców
roślin rośnie spontanicznie u nich w ogródkach.
Specjalnie najczęściej wybiera się po rośliny potrzebne konkretnego dnia – np. katolicy tak zbierają materinkę, chebrec, chabrec
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
136

(macierzankę, Thymus serpyllum L ., Thymus pulegioides L ., być może
też inne taksony z rodzaju Thymus) na wianki święcone w oktawę
Bożego Ciała – czy po rośliny krótko kwitnące i rosnące nie po drodze
dla danego zbieracza, takie jakimi są dla Witii np. hlid, boiaryshnik,
hlod (głóg, Crataegus sp.) [Notatki/19.06.2012 i Notatki/12.05.2012].
W licznych znanych mi zielnikach pojawiają się rośliny służące
do okadzania obolałych zębów, wielu rozmówców ma duże problemy
z zębami, w zielniku Nataszy powiązania z takimi roślinami są silne.
Ważny jest dla niej rosnący na stroyinieckich łąkach mikołajek płaskolistny (Eryngium planum L .), bardzo charakterystyczny, bo właściwie
o niebieskich liściach. Mimo że jest dla wielu osób istotny, nie ma nazwy (piszę o tym zagadnieniu w kolejnym rozdziale), dawniej Natasza
używała go często, teraz się waha, bo barwi on zęby na czarno. Drugą
rośliną używaną w tym celu jest durman (lulek czarny, Hyoscyamus
niger L .). Jego użytkowanie do leczenia zębów jest szeroko udokumentowane w literaturze, szczególnie w dawnych tekstach. Jak pisze
Zoriana Boltarovych, w wyniku okadzania durmanem (blekotą) z zębów
wypadają robaki, które je rozkładają – jest to powszechne wierzenie
słowiańskie. Jego ślady można znaleźć w niciach zielników moich rozmówców, choć oczywiście splatają się z nićmi oficjalnej wiedzy stomatologicznej, a robaki ustąpiły miejsca bakteriom (Boltarovych 2014:
29:41-30:14 min ).

III. 5. Wyjątkowa roślina – wyjątkowe relacje
Nawet te same lokalne taksony mogą być wplątane w zupełnie inne
sieci relacji w różnych zielnikach, może się z tym wiązać to, że są wykorzystywane w całkiem odmienny sposób przez różne osoby. Nie mówiąc o tym, że różni ludzie mogą mieć do nich niejednakowy stosunek.
Rośliną, która jest niezwykle istotna dla Nataszy, a niemal nieobecna
w innych zielnikach lub znajdująca się w nich wyłącznie jako okazała roślina, która pojawia się nie wiadomo skąd – jest korin (szkarłatka
78
amerykańska, Phytolacca americana L .) . Natasza poznała go dzięki
sąsiadowi – kostoprawowi (nastawiaczowi kości) Lonii.

78. Piszę o niej też w podrozdziale II. 4.

Iwa Kołodziejska
137

Natasza: No u mnie tam w końcu ogrodu jest korin. Jak on się nazywa – nie wiem. Ale taki jest, że jak przez trzy lata rośnie, to taki gruby
jest [pokazuje grubość większą od dużego buraka cukrowego], kiedy
go czyścisz, to on jest w takie paski jak burak czerwony. Czerwony pasek i biały pasek. Trę go na tarce i wkładam do trzylitrowych słojów, zalewam wódką. Nie można jego przyjmować wewnętrznie, ale stosowany zewnętrznie bardzo dobrze tamuje krwotoki i leczy procesy zapalne.
Moje siostry, moja siostra miała wypadek samochodowy, już od dwudziestu pięciu lat ma poważne problemy z nogą. Czego ja jej nie robiłam
i zhyvokist [żywokost lekarski, Symphytum officinale L .] – cały słoik
zrobiłam. Ona piła i nacierała. Potem dałam jej jeszcze tego. No kończył jej się już zhyvokist, bolało ją bardzo i przypomniała sobie o tym.
Ona do mnie dzwoni i mówi: skąd tyś te czary wzięła?! Ty wiesz, mówi,
ja tyle lat się męczę, jak tylko natarłam tym korzeniem, to jakbym się
na nowo narodziła! Stałam się jak młodzieniaszek. I teraz ona do mnie
przyjechała, to ja jej tego korina narwałam, a ona mówi: ty wiesz? Ktoś
mi ten korin ukradł. Mój sąsiad jest dobrym nastawiaczem kości, on też
zajmuje się ziołolecznictwem. To on znał ten korin, to on go tu rozsadził u wszystkich sąsiadów.
IK: Aha. A wie pani, skąd on go przywiózł?
Natasza: Ja nie wiem. Skąd wziął nie wiem, ale mi dał. O tam, pod jabłonią posadziłam. A jeśli ktoś coś daje, ja chętnie biorę. Posadziłam.
Mówię do Miszy [syn], co to rośnie tam? Ono ma takie duże, ładne liście. Potem zakwitło, biała strzałka taka, kolba taka! [DW_B0117]
Natasza opowiada o koriniu z ogromnymi emocjami. Właściwie za każdym razem, kiedy się spotykałyśmy, wspominała o nim. Korin jest nazwą wymyśloną przez nią, od tej części rośliny, która ma znaczenie
lecznicze.

III. 6. Indywidualny język zielników
Język, którym się posługują konkretne osoby, mówiąc o domowym
leczeniu, a także z jakich przepisów i sposobów leczenia korzystają, zależy od sieci znajomości, indywidualnych zainteresowań i potrzeb (przypadłości pojawiających się w ich najbliższym otoczeniu).
Można to nazwać pewnego rodzaju skłonnością, powinowactwem
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
138

(zapożyczając termin z nauk chemicznych) do pewnych rozwiązań.
Sieci, w których ludzie funkcjonują, są elastyczne, łatwe do przemieszczania się między nimi. Dobrze widać to na przykładzie jednej z rozmówczyń – cioci Wery, która, gdy była nastolatką (obecnie jest kobietą ponad pięćdziesięcioletnią), chciała zostać farmaceutką. Musiała
z planu zrezygnować, ale nadal czyta książki i czasopisma o leczeniu.
Często używa takich słów jak: bolieutoljajuszczyj – przeciwbólowy, protywospalitelnyj – przeciwzapalny. W niewielu innych rozmowach takie
słowa się pojawiały, o działaniu rośliny mówiono raczej bardziej opisowo.

III. 7. Dziecięce zielniki
Na koniec w zbiorczy sposób przedstawię dziecięce zielniki, zamieszczę też dwie tabele pokazujące istotnych roślinnych aktorów dziecię79
cych zielników . Nie odda to charakteru poszczególnych zielników, ale
choć trochę przybliży ich obraz. Decyduję się na przedstawienie ich
w ten sposób, ponieważ poznawałam dziecięce relacje w roślinami
w sposób bardziej przypominający badanie fokusowe niż wgłębianie
się w poszczególne zielniki.
Materiał badawczy pochodzi z warsztatów przeprowadzonych
w szkole podstawowej w Stroyincach (chodzą do niej dzieci z tej wsi
i okolicznych chutorów) i z prac nad filmem, który tworzyliśmy wraz
z dziećmi. Przebywaliśmy z dziećmi w klasie, na łąkach i w lesie. Z trzema dziewczynkami i jednym chłopcem odbyliśmy dłuższe spacery
po wsi, łąkach i lesie, podczas których pokazywali ważne dla siebie
miejsca i rośliny.
W warsztatach i robieniu filmu brały udział dzieci z trzech klas:
• klasa siódma (ok. 13 lat) – 12 uczniów (8 dziewczynek i 4 chłopców),
• klasa piąta (ok. 11 lat) – 15 uczniów (8 dziewczynek i 7 chłopców),
• klasa trzecia (ok. 9 lat) – 12 uczniów (6 dziewczynek i 6 chłopców).
Dane z zielników mentalnych dorosłych pochodzą z głównej części badań. Prowadząc wywiady, pytałam o opowieści z dzieciństwa
79. Dane te zostały zaprezentowane podczas 14. Kongresu International Society of Ethno­

biology w postaci posteru.
Iwa Kołodziejska
139

z roślinami w tle, o to jakim roślinami się bawili, jakich dzikich roślin
próbowali itp. Uzupełnieniem są obserwacje, które prowadziłam przez
cały czas pobytu w terenie, zawsze zwracając baczną uwagę na to, czym
bawią się dzieci.
Troje z poznanych przeze mnie dzieci (dwie dziewczynki – 9 i 11
lat – i jeden chłopiec – 13 lat) miało szczególnie rozbudowane zielniki. Dzieci te dużo czasu spędzały w lesie i na łąkach, szczególnie dwoje starszych często bywało tam samotnie. Wszyscy troje mieli dużo
wiedzy pochodzącej od dorosłych o bogatych zielnikach mentalnych
i dużo własnej praktyki z roślinami, każde z nich miało swoją roślinną
mentorkę – babcię, ciocię, mamę.
Co ciekawe, dla dzieci, z którymi rozmawialiśmy, pracując nad filmem, mieć wiedzę o roślinach oznaczało – mieć wiedzę o roślinach leczniczych, inne umiejętności i wiedza nie wydawały im się ważne i warte pokazania badaczom z Polski. Dość podobnie myślą o tym dorośli,
o czym wspominałam w pierwszym rozdziale. Dzieci nie korzystają z pisanych źródeł lokalnej wiedzy o środowisku (LEK). Natomiast te, które
pochodzą z rodzin, w których zbieranie roślin jest ważne, są angażowane w zbiór, obserwują lub pomagają w przygotowywaniu leków i potraw
z dzikich taksonów roślin. Niemniej jedynymi roślinami leczniczymi,
które same stosują, są taksony przyspieszające gojenie ran, np. podorozhnik (babka zwyczajna, Plantago major L .), krovavnyk, derevij, tysiachylistnik (krwawnik pospolity, Achillea millefolium L .) i uprawiany
w doniczkach aloe, rannik (aloes drzewiasty, Aloe arborescens Mill.).
Porównałam sposoby bawienia się roślinami, o których mówiły lub
które pokazywały mi dzieci współcześnie, z zabawami ze wspomnień
ich rodziców i dziadków. Są to właściwie te same zabawy, tylko stały się
mniej powszechne (ciekawe, jak na to wpłynie gwałtowne zwiększenie dostępu do internetu i smartfonów po 2015 roku). Wyjątkiem jest
tu plecenie wianków: głównie dziewczynki posiadają umiejętność ich
plecenia i są w tym bardzo sprawne, jednak młodsi chłopcy też chętnie plotą wianki, a w starszym wieku porzucają to zajęcie. Niemniej
wszystkie dzieci i dorośli, z którymi o tym rozmawiałam, uważali plecenie wianków za bardzo ważną czynność i podkreślali, że jest ona
istotnym elementem „ukraińskości”.
Dzieci tworzą swoje zielniki mentalne, głównie pomagając starszym członkom rodziny (umiejętności związane z roślinami jadalnymi
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
140

i leczniczymi), obserwując w domu (rośliny jadalne i lecznicze), bawiąc się samodzielnie i z rówieśnikami (ciekawe rośliny, w tym rośliny
lecznicze, głównie wspomagające gojenie się ran, rzadko rośliny jadalne, z wyjątkiem tych o jadalnych owocach). Edukacja szkolna (zbieranie roślin leczniczych i robienie naparów podczas obowiązkowego
szkolnego obozu letniego) wydaje się nie wpływać bardzo znacząco
na wiedzę i umiejętności, zdecydowanie bardziej wpływa ona na postrzeganie wartości wiedzy o roślinach leczniczych oraz na znajomość
prawa ochrony roślin (por. Baines, Zarger 2012). Samodzielne uczenie
się o roślinach leczniczych bywa powodowane chęcią zajmowania się
nimi w przyszłości (Andrij, 13 lat, i Nastia, 11 lat, bardzo wyraźny był
wpływ ważnych dla nich bliskich osób).
Tab. 1. Zabawy roślinami wśród dzieci współcześnie i we wspomnieniach z dzieciństwa moich
dorosłych rozmówców (najbardziej popularne sposoby zabawy roślinami – wyniki swobodnego wymieniania – deklaracja wiedzy, nie oznacza praktykowania):
Roślina i zabawa

Kukuruza (kukurydza, Zea mays
L.), robienie lalek
kulbaba, kulbababa, kulbabka
(mniszek pospolity, Taraxacum
officinale agg.), robienie lalek
kulbaba, kulbababa, kulbabka
(mniszek pospolity, Taraxacum officinale agg.), robienie bransoletek
Plecenie wianków (wiele gatunków roślin łąkowych – szczególnie ważne kulbaba (mniszek
pospolity, Taraxacum officinale
agg.), romashka (jastrun właściwy,
Leucanthemum vulgare (Vaill.)
Lam.).
Strzelanie z liścia między pięścią
a otwartą dłonią– najlepsze
są duże liście, szczególnie chętnie
używane – klen, klion (klon pospolity, Acer platanoides L.), lypa
(głównie Tilia platyphyllos Scop.
ze względu na duże liście).

Powszechne we
Powszechne w opowspomnieniach dorowieściach dzieci
słych
Kobieta
Mężczyzna Dziewczyn- Chłoka
piec
++++
++
+++
+
++++

++

+++

++

+++

++

+++

++

++++

+++

++++

+++

+

+++

++

++++

Iwa Kołodziejska
141

Gwizdanie na częściach roślin
(głównie na liściach traw), przede
wszystkim perii, periika (perz
właściwy, Elymus repens (L.)
Gould).
Wiązanie torebek i sukienek dla
lalek z liści Lopuh, lepuh, repiah,
repiei (łopianów, głównie Arctium
tomentosum Mill., A. lappa L.).
Zabawy patykami (łuki, miecze,
inne) – wszystkie gatunki drzew
występujące w okolicy, różne
zastosowania.
Robienie bukietów podsnezhniki,
pidsnizhniki (śnieżyczka przebiśnieg, Galanthus nivalis L.) i rast
(kokorycze pusta i pełna Corydalis
cava (L.) Schweigg. & Körte, C.
solida (L.) Clairv.)
Nacieranie twarzy liśćmi bez
nazwy (dereń biały Cornus alba
L.) lub bez nazwy wiąz szypułkowy (Ulmus laevis Pall.) w czasie
przekomarzania się.
Jedzenie części roślin (pączki, liście, kwiaty, zastygły sok),
np. siren, buzok (bez lilak, Syringa
vulgaris L.), lypa, lipa (różne lipy,
w tym mieszańce, głównie Tilia
platyphyllos Scop. i T. cordata
Mill.), chereshnia (czereśnia ptasia
i odmiany uprawne, Prunus avium
(L.) L.).
Jedzenie sunica; sunicy; zemlanika
(poziomka twardawa, Fragaria
viridis Weston).
Podkradanie soku z brzozy berezovyj sik (z brzozy brodawkowatej, Betula pendula Roth i brzozy
omszonej, B. pubescens Ehrh.).

++

+++

+

++

+++

+

+

0

++

+++

++

+++

++++

+++

++++

+++

+

+

+++

+++

+++

+++

+

+

++++

++++

+++

+++

++++

++++

++++

++++

++++ – wymieniane przez 90-100% rozmówców, +++ – wymieniane przez 60-89%,
++ – wymieniane przez 30-59%, + – wymieniane przez < 30%, 0 – niewymieniane.

Wymienienie jakiejś zabawy nie jest równoznaczne z praktykowaniem
jej i posiadaniem niezbędnych umiejętności.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
142

Tab. 2. Rośliny, w relacje z którymi było aktywnie zaangażowanych więcej niż 70% dzieci:
Nazwa lokalna
berioza, bereza

buzyna, buzok

chornobrivcy
kalyna

kropywa

krovavnyk, derevij,
tysiachylistnik
kulbaba, kulbababa,
kulbabka

lypa, lipa

melisa
miatka, miata
pidsnizhniki, podsnezhniki,
podorozhnik, babka
rast

romashka
bez nazwy

sunica, sunicy, zemlanika

Nawa polska i łacińska
brzoza brodawkowata,
Betula pendula Roth i brzoza
omszona, B. pubescens Ehrh.
dziki bez czarny, Sambucus
nigra L.

Rodzaj relacji
podkradanie soku

picie herbaty, pomoc w zbieraniu;
wplatanie w wianki; pomoc w robieniu dżemów
aksamitka rozpierzchła,
roślina ważna tożsamościowoTagetes patula L.
twórczo
kalina koralowa, Viburnum
roślina ważna tożsamościoopulus L.
wotwórczo; pomoc w robieniu
przetworów
pokrzywa zwyczajna, Urtica smaganie się (bitwy); unikanie
dioica L.
podczas chodzenia po ogrodzie;
zbieranie na zupę; zbieranie
na herbaty i do mycia włosów
krwawnik pospolity, Achillea nakładanie na rany; karmienie
millefolium L.
drobiu
mniszek pospolity, Taraxarobienie laleczek i wianków;
cum officinale agg.
karmienie królików; pomoc w robieniu syropu z kwiatów; zostawia
plamy na ubraniach; więc trzeba
uważać podczas zabawy
różne lipy w tym mieszańce, zabawy liśćmi (głównie strzelanie
głównie Tilia platyphyllos
z nich); zabawy patykami; picie
Scop. I T. cordata Mill.
herbaty; pomoc w zbieraniu
melisa lekarska, Melissa
najsmaczniejsza herbata; pomoc
officinalis L.
w zbieraniu
różne gatunki mięty, Mentha najsmaczniejsza herbata; pomoc
spp.
w zbieraniu
śnieżyczka przebiśnieg, Garobienie bukietów; docenianie
lanthus nivalis L.
piękna
babka zwyczajna, Plantago
przykładanie na rany
major L.
kokorycze pusta i pełna, Co- robienie bukietów; docenianie
rydalis cava (L.) Schweigg. & piękna
Körte, C. solida (L.) Clairv.
jastrun właściwy, Leucanthe- plecenie wianków
mum vulgare (Vaill.) Lam.
nacieranie komuś twarzy, tak
dereń biały Cornus alba L.
i wiąz szypułkowy Ulmus
by zaczęła piec skóra
laevis Pall.
poziomka twardawa, Fraga- smaczna przekąska
ria viridis Weston

Iwa Kołodziejska
143

III.7.1. Główne przyczyny różnorodności
dziecięcych zielników mentalnych
Wiele z tych przyczyn jest takich samych jak w wypadku zielników dorosłych, ale są też pewne charakterystyczne dla wieku rozmówców różnice. Duże znaczenie ma płeć kulturowa, bo wiąże się ze sposobami, jak
dzieci się bawią, i tym samym wpływa na umiejętności będące ważną
częścią ich zielników, jednak w dużo mniejszym stopniu inspiruje ona
narracje o roślinach niż praktyki z nimi związane. Na przykład właściwie tylko chłopcy mają umiejętność strzelania z liści – lypa (Tilia, różne gatunki i odmiany, głównie lipa szerokolistna, T. platyphyllos Scop.),
klen (klon zwyczajny, Acer platanoides L .). Jedną dłoń zwija się w pięść,
ale zostawia się prześwit tak, by powietrze mogło przechodzić, ustawia
się ją pionowo i kładzie na niej duży liść, który pełni funkcję membrany, następnie szybko uderza się otwartą dłonią w ułożony na pięści liść.
Jeśli zrobić to dobrze, to liść pęka z głośnym hukiem. Wszystko to służy straszeniu dziewczynek. Należy zaczaić się w odpowiednim miejscu
i głośno strzelić, oczywiście można też strzelać z liści po prostu z kolegami, ale chłopcy mówili, że robi się to zwykle, by nastraszyć koleżanki.
Nie poznałam żadnej dziewczynki, która bawiłaby się w ten sposób.
Z kolei dziewczęcą zabawą było robienie lalek z kukuruzy, kukurudzy
(kukurydzy, Zea mays L .) i kulbaby, kulbababy, kulbabki (mniszka lekarskiego, Taraxacum officinale agg. sensu lato). Rozdmuchuje się nasiona kulbaby, nadrywa kilka pionowych pasków z łodyżki i czeka się,
aż się zawiną, tworząc falbaniastą spódniczkę. Głowa laleczki jest łysa.
Lalki z kolb kukurydzy mają bujną czuprynę ze znamion (górna część
słupka, w wiatropylnych kwiatach kukurydzy bardzo długa, tzw. wąsy
kukurydzy). Niektórzy chłopcy znali tę zabawę, widywali bawiące się
tak dziewczynki, pewnie niektórzy czasem bawili się tak z siostrami,
ale raczej o tym nie wspominali ani nie uważali tych roślin za ważne
dla siebie.
To w zielnikach dziewczynek było więcej roślin leczniczych,
bo to córki i wnuczki częściej pomagają w kuchni i przy zbieraniu
roślin. Tak jak na każdy zielnik mentalny, na zielniki dzieci też mają
wpływ ich indywidualne sieci relacji. Wszystkie dzieci z bardziej rozbudowanymi zielnikami miały też bliskich krewnych o bardzo bogatych zielnikach. Ważną cechą dziecięcych zielników, w których pojawia
się dużo roślin, jest silne emocjonalne przywiązanie do środowiska.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
144

Są w nich na przykład historie o całujących drzewach, którym można
powierzać sekrety, jest dużo radości podczas zbierania roślin i plecenia wianków, opowieści o pięknie różnych miejsc i roślin, intensywne
emocje związane z przyjemnymi i nieprzyjemnymi smakami roślin itp.
Na relacje z konkretnymi taksonami wpływają też różnego rodzaju
doświadczenia. Na przykład dzieci, które często jeździły na rowerach,
kojarzyły akacię (robinia akacjowa, Robinia pseudoacacia L .) z wielkimi cierniami, które przebijają dętki. Z kolei starsze osoby wspominały, że w dzieciństwie bardzo uważały, by nie nadepnąć na cierń akaci,
bo chodziły boso i było to bardzo bolesne.
To, że wspomnienia o dziecięcych zabawach nie są dużo bogatsze
od współczesnych zabaw, może wynikać z funkcjonowania ludzkiej
pamięci. Ważna jest ta zmienność zielników i to, że różne nici relacji
są istotne w różnych momentach życia – dynamiczne zyskiwanie i utrata znaczenia. Dorośli często wspominali jedzenie w dzieciństwie różnych roślinnych przekąsek, dziś dzieci robią to dużo rzadziej (wyjątkiem jest podkradanie z rozstawianych przez dorosłych butelek soku
z brzozy i jedzenie owoców – szczególnie sunica, sunicy, zemlanika [poziomka twardawa, Fragaria viridis Weston]), prawdopodobnie wynika
to z dostępności różnych innych przekąsek, np. słodyczy, jak też lepszego odżywienia dzieci również w okresach, które na wsi były trudne,
zwłaszcza na przednówku.
To, że nagrywaliśmy z dziećmi film, wpłynęło na ich uświadomienie sobie swojej wiedzy i jej wagi (dla kogoś z zewnątrz była ciekawa),
niektórzy stali się z niej dumni. Proces przygotowania filmu zachęcił
dzieci do dzielenia się między sobą wiedzą, stworzył nowe nici relacji.
W związku z tym, że dzieci o bogatszych zielnikach mentalnych pochodziły z uboższych rodzin, udział w projekcie dał im przez chwilę możliwość zabłyśnięcia wśród rówieśników. Interesujące jest, że wysiłki,
które wkłada szkoła, głównie w osobie nauczyciela biologii, by promować rośliny lecznicze, nie wpływają na umiejętności i praktykę dzieci.

Iwa Kołodziejska
145

IV. Wypowiedziane, dotknięte, spisane

W tym rozdziale zajmę się zagadnieniami związanymi z tworzeniem lokalnej wiedzy o roślinach – tworzenie wiedzy rozumiem
za Marchandem (2010). W wielowątkowym i złożonym procesie tworzenia wiedzy bardzo duże znaczenie ma jej przekazywanie. Przyjrzę
się jemu, analizując stosowane powszechnie w etnobiologii koncepcje
dotyczące przekazu wiedzy.
Konstruowanie wiedzy odbywa się zarówno na bardziej indywidualnym poziomie, jak i na poziomie społecznym (to na tym poziomie odbywa
się przekaz wiedzy). Oczywiście tych dwóch poziomów nie da się od siebie jednoznacznie oddzielić, są ze sobą splątane. To, co społeczne, wpływa
na to, co indywidualne i odwrotnie. Z tego, jakie źródła wiedzy są dostępne danej społeczności, na jakie sposoby jednostki doświadczają środowiska (ze względu na indywidualne predyspozycje i społecznie przyjęte
zachowania, możliwości wynikające ze środowiska, w którym są zanurzeni i które współtworzą), wynika indywidualne jej konstruowanie, a także
tworzenie ścieżek przekazu funkcjonujących w danej społeczności

IV. 1. Tworzenie lokalnej wiedzy o roślinach –
jak o tym piszą inni
Przyglądając się procesowi konstruowania wiedzy i analizując go, staram się traktować na równi wszystkie źródła wiedzy i doświadczenia,
Iwa Kołodziejska
147

które na niego wpływają. Na wiele składowych tego procesu zwracali
mi uwagę sami rozmówcy, inne analizuję na podstawie obserwacji prowadzonych w sytuacjach, w których ludzie zdobywają wiedzę. By zrozumieć ten proces, zdecydowanie nie wystarczą wywiady i deklaracje
rozmówców – dotyczące ich źródeł wiedzy i tego, jak się uczą. Nawet
pytanie: skąd coś się wie?, jest tylko z pozoru proste. Jeżeli zdobycie jakiejś informacji było szczególnie trudne albo wiązało się z wyjątkowymi okolicznościami, to rozmówcy pamiętali wiele elementów inkorporowania jej do zielnika mentalnego. Jednak najczęściej źródło wiedzy
nie zapadało im szczególnie mocno w pamięć. Zdobywanie umiejętności jest jeszcze bardziej skomplikowanym procesem, niż pozyskiwanie informacji, i siłą rzeczy jest on dużo trudniejszy do zapamiętania,
a także wyrażenia słowami (w znacznej mierze należy do niedyskursywnej sfery działalności ludzkiej, jest mētis – wiedzą, którą trudno nabyć inaczej niż przez uczestnictwo [Klekot 2018: 81 i 85, por. Downey
2010]). Stosowanie metody retrospektywnej (pytanie o to, skąd rozmówcy dowiedzieli się o czymś) w celu określenia kierunków przekazu
kulturowego ma liczne ograniczenia wynikające z tego, jak działa ludzka pamięć, a także z norm kulturowych (Henrich, Broesch 2011; Salali
i in. 2016). Zdaję sobie sprawę, że ze względu na przyjęte przeze mnie
metody badawcze nie uwzględniam bardzo wielu składowych procesu uczenia się, między innymi dlatego, że nie stosowałam żadnych
eksperymentów etnograficznych, które ułatwiłyby jakościowe i umożliwiły ilościowe zbadanie ścieżek wymiany wiedzy (por. np. Henrich,
Broesch 2011). Nie znam się też na psychologii rozwojowej ani nie brałam pod uwagę np. zmiennych związanych ze sposob-ami postrzegania czy działaniem ludzkiego mózgu podczas uczenia się. Mogłoby
być to zasadne i znacznie poszerzające rozumienie tego, jak tworzona jest lokalna wiedza o roślinach, wymagałoby to jednak pracy w interdyscyplinarnym zespole, co nie było możliwe podczas tych badań.
Niemniej uważam, że długość pobytu w terenie oraz intensywność interakcji z ludźmi, przekładająca się na różnorodne sposoby spędzania
czasu z rozmówcami, dały mi możliwość dobrej obserwacji tego, jak
80
się uczą i wymieniają wiedzą o roślinach . Zarówno rozmowy, jak i obserwacje dały dość szerokie rozumienie tego, jak jest tworzona wiedza
80. Uczenie się jest, z mojego punktu widzenia, nieco węższym terminem niż tworzenie
wiedzy, na które poza samym procesem uczenia się składają się również: wymiana wiedzy,

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
148

o roślinach na Podolu Wschodnim. Zgadzam się z Rebeccą Zarger,
że zrozumienie sposobów uczenia się wymaga poznania i przeanalizowania szerokiego kontekstu, w którym ono się odbywa, gęstego opisu
praktyk kulturowych (2010: 349) – i starałam się to robić.
Wśród etnobiologów o samym procesie uczenia się pisali trochę
badacze związani z kognitywizmem, np. Scott Atran i Douglas Medin
(np. 1998, 2008), a także badacze zajmujący się powstawaniem dziecięcej wiedzy o środowisku, np. Rebecca Zarger (np. 2011, 2010) lub
Adam Boyette (2013). Jednak w większości badań i tekstów etnobiologicznych dotyczących wiedzy badacze kładą główny nacisk na jej przekaz – kto, komu, w jakich okolicznościach ją przekazuje. Przykładami
mogą być tu: klasyczne prace – Ruddle i Chesterfield 1977, Hewlett
i Cavali-Sforza 1986, Ohmagari i Berkes 1997; nowsze – podkreślające wagę przekazu pionowego od rodziców do dzieci, przykładowo:
Lozada, Ladio, Weigandt 2006; Mathez-Stiefel, Vandebroek 2012; czy
prace opierające się na badaniu sieci relacji i wymiany wiedzy w społeczności Haselmair, Pirker, Kuhn, Vogl 2014, Platten 2013, Gallois,
Lubbers, Hewlett, Reyes- García 2018, Salpeteur 2017 – artykuł przeglądowy dotyczący wykorzystania SNA (Social Network Analysis) w etnobiologii. Powstają też badania dotyczące przekazu wiedzy o środowisku w kontekście interakcji z oficjalnymi instytucjami edukacyjnymi
(Anderson 2012, Baines, Zarger 2012) czy związane z ochroną przyrody (Zamudio, Bello-Baltazar, Estrada-Lugo 2013, Zanotti 2012).
Powstawanie wiedzy o roślinach z punktu widzenia semiotyki Charlesa
Sandersa Peirce’a analizowała w swoim doktoracie Renata Sõukand
(2010).
W zdecydowanej większości prac analizujących wiedzę ekologiczną/środowiskową różnych społeczności wyraźnie pozytywnie waloryzuje się przekaz międzypokoleniowy i podkreśla jego oralno-doświadczeniowy charakter (Haselmair i in. 2014), tym bardziej, że uznaje się,
że sprzyja on zachowaniu tradycyjnej wiedzy ekologicznej/o środowi81
sku (TEK, traditional ecological/environmental knowledge) . W związku
dyskursy i społeczne działania wokół wiedzy, jak i, do pewnego stopnia, to co dzieje się
z wiedzą i umiejętnościami w zielnikach mentalnych podczas „przechowywania”.
81. Za literą „e” w tym skrócie mogą się kryć dwa różne słowa o dość podobnym znacze-

niu: ekologiczna lub środowiskowa. Można argumentować, że „ekologiczna” jest o tyle
lepsza, że implikuje obecność i ważność relacji oraz nie daje intelektualnej możliwości
Iwa Kołodziejska
149

z tym, że większość etnobiologicznych tekstów o wiedzy odnosi się
do takich terminów jak: tradycyjna wiedza o środowisku (TEK), lokalna wiedza o środowisku (LEK), czy też ILK (tubylcza i lokalna wiedza
ekologiczna), a wszystkie one tworzą i wpływają na nici relacji, w których funkcjonują badaczki, czuję się w obowiązku je choć w pewnym
stopniu przybliżyć. TEK – jest chyba najbardziej ugruntowanym terminem, choć zapewne jego prymat wkrótce się skończy. Jak często dzieje
się w wypadku terminów o dłuższej historii i wywołujących naukowe
dyskusje, nie ma jednego całkowicie spójnego sposobu definiowania,
czym jest TEK. Ze względu na człon „tradycyjna” termin bywa rozumiany w sposób bardzo silnie wikłający go w dyskursy o dziedzictwie
i autentyczności, a jego definiowanie wymaga określenia, jak rozumie się tradycję. Dzieje się tak tym bardziej, że jego definicja zawierana jest w międzynarodowych aktach prawnych dotyczących ochrony
przyrody i dziedzictwa – takich, jak CBD (Konwencja o Zachowaniu
Różnorodności Biologicznej), czy GSPC (Globalna Strategia Ochrony
Roślin). Światowa Organizacja Własności Intelektualnej (The World
Intellectual Property Organisation – WIPO) uznaje, że wiedza tradycyjna (TK) to: „wiedza, wiedza-jak (know-how), umiejętności i praktyki rozwijane, utrzymywane i przekazywane z pokolenia na pokolenie
w obrębie wspólnoty, często tworzące część jej kulturowego lub duchowego dziedzictwa” (WIPO 2015). Z kolei w Konwencji o Zachowaniu
Różnorodności Biologicznej (CBD) wiedza tradycyjna jest definiowana
następująco: „przekazywana w formie u s t n e j z pokolenia na pokolenie. Jest zwykle własnością i dobrem wspólnym, przybiera postać:
opowieści, pieśni, folkloru, powiedzeń, wartości kulturowych, wierzeń, rytuałów, społecznych praw, języków lokalnych i praktyk rolniczych z włączeniem tworzenia nowych odmian roślin i ras zwierząt”
(za Shannon i in. 2017).
Mimo iż podejście do tradycji jako czegoś związanego wyłącznie z przeszłością właściwie nie jest już praktykowane, to nadal ciąży nad tym określeniem. Niektórzy badacze bardzo mocno podkreślają, że jest ona czymś innym niż wiedza lokalna. Np. Graham Dutfield
ograniczenia się do jakiejś grupy aktorów tworzących to środowisko. Z drugiej strony:
w polskim kontekście rzeczownik „ekologia” i pochodzące od niego przymiotniki rzadko bywają traktowane jak neutralne nazwy dziedziny biologii. Tak czy inaczej, będę
je tu stosowała wymiennie, jako równoważne.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
150

twierdzi, że znaczenie społeczne i charakter prawny wiedzy tradycyjnej (TK) jest całkowicie inny niż wiedzy dokumentowanej w społecznościach lokalnych, np. wśród migrantów i w społeczeństwach uprzemysłowionych (2001); inni nie rozróżniają ich tak wyraźnie. Niemniej
ze względu na uwikłanie terminu „wiedza tradycyjna” i wiązanie
go z tradycją rozumianą w sposób statyczny, esencjalizujący, tworzy się
też inne terminy, które mają lepiej oddawać jej procesualność, powiązanie z miejscem, a niekoniecznie osadzenie w jakimś czasie. Takim
terminem jest np. lokalna wiedza o środowisku (LEK) – oparta na definicjach wiedzy lokalnej i lokalności. W niektórych kontekstach pojawia
się termin ILE/ILK (Indigenous and Local Environmental Knowledge,
tubylcza i lokalna wiedza o środowisku) promowany w ostatnim czasie np. przez zespół badaczy z Barcelony związanych z Victorią ReyesGarcía i węgierskich badaczy związanych z Zsoltem Molnárem (ReyesGarcía i in. 2019). Termin ten został wprowadzony do dokumentów
UNESCO (Roué i Molnár 2017). Ze względów politycznych, a czasem
wręcz koniunkturalnych (np. mechanizmy związane z finansowaniem
badań) dla niektórych środowisk ważne jest wprowadzenie tubylczości (indigeneity) do definicji wiedzy ekologicznej. Szczególnie często
dzieje się tak w kontekście południowoamerykańskim, gdzie społecznościom indiańskim udało się najskuteczniej walczyć o uwzględnienie
ich praw do własności intelektualnej, a antropolodzy oraz inni badacze są szczególnie uwrażliwieni na ich głos. Z kolei badacze pracujący w europejskim kontekście, szczególnie ci z tzw. Europy ŚrodkowoWschodniej naciskają na uznanie lokalnej wiedzy o środowisku z tego
regionu za równoważną z wiedzą tubylczą (indigenous), ponieważ jej
nosicielami są osoby z populacji tubylczych. Szczególnie zaangażowanym orędownikiem takiej interpretacji jest węgierski etnobotanik
– Zsolt Molnár. Jego działania znalazły wyraz w publikacji pt. Knowing
our Lands and Resources Indigenous and Local Knowledge of Biodiversity
and Ecosystem Services in Europe and Central Asia (Roué, Molnár 2017) –
wydanej niedawno przy wsparciu Międzyrządowej Platformy do spraw
Różnorodności Biologicznej i Usług Ekosystemowych (IPBES)
i Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki
i Kultury (UNESCO). Inną próbą wybrnięcia z łączenia TEK ze statycznością czy wyłącznie ustnym przekazem jest tworzenie takich terminów jak dziedzictwo biologiczno-kulturowe (biocultural heritage);
Iwa Kołodziejska
151

termin ten, ukuty na gruncie amerykańskim, był inspirowany holistyczną wizją świata Indian Quechua z Potato Park (południowowschodnie
Andy) i koncepcją Traditional Resource Rights Darrela Possey’a. Został
sformułowany podczas warsztatów organizowanych przez ANDES
(The Association for Nature and Sustainable Development – organizację pozarządową założoną przez Indian broniącą ich praw do zasobów
genetycznych, tradycyjnej wiedzy i krajobrazu) i IIED (International
Institute for Environment and Development) w Cuzco (Peru) w 2005
roku. Potrzeba stworzenia nowego terminu wiązała się z prawnymi
aspektami problemu. Prawo do własności intelektualnej i zasobów genetycznych były traktowane niezależnie, przy czym te drugie są dużo
rzadziej respektowane (Świderska 2013).
Najczęściej posługuję się terminem LEK (lokalna wiedza ekologiczna) opartym na definicjach wiedzy lokalnej i lokalności, ważne jest dla
mnie, że „wiedza” jest w tej definicji (obecnie) uznawana za wielowątkowy proces i że pod jej pojęciem zwykle rozumie się również praktyki, sama wiedza jest też traktowana jako praktyka społeczna (por.
Vermeylen, Martin, Clift 2008). Niemniej niektórzy badacze decydują
się na jeszcze mocniejsze podkreślenie roli praktyk i procesualności
w stosowanych przez siebie definicjach przedmiotu badań etnobiologicznych i ukuli termin „lokalne ekologiczne praktyki” (Local Ecological
Practice – LEP). Andrea Pieroni i Renata Sõukand w 2018 roku zaproponowali jego „wskrzeszenie” (ukuł go Ravi Rajan w latach 90. XX w.)
ze względu na to, że ich zdaniem LEK ma wydźwięk pasywny, samo
słowo wiedza, w ich opinii, kojarzy się z pasywnością, a nie dynamicznością. LEP ma określać codzienne praktyki zbioru i stosowania roślin
z włączeniem dzikich roślin jadalnych, jest kształtowany przez przyrodę (dostępne zasoby) i kulturę (lokalne postrzeganie i wiedza o ich
użyteczności). Autorzy definicji włączają tu całą gamę kształtujących
LEP czynników, a wśród nich język oraz kulturową i geograficzną izolację, które są uznawane za kluczowe dla różnorodności biologiczno-kulturowej (Pieroni, Sõukand 2018). Jak już wspomniałam, wszystkie te definicje są uwikłane w dyskursy polityczne i aktualne trendy
intelektualne i akademickie. Siłą rzeczy podobnie jest z moim sposobem definiowania przedmiotu badań – można powiedzieć, iż podążam
zgodnie ze współczesnymi trendami – widzę sens mówienia o praktykowaniu wiedzy o roślinach i jej procesualności, od dawna interesują
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
152

mnie sposoby jej tworzenia, za istotne uważam uwzględnianie globalnych powiązań i nieignorowanie wszelkich – ważnych dla rozmówców
– źródeł wiedzy.
Koncentrując się na sposobach tworzenia tej wiedzy, widzę ich uwikłanie w relacje, z którego wynika, że nie sposób zamknąć ich w ścisłych ramach: odtąd – dotąd. Większość etnobiologów próbuje poza
ramy badania wyrzucać LEK powstającą na podstawie źródeł pisanych
(por. Vermeylen i in. 2008). Marco Leonti w jednym z niewielu tekstów etnobiologicznych dotyczących wykorzystania książek, czasopism
i innych mediów w tworzeniu wiedzy (w jego badaniach akurat etnofarmaceutycznej i etnomedycznej), konkluduje, że tradycyjne cele badań etnobotanicznych – „wnoszenie wkładu w opracowywanie nowych
leków” i „ochrona dziedzictwa kulturowego” – nie idą w parze z procesem włączania wiedzy z książek do LEK. Uważa, że w wynikach etnobotanicznych badań terenowych, które mają dokładać się do badań
nad produktami naturalnymi, ochrony dziedzictwa kulturowego, oceny i u w i e r z y t e l n i a n i a lokalnych farmakopei, powinno się rozróżniać lokalne zastosowania roślin, szeroko spotykane zastosowania
i „wiedzę współczesną” (modern knowledge), obecną w popularnych
książkach o ziołolecznictwie i literaturze naukowej (2011).
Inaczej rozumiem cel moich badań; na pewno nie jest nim ocena
i uwierzytelnianie, ponadto uważam, że rozumienie tego, jak informacje z mediów są inkorporowane w praktyki związane z roślinami, pozwala zobaczyć, czym są dla ludzi, np. jak stają się źródłem poczucia
sprawczości, gdy żyje się w peryferyjnym (w sensie derluguianowskim
patrz przypis 24) państwie (Kołodziejska-Degórska 2016), bo przecież LEK to coś więcej niż tylko lista przydatnych gatunków. Niemniej
chęć wydzielania wiedzy pochodzącej z mediów z LEK nie jest rzadka. W październiku 2011 roku na spotkaniu grupy Padise (2nd ISE
Regional Eastern-European Workshop) w Királyrét na Węgrzech większość badaczek i badaczy, podczas dyskusji o wpływie książek o ziołolecznictwie autorstwa Marii Treben na LEK mieszkańców różnych
regionów Europy, podkreślała, że dobrze byłoby być w stanie oddzielić wiadomości pozyskane z tego źródła od „prawdziwej” LEK. Takie
tendencje można obserwować też, kiedy jest mowa o dziedzictwie kulturowo-przyrodnicznym, np. Babai i Molnar (2016: 151). Nieliczni badacze wyłamują się z tego trendu, na przykład Amélia Frazão-Moreira
Iwa Kołodziejska
153

i Ana Maria Carvalho oraz Maria Elisabeth Martins opisujące różnorodność wiedzy etnobotanicznej i nazewnictwa roślin w dwóch wiejskich
rejonach Portugalii (2009, 2014), a także Ruth Haselmair i inne przedstawicielki grupy badawczej Christiana Vogla w badaniach uwzględniających wpływ różnych mediów na wiedzę o przygotowaniu jedzenia i roślinach leczniczych migrantów z Tyrolu do Australii, Brazylii
i Peru (2014). Również Łukasz Łuczaj i współautorzy wspominają
o wpływie różnych mediów na wiedzę o dzikich roślinach jadalnych
(2012). To, co wyjątkowe w moich badaniach, to próba przyjrzenia się
procesowi włączania wiedzy z takich źródeł do zielników mentalnych.
Zgadzam się z Monicą Hernández-Morcillo i jej kolegami przyglądającymi się sytuacji TEK w Europie, że dopóki istnieją mechanizmy tworzenia i zdobywania TEK/LEK/ILK/LEP (na jakikolwiek trzyliterowy
skrót się zdecydujemy), możemy mówić o tym, że taka wiedza istnieje w stanie dynamicznej równowagi, a o jej zanikaniu czy deterioracji można mówić dopiero wówczas, gdy przestają istnieć mechanizmy
jej tworzenia i potrzeba jej posiadania (2014). Myślę, że przedstawiona niechęć do uwzględnienia tekstów pisanych w badaniach wynika
z opisanej przez Michela de Certeau tendencji elit (również tych naukowych) do zakładania, że ludzie, „asymilując” tekst, „stają się jemu
podobni”. Większość etnobiologów nie zwraca uwagi na to, że – jak pisze de Certeau – dużo częściej ludzie „upodabniają” tekst do siebie,
czynią go swoim, zawłaszczają, kłusując po tekście, niż sami się do niego upodabniają (2008: 165). Stanowisko Monici Hernández-Morcillo
i współautorów odpowiada temu, jak proces czytania jest widziany
przez de Certeau. Uważam, że próba oceny wartości lokalnej wiedzy
o roślinach przez badaczy jest pokłosiem niesymetrycznego traktowania osób uczestniczących w badaniach, odbierania im sprawczości
w relacjach z roślinami (tylko niektóre formy zdobywania wiedzy o roślinach mogą być uprawomocnione), a także romantyzowania tradycji.
Podobne procesy zachodziły i nadal zachodzą w stosunku do twórców
sztuki nazywanej przez inteligencję ludową (Klekot 2021).
Uważam też, że od wieków w Europie (i zapewne nie tylko w Europie,
bo dotyczy to również dużych obszarów Azji) trudno mówić o braku wpływu materiałów pisanych na wiedzę o roślinach, szczególnie
o roślinach leczniczych. Ważną rolę odgrywały dawne herbarze, prace mnichów czy działalność apteczek dworskich (piszę o tym również
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
154

w dalszej części tekstu). Pewnie trochę inaczej miała się sprawa z dzikimi roślinami jadalnymi. One rzadziej pojawiały się w tekstach kultury
ze względu na to, że są bardziej związane z praktykami warstwy chłopskiej. Opisywano je po to, by wspierać ludzi w czasie wojennego głodu, np. w ZSRR po wybuchu wojny z Niemcami (22.06.1941). Wydano
wówczas kilka książek opisujących zastosowania najpospolitszych dziko rosnących roślin pokarmowych: Gllerbach MM, Korjakina VF 1942.
Glavniejshie dikorastushchie pishchevyje rastienja Leningracskoj oblasti.
Leningrad; Keller BA 1941. Dikie sedobnyje rastienija. Akademia Nauk
SSSR, Moskovskij Botanicheskij Sad, Moskva; Tarchevskij VV 1942.
Dikorastushchie sedobnyje rastienija Vologotskiej oblasti. Vologidskij
Gasudarstviennyj pedagogicheskij istitut, Vologda (za: Pirożnikow 2014).
Podobny cel miały działania bośniackiego botanika Sulejmana Redžića,
który opisywał rośliny wykorzystywane przez ludzi podczas oblężenia
Sarajewa, a także prowadził programy w mediach, które miały zachęcić do korzystania z nich dla zwiększenia bezpieczeństwa żywnościowego w tym czasie (Łuczaj i in. 2012).
Dla podkreślenia beznadziejności i niemożności realizacji przedsięwzięcia, którym miałoby być rozdzielenie tego, co w wiedzy i praktykach lokalnych „czyste”, pochodzące z przekazu ustnego i własnego
eksperymentowania, od tego, co „skażone” słowem pisanym, przytoczę przykłady z badań z przełomu XIX i XX wieku. Oto fragment pracy Juliana Talko-Hryncewicza (polskiego lekarza, etnografa, archeologa-amatora i badacza Syberii, profesora Uniwersytetów Wileńskiego
i Jagiellońskiego) Zarysy lecznictwa ludowego na Rusi południowej,
w którym, pisząc o różnych źródłach ludowych praktyk leczniczych
na Rusi, wymienia wśród nich wpływ książek (w nich praktyk jeszcze starożytnych, wymienianych np. przez Dioskurydesa) i Kościołów,
a także urzędników: „Wskutek takiej mieszaniny pojęć i wierzeń
w lecznictwie ludowym trudno w niem odgraniczyć pojęcia czysto ludowe od innych, które poniekąd stały się ludowemi. jako wśród ludu
będące. Dlatego w zbiorach naszych uważaliśmy za ludowe nie tylko
te wierzenia, które są ściśle ludowemi, lecz i takie, które krążą na Rusi
w innych warstwach, mniej więcej z ludem się stykających, jak pośród
szlachty i Żydów” (Talko-Hryncewicz 1893: 21). Z kolei analiza kalendarzy i poradników XIX/XX-wiecznych potwierdza, że recepty w nich
zalecane zbliżone były do tych stosowanych od dawna w medycynie
Iwa Kołodziejska
155

ludowej (Szot-Radziszewska 2005: 64-80). „ Autorzy drukowanych porad, najczęściej lekarze, często wskazują na ich proweniencję ludową,
jako że medycyna uniwersytecka niejednokrotnie czerpała z doświadczenia i wiedzy wiejskich znachorów i (za Szot-Radziszewska 2007: 71).
Innym przykładem jest historia opisana przez Zorianę Boltarovych
z XIX-wiecznej pracy Markovicha pt. Obserwacje typu znachora w centralnych województwach (obłaściach) Ukrainy. Podaje on przykład znachora łączącego medycynę akademicką z ludową, stosującego medyczne terminy, czasem również apteczne leki, które niekiedy mają
przekręcone nazwy. Z kolei na kijowskich bazarach spotykał znachorki leczące tatar (katar) żołudka – przekręcony termin medyczny
(Boltarovych 2014, audiobook, 1h 56 min 45s).
Uważam, że w moim terenie (zapewne nie tylko tam) książki i czasopisma (wkrótce z pewnością również źródła internetowe) są ważnymi elementami kontekstu, istotnymi nićmi relacji tworzącymi zielniki mentalne rozmówców i w związku z tym są jak najbardziej godne
uwagi badaczki, a sposoby korzystania z nich – warte zrozumienia.
Zgadzam się z Sandrine Gallois i zespołem badawczym, w którym
pracowała, że „zdobywanie wiedzy lokalnej zachodzi w wyniku złożonych interakcji między osobą a kontekstem, w którym funkcjonuje.
Codzienne doświadczenia życiowe determinują w zasadniczy sposób
nie tylko to, jaka wiedza jest zdobywana, ale i w jakim momencie życia oraz jaką drogą” (Gallois, Duda, Hewlett, Reyes- García 2015: 2).
Dlatego, skoro książki i czasopisma są elementami krajobrazu rozumianego zarówno w sensie fizycznym, jak i społecznym, należy
je uwzględnić, badając LEK.

IV. 2. Teksty pisane i ich rola w tworzeniu wiedzy o roślinach
To, jak funkcjonują teksty pisane w badanych przeze mnie społecznościach, jest kształtowane przez wiele czynników. Do istotnych, moim
zdaniem, należą (wiele z nich już opisywałam w poprzednich rozdziałach i o nich wspomnę tylko pobieżnie): dostępność różnego rodzaju czasopism, w których pojawiają się informacje o roślinach – przede
wszystkim leczniczych; promowanie czytelnictwa i prenumerat czasopism w ZSRR, które miało całkiem znaczny oddźwięk na wsiach;
intensywna praca w miejscowych sowchozach powodująca, że wiele
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
156

matek kobiet trzydziesto- czterdziestoletnich (w czasie moich badań)
i starszych nie miało czasu na zbieranie dzikich roślin, niektóre z nich
nie przekazały tej wiedzy córkom. Tak mówi o tym Larisa, której mama
miała 75 lat w 2012 r. (dużo częściej wspominały o tym kobiety starsze,
około osiemdziesięcioletnie, dodatkowo podkreślając to, jak mało czasu w dzieciństwie spędzały z matkami, bo były one zmuszone do korzystania z państwowych instytucji wychowawczych i często nie widziały dzieci nawet kilka dni):
Larisa: Ja już nie spotkałam babci ani dziadka. O. A mama mnie nie
[uczyła o roślinach]... Z powodu kłopotów, zajęć, miała czworo dzieci,
pracowała na fermie, to ona tym się nie zajmowała [zbieraniem roślin]. To już ja więcej, chętniejsza do kuchni i do tego... Jej było ciężko, przyszła z pracy, po nocy bieli sufity i ściany, bo Wielkanoc przyszła, czy pierze... A to państwowa praca, trzeba było każdego dnia
być... A jeszcze jakieś zwierzęta, jeszcze uprać, jeszcze jedzenie przygotować... czworo dzieci! To i jak? (…) Jak już wydoroślałam, liczmy,
jak już miałam syna. To o tych travach po troszku, po troszku, z latami
od ludzi, od znajomych, przyjaciół, tu usłyszysz, tam... [Larisa K. 34,
DW_A0139]
Pewne znaczenie miała też instytucjonalna lub ekonomiczna stymulacja do poznawania nowych zastosowań i taksonów, związana również
z rozdawaniem książek o roślinach leczniczych:
Wania: To był taki bodziec, czy jak to się nazywa. O, za tę książkę trzeba oddać konkretną ilość ziół.
IK: Obojętne jakich?
Tonia: Tak, dowolną leczniczą roślinę.
Wania: Lecznicze zioło, kwiat.
Tonia: Dużo zbierali buzyny [dziki bez czarny, Sambucus nigra L .],
oddawali. Później zrywali riabinu, krasnu (czerwoną) [jarząb pospolity (Sorbus aucuparia L .), podkreśla, że nie chodzi ochornu riabinu,
czyli Aronia melanocarpa (Michx.) Elliott].
Wania: Kwiat lipy [lipa, różne gatunki i mieszańce, Tilia spp.].
Tonia: Kwiat lipy, romashku [rumianek pospolity, Matricaria chamomilla L .], wszystko workami. To bardzo dużo.
Iwa Kołodziejska
157

IK: To w latach dziewięćdziesiątych czy wcześniej?
Tonia: W dziewięćdziesiątych.
Wania: To w osiemdziesiątych, koniec osiemdziesiątych.
Tonia: Nie, Wania, to były dwa etapy, nasi, tam, gdzie mieszkaliśmy,
też skupowali, pamiętasz?
Wania: Osiemdziesiąte, dziewięćdziesiąte.
Tonia: Książki były deficytowe, i książki, i ubrania [Tonia i Wania, K.
46 i M. ok. 45 DW_A0168].
Bardzo rzadko mówiono mi o zdawaniu ziół jako o czymś istotnym
w procesie poznawania roślin leczniczych, nikt nie powiedział mi, żeby
dzięki temu poznał jakąś nową roślinę. Zdecydowanie więcej osób pamięta, że przyjeżdżali ludzie z miasta i rozdawali książki w zamian
za rośliny lecznicze. Ludziom zależało na posiadaniu tych książek, trochę dlatego, że liczyli, że się czegoś dowiedzą, trochę dlatego, że były
towarem deficytowym, więc warto je było posiadać, niektórzy dla samej przyjemności posiadania książek.
Podobnie próbuje współcześnie stymulować dzieci do poznawania
roślin leczniczych stroyiniecki nauczyciel biologii. Zachęca do zbierania, organizuje w ostatnim tygodniu roku szkolnego zajęcia koło szkoły, podczas których przygotowuje się herbaty ziołowe. Ma nadzieję,
że takie doświadczenia będą ważne dla jego uczniów [film „Rośliny
82
i ludzie”, wywiad: nauczyciel biologii] .
Innymi bardzo ważnymi elementami kontekstu były też kryzys
ekonomiczny lat 80. i 90. XX w. oraz boom tożsamościowo-leczniczy
po roku 1990. Kluczowa (o czym już pisałam w I rozdziale) jest bliskość
fizyczna lasu i łąk, stymulująca do poznawania roślin (ciekawe badania porównawcze dotyczące wpływu bliskości lasu na LEP prowadzili
Pieroni i Sõukand w poleskich wsiach [2018]).
Jak już wspominałam, rozmówcy mieszkający na wsiach Podola
Wschodniego czytują książki, czasopisma i broszury dotyczące roślin. Gros z nich stanowią publikacje o roślinach leczniczych
(np. „Babushka”, „ZOZh”, „Narodna Medycyna”), ważne są również
katalogi prezentujące różne odmiany roślin uprawnych (część z nich
82. Z moich obserwacji i rozmów wynika jednak, że dla dzieci kluczowe znaczenie mają

własne zainteresowania i doświadczenia stymulowane tymi zainteresowaniami, a także
wzór przyjaciół i osób bliskich, o czym pisałam w rozdziale III.7.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
158

stanowią katalogi firm wysyłkowych) i czasopisma dla rolników i mieszkańców wsi, np. „Silskii Visnik”. W gazetach o innym profilu też często pojawiają się wzmianki z poradami zdrowotnymi, np. w „Maiaku”
– lokalnej gazecie z rejonu tywrowskiego. Są kupowane na poczcie
lub prenumerowane przez moich rozmówców, a czasem przywożone ze stoisk z gazetami z okolicznych miast. Ciekawe przepisy bywają
z nich wycinane i zachowywane, zdarza się, że ktoś przechowuje cały
83
numer czasopisma . Dla wielu osób czytanie czasopism było czynnością społeczną – dzielili się ciekawymi, nowo wyczytanymi informacjami. Na przykład Wera, przyjaciółka cioci Hali, często wpadała do jej
letniej kuchni, wracając z pracy, i przynosiła „Babushkę”, by ta sobie
poczytała, a przy okazji opowiadała o tym, co ją zainteresowało.
Trochę inaczej funkcjonują książki. Większość z rozmówców posiadających książki ma pozycje wydane w późnych latach 60., 70., 80. i 90.
XX w., widziałam tylko jedną, zdecydowanie nową – z 2011 r. Wszystkie zostały wydane na terenie byłego ZSRR. Znam osoby, które posiadają po kilka tytułów. Książki bardzo rzadko się pożycza, co zrozumiałe, bo są czymś
dużo cenniejszym niż czasopisma. Zarówno w książkach, jak i w czasopismach, widywałam często zaznaczenia i dopiski na marginesach.

Fot. 6. Wycinki należące do Poli oraz dopiski Marii w spisie treści comiesięcznego wydania „Babushki”.
83. Więcej osób ma zeszyty z przepisami kulinarnymi niż leczniczymi.

Iwa Kołodziejska
159

IV. 2.1. Standaryzacja i różnorodność
Wydaje się wielce prawdopodobne czy wręcz oczywiste, że obecność
spisanych źródeł wiedzy będzie wpływała na kształt LEK rozmówców.
Pozostaje pytanie: w jaki sposób? Gustavo Soldati wraz ze współpracownikami, stosując metody oparte częściowo na założeniach biologii ewolucyjnej i genetyki populacji, badał przekaz wiedzy w trzech
społecznościach wiejskich w stanie Minas Gerais w Brazylii i doszedł
do wniosku, że źródła zewnętrzne, takie jak radio, książki, telewizja
mogą wpływać na różnorodność współczesnej wiedzy o roślinach badanych przez niego grup. Innymi czynnikami zwiększającymi różnorodność wiedzy wewnątrz społeczności i między społecznościami,
jego zdaniem, mogą być np. nieprecyzyjny przekaz wiedzy, powodujący, że wiedza osoby uczonej bardzo odbiega od wiedzy uczącej
(Soldati i inni porównują to do mutacji biologicznej), lub też napływ
egzotycznych (termin oryginalny) informacji pod wpływem nieda84
lekiej migracji (w obrębie regionu) (Soldati i in. 2015: 11) . Mówiąc
o bogactwie zielników, nie zamierzam oceniać jego źródeł.
Wiele z roślin, o których usłyszałam tylko raz – przy poznawaniu
jednego zielnika, znalazła się w nim dzięki niciom relacji wiążących
nosiciela zielnika z mediami. Niektóre z nich nie zostały w ogóle przez
rozmówców wypróbowane, np. tak mówi Maria o badaku (Bergenia
85
sp.) :
Maria: A to badak.
IK: A badak też jest leczniczy?
Maria: Tak, ale jeszcze do niego nie doszłam. [DW_A0142 + notatka
05.2012]
84. Powiedziałabym, że pewien poziom różnorodności jest immanentny dla różnorod-

ności międzyosobniczej. Zasoby wiedzy dwóch osób na jakiś temat oczywiście nigdy nie
będą swoimi idealnymi kopiami, bo są to różne osoby, o różnych sieciach relacji.
85. Badak wydaje się być pochodną słowa badan – oznaczającego zarówno po rosyjsku,

jak i ukraińsku gatunki z rodzaju Bergenia. Kobiv w swoim obszernym słowniku lokalnych ukraińskich nazw roślin nie rejestruje słowa badak (2004). Maria pokazała badak
w swoim ogródku, była to Bregenia sp. Ta zmiana brzmienia nazwy może być o tyle ciekawa, że Maria poznała ją z tekstu pisanego, o którym raczej myślałoby się, że eliminuje
tego rodzaju oboczności. Tu jednak standaryzująca rola zapisu nie zadziałała (por. Olson
2010: 152-153). Maria rozprzestrzenia wiedzę o tym taksonie pod nazwą badak.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
160

Maria jeszcze do niego nie doszła, bo tylko dowiedziała się, że jest
to roślina lecznicza, zamówiła w katalogu ogrodniczym i ma teraz
w ogrodzie, będzie jeszcze sprawdzała, na co on jest, i może kiedyś
używała. Podobnie bywa z pojedynczymi sposobami wykorzystania
powszechnie znanej rośliny, rozmówca skądś się o nich dowiedział,
ale nigdy nie wypróbował.
Warto podkreślić, że specyfika gazet i książek, z których korzystają
moi rozmówcy, polega na tym, że opisują rośliny występujące i dostępne (włączając rośliny jadalne dostępne w handlu, np. imbir [imbir, Zingiber officinale Roscoe i jego odmiany] używany przez mamę
Larisy) na obszarze byłego Związku Radzieckiego. Oczywiście oznacza to dostęp do różnych tradycji wykorzystania roślin (np. różnych
ludów Syberii i Azji Centralnej czy wpływu medycyny chińskiej i tybetańskiej, które oddziaływały intensywnie na medycynę oficjalną
i medycyny lokalne w byłym ZSRR [por. Saxer 2004]), a także ogromne różnice we florze; już na samym obszarze Ukrainy są one dość znaczące. Oznacza to jednak, że globalizujący wpływ materiałów pisanych ogranicza się do obszaru byłego ZSRR (por. Soldati i in. 2015).
Przykładem tego rodzaju wpływu może być wspomniany badak (bergenia, Bergenia sp.) z zielnika Marii. Bergenia jest bardzo ważną rośliną przeciwbiegunkową w medycynach syberyjskich, korzeń Bergenia
crassifolia (L .) Fritsch jest również częścią oficjalnej rosyjskiej farmakopei (Gosudarstvennaja Farmakopeja Rossijskoj Federacii t. IV 2018).
Kilkoro z rozmówców o bogatych zielnikach mentalnych z licznymi połączeniami z mediami, katalogami roślin ogrodowych i znajomościami w innych rejonach Ukrainy sprowadzało lub próbowało
sprowadzać rośliny lecznicze do swoich ogrodów. W rozdziale pierwszym opisywałam historię, w której brali udział konufer (złocień balsamiczny, Tanacetum balsamita L .) i Sława, z kolei Witia sprowadzał
z okolic Odessy soforę iaponską (perełkowiec japoński, Styphnolobium
japonicum (L .) Schott), którą poznał dzięki swojej partnerce, a kostopraw Lonia sprowadził korin (szkarłatkę amerykańską, Phytolacca
americana L .). Owocuje to również poszukiwaniem roślin dość powszechnie spotykanych w innych regionach byłego ZSRR i Ukrainy,
a nie występujących na Podolu, np. cherniki (borówki czarnej jagody, Vaccinium myrtillus L .). Oksana (k. ok. 45 lat) kilka lat temu pracowała w Sarnach w oblasti rivnienskiej (Równe) i dużo korzystała
Iwa Kołodziejska
161

z cherniki, teraz, jak tylko ma okazję, sprowadza jej owoce na Podole.
W wielu zielnikach chernika pojawia się jako roślina wspomagająca
przy kłopotach ze wzrokiem, takie jej zastosowanie pojawia się też
niejednokrotnie w materiałach pisanych i z tego względu moi rozmówcy chcieliby mieć do niej dostęp. Zdarza się, że zastępują ją inną
borówką – borówką amerykańską (Vaccinium corymbosum L . i odmiany), która od niedawna zaczęła być uprawiana w gospodarstwach
posowchozowych. Jest droga, trudno ją też legalnie dostać z miejsca
pracy. Jest obiektem pożądania i to wcale nie ze względu na właściwości smakowe, lecz to, że jest cherniką i może być stosowana jak
chernika (borówka czarna jagoda, Vaccinium myrtillus L .). Niektórzy
rozmówcy mają w zielnikach informację, że jest to inna chernika, ale
uważają, że może z powodzeniem zastąpić tę niedostępną. Te osoby
często zaznaczają to w zielnikach nazwą chernika z sovhoza, a kilka
osób używało jej rosyjskiej nazwy botanicznej – golubika, nazwa rodzajowa ogólnoukraińska brzmi: chornicia lub vaccinium. W nazwie
chernika z sovhoza odbijają się lokalny krajobraz i tamtejsze wydarzenia (decyzja o sadzeniu V. corymbosum).
Tego rodzaju poszukiwania roślin też wpływają na swego rodzaju
różnorodność zielników mentalnych, ponieważ bywa, że rośliny znajdowane na podstawie informacji z tekstów są – z punktu widzenia
biologa – różnymi taksonami; dalej podaję kilka przykładów takiego
procesu (IV. 3.2 Wiedza w ciele – jak rozpoznać roślinę?).
Uważam, że ważny wpływ na różnorodność wiedzy mają wszelkie
sieci powiązań (nie tylko te z mediami) i zaufanie do źródeł wiedzy
(więcej o tym w podrozdziale IV.4.5 Autorytet). Należy pamiętać, że nawet w małych społecznościach wiedza często nie jest dystrybuowana
równomiernie. Mam tu cały czas na myśli różnorodność wewnątrz
społeczności. Wielu badaczy twierdzi, że teksty pisane przyczyniają się do zanikania lokalnej różnorodności pomiędzy społecznościami i prowadzą do standaryzacji wiedzy na obszarze, na który docierają dane źródła pisane. Materiał z moich badań zdaje się tylko
do pewnego stopnia potwierdzać tę tezę. Wydaje się, że standaryzacja przebiega głównie na poziomie języka i dyskursu, a dużo mniej
na poziomie praktyk. Pisałam już trochę o tym, pokazując zielnik
mentalny Haliny (III. 3.2 Narracje o zdrowym jedzeniu i ukraińskości)
i przedstawiając historię lubystku (lubczyku ogrodowego, Levisticum
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
162

officinale W.D.J.Koch). Teraz rozwinę tę myśl na innych przykładach.
Trzeba też pamiętać, że w pewnym sensie każda wymiana wiedzy
prowadzi do jej standaryzacji w obrębie konkretnej populacji ludzkiej oraz że potencjał standaryzacyjny zależy od tego, jaki dane źródło ma autorytet, a z dostępnych zasobów informacji wybierane jest
to, co jest z różnorodnych względów przydatne w danych warunkach.
W wypadku roślin leczniczych jest to wynik tego, jakie sieci relacji
ma dana osoba rozpięte w otaczającym ją krajobrazie medycznym
(por. Kołodziejska-Degórska 2016). Z tego wynikają konkretne zachowania i decyzje, w to uwikłane są kształt i struktura zielników mentalnych.
Jednym z ważnych działań ujednolicających wiedzę botaniczną
jest tworzenie i stosowanie zestandaryzowanych nazw (por. rozdział
III.1.1 Czym dla botaników jest gatunek i jak go nazwać?) oraz nazewnictwa ogólnoukraińskiego i ogólnorosyjskiego (zależnie od tego, w jakim języku są pisane źródła, z których korzystają rozmówcy lub ich
znajomi), które trafiają do zielników rozmówców. Czasem objawia
się to przyjęciem nazwy gatunkowej z tekstów pisanych. Np. kashtan (kasztanowiec zwyczajny, Aesculus hippocastanum L .), niekiedy
bywa nazywany kinskii kashtan, jednak nie jest to pełna ukraińska
nazwa botaniczna, zwykle stosuje się jeszcze przydomek zvychainyi
(kinskii kashtan zvychainyi). Przydomek ten jest jednak właściwie
nieobecny w ukraińskojęzycznych tekstach czytywanych w moim
terenie badań. W książkach tam dostępnych i pisanych po rosyjsku
używana jest nazwa konskij kashtan, również bez epitetu obyknovennyj. Nie używa się również, bardziej powszechnej wśród ukraińskich
biologów, nazwy ukraińskiej: hirkokashtan zvychainyi. O podorozhniku, babce (babce zwyczajnej, Plantago major L .) niektórzy mówią
podorozhnik velikii, ewentualnie podorozhnik sherokolistyi. Również
romashka (rumianek pospolity, Matricaria chamomilla L .) bywa nazywana razem z epitetem gatunkowym – romashka likarska. Takie
epitety gatunkowe muszą pochodzić z tekstów pisanych, choć niekoniecznie osoba ich używająca przeczytała je sama – mogła się z nimi
zapoznać w przekazie ustnym od kogoś, kto poznał je z mediów.
Inaczej może być z epitetami odnoszącymi się do koloru; np. mimo
że nazwa akacia bila (grochodrzew biały, robinia akacjowa, Robinia
pseudoacacia L .) jest powszechnie używana w tekstach pisanych
Iwa Kołodziejska
163

(chociaż nie jest nazwą uznaną przez botaników ukraińskich czy
rosyjskich, w obu językach obowiązują inne nazwy), to użycie przymiotnika bila przez mieszkańców Podola nie musi wynikać z lektury,
może być po prostu efektem obserwacji i próby odróżnienia tej akacii od drugiego gatunku – akacii cei rozovej (robinii szczeciniastej,
Robinia hispida L .). Szczególnie stroyinczanie, opowiadając o akacii,
podkreślają, że chodzi o tę bilą, a nie rozovą, ponieważ zakrzewienia
Robinia hispida L . rosną przy głównej drodze, w miejscu, gdzie się
często bywa. Niemniej nie mówią akacia cia bila, tylko akacia bila,
druga z nich jest nazywana „tą różową”, czyli cia rozova, co może
mimo wszystko wskazywać na źródło w mediach. Wyjątkowym przykładem poszukiwania nazwy standardowej jest przeprowadzana
przeze mnie wielokrotnie w różnych wydaniach i z różnymi osobami
rozmowa o nazwie zatknydupka, zapridupka, zapnidupka (pięciornik
srebrzysty, Potentilla argentea L . agg.). Ilekroć ktoś chciał mi opowiedzieć o tej ważnej roślinie zapobiegającej rozwolnieniu, to słyszałam ściszony głos bądź widziałam uśmieszek zawstydzenia: „ech...
to taka nazwa narodna, muszę się dowiedzieć, jak ona się nazywa
po naucznomu”. Kilka osób poświęciło celowo czas, by nie używać
nazwy, która wywołuje u nich uśmiech zakłopotania i, gdy rozmawiają z kimś obcym, mogą podać znalezioną w książkach nazwę ro86
syjską: lapchatka prjamostupenchataja . Zatknydupka, zapridupka,
zapnidupka musi być bardzo lokalną nazwą, ponieważ w słowniku
Kobiva (2004), mimo ogromnego bogactwa nazw pięciorników, nie
ma żadnej z tych stosowanych w Stroyinciach i okolicach. Może mają
rację ci, którzy uważają tę nazwę za typowo stroyiniecką. Nie ma ich
również w znanych mi tekstach Inny Gorofianiuk, pracującej z środkowopodolskim materiałem leksykalnym (sine anno, 2009). W nazwie zakodowane są właściwości rośliny: ma bardzo silne działanie
ściągające i ze względu na nie znajduje się w niemal wszystkich ziel87
nikach mentalnych moich rozmówców . Można porównać te wyniki
86. Jest to lekko zmieniona nazwa innego pięciornika, bardzo podobnego do Potentilla
argentea L . agg. pięciornika prostego P. erecta (L .) Räuschel (rus. lapchatka prjamostojachaja), jednak w Stroyinciach zbiera się raczej pięciornik srebrny Potentilla argentea
L . agg.
87. Podobną genezę mogą mieć ogólnoukraińska nazwa rośliny – perstacz (перста́ч)
– i niektóre powszechnie spotykane w innych rejonach kraju lokalne, np. zawjaznyk

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
164

z opisanymi przez Amélię Frazão-Moreira i Anę Marię Carvalho oraz
Marię Elisabeth Martins, których rozmówcy używali różnych nazw
tych samych taksonów roślin w zależności od kontekstu. Dotyczyło
to szczególnie osób między 55. a 65. rokiem życia, uznanych w badanej społeczności za ekspertów i doświadczonych użytkowników
roślin – w niektórych sytuacjach używali nazw lokalnych, a w innych nazw oficjalnych lub wręcz naukowych, poznanych z książek
i mediów (Frazão-Moreira Carvalho, Martins 2009; Frazão-Moreira,
Carvalho 2014).
Codzienne praktyki zdecydowanie trudniej ulegają homogenizacji
niż budowane na podstawie informacji z mediów opowieści o wartościach zdrowotnych roślin lub same nazwy – wiedza deklaratywna, niekoniecznie przekładająca się na praktykę. Na praktykę dużo
silniej oddziałują osobiste preferencje, np. smakowe, sieci relacji,
w tym te z własnymi genami i mikroorganizmami chorobotwórczymi,
z osobami, które się spotka (patrz rozdział III).
Marco Leonti zwraca uwagę na to, że wpływ tekstów pisanych
może powodować mniejszą zmienność LEK . Porównując współczesną farmakopeę mieszkańców włoskiej Campanii z renesansową, opisaną w zielniku Matthioli, Leonti wykazał, że osiemdziesiąt
procent listy użytkowanych tam ziół nie zmieniło się od XVI wieku. Twierdzi, że język pisany może niezwykle silnie utrwalać LEK
(2011). Ja nie widzę ograniczenia chęci moich rozmówców do eksperymentowania z roślinami. Podobnie jak rozmówcy Pieroniego
i Sõukand na Polesiu (2018), spotkani przeze mnie ludzie cały czas
„mają ruch” w zielnikach. Jedne taksony i ich sposoby wykorzystania odchodzą na dalszy plan, inne są inkorporowane do zielników.
Pieroni i Sõukand wykazali pozytywny wpływ bliskości lasu na LEP;
moi rozmówcy niewątpliwie mają stały dostęp do dzikich roślin
na łąkach i w lasach. Ważniejszymi, z ich punktu widzenia, siedliskami, jeśli chodzi o różnorodność wykorzystywanych przez nich
roślin, są łąki.
Obserwowałam też trwałość elementów LEK opisanych w dawnych tekstach, np. wystawianie pokrojonej cebuli, by zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby, obecne w zapisach z XIX w. (Lewis 1990:
72), obserwowałam w 2009 roku podczas świńskiej grypy na Podolu.
(зав’язни́к).
Iwa Kołodziejska
165

Nie sądzę jednak, by ta niezmienność była motywowana lekturą tekstów.
Mój materiał badawczy potwierdza zarówno tezy tych, którzy uważają, że dostęp do mediów wpływa na zwiększenie różnorodności
wiedzy, jak i tych, którzy twierdzą wprost przeciwnie, że powoduje
jej standaryzację. Zależy to od skali, którą przyjmiemy. Jeżeli przyglądamy się zróżnicowaniu wiedzy w obrębie społeczności, to teksty pisane są źródłem nowych informacji (częściej nowych dyskursów niż
nowych, innych praktyk), a gdy spojrzymy w większej skali, to da się
zauważyć wpływ standaryzujący, bo wiedza charakterystyczna dla innych obszarów byłego ZSRR rozprzestrzenia się w miejscach, gdzie
wcześniej była nieobecna. Widać tu wyraźnie akumulacyjny potencjał druku. Akumulacja wiedzy o roślinach, szczególnie leczniczych,
zaczęła się na dużą skalę już w XVI w. (Olson 2010: 331).
Niewątpliwie w ogóle wymiana wiedzy i jej rozprzestrzenianie
powoduje pewną unifikację, niezależnie, czy dzieje się to w wyniku
lektur, czy rozmowy lub obserwacji. W moim kontekście badawczym
przekaz od konkretnych osób częściej wpływa na zmianę praktyk niż
przeczytanie informacji w mediach papierowych (będę tę myśl jeszcze rozwijać dalej). Jest też jedną z przyczyn różnic między tym, jak
na LEK na Podolu Wschodnim oddziałują książki, a jak czasopisma.
Żeby to lepiej wyjaśnić, przedstawię specyfikę książek i czasopism
czytywanych przez rozmówców.
IV. 2.2. Książki moich rozmówców
Posiadane przez mieszkańców Podola książki oglądałam
w Stroyinciach i okolicznych wsiach. Wszystkie dorosłe osoby, których zielniki poznawałam, miały kontakt z jakiegoś rodzaju materiałami pisanymi o roślinach leczniczych. Trochę ponad pięćdziesiąt procent rozmówców posiadało książki, ale w miarę regularnie
korzystało z nich i znało ich treść trochę poniżej dwudziestu pięciu
procent dorosłych rozmówców, czyli mniej niż co drugi właściciel
książek. Były takie pozycje, które miała tylko jedna osoba, ale były
i szczególnie rozpowszechnione. Do tych ostatnich należą przede
wszystkim wydawnictwa z lat 60. i 70. XX w., obecne na rynku w końcu lat 80. i latach 90. – w czasie kryzysu, gdy moi rozmówcy imali się
różnych zajęć, by przetrwać trudności. Zdecydowanie rzadsze były
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
166

pozycje z późnych lat 90. i pierwszej dekady XXI w. (w posiadaniu
rozmówców widziałam tylko 3 egzemplarze wydane w tych latach,
w tym jedną z 2011 r.). Po okresie kryzysu nowe książki kupowały wyłącznie osoby szczególnie zainteresowane roślinami – jak Witia, albo
takie, których bliskich dotknęła poważna choroba i książka miała być
źródłem potencjalnego ratunku. Gdy mąż Luby zachorował na raka,
kupili: Shliah do dovgolittia. Hvoroby vid a do Ia. Zdorovyi sposib zhittia
(red. Alekseev I. S., TOV „Gloria treid”: Donieck, 2011).
Do najczęściej spotykanych tytułów, które były otrzymywane, kupowane, „pozyskiwane” – drogą oficjalną lub nie – z bibliotek (głównie w latach 80. i 90.) należą:
W języku ukraińskim: Nikolai Semionovich Kharchenko, Vasilii
Ivanovich Sila, Lev Iosifovich Volodarckii, Likars’ki Roslyny i iih zastosuvannia v narodnii medycyni („Zdorov’ia”: Kijów 1971 i inne wydania);
Svietlana Nikolaevna Prihodko, Likarnia na pidvikonni (Naukova
dumka: Kijów, spotykałam dwa wydania – z 1966 i 1971 roku).
Po rosyjsku: Aleksei Petrovich Popov, Lekarstvennye rastenija v narodnoj medicine („Zdorovja”: Kijów, 1969 i wydania późniejsze); Adel
Fedorovna Gammerman i Ivan Ivanovich Grom, Dikorastushchie lekarstvennye rasteniia SSSR (Izdatelstvo „Medicina”: Moskwa, 1976);
Adel Fedorovna Gammerman, G.N. Kadaev, A . A . JacenkoHmelevskij, Lekarstvennye rastenija (Rastenja celiteli) (Vysshaja shkola: Moskva, różne lata wydania, m.in. 1975 i 1990). Jest to podręcznik
ziołolecznictwa dla studentów szkół leśnych i rolniczych, niejednokrotnie trafiał na półki domów w Stroyinciach i okolicznych wsiach
dzięki sowchozowym agronomom.
Nie aspiruję do przedstawienia pełnej analizy treści i dyskursów
prezentowanych w książkach oraz czasopismach posiadanych i czytanych przez rozmówców. Analiza, którą prezentuję, ma na celu ułatwienie czytelnikowi wyobrażenia sobie kontekstu, w którym odbywa
się tworzenie wiedzy o roślinach w moim terenie badań.
IV. 2.3. Struktura tekstu i jej wpływ na przekaz wiedzy
Podobnie jak osią wielu prac etnobotanicznych jest lista gatunków,
tak informacje zawarte w książkach najczęściej posiadanych przez
rozmówców są właśnie – jak powiedziałby Ingold: antropocentrycznie
Iwa Kołodziejska
167

88

– podzielone według nazw gatunków (2013) . Wszystkie powyższe
89
publikacje są właśnie tak skonstruowane . W niektórych rośliny
są ułożone według kolejności alfabetycznej nazw ukraińskich lub rosyjskich, zależnie od pozycji, ale np. Adel Gammerman i Ivan Grom
uporządkowali opisywane taksony roślin według obowiązującego
w latach 70. XX w. podziału systematycznego z wyróżnieniem typów,
klas, rodzin i wreszcie, dużo bardziej intuicyjnie zrozumiałych dla
czytelnika bez przyrodniczego wykształcenia, rodzajów. Wszystkie
powyższe publikacje mają indeksy nazw łacińskich i botanicznych rosyjskich lub ukraińskich. W indeksach nazw w językach narodowych
zwykle brak wymienianych w tekście mniej powszechnych nazw lokalnych, podobnie jest w bardzo popularnej pozycji Lekarstvennye
rastenija v narodnoj medicine Alekseja Popova, gdzie wprawdzie zamieszczono też indeks lokalnych czy ludowych (narodnych) nazw roślin, ale nie zawiera on wszystkich nazw pojawiających się w tekście.
Niemniej żaden z moich rozmówców nie sygnalizował, by indeks był
dla niego czy dla niej ważny, to mnie indeksy ułatwiały korzystanie
z ich książek.
88. Szczególnie takie prace etnobotaniczne, które koncentrują się na ocenie stanu wie-

dzy, bazują na koncepcie gatunków. Będą w nich długie listy gatunków/taksonów stosowanych w tym czy innym celu. Mogą być też zestawiane z innymi listami, np. z innych
regionów albo z wcześniejszych okresów, te ostatnie służą diachronicznemu porównaniu. Dla przykładu kilka artykułów z „Journal of Ethnobotany and Ethnomedicine”:
Łuczaj, Jug-Dujaković, Dolina, Jeričević, Vitasović-Kosić 2019; Banchiamlak, YoungDong 2019; Wurchaih, Huar, Menggenqiqig, Khasbagan 2019. Nie twierdzę bynajmniej,
że artykuły dokumentujące różnorodność stosowanych przez ludzi roślin są mało wartościowe. Pokazuję tylko jedno z etnobotanicznych podejść do badań. Oczywiście wielu
badaczy pokazuje trudności z precyzyjnym oznaczeniem gatunków, np. u Scotta Atrana
i Douglasa Medina w The Native Mind and the Cultural Construcion of Nature (tabela 7.7, s.
203), gdzie otwarcie jest podana w tabeli informacja: „nieoznaczone pnącze”.
89. W innych, mniej popularnych książkach, np. Kak izlechit 200 samyh rasprostranennyh bolezniej Danila Stojanovskiego (2002), mamy do czynienia z podziałem ze względu
na choroby. Można to uznać za otwarcie antropocentryczny charakter układu, bowiem
celem jest leczenie człowieka, a nie rozważania nad relacjami z roślinami. Oczywiście –
zgodnie z duchem czasów, w których opisywane książki powstawały – żaden z autorów
nie stawiał sobie za cel opisu niezgodnego z antropocentryczną hierarchią, a w każdym

razie nie ma w ich publikacjach zauważalnego dla mnie śladu takiej refleksji. Swoją drogą, przygotowanie takiej publikacji mogłoby być nie lada trudnym zadaniem, a i korzystanie z takiej książki pewnie byłoby dla ludzi niełatwe.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
168

We wszystkich wymienionych publikacjach taksony roślin mają
podaną nazwę łacińską, oczywiście jest ona zapisana alfabetem łacińskim, a nie cyrylicą (większość moich rozmówców nazywa go alfabetem angielskim i prawie żaden nie posługuje się nim swobodnie),
dlatego tym bardziej wydają się obce i nieprzydatne.
Autorzy książek raczej nie pozwalają sobie na pokazanie tego,
że oznaczenia gatunków mogą być niepewne, i bardziej lub mniej
świadomie dążą do pewnej standaryzacji sposobów zastosowania
leczniczego przypisywanych z pozoru precyzyjnie określonym gatunkom, najczęściej również uwspólniają wiedzę pochodzącą z różnych rejonów ZSRR. Wyraźnie widać tę tendencję u Alekseja Popova,
Svetlany Prihodko oraz Nikolaja Kharchenki i współautorów. Często,
wręcz na siłę, starają się precyzyjnie nazwać gatunek, redukując i nie
zaznaczając różnorodności kryjącej się pod nazwą. Zdecydowanie
można tu mówić o przewadze scalania (lumping) nad rozdrabnianiem (splitting). Właściwie żaden z autorów nie wnika w to, że np. pod
nazwą Rosa canina zapewne kryją się różne odrębne gatunki i mie90
szańce . Towarzyszy temu pewien automatyzm w przypisywaniu
tego, co jest zbierane w danym regionie, do gatunków „flagowych”
– najczęściej spotykanych w danym regionie lub uwzględnionych
w oficjalnej farmakopei. Niewątpliwie jest tak z mniszkiem lekarskim (Taraxacum officinale). Nawet dużo precyzyjniejsza w botanicznym oznaczaniu gatunków Gammerman nie uwzględnia problemów
jego taksonomii. Oczywiście częściowo wynika to z czasu, w którym
dana publikacja powstała. Przypisywanie do „flagowych” taksonów
jest szczególnie częste w wypadku książek powstałych na podstawie innych źródeł pisanych, a nie własnych badań autora; dotyczy
to wszystkich nowszych pozycji posiadanych przez moich rozmówców (por. Łuczaj 2010). Można powiedzieć, że w ich wypadku nikt dokładnie nie oznacza gatunków, o które mu chodzi – ani autor książki,
ani później jej czytelnicy. Pozostaje pytanie: dla kogo to jest problem,
może tylko dla biologów i farmaceutów na to patrzących, czy może
być to też ze szkodą dla zdrowia osób stosujących terapie ziołowe?
Nie będę tego roztrząsać. Bardziej skupię się na samych sposobach
korzystania z tych książek, bo to im się przyglądałam podczas badań.
90. U Prihodko w książce Likarnia na pidvikonni nie ma akurat tego taksonu, traktuję

go jako przykład.
Iwa Kołodziejska
169

Wypada jeszcze zaznaczyć, że w publikacjach Gammerman,
np. w Dikorastushchie lekarstvennye rasteniia SSSR z Ivanem Gromem,
wiele taksonów roślin leczniczych podali pod nazwą rodzajową
i wymienili różne gatunki zbierane i stosowane w tożsamy sposób.
Np. podali nazwę rodzajową lipa (Tilia) i napisali, że we Florze ZSRR
można doliczyć się 11 dziko występujących gatunków z tego rodzaju,
a ponadto jest jeszcze wiele innych – uprawnych. Opisują dokładniej
T. cordata Mill i T. platyphyllos Scop. (zaznaczając zmianę nazwy tej
ostatniej), poza tym wymieniają kilka innych gatunków i zaznaczają,
że są rzadziej zbierane. Podobnie postępują np. w wypadku poziomki
Fragaria vesca L ., jednak piszą, że nie warto zbierać w celach leczniczych innych gatunków z rodzaju poziomka (Fragaria) – ta informacja raczej nie pozwala na ich odróżnienie bez sięgania do innych
źródeł, ponieważ autorzy podają wyłącznie nazwy gatunkowe – rosyjskie i łacińskie. W moim terenie zbierana jest właśnie jedna z nich:
sunica, sunicy, zemlanika (F. viridis Weston i najprawdopodobniej jej
mieszańce z F. moschata (Duchesne) Duchesne). Nikt z posiadających
tę książkę nie wspominał mi o tej różnicy.
Oczywiście, w związku z tym, że wiedza taksonomiczna (jak każda) jest zmienna, niektóre nazwy podane we wspomnianych książkach dziś odpowiadają innym gatunkom lub w ogóle są nieaktualne.
Na przykład opisana m.in. u Gammerman i Groma (1976) Rosa cinnamomea L . to współcześnie najpewniej odpowiadająca jej z opisu
cech dystynktywnych Rosa majalis Herrm. (to też jeden z gatunków,
który może kryć się pod tą nieaktualną już nazwą [The Plant List]), ale
nawet w nowszych książkach nazwa ta jest kopiowana, np. w Shliah
do dovgolittia. Hvoroby vid a do ia. Zdorovyi sposib zhittia.
Luba zaznaczyła sobie jej właściwości w książce. Korzysta z rosnącej koło domu róży i botanicznie nie jest to R. majalis, tylko r. canina
sensu lato. Zdjęcie z książki Luby też niekoniecznie przedstawia różę,
którą botanicy uznaliby za R. majalis, nie widać na nim jej najbardziej
charakterystycznych cech.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
170

Fot. 7. Podkreślenia Luby w opisie shypshyna korichneva (Rosa cinnamomea L.) oraz zdjęcie
owoców tej róży z tej samej książki pt. Shliah do dovgolittia. Hvoroby vid a do Ia. Zdorovyi
sposib zhittia. Zdjęcie najprawdopodobniej nie przedstawia Rosa majalis Herrm, która
pewnie jest opisana na stronie 657.

Można się zastanawiać, czym jest taka próba narzucenia botanicznych klasyfikacji obecnym w zielnikach mentalnych roślinom (pisałam
o tym już trochę w podrozdziale III. 1.1). Niewątpliwie jest czym innym
niż problemy narzucania botanicznych klasyfikacji roślinom używanym przez lekarzy medycyny tybetańskiej (van der Valk 2017), ponieważ działa w odwrotnym kierunku: nazwy i stojące za nimi klasyfikacje bywają reprodukowane przez moich rozmówców i autorów książek
o ziołolecznictwie (trochę tak, jak reprodukowana była starożytna wie91
dza w dawnych herbarzach) . Może zdarzać się tak, że książki kompilujące wiedzę z różnych źródeł i stosujące gatunki „flagowe” są bliższe
lokalnym klasyfikacjom, bo np. nie rozróżniają między r. canina i jej
mieszańcami a R. majalis. Podobieństwo między analizowanym przez
van der Valka problemem a sytuacją obserwowaną przeze mnie polega
91. Co ciekawe, Adel Gammerman opublikowała słownik tybetańsko-łacińsko-rosyjski

nazw surowców leczniczych pochodzenia roślinnego stosowanych w medycynie tybetańskiej. Gammerman A .F. i Semichov B.V., Slovar’ tibetsko-latino-russkih nazvanij lekarstvennogo rastitel’nogo syr’ja, primenjaemogo v tibetskoj medicine, Ułan-Ude 1963.
Iwa Kołodziejska
171

na tym, że różne botanicznie taksony mogą wchodzić w skład leków
czy terapii pod jedną nazwą.
Niektóre spośród posiadanych przez mieszkańców wsi Podola
Wschodniego książek zawierają dokładne przepisy lecznicze. Rzadko
są wykorzystywane przez rozmówców, w pewnym stopniu dlatego,
że mają nieprzystępną postać, są pisane „językiem technicznym” (Boas
1962). Język potoczny przepisów z czasopism jest dużo bardziej przystępny i to one są wykorzystywane. Dla przykładu podaję sformułowany zgodnie z zasadami przyjętymi w farmacji, przy użyciu zrozumiałej
dla farmaceutów łaciny, przepis z obecnej w wielu odwiedzanych przeze mnie domach książki Kharchenki i współautorów.

Fot. 8. Przepisy na wykorzystanie kwiatów dziewanny (Verbascum sp. L.) przy chorobach płuc
wg państwowej farmakopei ZSRR z książki Kharchenko N.S., Sila V.I., Volodarckii L.I.
pt. Likars’ki Roslyny i iih zastosuvannia v narodnii medycyni, „Zdorov’ia”: Kijów 1971.

Marie Boas pisze o „języku technicznym” jako zrozumiałym dla wszystkich (1962). Tymczasem powiedziałabym, że tak naprawdę dla wybranych – specjalistów. Takim językiem jest łacińska nomenklatura
botaniczna, która ma u samych podstaw potrzebę uogólnienia i standaryzacji. Jako standardowe i powszechnie zrozumiałe traktują nazwy
również moi rozmówcy. Jest tak, mimo że, jak pokażę dalej, zdają sobie

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
172

sprawę z potencjalnej różnorodności nazw, choćby przez to, że równolegle używają nazw rosyjskich i ukraińskich. Niemniej nazwa jest
wykorzystywana przez moich rozmówców, i nie tylko przez nich (por.
artykuł Łukasza Łuczaja o błędach oznaczenia w etnograficznych tekstach o wykorzystywaniu roślin, 2010), jako główny wyznacznik tego,
o jakiej roślinie mowa.
Z kolei do publikacji Alekseja Popova dołączono spis różnych zastosowań, wyrażony przy użyciu medycznego słownictwa, wraz z listą odpowiadających im roślin. Są tam takie słowa jak: dezynfekujący, przemiana materii, wykrztuśny itp. Tego rodzaju sformułowania wchodzą
do zielników mentalnych rozmówców.
Analizowane książki, nawet jeśli nie są stricte naukowe, tylko popularnonaukowe, to poprzez słownictwo, sposób organizacji treści
czy przytaczanie wyników badań, odwołują się do autorytetu nauki.
Na przykład Alekseei Popov we wstępie do książki pisze o tym, jakie wysiłki czynią naukowcy Związku Radzieckiego, w tym Ukraińskiej SRR,
by rośliny używane w narodnej medycynie różnych części ZSRR przebadać pod względem przydatności w oficjalnej medycynie. Zachęca czytelników do tego by – jeśli odkryją leczniczą roślinę lub nowe zastosowanie już znanej – zgłaszali to do instytutów badawczych, by rośliny
mogły być sprawdzone, a ich skuteczność potwierdzona.
Spośród najbardziej popularnych książek tylko Likarnia na pidvikonni Svetlany Prihodko ma mniej medyczno-farmaceutyczny charakter. Poza informacjami o właściwościach leczniczych są w niej
zawarte opisy pochodzenia roślin, legendy i mity z nimi związane,
a także to, jak ich obecność wpływa na nastrój i zdolności do pracy.
Co istotne, większość opisanych tam roślin to gatunki obce florze
Ukrainy, pochodzące z krajów o cieplejszych klimatach, uprawiane
w doniczkach na parapetach domów. W publikacji są zawarte porady
dotyczące sposobów dbania o nie i ich rozmnażania. Mimo że książka
jest w posiadaniu wielu znanych mi osób, wykorzystywane są z niej
głównie dwa taksony: rannik, aloe (aloes drzewiasty, Aloe arborescens
Mill.) i zolotoj vus (Callisia fragrans (Lindl.) Woodson). Oczywiście to,
że ktoś używa tych roślin, nie znaczy, że poznał je z lektury Likarnii
na pidvikonni.
Zapewne wkrótce zacznie się zmieniać zestaw czytanych przez
mieszkańców Podola książek, ponieważ te najnowsze, które na razie
Iwa Kołodziejska
173

nie są popularne (widziałam jeden egzemplarz w posiadaniu rozmów92
ców), ale powszechnie obecne w księgarniach, mają inną formułę .
W wielu aspektach są bliższe czasopismom, różnią się od nich między innymi obecnością nazw łacińskich i ilustracji przedstawiających
większość prezentowanych taksonów roślin. Nie są jednak poddawane w takim stopniu rygorowi publikacji naukowych z dziedziny nauk
przyrodniczych i medycznych. Dlatego mogą pojawić się w nich obecne w narodnej medycynie i bliskie moim rozmówcom takie „choroby ludowe” jak perelak – przestrach – leczony ziołami o działaniu uspokajającym (Shliah do dovgolittia. Hvoroby vid a do Ia. Zdorovyi sposib zhittia,
red. Alekseev I.S, 2011). Ich autorzy zwykle nie są farmakognostami,
farmaceutami czy biologami, jak piszący starsze, powszechnie obecne
na półkach moich rozmówców pozycje, a raczej kompilują dostępną
literaturę ziołoleczniczą i dotyczącą narodnej medycyny.
Takie publikacje jak Shliah do dovgolittia Ivana Alekseeva zacierają
dawniej ostrzejszą granicę między tekstem książkowym i gazetowym,
wiążącą się z podejściem do prezentowanych informacji i stosowaniem
bardziej technicznego lub bardziej potocznego języka. Te granice nie
są też ostre dla rozmówców. Niejednokrotnie w ich relacjach wszelkie
wiadomości zdobyte ze źródeł pisanych były nazywane wiadomościami książkowymi, z literatury:
Natasza: Zvirobii [dziurawiec zwyczajny, Hypericum perforatum L .]
on jest na żołądek, a tak po książkowemu (literaturnomu) to on jest
od 99 chorób. [Natasza ok. 55, DW_B0116]
Większość opowieści o lokalnie występujących roślinach i stwierdzeń
dotyczących ich wyjątkowej mocy (jak to powyższe) pochodzi z czasopism lub wydawnictw książkowych publikowanych przez wydawcę „Babushki” albo pojedynczych książek kładących większy nacisk
na wiedzę zakorzenioną w przekazie ludowym. Natasza z przekazu
ustnego zna praktyczne zastosowanie zvirobiiu, a informację o wyjątkowości rośliny, typową dla przekazu ludowego, zaczerpnęła z książki. Teksty pisane bywają źródłem opowieści, które wcześniej nie były
znane lokalnie. Podobnego rodzaju informację uzyskała o deviasile
92. A może zostaną zastąpione przez informacje z internetu, to jednak raczej może dotyczyć wyłącznie młodszego pokolenia.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
174

(omanie, Inula sp.), wie o nim z gazety. Zbierała go przez jakiś czas
w miejscu, które bardzo precyzyjnie opisała w rozmowie, ale nigdy nie
zaczęła pić przygotowanego preparatu, więc przestała zbierać. Miała
zamiar sprawdzić, czy skoro pomaga na „wszystkie choroby” (również
w jego nazwie deviasil jest ślad szczególnej mocy), ulżyłby jej w dokuczliwych bólach biodra [Natasza ok. 55, DW_B0133]. Wania, mąż
Toni, też zna deviasil z książki, nigdy z niego nie korzystał, ale ma inną
informację:
Wania tłumaczy żonie: dieviasil [oman, Inula sp.] to coś innego, koroviak [dziewanna drobnokwiatowa, Verbascum thapsus L .] to nie
deviasil.
IK: Deviasil też jest żółty, ale ma tylko jeden kwiat? [botanicznie jest
to kwiatostan typu koszyczek, ale wygląda jak pojedynczy kwiat,
np. tak jak kwiatostan stokrotki]
Wania: Jeden kwiat.
IK: On też jest leczniczy?
Tonia: Tak, chociaż my nigdy z niego nie korzystaliśmy.
Wania: On jest na wrzody żołądka. To z książki, korzeń deviasila.
IK: Korzeń?
Wania: Tak, sam korzeń. No, ale on tak jakby, dlaczego on nazywa się
po-narodnomu deviasil.
Tonia: A dlaczego właśnie?
Wania: A od dziewięciu chorób.
Tonia: Dziewięć mocy. [Tonia i Wania, K. 46 i M. ok. 45 DW_A0168]
Z deviasilu korzysta też Witia: kopie w tym samym miejscu, w którym
zbierała go Natasza, ale używa go do leczenia kaszlu [M. ok. 55 DW_
A0122]. Wszyscy oni czerpali informacje o deviasile (omanie, Inula
sp.) z książek, ale każdy z innej, ich wiedza nie jest homogeniczna.
Dla Wani i Toni pozostaje czysto teoretyczną wiadomością z książki;
Natasza i Witia zbierali tę roślinę, funkcjonuje w ich zielnikach praktyka z nią związana, ale Natasza nigdy nie wypróbowała jej działania
na sobie. Witia wie, że jemu pomaga na kaszel. Wania i Natasza zwracają uwagę na opowieści o szczególnej mocy tej rośliny, których ślad nosi
nazwa – deviasil. Z kolei Pola (K. ok. 55) nigdy nie mówiła mi o tej roślinie, ale w jednej z jej książek był wycinek z gazety „Vinnicka Pravda”
Iwa Kołodziejska
175

z wiadomościami o deviasile. Autor opisu rośliny i jej zastosowań
wspiera się autorytetem zawodowym, jest profesjonalistą – starszym
towaroznawcą roślin lekarskich. Jest to takie źródło autorytetu, z jakim mamy do czynienia w wypadku książek – inne niż w czasopismach
„Babushka” lub „ZOZh v Ukrainie”.

Fot. 9. Wycinek z gazety „Vinnicka Pravda” z artykułem o deviasile (tu: divosil) (omanie, Inula sp.).

Czy można, z powodu obecności w pokazanych mi materiałach o roślinach leczniczych, wycinka z gazety – celowo wybranego, wyciętego i starannie przechowywanego – powiedzieć, że deviasil jest obecny
w zielniku mentalnym Poli? W jakimś stopniu tak, ale w chwili prowadzenia badań był jego wyciszonym elementem, nici relacji z nim łączące były słabe. Niemniej Pola może w każdej chwili do niego wrócić
i zacieśnić więzy, wydobyć go z ukrycia.
Tak o problemach z szukaniem wiedzy w mediach i o tym, jak zawarta w nich informacja ma się do praktyki w zielniku mentalnym,
mówi ciocia Lusia (osoba o bardzo bogatym zielniku, w ogromnej części stworzonym dzięki przekazowi ustnemu i własnym eksperymentom). Ciekawe, że przedkłada radiową audycję nad książki, tłumaczy
to tym, że w książce nie widać, o jaką roślinę chodzi.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
176

IK: A pani często korzysta z książek, zdarza się?
Lusia: Nie, nie-nie. Czasem u nas jest taka audycja, leci w radiu –
Zelena apteka [Zielona apteka]. Tam opowiada się, a to tak w większości... (…) No mam książkę, ale co w książce? w książce nie jest tak
zrozumiałe. Ot, najczęściej tam jest fotografia czarno-biała taka i nie
można znaleźć takiej, co pasuje do naturalnej rośliny. No nie można
i nie wiesz, co to za kwiatek i nazwa taka jakby narodna (ludowa),
jakby ludowe pisali czy co. Ja mam taką, atlas taki, tam i mapa jest,
gdzie one rosną, i roślina jest, i co ja? Prawie nic z tego nie rozpoznaję.
IK: A skąd ma Pani ten atlas?
Lusia: Kupiłam, mąż mi kupił w Rosji, tam był i przywiózł taki ogromny atlas, i mam też książeczkę Likarski roslyny [Popov 1969]. Ale co,
ja bardziej korzystam z tego co sama, czego potrzebuję. A tam wszystkiego pełno, i takiego co mi niepotrzebne. Jak mi coś dokucza, to to leczę. [Lusia, K. ok. 60, DW_A0166]
Zdaniem cioci Lusi w książkach jest wiele treści, z których i tak nie
może skorzystać. Rośliny w książkach są tak przedstawione, że nie
da się ich rozpoznać, Lusia nie umie przełożyć tego, co widzi w książce
na codzienną praktykę, nie tworzy dzięki książkom sieci relacji z nowymi, nieznanymi sobie wcześniej taksonami (choć, jak pokażę dalej,
ma pewne ważne dla siebie nici relacji z tekstami o roślinach leczniczych). Książki mimo wszystko posiada, bo je dostała i może kiedyś
zrobi z nich użytek. Interesujące, że mówi, że lepsza jest audycja Zelena
93
apteka – ciocia Lusia to jedyna osoba, która mi o niej powiedziała .
93. Stryamets

ze współpracownikami w swoim artykule podkreślają duże zainteresowanie dzikimi roślinami leczniczymi w Ukrainie i piszą o „zielonych aptekach” (so-called ‘green pharmacies’), jako miejscu, gdzie można pozyskać darmowe porady dotyczące wykorzystania roślin (2015). Nie zaznaczają, że nie są to zwykłe apteki ziołowe,
sprzedające produkty różnych firm, a bardzo konkretna firma o swojej specyfice i politycznie zaangażowanej właścicielce. Myślę, że autorki mogły nie zdawać sobie sprawy
z tego, czym są „tak zwane »zielone apteki«”. W czasie badań odwiedziłam apteki tej
sieci (w ściśle pojętym terenie moich badań była tylko jedna – w Winnicy, ale byłam też
w takich we Lwowie i innych miastach zachodniej Ukrainy). Porady, które można w nich
uzyskać, zawsze dotyczą preparatów produkowanych i sprzedawanych przez tę firmę.
Podejrzewam, że ten passus artykułu Stryamets i innych wynika z jakiegoś nieporozumienia lub błędu. Ukraińcy wykorzystują apteki jako źródło wiedzy o roślinach, ale nie
można ich sprowadzić tylko do „tak zwanych »zielonych aptek«”.
Iwa Kołodziejska
177

Ciocia Lusia dużo słucha radia. Gdy wchodzi do swojej letniej kuchni,
w której spędza dużo czasu, bo jest mistrzynią gotowania – to ona przygotowuje korowaje (ciasto obrzędowe) na wesela rodziny i znajomych
(podczas gdy większość osób kupuje gotowe), a także na różne lokalne uroczystości, np. dni rejonu w Tywrowie, na których prezentuje się
miejscowości z rejonu – od razu włącza odbiornik. Trudno powiedzieć,
żeby w audycji mogło być wyraźniej „pokazane”, jak wygląda roślina,
niż nawet na kiepskiej jakości czarno-białej ilustracji; w audycji padają nazwy i ciocia Lusia musi sobie wyobrazić, o jaką roślinę chodzi.
Podejrzewam, że przekonanie o większej przydatności audycji niż
książki bierze się stąd, że ciocię Lusię drażni niezrozumiały przekaz.
Audycja, siłą rzeczy, ma postać oralną, jest podobna do rozmowy o roślinach z innymi interesującymi się nimi osobami – co Lusia zna i lubi.
Na to, jak tworzymy wiedzę, wpływają nasze predyspozycje poznawcze.
Prawdopodobnie Lusia należy do osób, którym łatwiej jest przyjmować
informacje w postaci słów niż obrazów. Niestety, nie pociągnęłam z nią
tego wątku, nie wypytałam dokładnej o to, co ją w książkach drażni
i skąd bierze się wyższość audycji.
Ciocia Lusia jest jedyną osobą, od której słyszałam o radiowej audycji Zelena apteka Natalii Zubyckiej vel Zemnej. Kilka osób wiedziało
o tym, że ma ona program w telewizji (ze względu na bardzo ograniczony w czasie badań dostęp do internetu nikt nie znał jej kanału w serwisie YouTube), dwie osoby znały gazetową wersję „Zelenei planety”.
Straciły zaufanie do publikowanych tam treści, gdy Zemna zaczęła
robić karierę polityczną i rozwinęła duży biznes [notatki Tonia K. 55,
15.07.2012].
Książki funkcjonują w sposób stosunkowo statyczny, w wypadku
większości osób wydają się mieć mniejszy wpływ na zielniki niż prasa,
m.in. dlatego, że pojawianie się nowych numerów czasopism sprzyja
bardziej intensywnej wymianie między ludźmi. Książki zwykle po prostu się ma w domu i wchodzi w interakcję z nimi indywidualnie. Dalej
przekazuje się pozyskane informacje, a nie całe książki.
IV. 2.4. Czasopisma – struktura tekstu i jej wpływ na przekaz wiedzy
Spośród dostępnych na rynku ukraińskim czasopism o roślinach leczniczych w Stroyinciach i okolicach najbardziej powszechnie czytana
jest „Babushka”, kupowana i prenumerowana w postaci pojedynczych
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
178

numerów drukowanych na gazetowym papierze, a także wielostronicowych, tematycznych wydań specjalnych – zbiorów przepisów
wydawanych np. jako miesięcznik „Enciklopedia narodnovo lecheniia” czy „Lechimsia vmiestie” albo przepisy z gazet z poprzednich
94
lat ułożone w formie kalendarza na cały rok i na każdy dzień . Trzy
ostatnie są przez rozmówców często nazywane książkami. Wydawane
są w Ukrainie, ale do roku 2015 pisane były w większości w języku rosyjskim. Zgodnie z zapewnieniem redakcji publikowane są wszystkie
listy od czytelników zawierające informację o tym, co piszącym pomogło lub zaszkodziło, czy to z narodnej (ludowej), czy z oficjalnej medycyny (sformułowanie oryginalne) („Enciklopedia Narodnovo Lecheniia”,
nr 7 z 2011 r.). W powyższych stwierdzeniach bardzo wyraźnie widać
heterodoksję tego, co taka gazeta zawiera. Ma formę przypominającą
codzienne rozmowy o pomysłach na radzenie sobie z różnymi przypadłościami. W „Babushce” czy „Zdrovym Obrazie Zhyzni v Ukrainie”
(dalej „ZOZh”, czasopismo wydawane w Rosji i sprzedawane w wielu
krajach byłego ZSRR, Ukraina ma własne wydanie) dużo miejsca poświęcono sposobom leczenia chorób chronicznych i bardzo popularnych, takich jak np. przeziębienie. W pozostałych gazetach, o których
wspominałam na początku rozdziału, są tylko pojedyncze rubryki albo
przypadkowe artykuły poświęcone roślinom leczniczym. Więcej miejsca w tych czasopismach, szczególnie w „Silskim visniku” czy katalogach roślin uprawnych, oddaje się roślinom o innych zastosowaniach
ważnych dla człowieka. Nie są to jednak dzikie rośliny ani ich zastosowania nie są odmienne od głównego przeznaczenia, dla jakiego roślina
jest uprawiana, więc zgodnie z przyjętą metodologią nie poświęcam
im tu uwagi.
Teksty w czasopismach cechuje pewna heterodoksja związana
z wielością autorów, choć niewątpliwie widać, że redakcje dążą do różnego rodzaju ujednolicania publikowanych tekstów.
Oksana: Tak, mama też prenumerowała wtedy różne gazety i takie
miała, i lecznicze takie też, no z narodnych to tam z „Poradnici” porady
94. Gazeta ma też wydanie internetowe, ale moi rozmówcy z niego nie korzystają (ba-

bushka.ua). W 2019 roku internetowe wydanie nie różniło się graficznie od papierowego, w 2022 jego estetyka jest już zupełnie inna: zdjęcia zamiast rysunków, boczny pasek
z fotografiami fragmentów roślin zielnych.
Iwa Kołodziejska
179

95

takie, historie radzących, kto czym się leczył . Z takiej narodnej medycyny były tam przepisy, potem „Babushkiny sovety”, te gazety ona zawsze prenumerowała, to przepisy z przyrody, też wszystkie różne – kto
czym się leczył, jakie kto miał problemy i czym się leczył, takie przepisy
były, to ona z różnych, różnych gazet i magazynów brała.
IK: A w jakich latach to było?
Oksana: To były siedemdziesiąte, osiemdziesiąte, no ona, od kiedy
ja wiem, ona wszystko ot tak, po prostu u nas tak, babka znała wszystkie zioła (travy), ja już jej się przyglądałam, bo mama to mniej się rozumiała na ziołach. [Oksana K. ok. 45, DW_B0182]
Oksana podkreśla, że w obu prenumerowanych przez jej mamę gazetach były historie i sposoby leczenia się konkretnych osób, porady
od kogoś, kto wypróbował metodę na sobie. Obecność gazet o podobnym formacie w życiu osadników z Ukrainy w zachodniej Kanadzie
w XIX i na początku XX w. opisują Lewis (1990) i Mucz (2012: 230).
Oboje autorzy podkreślają, że umożliwiała ona dzielenie się wiedzą
między oddalonymi osadami.
Teksty w czasopismach charakteryzują się raczej potocznym językiem, niejednokrotnie przesyconym poetyckością, która może
sprawiać wrażenie narracji typowej dla literatury dziecięcej z obszaru byłego ZSRR. Wierszyki pojawiają się na okładkach wydawnictw
„Babushki”, a także wewnątrz czasopisma, zazwyczaj listy czytelników
są opatrzone rymowanymi lub po prostu poetyckimi tytułami od redakcji. Na przykład tak wygląda okładka czwartego numeru „Babushki”
(wydawnictwo „Enciklopedia narodnogo lecheniia, Babushka ozdrovitelnyie sovety”) z kwietnia 2012 roku.

95. Nie widziałam u nikogo żadnego numeru „Poradnicy”. Współcześnie ma również

wersję elektroniczną, opisuje wiele zagadnień, w tym porady zdrowotne i dotyczące trybu życia (poradnica.com.ua). Obecnie (2019–2022) nie ma formy porad od czytelników.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
180

Fot. 10. Okładka 4. numeru „Babushki. Enciklopedia narodnogo lecheniia, Babushka ozdrovitelnyie
sovety” z kwietnia 2012 r.

Wierszyk o oduvanchikah (mniszkach lekarskich, Taraxacum officinale
agg.) – w prawym dolnym rogu – brzmi mniej więcej tak: oduvanchikov
nazrywamy, leczniczy sok wyciskamy, po troszeczku wypijamy i anemię
przeganiamy (w oryginale są rymy gramatyczne aa bb – słowa w pierwszej osobie liczby mnogiej). Na pierwszych stronach cotygodniowych
wydań na papierze gazetowym też zawsze jest wiersz, czasem taki jak
ten o oduvanchikah (autorstwa redakcji), innym razem mniej lub bardziej znanych poetów ukraińskich lub rosyjskich (np. w pierwszym numerze z 6 stycznia 2015 r. opublikowano wiersz Apollona Korynfskiego,
rosyjskiego poety i dziennikarza z przełomu XIX i XX w.), czy autorstwa czytelniczek i czytelników „Babushki” (np. w drugim numerze
z 12 stycznia 2016 r. i trzydziestym ósmym numerze z 22 września
2015 r.) (patrz fot. 11).

Iwa Kołodziejska
181

W czasopismach można też często spotkać opowieści o charakterze
ludowym, jak na przykład ta przedstawiona mi przez Marię:
Veronika [przetacznik ożankowy, Veronica chamaedrys L .] – to jest
taka przypowieść, ona kwitnie niebieściutko, kwiatek, ona teraz właś96
nie kwitła. Nie wiem, dziś pochmurno, czy kwiaty są otwarte .
Znaczenie jej, no przypowieść o niej, że kiedy na wojnie żołnierza ciężko
ranili, a bardzo kochała go dziewczyna, tak bardzo kochała, że powiedziała: ja dla ciebie stanę się leczniczym ziołem, tylko żebyś ty wyzdrowiał. I ona stała się jakby tą rośliną – veroniką i uleczyła tego swojego
ukochanego. [Maria K. 55 DW_A0142]
W „Babushce”, podobnie jak w mniej popularnym „ZOZhu”, pojawiają
się liczne sformułowania tworzące wrażenie bliskości, familiarności,
wspólnoty czytelników, nad którymi opiekę roztaczają „Babushka” lub
„ZOZh”.
Większość listów zaczyna się od pozdrowienia „Babushki”, zwykle ma to formę wykrzyknienia: Zdravstvuj, „Babushka”! W związku
ze zmianą języka, w którym wychodzi czasopismo, redakcja zadbała
o to, by w 2016 roku wszyscy czytelnicy „pisali”: Zdrastui, „Babushka”!,
czyli, by użyli odpowiedniego ukraińskiego pozdrowienia zamiast rosyjskiego. Zarówno w „ZOZhu”, jak i „Babushce” często pojawiają się
też bezpośrednie podziękowania: spasibo tebe „Babushka” czy spasibo
tebe „ZOZh”. Takie sformułowania powodują wrażenie interakcji, kontaktu, bezpośredniej rozmowy – niemal jak z sąsiadką.
W większości numerów na ostatniej stronie znajduje się rubryka
Isceli menia „Babushka” (wylecz mnie, „Babushko”) lub „Pomogi mne,
97
„Babushka” (pomóż mi, „Babushko”) . Pojawiają się w niej listy od ludzi proszących o poradę czy pomoc. Na przykład w numerze 45 (600)
z 10 listopada 2013 r. opublikowano 9 listów, w których ludzie podają
96. Ten

botaniczny gatunek pokazała mi Maria. Nie jest on powszechnie uważany
za leczniczy, Maria sama nigdy nie stosowała tej rośliny, nawet jej nie zbierała, ale uważała ją za piękną i lubiła tę poznaną z gazety opowieść o veronice. Można przypuszczać,
że miała ona dotyczyć innego gatunku z rodzaju Veronica – Veronica officinalis, uznawanej
powszechnie za roślinę leczniczą, V. chamaedrys nie występuje w ukraińskiej farmakopei.
97. Od 2016 roku Dopomozhy meni, „Babushka”! – język ukraiński.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
182

swoje adresy (niektórzy tylko do wiadomości redakcji), ale w każdym
zamieszczono informację o tym, z jakiego są miasta – 1 list z Rosji, pozostałe adresy ukraińskie (redakcja mieści się w Kirowogradzie [Ukraina,
od 14. lipca 2016 r. miasto nazywa się Kropyvnicky ]).
W „Babushce” używa się terminów „oficjalna” i „narodna medycyna”,
bliskich moim rozmówcom; np. w tekście prośby od redakcji, by czytelnicy przysyłali pytania związane z leczeniem i opisywali przebieg kuracji czy to środkami oficjalnej, czy narodnej medycyny oraz informowali
o tym, co im pomogło, a co im zaszkodziło. Redakcja udziela odpowiedzi
wyłącznie na łamach swoich wydawnictw (np. „Babushka” z 6 czerwca 2013 r.). Czytelnicy dzielą się przepisami, które uważają za skuteczne
(por. Lewis 1990), często opisują przebieg choroby i nieskuteczne próby
radzenia sobie z nią oraz tę ostatnią próbę, najważniejszą, która pomogła. Nierzadko, jak piszą w listach czytelnicy, autorami skutecznych porad, przekazywanych przez nich na łamach „Babushki”, są lekarze oficjalnej medycyny proponujący terapie ziołowe.

Fot. 11. Winiety tygodnika „Babushka” z 17 kwietnia 2012 r. (nr 16), 22 września 2015 r. (nr 38), 6
stycznia 2015 r. (nr 1), 12 stycznia 2016 r. (nr 2). Wiersze na okładce autorstwa czytelniczek
i czytelników: 22 września 2015 r. (nr 38), 12 stycznia 2016 r. (nr 2).

Iwa Kołodziejska
183

IV. 2.5. Sposoby porządkowania treści w czasopismach
Zdjęcie powyżej (fot. 11.) przedstawia cztery numery gazetowego wydania „Babushki” z różnych lat. Warto zwrócić uwagę na zmianę języka
z rosyjskiego na ukraiński między rokiem 2015 a 2016.
„Babushka”, inaczej niż w „ZOZh”, zawiera spisy treści ułożone
zgodnie z dolegliwościami, na które działają konkretne przepisy (patrz
fotografia powyżej). Co ważne, redaktorzy wyjaśniają wiele terminów
z technicznego języka medycznego, np. Girsutizm (volosistost) – hirsutyzm (nadmierne owłosienie), belokrovie (lejkoz, lejkemija) – białaczka
(leukemia) (nr 38 z 22 września 2015 r.), stenokardija (grudna żaba) –
stenokardia (żaba w piersi, dusznica) (nr 2 z 12 stycznia 2016 r.).
Redakcje czasopism nadają też tytuły poszczególnym listom, tak
by było wygodniej znaleźć interesujące treści. W „Babushce” mają formę rymowaną np.:
Hvoiu pila skleroz pobedila (Sosnę piłam, miażdżycę tętnic zwalczyłam) („Babushka” nr 6 z 2013 r.), Analogov sanberri ne skazat’: o slonechnoj jagode speshu rasskazat’ (Zastępników sanberri nie wymienisz:
spieszę donieść o słonecznej jagodzie) („Babushka” nr 38 z 22 wrześ98
nia 2015 r.) .
Shche bogatioh ci metody vriatuiut, oduzhannia iim podaruiut (Jeszcze
wielu te metody uratują, powrót do zdrowia im podarują) („Babushka”
nr 2 z 12 stycznia 2016 r.). Autorzy listów posługują się zwykle wyłącznie znaną sobie nazwą lokalną albo ogólnorosyjską czy ukraińską, która wcale nie koniecznie musi być w ten sam sposób rozumiana przez
czytelników.
Czasopisma, o czym wspominałam już w III rozdziale, mają liczne odniesienia religijne, głównie do prawosławia. Kolejne numery
odnoszą się do kalendarza świąt prawosławnych, uwzględniają Boże
Narodzenie, Wielkanoc, Zielone Świątki itp. Pojawiają się czasem
modlitwy sugerowane przez czytelników, na winiecie znajduje się
cerkiew (w krajobrazie wiejskim zmieniającym się zależnie od pory
roku). W 2019 roku na stronie internetowej „Babushki” była specjalna zakładka „słowo leczy” (babushka.ua/slovo-lechit); składają się

98. Najprawdopodobniej Solanum retroflexum Dunal, wskazują na to nazwa i opis zrobio-

ny przez czytelniczkę z miejscowości Velikie Krynki z połtawskiego.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
184

99

na nią podstrony: s veroi v gospoda (z wiarą w boga), molitvy i vsemogushchee slovo (modlitwy i wszechmocne słowo) – kryły się tam
różne treści, w pewnej mierze takie, które można by uznać za New
Age’owe. Nie trafiłam w czasopismach na wzmianki o mocy święconych w Cerkwi prawosławnej czy też Kościele katolickim roślin (ostatni dostęp do strony: 30 lipca 2019 r.). Nie widziałam okładek czasopisma nawiązujących do święta św. Jana czy Zaśnięcia Najświętszej
Marii Panny. Moje rozmówczynie święcą rośliny przy różnych okazjach i wykorzystują je zarówno do okadzania bydła przy problemach
z dawaniem mleka, jak i przy bólu zęba u ludzi. Niektóre dorzucają
święcone rośliny do herbat leczniczych.
Znacznie częściej słyszałam o wykorzystywaniu i przekuwaniu
na praktykę wiedzy pozyskanej z czasopism niż z książek (chociaż nie
zawsze było łatwo ze stuprocentową pewnością stwierdzić, jaki rodzaj
źródła pisanego rozmówcy mają na myśli), niemniej to o nich po wielokroć słyszałam jako o wartościowych i ciekawych, obserwowałam
ich wymianę i wspólne czytanie świeżo zdobytych numerów. Język
czasopism, choć jest pisany, ma wiele cech przekazu oralnego, jest też
łatwiejszy i bardziej zrozumiały. Myślę, że mogę pokusić się o stwierdzenie, że moi rozmówcy mocno stąpają po ziemi, czują wartość praktycznej wiedzy, ale przede wszystkim wiedzy zawartej w ich własnych
zielnikach – to co zagmatwane, z tytułu samego swojego zagmatwania, nie staje się mądre, nie zaczyna cieszyć się autorytetem ani nie
osnuwa go aura wyjątkowości i wartościowości. Moi rozmówcy chcą,
żeby to, co czytają, było zrozumiałe. Tekst pełen niezrozumiałych
słów, np. takich, które specjaliście mają ułatwić oznaczenie rośliny,
raczej zniechęca i jest odkładany, a czasem nawet pali się nim w piecu, jak robiła to baba Adela, gdy weszła w posiadanie dużej liczby niezrozumiałych dla siebie książek, w tym o roślinach. Jednak nikt z rozmówców nie robił tego z poczuciem, że to nie dla niego albo że jemu
lub jej nie starcza kompetencji. Raczej towarzyszyło temu oburzenie
na autora, który nie umiał istotnych spraw wyjaśnić w zrozumiały
sposób – trochę podobne do złości Witii, kiedy odkrył, że w tłumaczeniu Seneki prosta myśl jest wyrażona niezrozumiałym dla niego
99. Transliteracja

oryginalnego zapisu [ostatni dostęp do strony: 30 lipca 2019 r.].
W 2022 r., po przebudowie strony, nie ma już na niej takiego działu. Wszystkie działy
mają nazwy wywodzące się z biomedycyny i są to jej działy lub nazwy grup chorób.
Iwa Kołodziejska
185

słowem (patrz: podrozdział II. 3.2 Język). Jak podkreśla Olson: słowami nie da się wyczerpująco i precyzyjnie opisać obserwowanych
różnic (on mówi wyłącznie o wizualnych, a przecież dochodzą i inne
– smak, zapach, faktura skórki w dotyku itp.) wyglądu setek gatunków
roślin i zwierząt. Renesansowi uczeni, podobnie jak moi rozmówcy,
byli zaniepokojeni, że mają trudność z identyfikacją taksonu na podstawie opisów zostawionych przez starożytnych. Również obrazy,
do których mieli dostęp, trudno uznać za szczegółowe. Wielokrotnie
je powielano, co sprzyjało coraz większym uproszczeniom, szczególnie że kopiujący zwykle nie znali zobrazowanej rośliny. Tak było
np. z ilustracjami słynnej De Materia Medica Dioskurydesa; w kolejnych kopiach coraz trudniej dopatrzeć się cech pierwowzoru, do tego
stopnia, że starsze od niego o szesnaście wieków angielskie tłumaczenie (z 1655 r.) zawiera notę od wydawcy: „Wielu z tych obrazów
nie sposób zinterpretować. Jednakże wydrukowaliśmy je w nadziei,
że pracujący w terenie botanicy […] będą mogli rozpoznać przynajmniej kilka roślin, które na skutek zniekształcenia ich cech były nie
do zidentyfikowania w zielniku z zasuszonymi roślinami” (The Greek
Herbal of Dioscorides, red. J. Gunther, Oxford 1934, za Olson 2010:
329). Do problemu ilustracji obecnych w książkach i czasopismach
przejdę w dalszej części rozdziału IV.
Moi rozmówcy, a szczególnie rozmówczynie, zdają się mieć zaufanie do doświadczenia innych osób; tego, że ktoś wypróbował dany
przepis na sobie. Ważna jest dla nich obecność człowieka w tym
przekazie. Naukowy, uogólniony język nie ma aż takiego autorytetu.
Spotkałam wiele czytelniczek „Babushki” i innych czasopism, ale nie
spotkałam żadnej osoby, która by kiedykolwiek napisała list do cza100
sopisma .
IV. 2.6. Zapamiętane i zapisane
Wielu rozmówców, pokazując mi swoje książki, wertuje je szybko, zatrzymując się tylko na taksonach roślin, które są im znane.
Wyznacznikiem miejsca zatrzymania jest zwykle znajoma nazwa.
Umożliwia ona pozyskanie nowych wiadomości o danej roślinie. Tak
100. Zdaję sobie sprawę, że istnieje praktyka tworzenia listów przez redakcje czasopism,

jednak na podstawie moich badań nie mogę określić autorstwa listów w „Babushce”.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
186

na przykład Nina, gdy cierpiała na „nerwowe wyczerpanie organizmu”, dowiedziała się, że może jej pomóc podorozhnik velikii (babka
zwyczajna, Plantago major L .), roślina, którą doskonale znała jeszcze
z dzieciństwa. Kiedy dowiedziała się, że może być lekarstwem na jej
przypadłość, zbierała świeże liście rośliny, cięła nożyczkami, zalewała
wrzątkiem i piła cztery razy dziennie. I tak w niedługim czasie zaczęła odzyskiwać siły, nawet nie zauważyła, kiedy przestała potrzebować
pić podorozhnik velikii i go odstawiła [Nina K. ok. 40, DW_A0150].
Nazwa, co mało zaskakujące, umożliwiła powiązanie przeczytanej informacji ze znaną rośliną i inkorporowanie nowej wiedzy do zielnika. Zbliżoną funkcję pełnią nazwy w przekazie ustnym, kiedy osoba
opowiadająca nie pokazuje rośliny. Podobnie korzystali z czasopism
ukraińscy osadnicy w Kanadzie, Michael Mucz przytacza historię
uratowania dziecka z wysoką gorączką, któremu lekarz nie dawał dużych szans na przeżycie, a matka posłużyła się informacją z czasopisma i wykorzystała okłady z ciepłej cebuli do zbicia gorączki (2012: 75).
Roślina była znana, jej znalezienie nie stanowiło problemu, tylko jej
sposób zastosowania był nowy. Dla osadników korzystanie z wiedzy
o roślinach z czasopism mogło być o tyle trudniejsze, że wydawano
je w języku angielskim, co umożliwiało korzystanie z wiedzy różnych
grup osadników, ale rośliny niejednokrotnie bardzo długo zachowują
nazwy ze starego kraju (por. Pieroni, Vandebroek 2009). Dlatego oraz
ze względu na specyfikę tych wydawnictw (czasopisma były powiązane z dostawcami różnych produktów) w przepisach częściej niż lokalne rośliny lecznicze pojawiały się takie specyfiki, jak różne octy, oleje,
soda, terpentyna; egzotyczne przyprawy, np. imbir czy gałka muszkatołowa; rośliny uprawiane w ogrodzie i na polach – ziemniaki, cebula,
chmiel (który mógł też być zbierany z dzikich stanowisk); zaledwie
kilka lokalnych gatunków pojawia się w analizowanych przez Lewis
listach (1990).
W procesie tworzenia wiedzy o roślinach moi rozmówcy uciekają
się do robienia notatek i zaznaczania interesujących ustępów w książkach i czasopismach. Wycinają fragmenty z dokładnymi (napisanymi
przystępnym językiem) przepisami dozowania roślin, które w zbyt dużej dawce mogą poważnie zaszkodzić je przyjmującemu. Opowiadając
o tych roślinach, często podkreślają, że trzeba „znać dozu” (patrz rozdział III.4.2 Płeć roślin, płeć zielników). Od niektórych rozmówczyń
Iwa Kołodziejska
187

słyszałam jednak recytowane z pamięci dokładne przepisy, np. przepis na kurację wrzodów żołądka i raka dwunastnicy ze świeżego soku
z chystotelu, chistotelu (glistnika jaskółczego ziela, Chelidonium majus
L .) [materiały do filmu „Ludzie i rośliny”, ciocia Pasza i babcia Stasia].
Takie dokładne przepisy zwykle mają źródło w tekstach pisanych, ale
później są rozprzestrzeniane drogą ustną – obie rozmówczynie tak
go poznały. Potwierdza to tezę Nosala, że obecność przepisów związanych z leczeniem nowotworów w ukraińskiej narodnej medycynie
ma źródło w literaturze (Nosal za Boltarovych 2014, audiobook, min.
5:18:17 – 5:18:40). Natomiast Christoph Schunko i inni, badając dlaczego obecnie mieszkańcy austriackiego Tyrolu zbierają dzikie rośliny,
zwracają uwagę na to, że ludzie wypróbowują przepisy, a potem coś,
co było pierwotnie informacją z książki, może trafić dalej jako przekaz
ustny do kolejnej osoby (2015).
W domu Luby (K. ok. 50) publikacja Shliah do dovgolitia... pojawiła
się w związku z chorobą męża i widać to we fragmentach zaznaczonych w książce przez rozmówczynię. Podkreślenie przerywaną linią
przepisu (fot. 12) na leczenie kamieni w pęcherzu przy pomocy korzenia rośliny – khrin zvychainyi (chrzan pospolity, Armoracia rusticana P.Gaertn., B.Mey. & Scherb.) – wynika z problemów zmarłego męża
z układem moczowym.
Żadna z roślin, które zaznaczyła Luba w książce, nie była jej wcześniej obca, nie znała tylko opisanego w niej dawkowania lub użycia.
Zastosowanie takie nie było też wymieniane przez innych rozmówców. Mimo że część moich rozmówców eksperymentuje z szukaniem
nieznanych wcześniej taksonów, to większość używa tekstów pisanych
wyłącznie do rozszerzania już posiadanej wiedzy.
Inna rozmówczyni zaznaczyła w spisie treści w „Babushce” (wydanie „Encyklopedia narodnogo lechenia” – miesięcznik, nr 7 z lipca
2011 r.) interesujące ją artykuły, np. ból zęba – dopisek kora duba (kora
dębu, Quercus spp.), szum w głowie – omela (jemioła pospolita, Viscum
alba L ., i podgatunki) – widać na fot. 12); na fotografii widoczny jest też
dopisek margancovka (nadmanganian potasu). W tekstach artykułów
popodkreślała dawkowanie. Rozwinęła również spis treści o brakujące
i ważne dla niej tematy. Jest to dość częsty sposób interakcji z tekstem,
istotna ścieżka w tworzeniu wiedzy.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
188

  

Fot. 12. Zdjęcia ilustrują jeden ze sposobów interakcji z tekstem. Luba w książce Shliah do dovgolitia... (2011) zaznaczyła khrin zvychainyi (Armoracia rusticana) – znajomą roślinę i nowy
sposób wykorzystania, Maria, robiąc dopiski w spisie treści miesięcznika „Babushka”,
zaznaczyła m.in. przepis na leczenie szumu w głowie, dopisała nazwę rośliny – omela
(jemioła, Viscum spp.), a na stronie 91, w przepisie nazwanym Podwójnej nalewki się napijemy, szumu w głowie się pozbędziemy, zaznaczyła szczegóły przepisu.

Iwa Kołodziejska
189

Dla kilku rozmówczyń ogromnie ważna jest znajomość przepisów
na pamięć. Wspominałam już w rozdziale III o wartości pamięci dla
Nataszy (ok. 55), która mówi: „wszystkie przepisy znam na pamięć”.
Podobnie mówiła babka Hania (ok. 70), że w związku z tym, iż przez
lata była główną kucharką na weselach, pracowała też jako kucharka
w kołchozowej stołówce i gotowała np. robotnikom, którzy budowali nowy budynek kościoła, to łatwo zapamiętuje przepisy. Opowiadała
o tym, z jakich roślin korzysta, podając szczegółowe przepisy [K. ok.
70, DW_A0130]. Z kolei Hala i Wiera (obie pod sześćdziesiątkę) żałują, że przepisy mają w „Babushce”, a nie w głowach [Notatki/kwiecień
2012].
Posiadanie i znajomość przepisów nie muszą oznaczać rezygnacji
z intuicyjnego korzystania z zapamiętanych lub zapisanych instrukcji,
wprowadzania własnych zmian i innowacji w zależności od kontekstu
stosowania danych taksonów. Niech przykładem tu będzie historia sosny (sosna zwyczajna, Pinus sylvestris L .) z zielnika cioci Lusi:
Lusia: Sosna bardzo zdrowa. Bardzo dobrze robi sosna. Ona czyści
cały wasz krwioobieg.
IK: Tak?
Lusia: Bardzo dobrze. Ot, wszyscy mówią, nawet w audycjach,
że na nowy rok „ty zjedz tę choinkę, będziesz cały rok zdrowy”. Ale
ty przecież nie zjesz, no ale sosna jest bardzo dobra. Bardzo dobra
na oskrzela, bardzo dobre wykrztuśne. Ja od dawna wiem, że to jest
bardzo dobre. Kto miał zawał, udar, na serce bardzo dobrze, czyści
krew. Wtedy od razu bierzcie się za robienie inhalacji z tego.
Żeby ją pić, to trzeba bardzo dokładnie zgodnie z przepisem.
IK: Aha.
Lusia: Tam pięć łyżeczek, pięć stołowych łyżek sosny [sosna zwyczajna, Pinus sylvestris L .], trzy łyżki shypovnika [dzikie gatunki róż,
Rosa spp., najczęściej r. canina L .] i dwie łyżki łuski z cebuli [cebula
(czosnek cebula), Allium cepa L .], jeżeli jeszcze jest kłopot z nerkami.
Ale można nie pić i nie trzeba tej cebuli. To bardzo dobrze działa. Wody
750 gramów, i tak to gotować, aż zawrze i trzymać 10 minut na maleńkim ogniu, niech się przegotuje. Ugotował się, ja to ugotowałam, noc
postoi, naciągnie, i w przeciągu całego dnia trzeba to wypić – ten napój. Tam półlitrowy słoiczek tej wody, herbatki tej. Pić tak: dziesięć dni
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
190

pijesz, jeśli jesteś po zawale, albo innych problemach z sercem, dziesięć dni pijesz, dziesięć odpoczywasz. Tak można dwa, trzy razy zrobić. To bardzo dobre, bardzo dobre. Jeżeli ktoś ma problemy z oskrzelami, to wyrzuci, wyciągnie wszystko całkowicie. Ot, koło mnie mieszka
ta babcia Hania, ona miała astmę i jak ona tego popije, to z niej leci,
Boże, koszmar co! Tak, to ja ją tego nauczyłam. I ona, jak tylko jej źle,
to ona popije, popije i mówi: „tak mi lekko oddychać, czyści oskrzela”.
IK: A skąd się pani o tym dowiedziała?
Lusia: Ja kiedyś byłam w Leningradzie i kupiłam byłam gazetę. I tam,
po mojemu, profesor Tyshchenko. Tyshchenko, on to napisał. On tak
dużo pisał i pisali ludzie, jak się wyleczyli. Każdy swój przepis pisał.
I ta gazeta jest u mnie do tej pory, mam ją na pewno ze dwadzieścia lat.
I ją trzymam. Z gazety przeczytałam i cały czas na nią patrzę [do niej
zaglądam]. Też jak zimą dzieci zachorują, to my małemu [wnukowi]
inhalacje robiliśmy. Ot, po prostu dużo sosny w wielki garnek, żeby
dużo wody się zmieściło. I ta Alionka [synowa] przykrywała się prześcieradłem razem z nim, bo on był jeszcze maleńki, pięć miesięcy miał.
I to mu wszystko zaczęło odchodzić, wychodzić, zaczął normalnie oddychać i tak my wyleczyliśmy dziecko. I godzinkę, robiliśmy po troszku,
bo on maleńki, baliśmy się. Jak inhalacje, to nie trzeba tak dokładnie,
a jak pić, to trzeba srogo, dokładnie zgodnie z przepisem. Ja to mówię
wszystkim. [Lusia, K. ok. 60, DW_A0166]
Ciocia Lusia posługuje się przepisem, który zna już na pamięć, gdy jest
potrzebne precyzyjne dawkowanie – odwar z sosny ma być podawany
doustnie. Robi też własne wariacje na jego temat: nie przepada za łuską cebuli, więc czasem z niej rezygnuje. Ponadto opracowała inhalacje, które nie wymagają już takiej precyzji dawkowania składników,
każdy może je przygotować. Wszystkie rośliny z gazetowego przepisu były jej wcześniej znane, ale nowy sposób zastosowania wyczytała
w prasie. Stopniowo ulega on modyfikacji dzięki intuicji oraz innym
doświadczeniom z roślinami leczniczymi i leczeniem.
W zielnikach zapamiętane lub zapisane muszą być nie tylko przepisy dawkowania, lecz także wielość nazw, związana z tym, w jak wielu
językach komunikują się rozmówcy. O języku pisałam już nieraz, a różnorodność stosowanych przez rozmówców nazw odzwierciedla przyjęty przeze mnie sposób notacji określeń poszczególnych taksonów,
Iwa Kołodziejska
191

dlatego tu podam tylko kilka ciekawych przykładów. Spośród 158 taksonów lokalnych dla 60 zanotowałam wyłącznie jedną nazwę, z czego
20 zostało wymienionych tylko przez jedną osobę (był też takson wymieniany przez jedną osobę pod dwiema nazwami wypowiedzianymi
od razu na jednym wdechu). Pozostałe taksony lokalne – 98 – pokazywano mi pod co najmniej dwiema nazwami, część z nich to oboczności związane z kontinuum między językami ukraińskim a rosyjskim,
charakterystyczne dla surżyku. Czasem z tej niełatwej do okiełznania
językowej różnorodności wynikają kłopoty w komunikacji. Spotkana
na stroyinieckim przystanku autobusowym koło Czajni młoda kobieta
– Natasza – opowiadała mi o roślinach, których używa. Nie mogła sobie
przypomnieć nazwy jednej z nich: „taka fioletowa rośnie na garbach,
kwitnie, kiedy się chodzi paść krowy... rośnie takimi kępami (krzakami – kushchami), dużo gałązek i tak się ciągną”. Powiedziałam: „może
to chebrec albo materinka”. Kobieta szybko potwierdziła: „tak, tak chebrec”. Po chwili powiedziała: „a materinka to może jakaś inna roślina?
Tak też nazywają to ludzie?”. [Notatki/20.06.2012]
Mówiąc chebrec albo materinka, miałam na myśli ten sam takson lokalny – występujące lokalnie macierzanki, rośliny z rodzaju Thymus.
Jak się okazało, rozmówczyni myślała o tej samej roślinie, ale nie znała drugiej, zaproponowanej przeze mnie nazwy. Użyłam jej, ponieważ
wiele starszych kobiet, a przede wszystkim moja gospodyni – baba
Adela – używało jej do określenia macierzanki (Thymus spp.), np. kiedy
wysyłała mnie, bym poszła jej nazbierać na wianek na oktawę Bożego
Ciała, który sama planowała upleść; powiedziała: „idź na ten garb naprzeciwko, na wołkotruby i nazbieraj materinku. Prawidłowo to dushyca, czy jak?”. [Notatki/09.06.2012]
Nazwy: materinka (materynka), chebrec i dushyca sprawiają wiele kłopotów komunikacyjnych, bo różne osoby używają ich wymiennie do określenia dwóch taksonów – Origanum vulgare i Thymus spp.
Botanicy ukraińscy nazwą materynka zvychaina określają lebiodkę
pospolitą Origanum vulgare L ., która z kolei przez botaników rosyjskich jest nazywana dushica obyknovennaja. Już samo to mogłoby
spowodować zamieszanie ze względu na obecność źródeł odwołujących się do nazw botanicznych w obu językach. Dodatkowo komplikują sprawę ukraińskie określenia ludowe, zgodnie z którymi i Thymus
spp., i Origanum vulgare bywają nazywane materynka (podobnie jest
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
192

z rosyjskimi nazwami ludowymi tych taksonów). W słowniku Kobiva
wymieniono 15 taksonów, które lokalnie, w różnych miejscach Ukrainy
(współcześnie i w przeszłości), mogły być określane słowem materynka. Są wśród nich Origanum vulgare i różne gatunki z rodzaju Thymus,
a także taksony, których moi rozmówcy nigdy nie określali tym słowem, np. krwawnik pospolity (Achillea millefolium) czy poziomka pospolita (Fragaria vesca). Natomiast słowem chebrec zarówno botanicy
ukraińscy, jak i mieszkańcy różnych regionów kraju nazywają występujące tam gatunki z rodzaju Thymus, jak też kilka innych roślin z innych
rodzajów, ale z takim nazewnictwem nie spotkałam się w swoim terenie badań (Kobiv 2004).
Przeprowadziłam i usłyszałam wiele podobnych rozmów,
np. o tym czy klever i koniushyna to ten sam takson czy nie [K. 38,
Notatki/20.06.2012 – dalszy ciąg rozmowy z Nataszą już w marszrutce,
101
włączyły się do rozmowy inne osoby] , o tym, jaka nazwa (derevij, kyrvavnyk czy tysiachylistnik?) na krwawnik pospolity (Achillea millefolium
L .) jest właściwa. Did Tola miał w tej sprawie bardzo stanowczą opinię
(dochodzi tu kwestia korekcji językowej, por. Bilaniuk 2005) i mówił
o tym, że ludzie czasem mogą się nie rozumieć, bo nie znają prawidłowej nazwy [M. 77, Notatki/17.06.2012].
Uniwersum językowe, w którym są zanurzeni moi rozmówcy, istotnie wpływa na procesy tworzenia wiedzy o roślinach. To, co przeczytane i zapamiętane, niekoniecznie odbija się w codziennej praktyce.
Często moi rozmówcy czytają dla samej wiedzy, która może się kiedyś
przydać i jest potencjalnym źródłem poczucia sprawczości, podobnie
jak posiadanie zasuszonych i na inne sposoby zakonserwowanych roślin.
Na polach, na wzgórzach wszędzie wokół pełno tej materynki. No ot,
ona [pokazuje macierzankę piaskową, Thymus serpyllum L .].
Czytałam, na co jest, ale ja z niej tylko herbatę parzę [herbatę pitą dla
przyjemności zamiast Camellia sinensis]. [ciocia Stasia ok. 60 DW_
A0132]
101. Brak w tej kwestii jednoznaczności, ponieważ niektórzy używają ich zamiennie

na wszystkie gatunki koniczyn (Trifolium). Inni o uprawnych koniczynach mówią klever
(ogólnorosyjska nazwa rodzaju Trifolium), a na dziko rosnące – koniushyna (ogólnoukraińska nazwa rodzaju Trifolium).
Iwa Kołodziejska
193

W innym miejscu wywiadu ciocia Stasia opowiada, że robi z niej wianki na oktawę Bożego Ciała (jest katoliczką) i okadza nią przy bólu
zęba, kiedy zwierzęta są chore albo gdy człowiek długo nie może dojść
do zdrowia.

IV. 3. Doświadczenie i praktyka
Świat na papierze, czyli nie świat po prostu, a zobrazowany (Olson
2010: 294), przez wielu badaczy nie włączany do TEK czy LEK, wygląda inaczej; może być trudno przełożyć go na praktykę, a jednak bywa
przekładany. Proces tego przekładu będzie istotnym zagadnieniem
tego i następnego podrozdziału. Wiedza moich rozmówców, podobnie
jak wiedza serowarów opisywanych przez Harry’ego Westa, „przebywa” zarówno w ich ciałach, jak i zapisanych na papierze przepisach
(ich własnych i tych z książek oraz czasopism), a również jest zawarta
w środowisku przyrodniczym, w którym żyją i odbija się na nim (West
2013). Z perspektywy ingoldowskiego sposobu myślenia można powiedzieć, że moi rozmówcy starają się wiedzę z książek – prowadzącą od punktu do punktu – przebudować w wiedzę kluczącą, buszującą, zdobywaną po drodze. Wiedza klucząca (wayfaring) to taka, która
sama jest ścieżką i ruchem (path of movement) przez świat, włóczykij/wędrowiec (wayfarer) dowiaduje się, idąc. Dla wiedzy „od punktu do punktu” fundamentalna jest różnica między mechaniką ruchu
a tworzeniem wiedzy, między poruszaniem się a poznaniem. Poznanie
ma miejsce wyłącznie w punktach docelowych, do których doprowadza ruch (Ingold 2006: 50, 2002: 229-230).
Rozwinę te myśli dalej na przykładzie historii poszukiwania przez
Witię (jednego z moich ważniejszych rozmówców, którego zielnik miałam okazję obserwować i badać podczas licznych spotkań) rośliny poznanej z książki.
***
Witia jest mężczyzną koło pięćdziesiątki, malarzem i nauczycielem
plastyki w stroyinieckiej szkole. Po tym, jak rozpadł się jego ostatni
związek, mieszka z mamą – drobną, żwawą kobietą o rzadkim w okolicy imieniu – Ludwinka. Do domu Witii i cioci Ludwinki dochodzi
się wąską, krętą, bitą drogą. Biały dom z zielono-żółtymi, roślinnymi
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
194

motywami kryje się za wysokim klonowym żywopłotem. Witia podpatrzył u sąsiada, jak robić taki płot. Tak nacina młode gałęzie klonu,
by zrosły się ze sobą i stworzyły romboidalne oczka – przypominające
te w metalowej siatce. Przycinane klony wypuszczają młode delikatne
pędy i liście, które bardzo smakują kozom mamy Witii.
Przyszłyśmy z Ewą Wołkanowską-Kołodziej do Witii, chciałyśmy
zrobić mu zdjęcie z jego ulubioną rośliną i spytać, czy udało mu się
znaleźć zioło, którego lokalizację wskazałam mu kilka dni wcześniej.
Pytał mnie o nie już dawno, bo szukał go na wiele różnych sposobów.
Witia ma bardzo bliską relację z roślinami, zwraca na nie niezwykle
baczną uwagę. Widzi w nich piękno, niejednokrotnie odbiera przyrodę
w kategoriach estetycznych, kiedy spojrzawszy za okno kuchni wzdycha: „spójrz, jakie piękno, jakie cudowne są te zwieszające się nad stawem wierzby, jaki niezwykły kolor chmur!” Czuje ich energię, gdy spędza wiele godzin, malując w lesie. Mówi o tym tak: „kiedyś malowałem
dub [dąb, Quercus spp.], tak długo byłem z nim w kontakcie, że potem
nie mogłem spać całą noc. Wziąłem od niego, on coś z pewnością daje
– siłę – dub, a verba [wierzba, Salix spp.] na odwrót, zabiera złe emocje.
Jeśli jest u ciebie coś takiego złego, to ona to wyciągnie, a dub daje”.
Rośliny przewijają się w jego życiu właściwie bezustannie, kiedy woli
poświęcić wiele godzin pracy na tłoczenie własnego oleju z orzechów
włoskich, niż kupić na targu gotowy, kiedy sprowadza z Odessy nasiona sofory iaponskiej [perełkowca japońskiego, Styphnolobium japonicum (L .) Schott], by mieć ją w swoim ogrodzie, kiedy robi sałatki z różnych roślin, których poza nim nikt w Stroyinciach nie jada, i wreszcie
kiedy myśli o swojej mamie i próbuje znaleźć rośliny lecznicze, które
ułatwią i przedłużą jej życie.
Jedną z roślin, której od bardzo dawna szukał dla mamy, była
ochanka (świetlik, Euphrasia sp.). Witia przeczytał w książce, którą
ma w domu i często wertuje, że ochanka (świetlik, Euphrasia sp.) jest
doskonałym lekarstwem na zaćmę, a oczy mamy pokrywają się coraz
grubszą błonką, jej wzrok systematycznie się pogarsza, dlatego Witia zaczął szukać rośliny, która mogłaby pomóc. Przyjrzał się dokładnie ilustracji w książce (w moim odczuciu dość prostej i nie najlepszej rycinie) i szukał w okolicy czegoś, co by temu rysunkowi odpowiadało. Gdy
odwiedziłam go po raz pierwszy wiosną 2012 roku, pokazał mi książkę, miał w niej, na stronie z opisem świetlika, zasuszony okaz jasnoty
Iwa Kołodziejska
195

purpurowej (Lamium purpureum). Spytał mnie, czy znam roślinę z opi102
su i ryciny. Powiedziałam zgodnie z prawdą, że tak . Witia już wcześniej zauważył, że możemy dość swobodnie rozmawiać o roślinach,
a bardzo chciał zdobyć jak najwięcej informacji, często pytał mnie, czy
dowiedziałam się od innych mieszkańców wsi czegoś, czego on nie wie
o danej roślinie. Wyciągnął zasuszony okaz i spytał, czy to jest ochanka.
Powiedziałam wtedy, że to nie ona, że roślina, którą mi pokazuje, jest
sporo większa od ochanki. Zmartwił się. Stwierdził, że znalazł wcześniej
jeszcze większą, ale uznał, że to nie może być ona, bo kwiaty były trochę
inne. W moim odczuciu kwiaty ochanki na rycinie były dużo bardziej
różowe niż to się spotyka u żywych roślin. Było to również duże powiększenie, sugerujące, że roślina może być dużo większa, a w książce nie
było żadnej skali [notatki/05.06.2012]. Obiecałam wtedy Witii, że jeśli
znajdę kiedyś w Stroyinciach ochankę, to mu ją pokażę. Kilka dni przed
tym, kiedy przyszłyśmy do Witii i Ludwinki z Ewą, pasąc krowy na wzgórzach za wsią, natknęłam się na świetlik (ochankę). Minął już wtedy ponad rok od czasu, kiedy Witia pierwszy raz opowiadał mi o swoich poszukiwaniach, ale wiedziałam, że nadal jej nie znalazł, bo często o tym
wspominał, gdy się spotykaliśmy. Wpadłam więc wtedy do Witii, by powiedzieć mu, gdzie ona rośnie, i obiecałam przyjść znów za kilka dni,
by sprawdzić, czy mu się udało znaleźć to miejsce.
Gdy przeszłyśmy przez furtkę, przywitała nas wychodząca z letniej kuchni ciocia Ludwinka. Natychmiast zawołała Witię, przywitałyśmy się, informując o celu dzisiejszej wizyty. Kiedy tylko Witia mnie
zobaczył, od razu powiedział, że chyba nie znalazł miejsca, o którym
mu mówiłam, bo nie rosło tam nic podobnego do rysunku z książki
poza sobachą kropivą (serdecznikiem pospolitym, Leonurus cardiaca
L .) – rośliną, którą znał i wiedział, że nie może być ona poszukiwaną
ochanką. Bardzo chciał, byśmy od razu poszli szukać. Tak też zrobiliśmy. Witia, zobaczywszy wreszcie roślinę, której tak długo poszukiwał,
nie mógł przestać się dziwić, że tak bardzo różni się od tego, co sobie
wyobraził, przyglądając się rycinie:
102. W podrozdziale II. 6.1 piszę o wątpliwościach dotyczących prezentowania mojej wie-

dzy botanicznej rozmówcom. Opisana tu sytuacja należy do tych, w których zostałam
bezpośrednio o nią zapytana. W innych okolicznościach nie opowiadałam rozmówcom
niczego o roślinach, czego nie dowiedziałabym się wcześniej w Stroyinciach, a i tego raczej unikałam.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
196

W tej książce ona jest taka duża, duża jest tam i ma duży kwiat. Ot komedia, znalazłem w książce – liście ogromne, a tu, widzisz, jakie malutkie. Zupełnie co innego niż na rysunku. O i takiej gdzieś wysokości,
a ona taka [pokazuje, jak jest niska]. Nie znalazłbym jej. Tak trudno
przyjrzeć się i porównać. Pokażesz, to tak lepiej. Widzisz, jak trudno jest
tak znaleźć. Jeśli ktoś nie pokaże, to trudno tak po prostu znaleźć. Lepiej
raz zobaczyć, niż sto razy usłyszeć. (…) Wierz książce! [z ironią]
Witia przykucał przy roślinach, przyglądając się im, zwracał uwagę
na wielkość liści, kwiatów i całej rośliny. Przypomniał sobie, że jego
znajomy mówił mu, że liście ochanki są słonawe w smaku. Oboje
urwaliśmy po liściu, by spróbować, jak smakuje. Jemu nie wydała się
w pierwszej chwili słonawa, z lekkim rozczarowaniem powiedział:
„eee, wcale nie”. Dla mnie smak był wyraźnie słonawy, co powiedziałam, Witia pożuł trochę dłużej i też to poczuł. Wyraźnie go to uspokoiło
i nabrał pewności, że znaleźliśmy właściwą roślinę. Szybkim ruchem
zrywał zioła i wrzucał do czarnej, plastikowej torby. Ewa zbierała nieopodal, w miejscu bardziej zacienionym. Podeszła do nas z bukietem
ziół. Witia od razu zwrócił uwagę na to, że są ciemniejsze i mają trochę
większe liście od tych, które zbieraliśmy, i skomentował: „no trzeba
je umieć rozpoznawać, to to samo, ale jak rośnie w cieniu, to ma większe liście, a w słońcu rosną malutkie”.
Kiedy wróciliśmy do domu, Witia od razu powiedział mamie, że już
wie, jak wygląda ochanka, że może uda mu się ją znaleźć gdzieś bliżej
domu, ale że na razie mają zapas i będzie można robić okłady. Później
zajrzeliśmy do książki, by porównać rysunki z żywymi roślinami. Witia
jeszcze raz stwierdził to, co wcześniej, że z rysunku nie dało się jej rozpoznać, bo wydawała się na nim dużo większa. Cała ta historia zmniejszyła jego wiarę w możliwość znalezienia rośliny na podstawie rysunku w książce. Gdy już odłożyliśmy atlas Witii, usiedliśmy do herbaty
z kalenduli (nagietka lekarskiego, Calendula officinalis L .) i zveraboiu
(dziurawca zwyczajnego, Hypericum perforatum L .) oraz pysznych bułeczek (pirożok) z jabłkami upieczonych przez ciocię Ludwinkę, rozmawialiśmy o tym, które rośliny wybiorą do fotografii. Ciocia Ludwinka
chciała mieć zdjęcie z bukietem święconym na Matki Boskiej Zielnej,
Witia zdecydował się pozować z bukietem zveraboiu. [Cytaty z: „Ludzie
i rośliny”, notatki/05.06.2012, notatki/sierpień 2013]
Iwa Kołodziejska
197

Fot. 13. Po lewej rycina przedstawiająca ochankę (świetlik łąkowy, Euphrasia officinalis – problem
łacińskiego współczesnego nazewnictwa wg The Plant List jest nierozwiązany), po prawej
rycina przedstawiająca jasnotę purpurową (Lamium purpureum L.) [autor: Otto Wilhelm
Thomé, Flora von Deutschland, Österreich und der Schweiz, 1885, Gera, Germany (domena publiczna)]. Czytelnik może poczuć się równie zawiedziony tymi ilustracjami, jak mój
rozmówca, ale zamieszczam te ryciny, by osoby, którym nic nie mówią te nazwy, mogły
sobie łatwiej wyobrazić całą sytuację.

***
Niektórzy rozmówcy, podobnie jak Witia, mieli chęć eksperymentowania z wiedzą z książek, co Pieroni i Sõukand przypisują bliskości
lasu (2018). Niewątpliwie chęć poszukiwania i wypróbowywania nowych roślin poznanych z różnych źródeł wynika z wagi roślin i kontaktu z naturą dla danej grupy. Zgadzam się, że jednym z czynników
na to wpływających może być bliskość osad do bardziej lub mniej
„dzikich” terenów, co powoduje łatwy, przypadkowy kontakt z naturą.
Podkreślałam wielokrotnie, że łąki i las „wchodzą” do wsi, w których
prowadziłam badania. W Stroyinciach i okolicznych miejscowościach
jest las (wokół Stroyinciów największy), jednak wydaje mi się, że dla
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
198

moich rozmówców ważniejsze są wzgórza i łąki, to głównie tam szukają roślin, są im za nie wdzięczni. Las za to postrzegany jest bardziej
jako źródło piękna – jest to cecha sezonowa, specyficzna dla wiosny.
Więcej o postrzeganiu przez stroyinczan piękna piszę w podrozdziale
II. 4 Lasy, łąki, krajobraz wsi.
IV. 3.1. Ilustracje w tekstach pisanych
Z mojego punktu widzenia rysunek w książce Witii nie był najlepszy.
Jednak większość kłopotu mojego znajomego wynikała z tego, że roślina była przedstawiona w powiększeniu. Znając roślinę z natury i mając doświadczenie w korzystaniu z rycin botanicznych, wiedziałam,
że to ona. Jednak przy braku znajomości rośliny przełożenie rysunku
na jej rzeczywisty wygląd okazało się bardzo trudne. Witia rzadko szuka nieznanych sobie roślin na podstawie książki. Zwykle wykorzystuje
ją do zdobywania dodatkowych informacji o roślinach, które już zna.
Nową wiedzę woli zdobywać w sposób bardziej praktyczny – od osób,
które mogą mu daną roślinę pokazać.
Odczytywanie treści z rycin botanicznych na pewno wymaga pewnego opatrzenia się z ich stylem. Ilustracja botaniczna zaczęła się intensywnie rozwijać w renesansie, by osiągnąć pełnię skomplikowania
w XVII wieku. Starożytni zadowalali się zwykle samym opisem, rysunki
miały charakter bardziej artystyczny, niż aspirowały do odwzorowania
cech rośliny. Zdaniem Marie Boas wynikało to również ze sposobu myślenia starożytnych o nauce; miała się znajdować w umyśle myśliciela i być trudna do przełożenia na rysunek czy zapis (1962). Natomiast
nauka nowożytna była zapisana w tekście, mającym być idealnym odwzorowaniem rzeczywistości; tym miała być też nowożytna ilustracja.
Ciekawe, że mimo dość rozwiniętej warstwy wizualnej periodyków dostępnych na Podolu Wschodnim, właściwie nie ma w nich ilustracji roślin, a na pewno nie takich, które miałyby służyć późniejszemu rozpoznaniu rośliny w środowisku. Na przykład w miesięczniku „Babushka
ozdrovitelnyje recepty”, w numerze szóstym z czerwca 2013 roku, na 23
ilustracje tylko jedna przedstawia wyłącznie roślinę. Tylko ta jedna rycina może mieć na celu pomoc w rozpoznaniu rośliny, choć i tak jest
bardzo mało wyraźna... Pozostałe obrazki przedstawiają sielskie sceny,
o czym pisałam więcej w podrozdziale III. 3.2 Narracje o zdrowym jedzeniu i ukraińskości.
Iwa Kołodziejska
199

Fot. 14. Na pierwszej fotografii zdjęcie w prawym dolnym rogu przedstawia rodiola (Rhodiola rosea, obecnie Sedum roseum [L.] Scop.), w tytule jest informacja o tym, że kwitnie
na żółto („Babushka. Ozdorovitelnye sovety”, nr 6 z 2013 r.). Na drugiej fotografii ilustracja
przedstawiająca air (tatarak zwyczajny, Acorus calamus L.) z książki Kharchenko N.S.,
Sila V.I., Volodarckii L.I. pt. Likars’ki Roslyny i iih zastosuvannia v narodnii medycyni,
„Zdorov’ia”: Kijów 1971, należącej do Nataszy.

Fot. 15. Oglądanie z Nataszą jednej z jej książek (fot. I. Kaliszewska).

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
200

Ciekawe, czy można się pokusić o tezę o innym rozumieniu wiedzy i nauki przez redakcję i czytelników „Babushki”? Nie ma w niej też technicznego opisu cech taksonów, który, zdaniem historyczki nauki Marie
Boas, mógł zastąpić ilustrację botaniczną w XVIII wieku (1962: 54). Taki
specyficzny, techniczny język jest używany w kluczach do oznaczania
roślin, jest go też trochę w posiadanych przez rozmówców książkach
(np. klasyfikacja botaniczna, opisy roślin z technicznymi słowami,
o liściu pisze się np. czy jest: grubo piłkowany, podwójnie piłkowany
albo ząbkowany, siedzący itp.); choć i ten język, wbrew pozorom, wcale
nie jest w pełni precyzyjny – szczególnie, gdy odwołuje się do takich
wtórnych cech diagnostycznych jak zapach. Teksty w „Babushce” pisane są tak, jakby nazwa miała być uniwersalna (jednak tak nie jest
i już pokazywałam, jakich trudności może nastręczać wielość nazw
stosowanych w obrębie kilku miejscowości, a co dopiero całego kraju o dużej różnorodności językowej), wyjaśniać wszystko i umożliwiać
odnalezienie właściwej rośliny leczniczej. A przecież umożliwienie
czytelnikom skorzystania z publikowanych przepisów jest celem autorów listów i pewnie również redakcji. Z powyższych względów informację o nowych roślinach znalezioną w czasopiśmie może być jeszcze
trudniej przełożyć na praktykę niż tę z książek.
Zastanawiające, że tylko od mężczyzn (którzy stanowili zdecydowaną
mniejszość moich rozmówców), poszukujących nowych roślin poznanych z książek i rysunków, dokładnie usłyszałam historie tych poszukiwań lub byłam w nie sama zaangażowana. O kobiecych poszukiwaniach
konkretnych roślin przy użyciu tekstu i ich odnalezieniu w środowisku
nie słyszałam. Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, czy jakaś prawidłowość lub cecha męskich zielników mentalnych. Wiele kobiet mówiło
mi o tym, co przeczytały, co wiedzą z tekstów, o wiedzy inkorporowanej
z tekstu i praktykowanej, ale dotyczyło to znanych im wcześniej roślin.
IV. 3.2. Wiedza w ciele – jak rozpoznać roślinę?
Witia korzystał z obrazu, a nie z opisu, ponieważ deskrypcja pisana językiem zrozumiałym dla botanika jest często niejasna dla osoby nieszkolonej w tym kierunku i moi rozmówcy ją pomijają jako „bełkot”.
Korzystanie z opisu botanicznego czy klucza do oznaczania roślin wymaga poznania technicznego języka, nauczenia się go. Klucze charakteryzuje binarny podział cech; osoba oznaczająca roślinę decyduje czy
Iwa Kołodziejska
201

to, co widzi, ma cechę odpowiadającą opisowi a lub b. Każda z odpowiedzi prowadzi do kolejnych dwóch pytań o cechy i tak aż do ostatecznego
określenia, o jaki takson chodzi. Jest to bardzo liniowy proces, któremu
może towarzyszyć satysfakcja z dojścia do ostatecznego rozwiązania.
Rozpoznawanie roślin w terenie zwykle nie przebiega w ten sposób, pewnie nawet niewielu profesjonalnych botaników liniowo rozpoznaje rośliny w terenie; nieznane czy trudne do precyzyjnego oznaczenia – owszem,
ale to często już po powrocie z terenu. Proces nieliniowego rozpoznawania rośliny wymyka się opisowi. Ogromnie trudno ubrać go w słowa, na103
leży do wiedzy ucieleśnionej czy wręcz mētis . Pytałam rozmówców o to,
jak rozpoznają rośliny, i sama niejednokrotnie byłam pytana przez znajomych, jak to robię, skąd wiem, że „to bezlistne drzewo to lipa, a tamto
klon”. Wszelkie próby opisu zawsze są niedoskonałe, można podać klika
cech – pędy ułożone niemal pod kątem prostym, jakby formujące krzyże itp., ale to zwykle nie wszystko. Jest jeszcze pamięć wielu podobnych
drzew widzianych wcześniej, drobne niewypowiedziane szczegóły, to się
po prostu wie. Wynika to z doświadczenia. Pewien zniecierpliwiony rozmówca Anny Tsing, pytany o to, jak rozpoznać ziemię, w której chętnie
rosną gąski sosnowe (Tricholoma matsutake), powiedział: „właściwą glebę poznaje się po tym, że gąski sosnowe w niej rosną” (2015: 242). Pewnie
da się to jakoś dyskursywnie ująć, ale na razie nie potrafię. Renata
Sõukand uważa, że pomaga w wyrażeniu i opisaniu tego procesu podejście semiotyczne (2010). Stosuje, jak mówi, dość swobodną interpretację semiotyki Charlesa Peirce’a. Postaram się ją tutaj nieco przybliżyć.
U Peirce’a mamy do czynienia z triadą: znaczone (obiekt), znak i mające
miejsce w rozumie poznanie. Proces poznania Peirce rozumie następująco: „znak tworzy w głowie osoby odpowiadający mu znak (może nawet
103. Mētis to więcej niż tylko awerbalna wiedza ucieleśniona. Ponadto nie każdą wiedzę

ucieleśnioną nazwałabym mētis. Z tą ostatnią mamy do czynienia, gdy wymagana jest
doza szczególnego sprytu, niezbędne jest pewnego rodzaju kombinowanie, „szeroki wachlarz praktycznych umiejętności i inteligencji niezbędny do odpowiadania na wyzwania ciągle zmiennego środowiska naturalnego i społecznego” (Scott 1998: 313), czy też
jak pisze Klekot: „mētis oznacza spryt i przemyślność, zdolność błyskawicznej reakcji
na zmieniający się układ sił, a zarazem umiejętność wyczekiwania w ukryciu lub przebraniu na dogodną okazję. Mētis to wiedza pozwalająca wykorzystać skłonność do zmiany” (2018: 84). Moim rozmówcom niejednokrotnie mētis jest niezbędna przy inkorporowaniu wiedzy z książek do zielników mentalnych, kiedy to czytający dostosowuje
do siebie tekst (de Certeau 2008).
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
202

bardziej szczegółowy od pierwszego znaku) – interpretant pierwszego
znaku (można go też nazwać znaczeniem dla obserwującego znak). Znak
(reprezentamen) oznacza coś – obiekt (znaczone), nie robi tego w całym
skomplikowaniu znaczonego, a tylko odnosi się do jakiejś jego idei (fizycznych jakości i cech tego obiektu)” (za Sõukand 2010: część III [brak
104
numeracji stron]) . Znakiem jest np. opis bądź ilustracja rośliny. Czy
to pomaga wyjaśnić całe skomplikowanie procesu identyfikowania rośliny? Sõukand zwraca uwagę na to, że jeśli osoba rozpoznająca roślinę
korzysta z atlasu, to interpretant może być lingwistyczny (odnoszący się
do nazwy rośliny) lub obrazowy. Zastanawiam się, czy mimo wszystko
nie może być tak, że dodaje się wrażeń (interpretantów pochodzących
z innych zmysłów z dawnego doświadczenia). Witia, poznając znak, jakim była informacja, że liście są słone, stworzył w wyobraźni interpretant słoności. Czy tylko lingwistyczny, werbalny, trudno powiedzieć przy
użyciu takich metod badawczych, z jakich korzystałam, ale śmiem wątpić, że był on wyłącznie lingwistyczny. Jeden znaczony obiekt ma bardzo
wiele łączących się ze sobą znaków i interpretantów, wydaje mi się też,
że proces tworzenia znaczenia jest w ogromnym stopniu nieuświadomiony, co utrudnia określenie, z jakich znaków i interpretantów korzysta w praktyce dana osoba. Dodatkowo zapewne mamy jeszcze do czynienia z różnorodnością postrzegania przez różne osoby (poszczególne
osoby mogą zauważać różne reprezentameny, nie mówiąc już o tym, jakie
tworzą interpretanty). Jeśli korzysta się z książki, szczególnie z rysunku
w książce, to zgodnie z interpretacją Renaty Sõukand bierze się pod uwagę tylko niektóre znaki. Samo zdjęcie jest już znakiem i gdy staje się dla
kogoś znaczonym, to jest mniej wielowymiarowym znaczonym niż pierwotne znaczone, którym była roślina, ponieważ jest ona dużo bardziej
skomplikowanym (wielowymiarowym) obiektem niż jej fotografia.
Sõukand zestawia poszukiwanie rośliny znanej z atlasu z poszukiwaniem „znanej z tradycji”. To, że ludzie, jak mówią: „po prostu wiedzą”, iż to ta roślina, zdaniem Sõukand oznacza, że bierze się pod uwagę bardzo wiele znaków i żaden z nich się nie wyróżnia, nie wystaje
z tła. Zgadzam się, i są to na dodatek bardzo różne znaki percypowane
różnymi zmysłami, a także dotyczące nie tylko samego obiektu, lecz
także jego relacji ze środowiskiem.
104. W filozofii Peirce’a znak i reprezentamen nie zawsze są tym samym (por. Baldy 2007:

121). W tekście Sõukand są stosowane wymiennie (2010), tak i ja je stosuję.
Iwa Kołodziejska
203

Osobiście nie umiałam w praktyce skorzystać z Perice’owskiego modelu znaku jako narzędzia metodologicznego umożliwiającego precyzyjny opis tego, jak empirycznie ludzie rozpoznają rośliny (jak to sugeruje Sõukand), nie potrafię też precyzyjnie stwierdzić, z jakich znaków
i interpretantów korzystają moi rozmówcy (2010). Ten obszar pozostaje
dla mnie wiedzą pozawerbalną, swego rodzaju „tańcem”, jak określiła
to Tsing (2015). Może to nie w pełni profesjonalne, ale gdybym miała
przeprowadzić taki eksperyment autoetnograficzny i precyzyjnie odpowiedzieć, z jakich znaków korzystam, gdy rozpoznaję znaną sobie
roślinę, to bym nie umiała, wyróżniłabym jakieś, ale nie byłoby to pełne przedstawienie procesu rozpoznawania.
Niezależnie od tego, w jaki sposób ludzie stwierdzają, że obiekt, który
przed nimi rośnie, to ten takson roślinny, którego szukali, poszukując, uciekają się do porównań. Wszystkie rośliny znajdowane przez Witię podczas
poszukiwań ochanki należały do jednej botanicznej rodziny – Lamiaceae.
Było więc między nimi podobieństwo wynikające z pokrewieństwa: podobny kształt rurkowatych kwiatów, układ liści na pędzie i ich kształt.
O szukaniu podobieństw przy tworzeniu wiedzy etnotaksonomicznej piszą na przykład Fernando Zamudio i Norma Hilert (2012). Starali
się wyróżnić te cechy, na które zwracali uwagę mieszkańcy lasu atlantyckiego w prowincji Misiones w Argentynie przy opisywaniu pszczół bezżądłowych (Meliponini). Nie oznacza to oczywiście, że Zamudio i Hilert
mieli dostęp do wszystkich reprezentamenów i interpretantów ważnych
dla swoich rozmówców, raczej poznawali te cechy, które chcieli podkreślić i pokazać badani. Ich rozmówcy, opisując, ale przede wszystkim
klasyfikując pszczoły, zwracali uwagę na cechy morfologiczne i organoleptyczne (postrzegalne innymi zmysłami niż wzrok), użytkowe i kulturowe (np. wartość estetyczna i magiczna). Najważniejszymi kryteriami
przy opisie różnych taksonów pszczół okazały się kolor i kształt, są one
również powszechnie stosowane w formalnej taksonomii.
Witia zwrócił baczną uwagę na odmienności zależne od mikrosiedliska, w którym rosły zbierane przez nas rośliny – różna wielkość liści
oraz intensywność ich słonego smaku i koloru. Daly i Shepard uważają, że to niezwykle istotne, by w dyskursie etnografii wielogatunkowych
nie pomijać tego, że relacje między ludźmi a roślinami są immanentnie
zmysłowe, często związane ze związkami chemicznymi np. nadającymi
zapach i smak (2019).
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
204

Również przy poszukiwaniu przez niektórych moich rozmówców
rostoropshy (ostropest plamisty, Silybum marianum (L .) Gaertn.) mamy
do czynienia z porównywaniem, szukaniem podobieństw. Cechą, która zwraca uwagę wszystkich poznanych przeze mnie osób szukających
rostoropshy, jest kolczastość brzegu blaszki liściowej (to taki reprezentamen, o którym mówią). Tak opisuje ją Oksana:
Kłujące, kłujące, kolczaste na brzegach, ono takie jest jakby rozcięte [mówi o kształcie liścia] i na samym brzegu kolce, i tu do samego
kwiatu [na łodydze] też malutkie kolce, i takie różowe wypuszcza, taki
kwiat, ona przekwita i potem ta góra zostaje, to już sam kwiat przekwitł
i w samym tym pniu nasiona takie zostają. [Oksana DW_B0182]
Na tę kolczastość zwrócił też uwagę did Mitia. Poznał rostoropshę przez
młodego kuzyna, otrzymał ją w postaci zmielonych ziaren sprowadzonych z zagranicy. Bardzo mu pomagała, więc postanowił ją odnaleźć, ale znał wyłącznie nazwę oraz smak i wygląd zmielonych nasion.
Wybrał się do apteki, by sprawdzić, czy jest tam dostępna. Did Mitia
i baba Hala raczej nie korzystają z aptek. Kiedy odpowiadają bezpośrednio na pytanie, czy kupują rośliny lecznicze w aptekach, zarzekają
się, że nie korzystają. Jednak zdarzało im się kupować rośliny niedostępne, np. rostoropshę i roślinę na pęcherz moczowy (w czasie tej rozmowy nie przypomnieli sobie nazwy, a nie dopytałam przy kolejnych
105
spotkaniach) – zanim odkryli, gdzie rosną .
IK: A w aptece kupujecie państwo zioła?
Hala: Nie, my sami suszymy. Teraz sprzedają w aptekach. Teraz, mówią, że wszelkie zioła (trawy) sprzedają w aptece. Ale my nie kupujemy, nie.
Dimitr: My mamy swoje.
Hala: My swoje. Mamy własną aptekę.
Dimitr: Przyroda dała, trzeba wykorzystywać.
105. W takiej sytuacji nie wliczam rośliny do listy stosowanych taksonów lokalnych, ponieważ brak nazwy nie jest wynikiem nienazywania tej rośliny, tylko zapomnienia, nie

miałam również możliwości jej obejrzeć, więc nie mogę mieć pewności, że nie jest
to takson stosowany przez wiele innych osób. Gdybym widziała roślinę i by tak było,
to uwzględniłabym ją z zaznaczeniem, że rozmówcy nie pamiętali nazwy.
Iwa Kołodziejska
205

Hala: Daje Bóg urodzaj, my sobie zbierzemy, nasuszymy – i własna
106
apteka . Bezpłatna [śmiech]. Bezpłatna apteka! Tak-o, ja przyjdę,
stanę, rozejrzę się, popatrzę i... Co ja dziś będę wrzucała? [w herbatę].
A to wrzucę, to. Ja w swojej aptece, narwę i tyle, zaparzę. [baba Hala
i did Mitia, K ok. 70, M. 78, DW_A0129]
Gdy did Mitia poszedł do apteki i kupił opakowanie rostoropshy (ostropest plamisty, Silybum marianum (L.) Gaertn.), przyjrzał się dokładnie
fotografii na opakowaniu, zauważył, że liście mają kolce, a kwiaty są fioletowe, przypomniał sobie, że zna podobną roślinę. Zebrał w tzw. dolinie
i wysuszył jedną rostoropshę, którą mi pokazał w „swojej własnej aptece”, botanicznie był to gatunek z rodzaju szczeć (Dipsacus). Did był bardzo dumny, że ją posiada, powiedział, że jeszcze z niej nie korzystał, ale
chce mieć, jakby co, bo może i liście będą przydatne... Tę chęć posiadania własnej zasuszonej rostoropshy można tłumaczyć potrzebą poczucia
sprawczości, możliwości wykorzystania rośliny w razie potrzeby (jak pokazywałam w rozdziale III), ale warto pamiętać, że jeszcze możemy mieć
tu do czynienia z zaspokajaniem potrzeby zwiększenia kolekcji – satysfakcją zbieracza z tego wynikającą. Did Mitia raczej nigdy nie skorzysta
z zebranej rośliny. Ma jednak poczucie, że zebrał ją sam, potencjalnie nie
musi polegać na aptekach (na których z babą Halą polegać nie lubią), jeżeliby zdecydował, że potrzebuje rostoropshy, wie, jak i gdzie ją znaleźć.
Ma też satysfakcję z odnalezienia, zdobycia czegoś, za co w innych okolicznościach musiałby płacić, czystą radość poszukiwacza wynikającą
z odnalezienia, radość kolekcjonera ze zwiększenia kolekcji. Podobnie
o zbieraniu przez słowackie koronkarki z Banskiej Bystricy dużej liczby
wzorów koronek (większej niż w ciągu życia mogłyby wykorzystać) pisze
Nicolette Makovicky (2010: 84).
Zmiana aranżacji aptek, podyktowana potrzebami kapitalistycznego rynku, na taką, w której apteki zaczynają przypominać supermarkety
i wiele leków, a szczególnie badów (suplementów diety) jest dostępnych
w części samoobsługowej, może ułatwić takie poszukiwania – można tylko obejrzeć, nie trzeba kupować. Nie tylko dużo aptek w Winnicy wygląda w ten sposób, ale też niektóre w Żmerince. W rejonowym Tywrowie
w 2013 roku, gdy prowadziłam część badań dotyczącą aptek, jeszcze
106. Piszę Bóg wielką literą ze względu na szacunek do rozmówców, którzy napisaliby

to wymawiane z dużą atencją słowo od wielkiej litery.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
206

takiej nie było, ale jako że jest to ogólnoeuropejska tendencja stymulowana przez firmy farmaceutyczne, zapewne się to zmieni.
W zielniku mentalnym dida Mitii pod nazwą rostoropsha kryją się
dwa botaniczne taksony: Silybum marianum (L .) Gaertn. W postaci zmielonego proszku z nasion i Dipsacus sp. wiszący w wiacie wraz
z innymi roślinami leczniczymi. Dandar Dashiyev opisuje proces wymiany gatunków w przepisach medycyny tybetańskiej stosowanych
w Buriacji, w jego wyniku 80% taksonów obecnych oryginalnie w przepisach zostało wymienionych na lokalne. Zwykle ukryły się pod tybetańskimi nazwami; te wynikające z doświadczenia innowacje i żywy
przekaz wiedzy były niezwykle ważne dla buriackiej medycyny tybetańskiej (1999). W wypadku moich rozmówców raczej nie mamy
do czynienia ze świadomą wymianą taksonów ze względu na brak tego,
który jest potrzebny. Wydaje mi się, że emicznie też nie jest to widziane
jako eksperymentowanie i szukanie rośliny, która będzie miała daną
funkcję, a raczej jak poszukiwanie czegoś, co dla szukającego jest konkretną, nazwaną przez kogoś rośliną, a znalezienie czegoś innego sam
szukający uznałby za błąd. Nie chodzi o znalezienie rośliny (substancji) pełniącej daną funkcję, tylko znalezienie tego konkretnego taksonu
rośliny. Z drugiej strony reifikacja – ustanowienie niezmiennym tego,
co jest uprawomocnionym lekiem (ziołowym środkiem leczniczym)
wynikło ze stworzenia krajowych farmakopei (Griffin 2004).
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt rozpoznawania
rośliny – interakcję z rośliną w procesie jej identyfikacji, swego rodzaju
odpowiedź i podpowiedź jej strony. Didove voshi, chereda, didovi voshchi,
didive voshi, babini voshchi (uczep trójdzielny, Bidens tripartita L.) wchodzą w kontakt z mijającymi ich dojrzałe owocki – niełupki – zwierzętami (również ludzkimi) po to, by móc się rozprzestrzenić. Ostre, pokryte
drobnymi haczykami zadziory mocno wbijają się w ubranie lub sierść
(ono kiedy przekwitnie, te żółte kwiatki, to ono jest takie, że bardzo czepia się
do wszystkiego [Oksana ok. 45, DW_B0182]). Gdy przechodzący będzie
się z nich czyścił, pewnie zgubi choć kilka nasion w dogodnym do wyrośnięcia miejscu, oddalonym od rośliny macierzystej. W okresie, gdy
kwitną (choć to wtedy zbiera się je na napary oczyszczające skórę i kąpiele dla małych dzieci), może być trudniej je zauważyć niż wówczas,
gdy mimowolnie staniemy się wektorem dla ich nasion. Rozmówczynie
opowiadały o przypominaniu sobie, w których miejscach podczas
Iwa Kołodziejska
207

wypasania krów były „oblepiane” owockami didovyh voshi – szły w okresie kwitnienia w te miejsca i odnajdowały poszukiwaną roślinę.
Trzecioklasistki, plotąc wianki podczas kręcenia filmu, chciały się
upewnić, czy roślina, którą zebrały, to kulbababa, kulbaba, kulbabka,
oduvanchik (mniszek lekarski, Taraxacum officinale agg.). W tym celu
sprawdzały, czy łodyżka kulbababy przy zrywaniu wyda charakterystyczny odgłos, którego falę dźwiękową bardziej czuje się pod palcami
niż uchem. Wiedzą wynikającą z dłuższego doświadczenia, której nie
pozyskuje się z tekstów pisanych, a jest ważnym splotem nici z zielników mentalnych moich rozmówców, jest znajomość siedliska, w którym poszukiwana roślina rośnie – to, czy jest na suchej i odsłoniętej
części garbu, jak u nasady jej łodygi układają się ziarnka piasku, gleby. Jest to coś więcej niż sama interakcja zbierającego z rośliną, to też
obserwowane przez niego wieloma zmysłami wyniki interakcji rośliny
z całym ekosystemem, którego była częścią.
***
Wiedza ucieleśniona związana z roślinami, tworzona przez moich rozmówców, to nie tylko praktyki związane ze zbiorem, lecz także wiedza o przygotowywaniu roślin do spożycia czy innego sposobu korzystania z ich
właściwości. Wiedza o przygotowywaniu jedzenia lub lekarstw jest w ciele przygotowującego, roślinach, z których korzysta, środowisku, w którym dorastał i rosły rośliny, a także w tekstach zapisanych przepisów (por.
Westa 2010; Makovicky 2010). Dobrym przykładem jest poniższa historia.
Przyszliśmy do domu babki Stasi niewielką grupą: Jana, Kristina,
studenci etnologii – Olga i Rafał, Jacek z kamerą i ja. To mama Jany
zasugerowała, żebyśmy wybrali się właśnie do babki Stasi, bo ma dużą
wiedzę, mnóstwo zasuszonych roślin i ładnie opowiada. Babka Stasia
bardzo się ucieszyła i ciepło zaprosiła nas do niewielkiej letniej kuchni. Gdy dowiedziała się, po co przychodzimy, powiedziała: „dobrze, ale
najpierw zrobię wam herbaty” i zaczęła opowiadać o swoim słynnym
pięciogwiazdkowym czaju (tak napar nazywają jej wnuki). Napar składa się z kilku (nieparzystej liczby) składników roślinnych, a nadana
mu przez wnuki nazwa świadczy o jakości i smaku.
Wrzucam wszystkie zioła (travy) po trochu: kwiat hlodyny [głóg, różne gatunki, Crataegus spp.], pervocvit [pierwiosnek lekarski, Primula
veris L .], medunki [miodunka ćma, Pulmonaria obscura Dumort.]
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
208

z lasu, zveroboi [dziurawiec zwyczajny, Hypericum perforatum L .], derevii [krwawnik pospolity, Achillea millefolium L .], batizhok [cykoria
podróżnik, Cichorium intybus L .], miata [mięta, różne gatunki, Mentha
spp.], akacia [robinia akacjowa, Robinia pseudoacacia L .]. Wszystko
po troszku. Na taki trzylitrowy słoik to każdego tak jakby po łyżce, zaparzę, odstawię na noc i piję sobie po trochu. A czasem też jak kwitnie smorodina [czarna porzeczka, Ribes nigrum L .] to kwiaty wrzucam, kwiat
maliny [malina, różne odmiany, Rubus idaeus L ., różne odmiany], kwiat
sunicy [poziomka twardawa, Fragaria viridis Weston, być może też
mieszańce z Fragaria moschata Duchesne) Duchesne]. Wszystko zbieram, ale czegoś nazbieram, czegoś nie nazbieram, bo nie zdążę, nie kwitnie. Ja na tę herbatę mówię: herbata z chwastów [śmieje się głośno przy
tych słowach], tak mówię swoim: no, dawajcie wypijemy pięciogwiazdkowego! [mówi to głosem jak przy wznoszeniu toastu]
Dobór składu „pięciogwiazdkowej herbaty” danego dnia zależy
od tego, co babka Stasia ma nasuszone, ale też od nastroju, „smaku
na coś” danego dnia, intuicji, co komu może zasmakować, jeśli to nie
jest herbata robiona dla siebie. Kiedy babka Stasia przygotowywała dla
nas „pięciogwiazdkowy czaj”, nie wzięła łyżki – sypała zioła „na oko”,
dobrała je do nas. Zrobiła też dla nas napar z samej akacii (grochodrzewu białego, robinii akacjowej, Robinia pseudoacacia L .), bo tak nam się
spodobał wielki, dziesięciolitrowy słój pełen białych kwiatów i zapach,
który uniósł się w pomieszczeniu, gdy go otworzyła.
Dla babki Stasi przy doborze składu herbaty pitej dla przyjemności ważny jest smak, który osiągnie po zmieszaniu składników. Z kolei dla Toni M. ważne są jeszcze kolor, piękno koloru i przejrzystość.
Nie każdą herbatę lubi wypić, dobiera tak susz, by kolor naparu jej się
podobał. Tych o „brzydkim” kolorze nie pije. Osiągnięcie pożądanego koloru i smaku wymaga mētis – wiedzy z doświadczenia i intuicji,
ugruntowanej w konkrecie (smak i kolor naparu zebranych w danym
roku ziół mogą się różnić).
Gdy Nadeżda – osoba lecząca z Winnicy – zastanawiała się, czy już
jestem gotowa, by mogła mnie uczyć przyrządzania mieszanek roślin
leczniczych, a nie tylko naparów jednoskładnikowych, zaczęła opowiadać o tym, co jest potrzebne do przygotowania takiego naparu: „musisz widzieć aurę rośliny, każda ma inną aurę, ale jest ona gładka, równa. Jak zaczynasz robić mieszankę, to ona też musi mieć równą gładką
Iwa Kołodziejska
209

aurę, musisz wiedzieć, że czegoś jest za dużo albo za mało, coś nie pasuje, tak dobrać, by aura była gładka”. Gdy dopytywałam dalej o aurę,
powiedziała, że niekoniecznie muszę ją widzieć przed oczami, mogę
ją też intuicyjnie czuć.
[Cytaty z rozmów: Stasia K. ok. 80, DW_D0203; Tonia M. K. 55,
DW_A0131; Nadeżda K. ok. 45, notatki czerwiec 2012-Sabarov].
Zapewne jest to podobne wyczucie, jak przy gotowaniu bez przepisu czy lepieniu z gliny i przygotowywaniu jej wcześniej (por. Klekot
2018). Musi ono wynikać z dużego doświadczenia – wielu przygotowanych wcześniej naparów, skumulowanej w ciele, trudnej do wyrażenia czy wręcz awerbalnej wiedzy. Nadeżda próbuje ją oddać przy użyciu, można powiedzieć, lekko New Age’owego języka, takiego, który jej
zdaniem daje pewną szansę na wyrażenie niewyrażalnego. Nie wszyscy w ten sposób tworzą mieszanki herbat czy gotują, są przecież i ci,
co ściśle trzymają się przepisu. Jest to tylko jeden ze sposobów wchodzenia w interakcję z rośliną czy składnikiem dania, cecha niektórych osób i ich zielników. Wynika z różnych predyspozycji związanych
z uczeniem się i postrzeganiem (mam tu na myśli „przedtekstowe”
postrzeganie) świata. Z drugiej strony można uznać takie podejście
za trudno-replikowalne, a co za tym idzie, mało przydatne, bo tylko
dokładnie odmierzony skład mieszanki da się powtórzyć (tak odmierzają farmaceuci). Jednak kiedy mają do czynienia z żywą, wchodzącą
we własne interakcje materią roślinną, jest to tylko przybliżenie z dokładnością do konkretnych cech i składu rośliny, wynikających między
innymi z tego, gdzie i kiedy rosła, jakie inne rośliny rosły w jej okolicy,
jakie miała interakcje z roślinożercami czy z patogenami. Wydaje się,
że dokładne odmierzanie mimo wszystko zmniejsza wariancję, a może
jednak wcale nie, może niektórym osobom zetknięcie z konkretnym
pędem rośliny i interakcja z nim umożliwiają w sposób niewerbalizowalny stworzenie za każdym razem mieszanki o cechach bardzo
zbliżonych? Odpowiedź na to pytanie wymagałaby między innymi laboratoryjnej analizy składu mieszanek. Dlatego pytanie pozostawiam
otwarte, mimo że zachodnia nauka ma na nie bardzo jasną odpowiedź.
IV. 3.3. Poruszanie się w środowisku
Anna Tsing nazywa proces zbierania, szukania grzybów tańcem (2015:
241 i dalej), natomiast Tim Ingold zwraca uwagę na różnicę między tym,
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
210

jak poruszają się nowoczesny podróżnik (modern traveller) i wędrowiec
(wayfarer) (2006). Renata Sõukand widzi różnicę, między tym czy jej
estońscy rozmówcy poruszają się jak nowoczesny podróżnik, czy jak
wędrowiec, w zależności od tego, skąd mają wiedzę o danej roślinie –
z tradycyjnego przekazu ustnego czy z atlasu roślin (2010). A jak poruszają się w środowisku moi rozmówcy i od czego to zależy, jaki jest tego
związek z tym, co wypowiedziane, dotknięte i spisane?
Pewnego kwietniowego dnia spotkałam w drodze nad staw mamę
Ani – pięcioletniej koleżanki mojego syna – szła tam, by pomóc córce złapać krowę, która uciekła. Było to jeszcze zanim rozpoczął się sezon wspólnego wypasu. Gdy tak szłyśmy, spytałam, czy zbiera travy.
Powiedziała, że nie jest w to bardzo zaangażowana, zbiera tylko na herbaty na zimę. Gdy tylko poruszyłam temat, zaczęła się rozglądać,
a opowiadając o tym, co zbiera, zwracała szczególną uwagę na wygląd
i cechy fizyczne roślin, nie przywiązywała wagi do nazwy, wielu nie pamiętała. Mówiła na przykład, że zbiera „takie co na rany stosuje, takie
co ma żółty sok”, po chwili przypomniała sobie nazwę chystotiel (glistnik jaskółcze ziele, Chelidonium majus L .). W pewnym momencie mała
zakaszlała i rozmówczyni natychmiast zaczęła się rozglądać za podorozhnikiem (babką zwyczajną, Plantago major L .), mówiąc, że nauczycielka z przedszkola mówiła, że to dobre na kaszel. Pokazała mi liść
jasnoty białej (Lamium album L .) i powiedziała, że „liście mają taki
kształt, ale są dużo większe i jak się je urwie, to się tak ciągną, się takie
nitki”. [Notatki/27.04.2012]
W jej opowieści o roślinach było niesłychanie dużo ruchu, który
można by nazwać tańcem – kręcenia się, rozglądania za rośliną, którą
chciała pokazać, albo która okazała się właśnie potrzebna, korzystała
ze wszystkich zmysłów – dotykała, wąchała, rozrywała, gięła. Całą sobą
wchodziła w interakcję z rośliną. Można by powiedzieć, że zarówno
mama Ani, jak i wszyscy inni moi rozmówcy, przynajmniej czasami, jeśli nie zazwyczaj, są ingoldowskimi wędrowcami, których postrzeganie
jest nierozerwalnie związane z ruchem, niepowiązanym z miejscem
docelowym, jak w wypadku nowoczesnego podróżnika, tylko rozciągniętym na cały proces wędrówki (Ingold 2006).
Ciągłe zanurzenie w środowisku, w którym rosną ważne dla ludzi
rośliny, powoduje, że rzadko ktokolwiek wybiera się specjalnie po rośliny lecznicze. Nieco częściej wybiera się celowo po niektóre rośliny
Iwa Kołodziejska
211

jadalne, np. do lasu po pshenichkę (ziarnopłon wiosenny, Ficaria verna
Huds.), dzieje się tak, ponieważ jest krótko dostępna (to geofit wiosenny, gdy pojawią się liście na drzewach, kończy czas wegetacji nad ziemią, jej liście stają się żółte, usychają) oraz rośnie w miejscach, które
107
nie znajdują się na trasach codziennego krzątania się ludzi . Sezon
zbioru przypada na czas, zanim zaczyna się wyprowadzać krowy na zewnątrz, czyli okres, gdy mieszkańcy podolskich wsi pokonują mniejsze
dystanse pieszo. Baba Adela w ostatnim okresie swojego życia, czyli
kiedy się poznałyśmy, prawie nie wychodziła. Czasem wybierała się
pieszo do kościoła, ale często korzystała z tego, że ktoś miał możliwość
ją podwieźć, lub wyruszała na długo przed mszą – jeden przystanek
marszrutką jadącą w stronę Tywrowa. Wejście na wzgórze, na którym
znajduje się kościół, było dla niej zbyt trudne, ponadto od niej z domu
do kościoła jest około 2.5 km. Któregoś dnia przyszła bardzo zadowolona z gałązkami lipy, wracała z kościoła piechotą i miała okazję ją zebrać, a od dość dawna robiła herbaty głównie z tych roślin, które mogła
znaleźć w okolicy domu – w ogródku, na polu, na przydrożach.

Fot. 16. Zbiory baby Adeli tuż po przyniesieniu do domu.
107. Wiele osób, które ją zbierają i wrzucają do wiosennego zielonego barszczu, nie posługuje się żadną nazwą.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
212

Ze względu na to, że najbardziej typowym sposobem poruszania się
w środowisku w celu znalezienia roślin jest taki, który można by nazwać „przy okazji”, nie było łatwo umówić się z rozmówcami na wspólne zbieranie. Nawet ci, którzy zbierają dużo, rzadko planują czas na wyprawę zbieraczą; dzieje się to niejako mimochodem, spontanicznie.
Celowe wyprawy zbieracze przedsiębrały rozmówczynie nie tylko po niektóre rośliny jadalne rosnące w lesie, lecz także po rośliny do święcenia, ponieważ są potrzebne świeże na konkretny dzień.
Niektóre osoby celowo wybierały się po grzyby i przy okazji zbierały
rośliny, w tym lecznicze (np. baba Masza), więc była to celowa wyprawa
zbieracza, ale rośliny lecznicze znów były zbierane „przy okazji”.
Jedyne celowe wyprawy zbieracze po rośliny lecznicze, w jakich
brałam udział, to wspomniane zbieranie dzikich roślin leczniczych
do święcenia (wianki na oktawę Bożego Ciała, bukiety na święto Matki
Boskiej Zielnej i na Spasa); wyjście z Witią na łąki po ochankę (świetlik,
Euphrasia sp.) – jednak, gdy szliśmy, rozglądał się za innymi roślinami
i za samą ochanką też, zupełnie nie stał się „współczesnym podróżnikiem”, prowadzonym przeze mnie do konkretnego celu – oraz spacer
(również z Witią) po hlid, boiaryshnik (głóg, Crataegus spp.), który opisuję poniżej.
Gdy któregoś razu odwiedzałam Witię i jego mamę, wybraliśmy się
zbierać kwiaty hlidu, boiaryshnika (głogu, Crataegus spp.) [ten konkretny krzew, z którego zbieraliśmy, to głóg jednoszyjkowy, Crataegus
monogyna Jacq., moi rozmówcy nie rozróżniają poszczególnych gatun108
ków głogów], była to wyprawa do określonego punktu . Tym razem
szliśmy, nie rozglądając się specjalnie po drodze. Krzew, do którego
zmierzaliśmy, rósł stosunkowo niedaleko domu Witii po drugiej stronie stawu, widoczny z obejścia. Był stałym źródłem kwiatów i owoców
dla Witii – obniżają ciśnienie i w związku z tym są ważnym składnikiem
herbatek dla mamy. Było już trochę po sezonie, część kwiatów przekwitała, ale zbieraliśmy te najświeższe, wrzucając je do foliowych torebek. Pójście po kwiaty boiaryshnika wymagało celowej wyprawy, ponieważ nie rośnie on na trasie codziennego przemieszczania się Witii,
więc trudno było go zebrać „przy okazji” [notatki 12.05.2012]. Ponadto
przy ciepłej i słonecznej pogodzie jego kwiaty szybko zostają zapylo108. O skomplikowaniu oznaczania głogów i wielości gatunków występujących na Podolu,

patrz Sołtys-Lelek i Oliiar (2016).
Iwa Kołodziejska
213

ne, tracą nektar i płatki, a także właściwości lecznicze. Rośliny o dłuższym okresie kwitnienia lub rosnące „po drodze” są zbierane podczas
kluczenia po okolicy, zdarza się, że tych krócej kwitnących i rosnących
w rzadziej przez daną osobę uczęszczanych miejscach nie zbierze ona
w danym sezonie (por. babka Stasia: Wszystko zbieram, ale czegoś nazbieram, czegoś nie nazbieram, bo nie zdążę, nie kwitnie. [K. ok. 80, DW_
D0203]).
Można powiedzieć, że mimo iż wiedza Witii o głogu (hlid, boiaryshnik
[głóg, Crataegus spp.]) jest wiedzą kluczącą, dobrze wrośniętą w jego
zielnik, splecioną licznymi nićmi relacji, to tym razem łączyła się z poruszaniem po środowisku w stylu „nowoczesnego podróżnika” (Ingold
2002). Moim zdaniem w wypadku wyników moich badań źródło wiedzy i jej charakter nie determinują sposobu poruszania się w środowisku. Poszukiwanie wypatrzonej w książce ochanki (świetlik, Euphrasia
sp.) nie było, używając terminów matematycznych, dyskretne (nieciągłe od punktu do punktu), było wędrówką, buszowaniem (wayferring).
Nawet kiedy Witia szukał ochanki sam, na podstawie rysunku, nigdy
nie wybierał się tylko po nią. Kiedy chodził po okolicy (wędrował, buszował) i zauważył roślinę, która mogłaby być ochanką, zastanawiał się,
czy to ona, wykluczał znane (sobacha kropyva nie była ochanką), zmieniał swój zielnik. Podobnie did Mitia, myśląc o tym, że chciałby mieć
rostoropshę, i przyglądając się rysunkowi, na podstawie swojej wiedzy
o środowisku, wynikającej ze stałego z nim kontaktu, przypomniał sobie, że zna ją i po nią poszedł. Odbył rodzaj buszowania po mentalnej
części zielnika mentalnego, nie była to też podróż od punktu do punktu. Za to pójście po hlid, boiaryshnik (głóg, Crataegus spp.) było celowe – jak jeden konkretny punkt na mapie (inaczej wyglądają celowe
spacery po rośliny do święcenia, bo szukająca kręci się po okolicy,
rozgląda, szuka, wybiera konkretne okazy danego taksonu). Ponadto
już po pierwszym znalezieniu rośliny szukanej na podstawie książek,
źródło wiedzy przestaje mieć znaczenie. Ludzie włączają tę roślinę
w swoje codzienne szlaki, w wiedzę o otoczeniu, która jest tworzona
podczas poruszania się w nim, w drodze z miejsca do miejsca i wraz
ze zmieniającą się w jej czasie perspektywą (Ingold 2002: 227). Nie
zgadzam się z Renatą Sõukand, że źródło wiedzy determinuje sposób
poruszania się (2010). Ewentualnie wyłącznie metaforyczna część poruszania się związanego z uczeniem się mogłaby być rozumiana jak
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
214

podróż „nowoczesnego podróżnika”, bo np. Witia oglądając (w szerokim sensie) roślinę, próbował punkt po punkcie sprawdzić konkretne
cechy, porównać je z rysunkiem.

IV. 4. Przekaz wiedzy – komu, kiedy, jak?

Larisa: Przepisy... No jak ci powiedzieć, co... Zakładaj, że od ludzi (naroda). Coś znajomi, przyjaciele przekazujemy jedni drugim. Tak. O tak.
Coś usłyszysz, dopytujesz, komuś innemu przekazujesz, tak... O. A dużo
jest ludzi też takich, co przeczytają i... Są takie poradniki, czasopisma,
czy w gazetach jest coś konkretnie... Ja to nie mam. Tylko przez kontakty, od ludzi, o ja tak. [K. 34, DW_A0139]
Tak ścieżki przekazu, którymi do niej dotarła zawarta w jej zielniku
mentalnym wiedza o roślinach, widzi Larisa. Używając sformułowania „przekaz wiedzy”, w pełni zdaję sobie sprawę z niedoskonałości
tego terminu. Nie należy go traktować, jakby miał oznaczać, że wiedza w całości – jak paczka – jedzie po pasie transmisyjnym od osoby
do osoby. Jest to proces skomplikowany, w którym to, co przekazywane, ulega modyfikacjom, czasem drobnym i niewpływającym zasadniczo na treść tego, co przekazywane, a niekiedy znaczącym czy wręcz
fundamentalnym. To, co dzieje się z „otrzymywaną” z jakiegoś źródła wiedzą, w pewnym stopniu pokazałam w całym podrozdziale IV.3
Doświadczenie i praktyka. Należy pamiętać, że przekaz wiedzy jest tylko jednym z elementów jej tworzenia. Tu postaram się przedstawić
nici relacji z ludzkimi aktorami, po których to niciach w różnych kierunkach wędruje wiedza.
Klasyczną pracą dotyczącą przekazu wiedzy (a zarazem tworzącą
podwaliny subdyscypliny antropologii, stosującej modele inspirowane koncepcjami genetyki populacji do badania zmiany kulturowej),
będącą inspiracją dla wielu etnobiologów, jest książka Luigiego Luci
Cavalli-Sforzy i Marcusa Feldmana Cultural Transmission and Evolution
z 1981 roku. Tezy w niej zawarte, rozwijane przez autorów również w ich
późniejszych tekstach, np. Hewletta i Cavalli-Sforzy o przekazie kulturowym u Aka (1986) oraz Cavalli-Sforzy z Feldmanem i innymi współautorami (Cavalli-Sforza, Feldman, Chen, Dornbusch 1982) są i dziś
Iwa Kołodziejska
215

weryfikowane w badaniach etnobiologicznych. Opisują one model kierunków przekazu wiedzy: pionowy – w liniach rodowych od rodziców
i dziadków do dzieci, skośny – od dorosłych, nie będących rodzicami,
do młodszych pokoleń, oraz poziomy – wewnątrzpokoleniowy, i wynikające z tych kierunków konsekwencje dla samego przekazu i zachowań społecznych ludzi.
Zdaniem wielu badaczy, szczególnie tych inspirowanych podejściem ewolucyjnym, biologią ewolucyjną, ewolucją człowieka, analizą przystosowań człowieka, ważne jest zrozumienie tego, która z dróg
przekazu wiedzy dominuje ze względu na to, że może mieć to wpływ
na zachowanie (bądź niezachowanie) kulturowych sposobów działania
109
(cultural traits) i tym samym wpływa na zmianę kulturową .
Na przykład przekaz pionowy konserwuje ciągłość i redukuje liczbę innowacji (Cavalli-Sforza i in. 1982), podczas gdy przekaz skośny
i poziomy mogą się przyczynić do szybkiego rozprzestrzeniania się
nowych zachowań kulturowych, szczególnie gdy kontakty ze źródłami
są częste (Hewlett, Cavalli-Sforza 1986 i np. Gallois i in. 2018).
Wyniki moich badań, podobnie jak np. Sandrine Gallois i współautorów (2017, 2018), zdają się tylko w pewnym stopniu przystawać
do tego modelu. Wymaga on uszczegółowienia i rozciągnięcia, by lepiej obrazował to, z czym miałam do czynienia. Liczne obserwacje
badaczek i badaczy z grupy Victorii Reyes- García, choć prowadzone w miejscach bardzo odległych kulturowo od środkowej Ukrainy
(np. wśród Baka z południowo-wschodniego Kamerunu, czy Tsimane
z Amazonii), rzucają ciekawe światło również na kierunki przekazu
wiedzy w moim terenie badań. Przy zbieraniu materiałów do mojej
109. Nie chodzi tu o ewolucjonizm rozumiany w sposób XIX-wieczny, a raczej o namysł

współczesnych antropologów, biologów ewolucyjnych i przedstawicieli innych dziedzin
nauk społecznych i przyrodniczych nad procesami społecznymi i tym, co w życiu społeczeństw może wynikać z biologii człowieka i jego ewolucji. Takie podejście (choć nie
odnosiłabym się do niego bezkrytycznie, podobnie jak do żadnego innego) daje możliwość wielowątkowego przyglądania się różnym zjawiskom społecznym. Trudno bowiem uznać, jak próbowali i nadal próbują niektórzy przedstawiciele nauk społecznych,
że ewolucja człowieka zaszła kiedyś dawno, jest kwestią zamkniętą i ma znikomy wpływ
na współcześnie toczące się procesy społeczne. Wzajemne wpływy kultury i ewolucji
są niezwykle ciekawym i dość skomplikowanym zagadnieniem teoretycznym i praktycznym, niemniej ze względów historycznych mówienie o nich może wydawać się wielu antropologom kulturowym nie do przyjęcia (por. np. Richerson, Boyd 2005).
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
216

analizy na pewno zastosowanie SNA (Social Network Analysis) mogłoby
dać ciekawe, poparte wyliczeniami rezultaty. Jednak moi rozmówcy nie
bardzo mieli ochotę brać udział w takich badaniach i udzielać szczegółowych informacji (z podaniem imion i nazwisk osób, które były dla
nich źródłem wiedzy). Jak już pisałam, metoda retrospektywna nie zawsze sprawdza się w takiej sytuacji (Henrich, Broesch 2011), ponieważ
rozmówcy nie zawsze umieją odpowiedzieć na pytanie, skąd się tego
dowiedzieli, często (również ze względu na skojarzenia z działalnością szpiegowską) po prostu nie chcą tego robić. Niemniej, kiedy nie
są naciskani, sami z siebie, często dzielą się tą informacją, szczególnie dobrze zapamiętaną, gdy sytuacja towarzysząca przekazowi wbiła
im się w pamięć albo roślina jest dla nich wyjątkowo ważna. Wtedy
opowiadają historie o tym, jak ją poznali. Rośliny, które znają ze źródeł
pisanych, szczególnie dopóki są tylko nazwą i opisem zastosowania,
zwykle są przez nich wyróżniane, inaczej o nich mówią. Pewnie dobrym rozwiązaniem tego problemu metodologicznego byłoby powiązanie współwystępowania w zielnikach różnych osób taksonów roślin
z relacjami między tymi osobami (por. Salali i in. 2016).
Prezentując rolę poszczególnych kierunków przekazu wiedzy
w tworzeniu zielników mentalnych moich rozmówców, pokażę, jakie
widzę niespójności i paralele z modelem Cavalli-Sforzy i innych (1982).
Tonia: A jeszcze ten pervocvit [pierwiosnek lekarski, Primula veris
L .], wiem, jak on wygląda, żółty taki, ale nie wiem, na co on jest, wiem,
że zdrowy, wiem, gdzie one rosną – to trzeba jechać elektriczką [pociągiem podmiejskim] i za lasami zaczynają już kwitnąć [rozmawiamy pod koniec kwietnia], ale nie wiem na co. No, ale co one leczą?
Słyszę też w telewizorze: pervocvit, pervocvit. Kiedyś nie wiedziałam,
jak one wyglądają, ale już mi pokazali znajomi, jakie one są. Już też
wiem, że trzeba iść tam [pokazuje kierunek na Jaroszenkę], jakby
na krzyżyk [mówi o krzyżu na granicy wsi] i tę Sadową drogę przejechać i tam one są. Rosną u nas, bardzo dużo, całą wielką „plantację”
widziałam. Nawet można by się tam wybrać, parę korzonków wyrwać
i posadzić sobie koło domu. I kwiaty będą, i lecznicze. No tylko nie wiem
na co. Może są mi potrzebne, a może nie, a dowiedzieć się nigdy nie jest
za późno. Wiedza w życiu nikomu nie zaszkodzi.
IK: No tak. A zdarza się pani szukać informacji w książkach?
Iwa Kołodziejska
217

Tonia: No rzadko w książkach. Ja głównie od ludzi. Ktoś coś powiedział... A, mówię pani, najwięcej wszystkiego nauczyła mnie babcia.
Moja babcia. Dawno już jej nie ma...[Tonia M. DW_A0131]
Ten cytat wskazuje na ogromnie ważną, z mojego punktu widzenia, cechę przekazu wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (ale zapewne
nie tylko tu): różne rodzaje przekazu są ważne dla ludzi w różnych momentach życia, ponadto różne przekazy, z różnych okresów życia, się
kumulują.
IV. 4.1. Przekaz poziomy i skośny
Jak pokazywałam w całym podrozdziale IV. 2, w tworzeniu wiedzy
przez moich rozmówców jest dużo innowacyjności, ich zielniki ciągle
się zmieniają, są dostosowywane do aktualnych potrzeb. Tworzenie tej
wiedzy jest wędrówką, buszowaniem, w tym buszowaniem w różnorodnych źródłach (Ingold 2011). Wyraźny udział przekazu poziomego jest
ważną cechą badanych przeze mnie zielników. Wszystkie osoby, z którymi rozmawiałam, wspominały o istotności uczenia się od koleżanek
i kolegów – równolatków. Mówi też o tym w powyższym cytacie Tonia;
to z przekazu poziomego i skośnego dowiedziała się o tym, że pervocvit
[pierwiosnek lekarski, Primula veris L .] jest zdrowy, nie wiedziała, jak
wygląda, ale była ciekawa tej nowej dla siebie rośliny, więc ktoś ze znajomych jej pokazał. Jak wspomniałam, według Hewletta i CavalliSforzy (1986), jak również Victorii Reyes- García i współpracowników
(2009), przekaz poziomy i skośny mogą prowadzić do szybkiego rozprzestrzeniania się nowych elementów kultury i sposobów działania.
Taki sposób przekazu ma być również faworyzowany w warunkach niestabilności sytuacji środowiskowej. Wiele badań wskazuje, że w takich
warunkach jest preferowany właśnie ten rodzaj przekazu, choć nie
musi być on dominujący. Liczebnie dominuje zwykle przekaz pionowy
(Soldati i in. 2015).
Uważam, że w moim terenie duży udział i znaczenie przekazu poziomego wynika przede wszystkim z bliskich kontaktów z równolatkami. Dla moich rozmówców wyjątkowo ważne były osoby z ich własnej kohorty wiekowej, np. z tej samej klasy ze szkoły (zawsze wyraźnie
to podkreślano, choć przecież w tak niedużych miejscowościach zna
się bardzo wiele dzieci spoza własnej klasy, a klasy są często mało
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
218

liczne); uważam to za dość charakterystyczne dla obszaru postradzieckiego. Z osobami w podobnym wieku, czy to ze szkolnej klasy, czy nie,
rozmawia się o ważnych dla siebie sprawach. W związku z tym, że zdobywanie i tworzenie wiedzy o roślinach trwa tu przez całe życie, a zwykle czas zakładania własnego gospodarstwa domowego i pojawienie
się dzieci jest tym momentem, kiedy wiedza o roślinach staje się najbardziej potrzebna i jest na wiele sposobów pozyskiwana, przekaz poziomy jest wśród tych sposobów bardzo ważny. Z kolei dorosłość i zakładanie własnej rodziny wiąże się ze zwiększeniem zapotrzebowania
na wiedzę o roślinach leczniczych.
Według psycholożki rozwojowej Michelle Ann Kline i jej kolegów
te dziedziny wiedzy, których nauka zaczyna się wcześnie, wiążą się
z mniejszą ilością przekazu poziomego. Domeny wiedzy, których się
uczy w młodszym wieku, są częściej związane z przekazem skośnym,
im późnej zdobywana wiedza z jakiejś domeny, tym więcej przekazu
poziomego (Kline, Boyd, Henrich 2013). Zgadza się to z obserwowanymi przeze mnie prawidłowościami dotyczącymi wiedzy o roślinach
leczniczych. Sandrine Gallois wraz z kolegami prowadziła badania
wśród dzieci ze społeczności Baka i doszła do wniosku, że ze względu
na to, iż dzieci w różnym wieku spędzają ze sobą czas, zdobywając pożywienie itp. (subsistence activities), dużo uczą się od siebie nawzajem
i dominuje wśród nich poziomy przekaz wiedzy (2018). Waga znajomości z osobami z własnej kohorty wiekowej wśród moich rozmówców wpływa zapewne na zwiększenie częstości przekazu poziomego.
Wiele przykładów na poziomy przekaz zawarłam w podrozdziałach III.
3 Przykłady z zielników, nici zielnika Haliny i innych z nim powiązanych,
III. 3.1 Roślina uważana za najważniejszą.
Dlatego nie sądzę, by w wypadku mojego terenu badań duży udział
poziomego przekazu wiedzy był związany z reakcją na jakąś szczególną niestabilność sytuacji środowiskowej (por. Soldati i in. 2015).
Oczywiście, że na zielniki mentalne rozmówców ma wpływ peryferyjność państwa (Derluguian 2005) i związane z nią problemy ze służbą zdrowia. Jednak to do pewnego stopnia „stabilna niestabilność”,
z którą mierzy się kolejne pokolenie mieszkańców Podola, dlatego wydaje mi się niewystarczającą przyczyną faworyzowania przekazu poziomego. Michael Mucz przypisuje poczuciu wspólnoty przetrwanie
ukraińskich osadników w Kanadzie: pisze, że dzielili się między sobą
Iwa Kołodziejska
219

nie tylko wiedzą, lecz także domowymi środkami leczniczymi, i łączy
to z podtrzymywaniem zwyczajów i wiejskich sposobów życia ze starego kraju (2012: 230). Sytuacja tuż po migracji oczywiście była okresem
niestabilności, ale ja, podobnie jak Mucz, przypisuję zachowania związane z poziomym przekazem wiedzy stylowi życia, utartym sposobom
zachowania, a nie sytuacji niestabilności.
Ponieważ na Podolu, szczególnie dla kobiet, ważnym okresem, w którym zdobywa się wiedzę o roślinach leczniczych, jest czas, gdy wchodzi
się w związek małżeński i rodzą się pierwsze dzieci, to jest to też moment, gdy ma znaczenie przekaz skośny od powinowatych. Tym bardziej, że często małżeństwu towarzyszy wspólne patrylinearne mieszkanie. O nowych roślinach od teściowej szczególnie dużo dowiadują się
te kobiety, które przenoszą się do innego rodzaju siedliska, np. Oksana,
mieszkając u teściowej w Sarnach, poznała wiele taksonów, których nie
spotkała na Podolu (patrz IV. 2.1 Standaryzacja i różnorodność).
Wiele badaczek wskazuje na to, że do przekazu wiedzy dochodzi
bardzo często w grupach osób tej samej płci (np. Isabel Díaz-Reviriego
i Álvaro Fernández-Llamazares, prowadząc badania w społecznościach Tsimane w Boliwii, zaobserwowali, że przekaz wiedzy dotyczący łowienia ryb zachodzi głównie w grupach o podobnym wieku i tej
samej płci [Díaz-Reviriego, Fernández-Llamazares, Howard, Molina,
Reyes- García 2017]). Również w moich badaniach kobiety często mówią o uczeniu się od kobiet z tej samej kohorty wiekowej, to ich najczęściej się radzą, gdy mają jakiś kłopot, chociaż przekaz wiedzy o roślinach absolutnie nie jest ograniczony do grupy koleżanek. Mężczyzn,
których zielnik poznałam dokładnie, było zaledwie dwóch, ale jeden
z nich bardzo wyraźnie podkreślał istotność dla swojego zielnika mentalnego kontaktów z innym mężczyzną w podobnym wieku.
Wymiana roślin i wiedzy z sąsiadami, a także z innymi, spotkanymi w różnych okolicznościach osobami, w tym specjalistami medycyny oficjalnej, była przeze mnie wielokrotnie obserwowana, jak też
słyszałam o niej w wywiadach i nieformalnych rozmowach. Tak spontanicznie zaczęła opowiadać mi o dzieleniu się roślinami i wiedzą babka
Hala:
Hala: Tutaj sąsiad też chorował. Przyszła jego mama: Halia, daj!
Większość [osób chce] tego shyrokogo lystia [babki zwyczajnej,
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
220

Plantago major L.]. To przychodzą: Halia, daj burkunu [nostrzyka
białego i nostrzyka żółtego, Melilotus albus Medik., Melilotus officinalis (L.) Pall.]. To przychodzą, tutaj mężczyźnie zrobili operację nogi.
On mieszka niedaleko od cerkwi. On ma cukier [podwyższony poziom,
cukrzycę] i jemu coś ze dwa, trzy palce od nogi odcięli. Ale przychodzi
sąsiadka, taka młodziutka – Mila, a burkunu jeszcze nie było, teraz taka
pora, że jeszcze go nie ma: Oj, ciocia Halia! Ja mówię: Co takiego? Oj,
burkunu nie macie? Mówię, a po co ci? Andrei prosił, żeby popytać czy
ktoś nie ma, może dadzą. Jemu powiedzieli, żeby przemywał w burkunie tę ranę. Zaparzyć i w letnim, nie w gorącym, a w letnim. Dałam całe
naręcze. I żółtego, i białego. Miloczka, mówię, nieś, córciu, daj Boże, żeby
jemu pomogło. I on zaczął przemywać i zrobiło się lepiej. Poprawiło się.
Ale nie w gorącym, taki żeby ciut letni był. I herbata też, córciu. Jak zaparzysz herbatę, zrobisz kaszę, czy coś, w żadnym wypadku niczego gorącego do pyska nie bierz. Takie, żeby można było wytrzymać.
IK: Aha.
Hala: Bo jak leżałam w szpitalu, to lekarz mówił: jak pije pani herbatę
i kaszle, suchy kaszel, w żadnym wypadku nie brać gorącego. Ono się
tam wszystko zaparza i nie odchodzi. A weźmiecie takie letnie, co można połknąć i wtedy wszystko do czysta odchodzi i można odkaszlnąć.
I ja teraz tak i wnukom mówię i dzieciom mówię, herbatę, tylko taką,
żeby można było wziąć do pyska. Nie wrzątek, bo są tacy, co zagrzało
się i od razu, a to, to się zaparza. Nie można tak robić. I temperaturę
powoduje. Nie wolno takiego pić, a trzeba letnie, takie, żeby dało się
w ustach trzymać. My zaczęliśmy od tego czasu, jak did [jej mąż, did
Mitia] zachorował, zbierać dużo roślin. [Hala i Dimitr, K ok. 70, M. 78
DW_A0129]
Jak potwierdza powyższy cytat, w trakcie badań spotykałam się
z ogromną chęcią dzielenia się wiedzą i zasobami roślin (przekaz poziomy i skośny). Dotyczyło to zarówno dzielenia się ze mną jako badaczką, a jednocześnie osobą, która może potrzebować jakiejś rośliny
leczniczej lub jadalnej, jak i obserwowanego przeze mnie dzielenia się
między rozmówcami. Może być to powodowane faktem, że prowadziłam badania wśród osób zajmujących się domowym leczeniem.
Niezależnie od tego, czy ktoś miał zielnik gęsty od nici relacji, bogaty
w gatunki czy dużo bardziej pusty, nikt z moich rozmówców nie zarabiał
Iwa Kołodziejska
221

na leczeniu czy sprzedaży roślin leczniczych. Dzielenie się tym, co ma się
w zielniku, łączyło się z relacjami rodzinnymi, koleżeńskimi i sąsiedzkimi, ja też zostałam włączona w tę ciągłą i intensywną wymianę wiedzy.
Autorzy książek, a przede wszystkim osoby piszące do gazet, też byli jej
częścią, chociaż w ich wypadku była to wymiana jednostronna. Ciekawe,
jakby to wyglądało, gdybym prowadziła badania wśród specjalistów –
osób, które żyją z bogactwa swoich zielników mentalnych? Śmiem przypuszczać, że tylko do pewnego stopnia inaczej, że nie spotkałabym się
z silną niechęcią do wymiany wiedzy z innymi specjalistami, z jaką mieli
do czynienia np. Dubost i współpracownicy, prowadząc badania w bardzo odległym kulturowo od Ukrainy Laosie (2019). Wyciągam ten wniosek na podstawie być może niewystarczających doświadczeń – tego,
że dzieliła się ze mną wiedzą Nadeżda – profesjonalna osoba lecząca
z Winnicy – i bardzo jej zależało, by ludzie mogli z takiej wiedzy jak najszerzej korzystać. Równie chętnie dzieliły się ze mną osoby sprzedające
zioła na targach w różnych miastach Ukrainy, podobną funkcję spełniają
kanały w serwisie YouTube, należące do osób leczących.
Na Podolu Wschodnim wiele osób pozyskiwało wiedzę w wieku dorosłym (głównie w wyniku przekazu poziomego i skośnego). Nie zaobserwowałam, by ta wiedza była mniej chętnie przekazywana niż wiedza zdobyta w dzieciństwie (obserwację, że najchętniej przekazywany
jest ten drugi rodzaj wiedzy, poczynili Soldati i inni, prowadząc badania w społecznościach wiejskich w południowo-wschodniej Brazylii
[2015]). Niektórzy z moich rozmówców więcej wiedzy o roślinach zdobyli w życiu dorosłym niż w dzieciństwie i szczodrze się nią dzielą.
IV. 4.2. Przekaz pionowy
Zanim przejdę do opisu klasycznego przekazu pionowego – od rodziców do dzieci, czyli tego, który bardzo często odbywa się w dzieciństwie,
a w późniejszym wieku (upraszczając lekko sprawę) jest zamieniany
przez przekaz skośny i poziomy (Kline i in. 2013), chciałam zwrócić
uwagę na istotny w moim terenie badań przekaz pionowy wstępujący
– mający odwrotny wektor od dorosłych dzieci do rodziców. Nie spotkałam się w literaturze etnobotanicznej z opisem tego rodzaju przekazu
wiedzy o roślinach. Niewątpliwie jest to rodzaj przekazu, który wynika
ze zmienności LEK w moim terenie, tego, że niektórzy ludzie z najstarszego pokolenia nie mieli dobrych warunków do rozwinięcia bogatych
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
222

zielników mentalnych, a teraz im tego brakuje, bądź ich dzieci (w wieku
od trzydziestu pięciu do pięćdziesięciu lat) uważają LEK za ważną i szukają wiedzy o roślinach, a potem przekazują ją rodzicom. Nie jest jednak
tak, że wstępujący przekaz pionowy dotyczy tylko rodziców o ubogich
zielnikach, gdyż ci o bogatych też często pozyskują wiedzę od dzieci.
Różnorodność sieci relacji tworzących indywidualne zielniki powoduje, że potencjalnie każdy dla każdego może być źródłem jakichś ciekawych informacji o roślinach. Zapewne taki przekaz jest też odpowiedzią
na różnego rodzaju zmiany. Ludwinka, mama Witii, ma bardzo bogaty
zielnik, a syn jest dla niej źródłem nowych informacji (choćby przytoczona historia ochanki). Podobnie relacja cioci Lusi z córkami Maią
i Tanią jest źródłem nowej wiedzy dla wszystkich; każda z nich ma bardzo rozbudowany zielnik i przekaz wiedzy idzie między nimi we wszystkich kierunkach. Wielokrotnie od różnych osób słyszałam wypowiedzi
podobne do tego, co powiedziała mi Alina, nauczycielka z Hrisziwców:
Alina: Taak… Mama dużo chorowała, ona ma sporą nadwagę i jej
poradziłam, że berezovi [brzoza brodawkowata i brzoza omszona
(Betula pendula Roth i Betula pubescens Ehrh.)] listki, a nawet pączki
są bardzo dobre. O, można dużo o nich powiedzieć. Na przykład listki
to, co moja mama robi, to ja jej poradziłam i ona mówi: „Alinoczka,
dużo mniejsza opuchlizna, nie tak bardzo puchną już nogi, nie tak ciężko chodzić cały dzień”. Znaczy tak, berezovi listki, zwyczajnie zrywasz
i nawet jak w ciągu dnia, ot gorąco jest, wkładasz skarpetkę, ale najlepiej bawełnianą, z naturalnej tkaniny i tak po prostu wkładasz te listki,
wsuwasz stopę, zakładasz. [K. ok. 40 Hrisziwcy DW_D0239]
Ciocia Lusia z kolei podkreśla, że jej mama, mimo że zbierała rośliny
lekarskie, to nie tak wiele, jak zbiera ona (jej córki również zbierają
bardzo dużo roślin), wiedzę zdobywała już w czasie, gdy miała dzieci.
Lusia: Moja mama też kiedyś zbierała różne roślinki (riznu travychku).
No, ale ona głównie kwiat lypy [lipa, różne gatunki, Tilia spp.], tam
ona różne takie herbatki dla siebie, herbaty pili. I takie leczenie. A ja już
tak, kiedy dzieci rosły, to ja już się stopniowo nauczyłam.
IK: A próbowała pani na sobie, co działa?
Lusia: Tak, co mi dobrze robi, to piję. [K. ok. 60, DW_A0166]
Iwa Kołodziejska
223

IV. 4.3. Uczenie się w dzieciństwie i znaczenie przekazu pionowego
Dzieciństwo jest powszechnie uważane przez badaczy za kluczowy
okres zdobywania wiedzy o roślinach, podkreśla się też wagę przekazu
pionowego w tym okresie życia (Zarger, Stepp 2004). W wypadku mojego terenu wydaje się, że dzieciństwo jest ważne w procesie „zaprzyjaźniania się”, oswajania ze środowiskiem, w którym się żyje (może jest
to typowe dla wszystkich społeczeństw, w których indywidualny zbiór
dzikich roślin nie jest warunkiem przeżycia), ale przekaz wiedzy o wielu roślinach – szczególnie leczniczych – dokonuje się w późniejszych
okresach życia. To, że wiedza o roślinach leczniczych bywa zdobywana
i udoskonalana później, a o roślinach jadalnych dzieci w wieku 12 lat
wiedzą często tyle samo co dorośli, sugerują również Gurven, Kaplan
i Gutierrez (2006) oraz Hill i Hurtado (1996), a pokazują Gallois i współpracownicy (2018). Bywa też, że dzieci mają w zielnikach różne rośliny,
których jako dorośli później nie używają i zapominają o nich albo o ich
zastosowaniach (por. opis dziecięcych zielników w III rozdziale). Piero
Bruschi ze współpracowniczkami sugerują nawet, że dzieci mogą znać
zastosowania lecznicze roślin nieznane dorosłym, podejrzewam jednak, że ten wynik jest najprawdopodobniej efektem zastosowanej
przez badaczy metody, choć oczywiście mogę się mylić (2019). Z moich
obserwacji wynika, że kluczowe znaczenie mają własne zainteresowania i doświadczenia stymulowane tymi zainteresowaniami (wzór przyjaciół, np. na pasjonującej się roślinami Nastii wzoruje się jej koleżanka Masza [nagrania do filmu, maj 2013]), istotny jest też w tym okresie
życia przekaz pionowy od ważnych osób – babcia Nastii, ciotka Andrija
(patrz rozdział III).
Z kolei „Demps i współpracownicy (2012), analizując badania dotyczące przekazu wiedzy, zauważyli, że natura wiedzy determinuje schemat uczenia się, nazwany przez tych autorów »ustrukturyzowanym
wiekowo«. Ich zdaniem konkretna wiedza, podlegająca werbalizacji,
taka jak nazwy roślin leczniczych, jest zwykle przekazywana w dzieciństwie” (za Soldati i in. 2015). Dzieci, zanim osiągną 12 lat, są zwykle już
biegłe w tego rodzaju wiedzy i nie zmienia się ona znacznie w późniejszym wieku (Zarger 2002). Nazwy i to co da się zwerbalizować są przekazywane w dzieciństwie, natomiast wiedza cielesna, awerbalna,
w późniejszych okresach życia, wtedy gdy ta wiedza zaczyna być praktycznie wykorzystywana. Barry S. Hewlett z kolegami na podstawie
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
224

badań w środkowym Kongo argumentują, że w dzieciństwie kluczowe
jest zdobycie podstawowej wiedzy niezbędnej do przetrwania (2011).
Myślę, że to, jaka wiedza przekazywana jest dzieciom, a jaka tworzona przez nie, niezależnie od przekazu od dorosłych, zależy w dużym
stopniu od preferowanych w danym społeczeństwie modeli uczenia.
Jeżeli dominuje model, w którym kładzie się nacisk na to, by dzieci dostawały werbalne instrukcje (jak jest np. w społeczeństwie USA i większości krajów europejskich) i uważa się nazwy za szczególnie istotne,
to jest duże prawdopodobieństwo, że dzieci będą posiadały właśnie
tego rodzaju wiedzę (por. Gaskins, Paradise 2010). Tak o roślinach, które są w sieciach jej zielnika od dzieciństwa, mówi Oksana:
Oksana: Potem dużo chebrecu [macierzanki, Thymus spp.] [używaliśmy]. Bardzo dobrze na włosy, to mama, mówię, póki mama była,
jeszcze kiedy chodziłam do szkoły, my znaliśmy wszystkie te rośliny
(travy), zbieraliśmy też i płukaliśmy włosy, gotowaliśmy ten chebrec
– bardzo dobry. Herbatę z niego można pić, tam miejscami on zakwitł,
takim fioletowym, my wiedzieliśmy ot, tu dużo jego rośnie. (…) Potem
pamiętam, jeszcze taka była roślina, ona też dobra jest na żołądek, ona
wzmacnia go tak, jeśli ktoś miał rozwolnienie, taka ona jak goździk
czerwona i malutka taka, no cztery płateczki, takie malusieńkie. Ale
ja nie pamiętam, jak ona się nazywa. My po narodnomu tak na nią mó110
wiliśmy gvozdichka, a jak się nazywa prawidłowo... taaak... Ale ona
tu rośnie na wzgórzu, to babka też ją zbierała, ona mówiła, że to dobre
na żołądek. Ma wzmacniające właściwości dla żołądka. To ona rośnie
tu [na górze wzgórza nad jej domem] i tam pod lasem na wzgórzu
rośnie. [K. ok. 45, DW_B0182]
Oksana pamięta wiele roślin leczniczych, które zbierała wspólnie
z mamą i babcią. Obecnie nie stosuje żadnej z nich zgodnie z przepisem znanym jej z dzieciństwa, ale w zielniku pozostała pamięć miejsc,
110. Żadna z dwóch roślin o różowo-fioletowych kwiatach, rosnących na wymienionym

przez Oksanę wzgórzu, nie ma czterech płatków. Są dwa taksony lokalne, oba przez niektórych rozmówców nazywane gvozdika i stosowane przy biegunce; są to: centuria pospolita, Centaurium erythraea Rafn, nazywana przez innych rozmówców: tipa dika gvozdika, stodula, centurija, zirochki, [bez nazwy] oraz smółka pospolita, Silene viscaria (L .)
Jess. Inne osoby nazywają ją: gvozdika, dzvenochki, kolokolchyki.
Iwa Kołodziejska
225

w których je zbierała, i zastosowań. Pamięć o tym, że spędzała dużo
czasu na okolicznych wzgórzach i wiedziała, gdzie i kiedy kwitną potrzebne w domu rośliny.
Mam zupełnie odmienne doświadczenie niż Stryamets i jej współpracownicy prowadzący badania porównawcze na ukraińskim
Roztoczu, w republice Komi w Rosji i w Smalandii w Szwecji. Piszą,
że we wszystkich tych miejscach głównie osoby starsze i w średnim
wieku zbierały rośliny jadalne i lecznicze. Podkreślają, że zarówno
w republice Komi, jak i na ukraińskim Roztoczu, mimo że wiedza o roślinach leczniczych jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, to najmłodsza generacja zdaje się tracić nią zainteresowanie (Stryamets,
Elbakidze, Ceuterick, Angelstam, Axelsson 2015). Nigdy nie prowadziłam badań w tym regionie Ukrainy, ale zarówno z mojego materiału
podolskiego (będącego przedmiotem tej analizy), jak i zakarpackiego
wynika, że wiedza o roślinach leczniczych jest bardzo żywa i ważna dla
osób w różnym wieku, w tym najmłodszych. Być może na wynik ich
badań wpływa to, że (jak pokazałam) wiedza o roślinach leczniczych
staje się najważniejsza, gdy już ma się własne gospodarstwo i dzieci,
albo że pytali osoby starsze, które postrzegają najmłodsze pokolenie
jako niezainteresowane. Oczywiście nie mogę też wykluczyć, że sytuacja na Roztoczu jest zupełnie inna niż w regionach, które poznałam.
Wszystkie dzieci, spotkane przeze mnie w różnych momentach badań, deklarowały, że wiedza o roślinach jest czymś ważnym, związanym
z ich tożsamością. Mówiły też o tym, że uczą się od dorosłych; najczęściej wymieniały mamy i babcie, czasem też ciocie, jako źródło wiedzy
o roślinach leczniczych. Nikt nie wymienił mężczyzny, nie padło też
nazwisko nauczyciela biologii, który stara się przekazywać wiedzę o roślinach i ich zastosowaniach. Za to dzieci opowiadały o samodzielnym
eksperymentowaniu, np. próbowaniu owoców drzew rosnących wokół kantory, jak też o tym, że koleżanka lub kolega pokazali im roślinę
przydatną na wianki albo liść, z którego dobrze się strzela. Szczególnie
rośliny używane w czasie zabaw i dzikie rośliny jadalne podlegały przekazowi poziomemu między dziećmi. Zapewne dorośli rzadko uważali
za istotne przekazanie takiej wiedzy dzieciom (a może sami już jej nie
mieli, por. rozdział III.7); dużo istotniejsze może dla nich być pokazanie roślin leczniczych. Dzieje się to w trakcie codziennych interakcji,
np. kiedy dziecko wymaga leczenia. Obserwowałam któregoś razu, jak
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
226

Irina (K. 33) opatrywała skaleczoną piętę swojej siostrzenicy Kristiny
(K. 12). Użyła do tego celu rannika (aloesu drzewiastego, Aloe arborescens Mill.). Podczas całej procedury, mimo że Kristina krzyczała wniebogłosy (trochę z bólu, a trochę ze strachu, bo w tym czasie bardzo nie
lubiła oglądać krwi), Irina opisywała wszystkie czynności, które wykonuje i dawała instrukcje, jak opatrzyć ranę przy użyciu rannika [notatka filmowa sierpień 2013].
Ogromnie ważne jest, z jakimi specjalistami, i mam tu też na myśli osoby zajmujące się domowym leczeniem, zbiorem roślin jadalnych
na potrzeby rodziny czy osoby chętnie opowiadające historie o roślinach, dziecko ma kontakt, kto jest w jego sieci; czy rodzice, dziadkowie
mają wiedzę, którą mogliby przekazać; z kim dzieci spędzają czas, jak
Baka, które dużo czasu spędzają w grupie rówieśniczej (Gallois i in.
2018). Z wielu moich rozmów czy to z dorosłymi, czy dziećmi wynika,
że skośny przekaz ma duże znaczenie. Starsze kobiety często wspominały, że nie uczyły się od matek, bo te nie miały czasu na zbieranie roślin, z kolei znane mi dzieci o szczególnie bogatych zielnikach często
wskazują na ciotki i babcie jako źródło wiedzy, a nie na matki. Henrich
i Broesch zwracają uwagę na oczywistą, ale istotną statystyczną prawidłowość, że zazwyczaj (i tak jest niewątpliwie w modelu wychowania
spotykanym w moim terenie) większość dorosłych spotykanych przez
dzieci nie jest ich rodzicami. Dlatego też z punktu widzenia przystosowania do życia opłaca się dzieciom naśladować i słuchać instrukcji
różnych dorosłych, nie tylko rodziców (przekaz skośny) (2011).
Prowadzi to badaczy do koncepcji dwustopniowego modelu uczenia się. Gdy dzieci są młodsze, uczą się od rodziców i najbliższej rodziny, wraz z wiekiem rozszerzają krąg ważnych dla siebie osób i porównują to, czego nauczyły się w domu, z tym, co robią inni. Jeżeli
zachowania innych dorosłych wydają się lepsze, uczący się je przyjmują (Kline i in. 2013).
IV. 4.4. Nauka przez obserwację
Czy nauka przez obserwację jest wynikiem przekazu poziomego, pionowego lub skośnego – zależnie od tego, kogo się obserwuje, czy raczej
jest indywidualnym sposobem tworzenia wiedzy? Granica jest dość
rozmyta, jednak dla płynności wywodu zdecydowałam się umieścić
rozważania na jej temat w tym miejscu pracy. Informacje o procesie
Iwa Kołodziejska
227

uczenia się przez obserwację bardzo rzadko pojawią się w badaniach
prowadzonych metodą retrospektywną. Moi rozmówcy właściwie nie
opowiadali o tym, że czegoś się nauczyli, patrząc, jak ktoś inny to robi.
Opowiadali o przekazie zwerbalizowanym czy to w postaci słów wypowiedzianych, czy zapisanych, choć na pewno i tym sposobem zdobywali fragmenty zielników mentalnych. Musiało zdarzać się im obserwować zbiór, przygotowywanie czy stosowanie leków roślinnych albo
potraw z dzikich roślin jadalnych. Dość wyjątkowe pod tym względem
były opowieści niektórych moich rozmówczyń o przyrządzaniu jedzenia przez ich matki podczas głodu 1947 roku (rzadziej 1933 – mniej
z nich ten czas pamiętało). Były to obserwacje, które nie owocowały
później własnymi próbami odtworzenia niezbędnych czynności, zdobyciem umiejętności. Niemniej, ze względu na okoliczności, w których
ta wyłącznie obserwacyjna wiedza powstawała, opowieści o wykonywanych przez matki czynnościach były bardzo sugestywne. Na przykład babka Stasia opowiadała o robieniu placków z kwiatów akacii [robinii akacjowej, Robinia pseudoacacia L .]:
Ty wiesz co [z radością w głosie, jakby miała coś bardzo ciekawego
do opowiedzenia], po wojnie w 47 roku był głód, ja nie wiem, tu był,
gdzieś nie było, gdzieś do zachodniej [Ukrainy] nasi jeździli za chlebem tego roku, to w zachodniej szukali. My narwiemy akaciu, same
te kwiatki, tak o z tych rurek [pokazuje zdejmowanie kwiatów z (używając botanicznego języka) osi kwiatostanu], świeżą akację, do wielkiej makutry, tłuczkiem (makohonom) utarłyśmy i piekłyśmy placki i tak jadłyśmy, a jakie dobre to było, jak miałam gdzieś tak lat...
No z 1938 roku jestem, to byłam taka, że już pamiętam. Poszłyśmy, narwałyśmy akacii i łuskamy, a mama roztarła, roztarła, no roztarła tak,
jak ziemniaki się rozciera, to trzeba rozetrzeć, bo grudka w środku jest
[kielich kwiatu], jak wyschnie to nic, ale jak świeże, to trzeba rozcierać, płatki to nic, można by było zgnieść, a to trzeba rozcierać. Kwiat
akacii jest leczniczy, no leczniczy, my głód przeżyłyśmy. [K. 75, babka
Stasia, nagrania do filmu/babcia Stasia (00.15.12)]
Babka Stasia sama nigdy nie ucierała akacii na placki ani ich nie smażyła. Zna ten proces wyłącznie z obserwacji mamy, z czasu, gdy była
dziewięcioletnią dziewczynką.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
228

Soumhya Venkatesan, opisując proces zdobywania umiejętności
tkania mat Korai w stanie Tamilnadu w Indiach, podkreśla, że sama
obserwacja czy naśladownictwo praktyk (practical mimesis) nie wystarczy, by zdobyć umiejętność (2010). Różnica między „lekką”, sprawną
ręką praktyka a „ciężką” adepta (Ingold 2001) polega w dużym stopniu
na zdolności improwizacji i rozwiązywania pojawiających się po drodze problemów. Jeśli praktykujemy coś od dawna, wyrabia nam się
intuicja, dająca możliwość eksperymentowania w zetknięciu ze spotykaną w otoczeniu różnorodnością. Czy będzie to (jak w wypadku
moich badań) różnorodność symptomów choroby i roślin leczniczych
(również ta międzyosobnicza wynikająca z czynników genetycznych
lub środowiskowych; por. opisana wcześniej wielkość blaszki liściowej
i smak ochanki [świetlika, Euphrasia sp.] rosnącej na słońcu i w cieniu), czy (jak w wypadku badań Venkatesan) nierówna grubość włókna
lub pozycja węzła. Inaczej mówiąc, sama obserwacja nie oznacza zdobycia mētis.
Niektórzy badacze sugerują, że nauka przez obserwację to przede
wszystkim dziecięcy sposób uczenia się, który zachodzi najczęściej
w gronie bliskich osób, nierzadko nauka jest swego rodzaju „produktem
ubocznym” życia społecznego (Gaskins, Paradise 2010: 85). Gaskins
i Paradise twierdzą, że w niektórych kulturach są tworzone szczególnie
sprzyjające warunki do nauki przez obserwację i jest ona w nich wyjątkowo ważnym sposobem przekazu wiedzy w każdym wieku (2010:
86). Niewątpliwie mieszkańcy Podola Wschodniego też uczą się w ten
sposób, ale zwykle o tym nie opowiadają i dorośli rzadko tworzą celo111
wo warunki do takiego sposobu uczenia się . Raczej zachęcają dzieci
czy badaczkę do podejmowania prób wykonywania nowych czynności.
Zastanawiające, czy nie dzieje się tak dlatego, że dorośli uważają obserwację za nicnierobienie, proces, o którym nie myśli się świadomie
jako o nauce. Gaskins i Paradise uważają taką sytuację za dość typową dla społeczeństw, w których przywiązuje się dużą wagę do edukacji
111. Zupełnie inaczej miało się to w badaniach Dubosta i współpracowników: ich roz-

mówczynie i rozmówcy deklarowali, że wiedzę ziołoleczniczą zdobywali przez obserwację. Może było tak dlatego, że osoby leczące strzegą pilnie swojej wiedzy przed innymi
przedstawicielami Hmongów (swojej społeczności) i obserwacja jest często jedynym
sposobem pozyskania wiedzy bez ponoszenia wysokich kosztów. Niemniej jednak osoby
uczące się tą metodą nie zostawały profesjonalnymi zielarzami (Dubost i in. 2019).
Iwa Kołodziejska
229

szkolnej (2010: 90). Innym i być może ważniejszym czynnikiem może
być to, że, jak mówi Rebecca Zarger, wiedza o leczeniu i posługiwaniu
się roślinami leczniczymi jest raczej przekazywana przy pomocy instrukcji od osoby dorosłej lub różnego rodzaju wspomagania przez nią
zdobywania doświadczeń i wyciągania wniosków niż przez obserwację
(2010: 344).
IV. 4.5. Autorytet
Ciekawe metodologicznie badanie przeprowadzili Henrich i Broesch
(2011), sprawdzając, kto jest postrzegany jako osoba o większym autorytecie w zakresie TEK. W jego wyniku doszli do wniosku, że im więcej lat formalnej edukacji ma za sobą osoba, tym jest mniej prawdopodobne, że będzie autorytetem w zakresie wiedzy tradycyjnej (TK).
Wyniki moich obserwacji zdają się wskazywać na podobną tendencję:
we wsiach będących wąsko pojętym obszarem moich badań mieszkało
kilka osób, które były agronomami za czasów sowchozu – miały wykształcenie rolnicze lub przyrodnicze. Mimo że same postrzegały się
jako autorytety w dziedzinie wszelkiej wiedzy o roślinach, w tym leczniczych, i posiadały liczne książki o nich, stanowiąc źródło literatury
zielarskiej, nigdy nie zauważyłam, by były traktowane jak autorytety
w kwestii samoleczenia; by to one były tymi osobami, do których się
idzie po radę. Poleca się osoby z dużą praktyką samoleczniczą i bogatymi zielnikami mentalnymi. Dobrym przykładem jest tu historia mojego
spotkania z babką Maszą – emerytowaną agronomką. Została mi polecona na samym początku badań przez osobę, która uznała, że szukam
ludzi z odpowiednim wykształceniem, a nie z wiedzą praktyczną.
Później, w trakcie badań, ani razu nie słyszałam o tym, by ktoś korzystał z jej porady. Babka Masza była zadowolona z mojej wizyty. Uważała
się za właściwą osobę do opowiadania mi o roślinach. Od razu wyciągnęła książkę Popova i zaczęła ją ze mną oglądać, strona po stronie pokazując wszystkie znajdujące się tam rośliny. Niechętnie przyznawała
się do tego, że którejś nie zna, czy z niej nie korzysta – zupełnie inaczej
niż pozostali rozmówcy pokazujący mi swoje książki. Mieli zwykle dość
krytyczny stosunek do nich – często mówili, że jest w nich dużo niepotrzebnych czy nierosnących w okolicy roślin. Wykształcenie, choć
przez samą babkę Maszę odbierane jako coś, co powinno przekonywać sąsiadów do korzystania z jej wiedzy, dla nich nie było kryterium
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
230

podczas szukania porady. Podobnie jest w wypadku książek, których
język jest, do pewnego stopnia, naukowo-techniczny: uogólnione informacje o danej roślinie budzą nieco mniej zaufania, a przede wszystkim systematycznego zainteresowania niż gazety, w których są opisane
konkretne przypadki i porady określonych osób. Uogólnienie, będące
jedną z cech naukowości, niekoniecznie jest dla moich rozmówców
sposobem na uprawomocnienie informacji zawartej w czytanym tekście. Pozycja w społeczności, a nie tylko wiedza danej osoby, wpływa
na to, czy jest ona źródłem wiedzy dla innych (por. Henrich i Broesch
2011). Na przykład Witia – osoba o szczególnie bogatym zielniku mentalnym – nie jest lokalnym rozsadnikiem wiedzy o roślinach; wiąże się to z tym, że jest uważany za osobę specyficzną, trochę dziwną,
ze względu na sposób życia i bycia nie cieszy się dużym szacunkiem
w społeczności.
Na autorytet w dziedzinie wiedzy dotyczącej roślin mogą wpłynąć
działania niezwiązane z nią bezpośrednio. Przykładem niech tu będzie
historia utraty zaufania przez Tonię i jej koleżanki do Natalii Zemnej –
autorki audycji radiowych i telewizyjnych, właścicielki gazety „Zelena
planeta” i firmy Zelena apteka (sieci aptek i firmy produkcyjnej), gdy
ta rozpoczęła karierę polityczną. Wiąże się to z niskim zaufaniem
do polityków i ograniczonym zaufaniem do osób leczących za pieniądze (podających konkretną cenę za usługę).
U dzieci większe niż przeciętne zainteresowanie roślinami zwykle
wiązało się z obecnością znaczącego dorosłego – wnuczka cioci Mili,
Andrij i ciotka zbierająca lecznicze rośliny na sprzedaż, Nastia i babcia z Krasnego – lecząca i zbierająca. Zgadza się to z obserwacjami,
że z wiekiem zmniejsza się udział przekazu pionowego (Garfield Z.H.,
Garfield M.J., Hewlett 2016; Hewlett B.S., Fouts, Boyette, Hewlett B.L .
2011).
Podkreślałam już, że rozmówcy nie traktują swoich książek bezkrytycznie. Lewis, opisując czasopisma czytane przez ukraińskie
osadniczki w Kanadzie, nawiązuje do tego, że autorytet słowa pisanego bierze się z autorytetu Biblii (1990) – na pewno takie powiązanie istniało, czy ma znaczenie i dziś dla moich rozmówców, trudno
mi powiedzieć. Jestem jednak przekonana, że na obniżenie autorytetu wynikającego li tylko z tego, że coś jest napisane i wydrukowane,
wpływa doświadczenie Związku Radzieckiego: kontaktu z oficjalnymi
Iwa Kołodziejska
231

instytucjami państwa, a stopniowo też będzie się zaznaczać świadomość tego, że choć to, co dostępne w internecie, jest tekstem pisanym, nie zawsze warto je traktować jako wiarygodne. Ilustracją niech
będzie informacja napisana na drzwiach stroyinieckiego ambulatorium, że pacjenci z kaszlem powinni wchodzić do środka w maseczkach (zdjęcie sierpień 2013). Nikt nie traktuje jej poważnie i nie stosuje
się do niej. To, po prostu coś, co trzeba napisać i tyle, ale wykonywać,
to już zupełnie inna sprawa...

Fot. 17. Ogłoszenia na drzwiach stroyinieckiej przychodni. Na górze informacja o tym, że osoby
z kaszlem są przyjmowane wyłącznie w maseczkach. Jest to martwy przepis.

Niektórzy autorzy tekstów, szczególnie pojedynczych artykułów
i kolumn w gazetach (niepoświęconych wyłącznie narodnej medycynie, jak „Babushka” czy „ZOZh”) uprawomocniają swój autorytet odpowiednim tytułem (wspominałam o tym w podrozdziale IV.1). Na zdjęciu
poniżej autorami są kandydat (doktor) nauk biologicznych i kandydat
nauk medycznych. Dla Poli – właścicielki tego wycinka – ważna jest
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
232

historia o kminku, to ona ją zaciekawiła, wykształcenie autorów nie
miało takiego znaczenia.

Fot. 18. Artykuł z rubryki „Zelena apteka”, podpis pod tekstem: Grigorij Smyk doktor nauk biologicznych. Wycinek należy do Poli.

IV. 5. Wielość wielostopniowych taktyk tworzenia wiedzy
i jej przekazu
Widać, że rozmówcy stosowali bardzo różnorodne taktyki tworzenia
i przekazu wiedzy; jest to wyraźne zarówno wśród dzieci, jak i doro112
słych . Wszyscy korzystają równie chętnie z przekazu pionowego
(i to o obu wektorach) oraz – szczególnie ważnego w dorosłym życiu –
przekazu skośnego i poziomego. Ich wyjątkowa istotność w dorosłości
112. Używam słowa „taktyki” za Michelem de Certeau, który posługuje się nim, by opisać

praktyki kłusowania po tekście i wiedzy. Taktyka (stosując militarystyczne odniesienia)
charakteryzuje się tym, że „korzysta ze »sposobności« i od nich zależy, nie posiadając
bazy [w przeciwieństwie do strategii, za którymi stoją władza i »własność« – oznaczająca
zwycięstwo miejsca nad czasem], w której mogłaby zdobywać przewagę (…) Ogólnie
mówiąc, taktyka jest sztuką słabego” (2008: 37). Uważam te działania za taktyki, ponieważ odpowiadają na potrzebę chwili, dostosowują się do zastanych warunków, w przeciwieństwie do strategii nie tworzą dyskursu całościowego.
Iwa Kołodziejska
233

nie wyklucza tego, że i dzieci korzystają z tych taktyk przekazu wiedzy.
Victoria Reyes- García, Kathryn Demps, i Sandrine Gallois, opisując
koncepcję wielostopniowej strategii przekazu, odwoływały się do ba113
dań dzieci w różnych społecznościach (2016) . Wskazywały na to,
że dzieci najpierw uczą się od rodziców w przekazie pionowym, ale
szybko zaczynają też korzystać z przekazu skośnego, bo, jak podkreślają Richard McElreath i Pontus Strimling, w populacji jest więcej osób
niebędących rodzicami danego dziecka, niż będących, więc ewolucyjnie wygrywającą strategią jest uczenie się również od tych pierwszych społeczności jest duża różnorodność wiedzy posiadanej przez
poszczególne osoby (2008). Ponadto w wielu społecznościach ważny,
również w dzieciństwie, jest przekaz poziomy w grupie rówieśniczej
(Reyes- García i in. 2016).
Podobne obserwacje mieli: Kline i inni (2013); Schniter ze współpracownikami (2015); Gallois i koledzy (2018). Michelle Ann Kline
podkreśla, że modele ewolucyjne przekazu informacji przewidują,
że w społecznościach o małej wewnętrznej różnorodności kulturowej
i w dziedzinach wiedzy, w których różne kulturowe warianty zachowań
są równie atrakcyjne, będzie dominował przekaz pionowy. Natomiast
tam, gdzie ta różnorodność jest większa, będzie dominować dwustopniowa strategia przekazu wiedzy (Kline i in. 2013). W badaniach kładłam większy nacisk na przyglądanie się LEK dorosłych i bardzo wyraźnie widzę, że również w dorosłości mamy do czynienia ze wszystkimi
trzema rodzajami przekazu. Są momenty w życiu, kiedy któryś z nich
zaczyna dominować, dlatego również można mówić o stopniowalności
przekazu, np. okres zakładania rodziny często jest ważnym momentem
(stopniem wtajemniczenia) większej intensywności zdobywania LEK.
Pojawia się ważna skośna ścieżka przekazu od rodziców współmałżonka. Narodziny dzieci wzmacniają zarówno przekaz pionowy (szczególnie od matek i babek), jak i poziomy od osób będących w podobnej
sytuacji życiowej. Nie prowadziłam systematycznych badań porównujących LEK osób w podobnym wieku, mających i nie mających rodziny.
113. Autorki posługują się terminem strategia, jednak nie robią tego w de certeau’wskim

sensie, a raczej zgodnie ze sposobem stosowania go w naukach biologicznych, gdy
mówi się np. o strategiach ewolucyjnych. Zgodnie z moim rozumieniem: dla Michela
de Certeau strategie ewolucyjne byłyby taktykami – wykazują dużo silniejszy związek
z czasem niż z miejscem, nie stoi za nimi „władza”, są raczej sztuką słabych.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
234

Mogłoby to być bardzo ciekawe porównanie, choć nie byłoby to łatwe
technicznie ze względu na powszechność wstępowania w związek małżeński w moim terenie. Bardzo wyraźnie rysuje się w moich wynikach
wielość taktyk uczenia się. Wiedza o roślinach – szczególnie leczniczych, jest na tyle ważna wśród mieszkańców wsi Podola Wschodniego,
że zdobywa się ją wszelkimi możliwymi metodami; tworzy przez całe
życie – rozmawiając z ludźmi i zadając im pytania (spokrewnionym,
powinowatym, zaprzyjaźnionym czy obcym – pracownikom aptek, lekarkom, sprzedawcom ziół na targu, a także przygodnie spotkanym
osobom, np. współpasażerkom w transporcie publicznym czy innym
pacjentom w szpitalu); obserwując (szczególnie w dzieciństwie); samodzielnie eksperymentując; czytając książki, czasopisma, słuchając
audycji w radiu i czasem oglądając programy w telewizji; a nawet analizując opakowania leków ziołowych w aptece.
Tworzenie wiedzy przebiega w wielowątkowym procesie wypróbowywania i inkorporowania informacji, opartym na wielości taktyk
pozyskiwania wiadomości. Z nici relacji z różnymi źródłami (w tym
z własnym doświadczeniem) tka się całościowy obraz rośliny w zielniku (włączone są weń opowieści i odczucia pochodzące ze wszystkich
zmysłów), dlatego trudno jest jednoznacznie określić reprezentameny
i interpretanty, umożliwiające rozpoznanie danej rośliny w środowisku
lub poza nim (np. na ilustracji).

Iwa Kołodziejska
235

V. Podsumowanie

Praktykowanie lokalnej wiedzy o środowisku (LEK) na Podolu
Wschodnim cechuje bardzo silne zainteresowanie wiedzą o roślinach, widoczne również wśród młodszego pokolenia. Przyczynia się
ono do tego, że moi rozmówcy stosują różnorodne taktyki uczenia się
(etnobiolodzy i psycholodzy ewolucyjni, jako że odwołują się do innego uniwersum pojęciowego, powiedzieliby raczej: strategie [patrz:
przypis 113] – multiple learning strategies za Kline i in. [2013]), a z kolei
ich obecność odzwierciedla (i w wyniku sprzężenia zwrotnego zwiększa) istotność i żywotność tej wiedzy, a tym samym bogactwo zielników mentalnych ludzi tam mieszkających. Podczas badań zarejestrowałam stosowanie 158 lokalnych taksonów roślin. Właściwie wszyscy
starają się zapamiętywać informacje o roślinach, na które natrafią czy
to w rozmowie, czy podczas oglądania telewizji, czy w innych okolicznościach. Można to nazwać elementem ich strategii przetrwania, radzenia sobie z przeciwnościami w obliczu funkcjonowania oficjalnej
służby zdrowia, świadczy o elastyczności (resilience) w radzeniu sobie z codziennością, a głównie tymi jej elementami, które są związane
114
z poruszaniem się w krajobrazie medycznym .
114. W etnobotanice zwraca się niejednokrotnie uwagę na przystosowawczą elastycz-

ność wiedzy i praktyk związanych z roślinami, wskazuje się na to, że TEK (czy LEK, LEP,
ILK – w zależności od tego, którego terminu dana osoba używa) w zmiennych warunkach otoczenia społecznego i naturalnego może dawać szansę na poradzenie sobie,
Iwa Kołodziejska
237

Poszczególne osoby mają w zielnikach różne taksony roślin, które
są dla nich najważniejsze, niemniej właściwie zawsze są to rośliny lecznicze. Nie spotkałam się z tym, by ktoś dorosły uznał za najważniejszą
dla siebie roślinę jadalną. Dzieci jako szczególnie ważne wymieniają
często rośliny z potencjałem tożsamościowotwórczym, są one również ważne dla dorosłych, ale nie najważniejsze. Do pewnego stopnia
wyjątkowa jest tu kalina, która jest zarówno rośliną leczniczą, ozdobną, zakorzenioną w folklorze, jak i tożsamościowotwórczą. Niektóre
kobiety o bogatych zielnikach wybierały ją jako bohaterkę sesji zdjęciowej z najważniejszą rośliną. Oczywiście to, która roślina wysuwa
się na pierwsze miejsce w czyimś zielniku mentalnym, jest zmienne
w czasie. Zarówno w większej skali – różne okresy w życiu, jak i mniejszej – chwilowe fascynacje.
W całej pracy starałam się wskazywać na procesualność i zmienność wiedzy oraz praktyk moich rozmówców. Pokazywałam między
innymi innowacje związane z używaniem książek i zmianami w środowisku, np. pojawienie się korinia (szkarłatki amerykańskiej, Phytolacca
americana L .). LEK dla moich rozmówców jest niewątpliwie tym,
co wspomaga ich radzenie sobie z różnego rodzaju kryzysami, głównie związanymi z funkcjonowaniem państwa; nie odczuwają jeszcze
tak silnie zmian klimatycznych, by szukali w LEK odpowiedzi na nie,
ale ciągłe tworzenie LEK i otwartość na różne źródła wiedzy może się
okazać podłożem do radzenia sobie z nimi, podwaliną ich elastyczności (resilience) (por. Hernández-Morcillo i in. 2014). Ciekawym wynikiem jest wskazanie na przekaz wstępujący pionowy, zapewne obecny
i w innych kontekstach badawczych, ale nie analizowany w żadnych
znanych mi tekstach etnobotanicznych.
Semiotyka Peirce’a nie wydaje mi się w pełni wyjaśniać tego, jak ludzie rozpoznają rośliny, ani nie tłumaczy całościowo procesu inkorporowania wiedzy z tekstów do zielników mentalnych, choć jej zastosowanie rzuca pewne światło na te procesy (por. Sõukand 2010). Niemniej
procesy te odbywają się, moim zdaniem, w dużej mierze na poziomie
pozawerbalnym i nie odwołującym się również do znaków. Mają liczne
znamiona wiedzy ucieleśnionej, a w wielu sytuacjach są wręcz nacechowaną swoistym sprytem mētis.
przystosowanie się do nowych okoliczności (np. Berkes, Folke 2002; Ladio, Lozada 2009;
Ceuterick, Vanderbroek, Pieroni 2011).
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
238

Mogę stwierdzić, że to nie źródło wiedzy determinuje sposób poruszania się w środowisku, ważniejsze są raczej cechy taksonu rośliny
(np. długość kwitnienia) i cel, w jakim jest zbierana. Praktyki zbieracze
są różnorodne – związane ze znajomymi od pokoleń miejscami zbierania („własnymi” garbami – wzgórzami) i znanymi od dzieciństwa taksonami, a także z obserwacją nowych siedlisk, w których osoba przebywa w czasie całego swojego życia. Poszukiwanie nowych taksonów
roślin do zielnika i nieznanych wcześniej informacji o bliskich taksonach odbywa się właściwie bezustannie. Dzieje się to zwykle w znajomych siedliskach. Nie jest też typową ingoldowską wędrówką do celu.
Posiadanie wiedzy i roślin (bogatego zielnika mentalnego) jest ważne
dla bardzo wielu osób w terenie moich badań, zbieranie roślin daje
poczucie sprawczości, radość i zaspokaja potrzebę kolekcjonowania.
Większość osób w poszukiwaniach roślin leczniczych zaczyna
od choroby – problemu, który im doskwiera, więc chcą rozwiązać.
Osoby wyjątkowo zainteresowane tematem mogą rozpocząć poszukiwania taksonów do zielnika mentalnego od rośliny, która ich sama
w sobie zaciekawiła. Ważne jest również szukanie roślin leczących
„nowe choroby”, takie jak np. nadciśnienie i cukrzyca, znajdowanie
informacji o tym, jakie znane taksony roślin są pomocne przy takich
schorzeniach. Przy poszukiwaniu wiadomości w mediach dla większości osób bardziej dostępna jest wiedza zawarta w czasopismach niż
książkach. Jest tak ze względu na ich język – pisany, ale przypominający przekaz oralny, a także na to, że opisywane są tam doświadczenia konkretnych ludzi. Taka indywidualnie sprawdzona wiedza ma dla
wielu osób większy autorytet, niż napisana technicznym językiem
uogólniona wiedza naukowców. Nasuwa się dość oczywiste stwierdzenie, że zapisane czy zobrazowane informacje, żeby były wykorzystywane, muszą być zrozumiałe dla czytającego czy oglądającego, muszą być
ciekawe, potrzebne, a także robić wrażenie wiarygodnych. Wyraźnie
widoczne w analizowanym materiale jest to, jak czytelnicy „kłusują”
po tekście, raczej nie zmieniając siebie pod jego wpływem, a dostosowując to, co czytane, do siebie (de Certeau 2008). Potrzeby zaspokajane przez zielniki mentalne zmieniają się w czasie, dlatego posiadanie książek i czasopism jest kapitałem czy też zasobem, który warto
posiadać, by skorzystać z niego w odpowiednim momencie. Ponadto
książki funkcjonują w sposób stosunkowo statyczny, raczej po prostu
Iwa Kołodziejska
239

się je posiada, natomiast zainteresowani, szczególnie rozmówczynie, wymieniają się numerami czasopism, zdarza się, że spotykają się,
by o nich rozmawiać. Moim zdaniem standaryzacja wiedzy pod wpływem źródeł pisanych przebiega głównie na poziomie języka i dyskursu, a w dużo mniejszym stopniu na poziomie praktyk.
Żeby móc korzystać ze źródeł pisanych, trzeba zapamiętać wiele
nazw. Gros taksonów roślin funkcjonuje równolegle pod co najmniej
dwiema z nazw: ukraińską, rosyjską lub lokalną. Nazwa bywa tym,
co umożliwia komunikację, czyli przekaz wiedzy, dlatego tworzy się
zielniki nasycone nazwami.
Kiedy zaczynałam prowadzić badania, nie było opartych na podobnej metodologii analiz prowadzonych w Ukrainie. Najbliższe temu,
co robiłam, były wówczas prace etnobotaniczek lingwistycznych,
np. współpracującej z Valerią Kolosovą Inny Gorofianiuk. W 2015 roku
Renata Sõukand i Andrea Pieroni – koledzy z „grupy Padise” (zrzeszającej badaczy zajmujących się etnobotaniką w Europie Środkowej
i Wschodniej), z którą od początku dyskutowałam mój projekt badawczy, przeprowadzili krótkie badania porównawcze roślin leczniczych
(medycznych i weterynaryjnych) oraz dzikich roślin jadalnych używanych przez Hucułów na rumuńskiej i ukraińskiej Bukowinie (Sõukand,
Pieroni 2016). Rok później prowadzili badania dotyczące korzystania
z dzikich roślin jadalnych na ukraińskim Polesiu (Pieroni i Sõukand
2018). Ponadto Łukasz Łuczaj wraz z Kingą Stawarczyk, Tomaszem
Kośkiem, Marcinem Pietrasem i Anną Kujawą prowadzili etnobotaniczne badania powrotowe wśród ukraińskojęzycznych mieszkańców
Maramureszu (północna Rumunia) między późną jesienią 2012 a latem 2014 roku (Łuczaj, Stawarczyk, Kosiek, Pietras, Kujawa 2015). To,
co ważne w moim sposobie prowadzenia badań, to wiązanie wyników
z szerszymi procesami zachodzącymi w Ukrainie i świecie, stosunkowo długi czas spędzony w terenie, powroty w różnych porach roku,
co wpłynęło na jakość pozyskiwanych danych, umożliwiło lepsze zrozumienie kontekstu. Za specyficzne i ważne uważam również włączenie w obręb badań wykorzystywania przez rozmówców tekstów pisanych, sposobu włączania do zielników mentalnych pochodzącej z nich
wiedzy. Ważnym wnioskiem jest to, że ludzie nie zawsze wykorzystują
całe swoje zielniki mentalne, ważnym ich elementem jest samo posiadanie – zakonserwowanych bądź rosnących w ogródku roślin i wiedzy
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
240

o nich. Możliwość ich wykorzystania w razie potrzeby, a w odniesieniu do wiedzy może być to nawet za wiele lat, w innym momencie życia, jest ważnym źródłem poczucia sprawczości. Do pewnego stopnia
jest też zapewne wynikiem pasji kolekcjonerskiej, często spotykanej
u zbieraczy chęci posiadania jeszcze tego czy tamtego taksonu.
Wyobrażam sobie, że wyniki moich badań można bardzo różnie interpretować i że np. fakt, że rozmówcy zastępują innymi botanicznymi taksonami taksony, których w rzeczywistości poszukiwali – patrz
historia rostoropshy (ostropestu plamistego, Silybum marianum (L .)
Gaertn.), a później tylko posiadają taką roślinę, lecz z niej nie korzystają, może dla wielu oznaczać ogromne zubożenie LEK moich rozmówców. Ja jestem jak najdalsza od tego rodzaju interpretacji. Uważam,
że kluczowa tu jest, motywowana różnymi czynnikami, potrzeba wchodzenia w interakcję z roślinami, tworzenia bogatych, wielowątkowych
zielników mentalnych. To ona jest zakorzeniona w sposobach życia
danej społeczności, z nich wynika i jednocześnie wpływa na ciągłe
wytwarzanie LEK. Przyglądanie się takim procesom w szerokim kontekście daje możliwość zrozumienia relacji ludzi z ich środowiskiem,
a w efekcie może mieć praktyczne znaczenie, np. dla mądrze i szeroko
rozumianej dbałości o środowisko (celowo unikam słowa ochrona, które w moim odczuciu stawia chroniącego ponad tym, co chroni, czyni
go odrębnym) a tym samym o żyjące w nim ludzkie-zwierzęta. Uważam
również, że nie można zapominać o tym, jak swoją wiedzę i jej wartość
rozumieją sami ją posiadający i czy dla nich np. włączanie źródeł pisanych w proces tworzenia LEK świadczy o jej ubóstwie (por. Makovicky
2010: 77); w wypadku moich rozmówców na pewno tak nie jest.
Nadal jest w tym regionie i innych częściach Ukrainy wiele interesujących tematów do zbadania – zarówno dla badaczy lokalnych, jak
i obcych. Na pewno warto w przyszłości przeprowadzić badania, które
umożliwiłyby odniesienie wyników z regionu, który nazwałam „środkowym na wielu płaszczyznach”, do regionów Ukrainy o innej historii
i florze. Ponadto interesujące może być prześledzenie, kto i jak korzysta
z coraz większej liczby stron internetowych i kanałów na YouTubie poświęconych narodnej medycynie. Wywołana wojną na wschodzie kraju
większa mobilność ludzkich aktorów (zarówno przymusowa, jak i dobrowolna, wewnątrz państwa i poza jego granicami), wpływa zapewne
na procesy tworzenia LEK i sposoby codziennego z niej korzystania.
Iwa Kołodziejska
241

Przyjrzenie się tym procesom może mieć zarówno praktyczne znaczenie dla migrujących, jak i wskazać na elementy budowania swojego
miejsca w nowym środowisku społecznym i przyrodniczym. Ze względu na silny tożsamościowotwórczy aspekt LEK może ona być odbiciem
wywołanych wojną działań związanych z budowaniem ukraińskiej tożsamości. To tylko kilka potencjalnych kierunków badań blisko powiązanych z kwestiami omawianymi w tej pracy.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
242

VI. Bibliografia

Anderson, E.N. (2012). Tales Best Told out of School: Traditional LifeSkills Education Meets Modern Science Education. In: H. Kopnina
(ed.), Anthropology of Environmental Education (p. 41–64). New York:
Nova Science Publishers.
Atran, S. (1998). http://jeannicod.ccsd.cnrs.fr/ijn_00000109/fr/
http://jeannicod.ccsd.cnrs.fr/ijn_00000109/fr/ehavioral and Brain
Sciences, 21 (4), 547–609. doi:10.1017/s0140525x98001277.
Atran, S. (1998). Folk biology and the anthropology of science: Cognitive universals and cultural particulars. Behavioral and Brain Sciences, 21 (4), 547–609. doi:10.1017/s0140525x98001277.
Atran, S. & Medin, D. (2008). The Native Mind and the Cultural Construction of Nature. Cambridge (Massachusetts, USA), London: a Bradford
Book, The MIT Press.
Babai, D. & Molnar, Z. (2016). Species-rich Mountain Grasslands
Through the Eyes of the Farmer: Flora, Species Composition, and
Extensive Grassland Management. Marator, 21, 147–169, Pozyskano
z http://marator.muzeultaranuluiroman.ro/archive/marator-21-2016
[dostęp: 15.04.2017].
Baines, K. (2018). But are they actually healthier? Challenging the
health/wellness divide through the ethnography of embodied ecological heritage. Medicine Anthropology Theory, 5 (5), 5–29. doi:
10.17157/mat.5.5.461.

Iwa Kołodziejska
243

Baines, K. & Zarger, r.K. (2012). Circles of Value: Integrating Maya Environmental Knowledge Into Belizean Schools. In: H. Kopnina (ed.),
Anthropology of Environmental Education (p. 65–86). New York: Nova
Science Publishers.
Baldy, A . (2007). Przyczynek do Ch.S. Peirce’a koncepcji znaku. Studia
Philosophiae Christianae, 43 (2): 119–131.
Banchiamlak, N.T. & Young-Dong, K. (2019). Ethnobotanical study
of medicinal plants in the Hawassa Zuria District, Sidama zone,
Southern Ethiopia. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine,
15 (25). doi: 10.1186/s13002-019-0302-7.
Bazylevych, M. (2009). “ Who is Responsible for Our Health?” Changing Concepts of State and the Individual in Post-Soviet Ukraine. Anthropology of East Europe Review, 27 (1), 65–75.
Berkes, F., & Folke, C. (2002). Back to the future: ecosystem dynamics
and local knowledge. In: L .H. Gunderson, & C.S. Holling (eds.), Panarchy. Understanding transformations in human and natural systems
(p. 121–146). Washington, Covelo, London: Island Press.
Berlin, B., Breedlove, D.E., & Raven, P.H. (1968). Covert Categories and
Folk Taxonomies. American Anthropologist, New Series, 70(2), 290–
299.
Bilaniuk, L . (2005). Contested tounges. Language politics and Cultural
Correction in Ukraine. Ithaca & London: Cornell University Press.
Bilaniuk, L . (2012). Рок зроБлений в Україні: мовна політика в сфері
популярної музики [Rock wyprodukowany w Ukrainie: polityka
językowa w sferze muzyki popularnej]. W: B. Azhniuk (red.), Екологія
мови і мовна політика в сучасному суспільстві [Ekologia języka
i polityka językowa we współczesnym społeczeństwie] (s. 128–146).
Kijów: Dmytro Buraho Publishers.
Binde, P. (2001). Nature in Roman Catholic Tradition. Anthropological
Quarterly, 74(1), 15–27.
Boas, M. (1962). The Scientific Renaissance, 1450–1630. New York: Harper & Brothers.
Boltarovych, Z. (2014). Ukraiinska narodna medycyna. Istoriia i praktyka. Audiobook, „ Audioknyga.UA”, https://www.youtube.com/
watch?v=d7WHyt4P_to [dostęp: 20.10.2018].
Bonneuil, C. (2002). The manufacture of species: Kew Gardens, the
empire and the standardisation of taxonomic practices in late 19th
century botany. In: M.-N. Bourguet, C. Licoppe, & O. Sibum (eds.), Instruments, travel and science. Itineraries of precision from the 17th to the
20th century (p. 189–215). London & New York: Routledge.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
244

Boyette, A .H. (2013). Social learning during middle childhood among Aka
foragers and Ngandu farmers of the Central African Republic, dysertacja
doktorska, Vancouver: Washington State University.
Bruschi, P., Sugni, M., Moretti, A ., Signorini, M. A ., & Fico, G. (2019).
Children’s versus adult’s knowledge of medicinal plants: an ethnobotanical study in Tremezzina (Como, Lombardy, Italy). Revista Brasileira de Farmacognosia, 29, 644–655. doi: 10.1016/j.bjp.2019.04.009.
Bulakh, T. (2017). Made in Ukraine Consumer citizenship during EuroMaidan transformations. In: A . Polese, J. Morris, E. Pawłusz, O. Seliverstova (eds.), Identity and Nation Building in Everyday Post-Socialist
Life (p. 73–90). London & New York: Routlege.
Bussmann, r., Paniagua-Zambrana, N.Y., Hart, r.E. at al. (2018). Research Methods Leading to a Perception of Knowledge Loss– One
Century of Plant Use Documentation Among the Chácobo in Bolivia.
Economic Botany 72(81), 81–93. doi: 10.1007/s12231-018-9401-y.
Caldwell, M.L . (2011). Dacha Idylls Living Organically in Russia’s Countryside. Berkeley, Los Angeles, London: University of California Press.
Cavalli-Sforza, L .L , Feldman, M.W., Chen, K.H., & Dornbusch, S.M.
(1982). Theory and observation in cultural transmission. Science, 18,
19–27.
Cavalli-Sforza, L .L . & Feldman, M. (1981). Cultural Transmission and
Evolution. Princeton: Princeton University Press.
Chervona kniga Allium. (2009). Pozyskano z http://redbook-flora.land.
kiev.ua/60.html [dostęp: 4.03.2019].
Chervona kniga Galanthus. (2009). Pozyskano z http://redbook-flora.
land.kiev.ua/63.html [dostęp: 4.03.2019].
Ceuterick, M., Vanderbroek, I., & Pieroni, A . (2011). Resilience of Andean urban ethnobotanies: a comparison of medicinal plant use among
Bolivian and Peruvian migrants in the United Kingdom and in their
countries of origin. Journal of Ethnopharmacology, 14, 136 (1), 27–54.
doi: 10.1016/j.jep.2011.03.038.
Cruz- Garcia, G.S. & Howard, P.L . (2013). ‘I used to be ashamed’. The influence of an educational program on tribal and non-tribal children’s
knowledge and valuation of wild food plants. Learning and Individual differences. Journal of Psychology and Education, 27, 234–240. doi:
10.1016/j.lindif.2013.03.001.
Daly, L . & Shepard, G. (2019). Magic Darts and Messenger Molecules:
Toward a Phytoethnography of Indigenous Amazonia. Anthropology
Today 35 (2), 13–17. doi.org/10.1111/1467-8322.12494.
Das, V. (2015). Affliction. Health, Disease, Poverty. New York: Fordham
University Press.
Iwa Kołodziejska
245

Dashiyev, D. (1999). Experiences with Comparative Studies of Tibetan
Medical Formulae. Ayur Vijnana Vol. 6. Kalimpong: International Trust
for Traditional Medicine ITTM, p. 10–16.
de Certeau, M. (2008). Wynaleźć codzienność. Sztuki działania (przeł. K.
Thiel-Jańczuk). Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Demps, K., Zorondo-Rodríguez, F., García, C., & Reyes- García, V. (2012).
Social learning across the life cycle: cultural knowledge acquisition
for honey collection among the Jenu Kuruba, India. Evolution of Human Behavior, 33, 460–470. doi: 10.1016/j.evolhumbehav.2011.12.008
Derluguian, G. (2005). Bourdieu’s Secret Admirer in the Caucasus.
A World-System Biography. London & Chicago: The University of Chicago Press.
Descola, F. (2014). All too human (still). A Comment on Eduardo Kohn’s
How Forests Think. Hau: Journal of Ethnographic Theory, 4 (2), 267–
273. doi: 10.14318/hau4.2.015.
DeSoucey, M. (2010). Gastronationalism: Food Traditions and Authenticity Politics in the European Union. American Sociological Review, 75
(3), 432–455. doi: 10.1177/0003122410372226.
Díaz-Reviriego, I., Fernández-Llamazares, Á ., Howard, P.L ., Molina,
J.L ., & Reyes- García, V. (2017). Fishing in the Amazonian Forest:
a Gendered Social Network Puzzle. Society and Natural Resources, 30
(6), 690–706. 10.1080/08941920.2016.1257079.
Downey, G. (2010). “Practice without theory”: a neuroanthropological
perspective on embodied learning. In: T.H.J. Marchand (ed.), Making Knowledge: Explorations of the Indissoluble Relation Between Mind,
Body and Environment (p. 21–38). Oxford: Wiley-Blackwell, Royal Anthropological Institute.
Dubost, J.M., Phakeovilay, Ch., Her, Ch. et al. (2019). Hmong herbal
medicine and herbalists in Lao PDR: pharmacopeia and knowledge
transmission. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 15 (27). doi:
10.1186/s13002-019-0307-2.
Dutfield, G. (2001). TRIPS -related aspects of traditional knowledge,
Case Western Reserve. Journal of International Law, 33 (2), 233–75.
Pozyskano z https://scholarlycommons.law.case.edu/jil/vol33/iss2/4
[dostęp: 3.04.2019].
Ellen, r. (2006). The categorical impulse: essays in the anthropology
of classifying behaviour. Oxford: Berghahn.
Ellen, r. & Reason, D. (eds.) (1979). Classifications in their social context.
London: Academic Press.
Etkin, N. (2007). Edible Medicines: An Ethnopharmacology of Food. Tucson: The University of Arizona Press.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
246

Fara, P. (2004). The Story of Carl Linnaeus and Joseph Banks. Sex, Botany
and Empire. Cambridge: Icon Books Ltd.
Ferreira Júnior, W.S., de Oliveira Campos, L .Z., Pieroni, A . et al. (2015).
Biological and Cultural Bases of the Use of Medicinal and Food
Plants. In: U.P. Alquequerque, P.M. de Madeiros, A . Casas (eds.),
Evolutionary Biology (p. 175–184). Cham: Springer. doi: 10.1007/9783-319-19917-7_13.
Frazão-Moreira, A . & Carvalho, A .M. (2014). When The Young Think
That Every Plant Is Parsley! Social Variability of Ethno-Botanical
Knowledge and Plant Categorization in Two Rural Areas In Portugal.
In: C. Casanova & S. Frias (eds.), Memórias - Número Especial Dedicado à Antropologia do Ambiente / Special Issue on Environmental Anthropology (p. 58–68). Lisboa: Sociedade de Geografia de Lisboa.
Frazão-Moreira, A ., Carvalho, A .M. & Martins, M.E. (2009). Local ecological knowledge also ‘comes from books’: Cultural change, landscape transformation and conservation of biodiversity in two protected areas in Portugal. Anthropological Notebooks, 15(1), 27–36.
Gabriel, C. (2005). Healthy Russian Food is Not-for-Profit. Michigan
Discussions in Anthropology special issue Subsistence and Sustenance,
15 (1), 183–222.
Gallois, S., Duda, r. & Reyes- García, V. (2017). Local ecological knowledge among Baka children: a case of “children’s culture”?. Journal
of Ethnobiology, 37(1), 60–80.
Gallois, S., Duda, r., Hewlett, B. & Reyes- García, V. (2015). Children’s
daily activities and knowledge acquisition: a case study among the
Baka from southeastern Cameroon. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 11 (86). doi: 10.1186/s13002-015-0072-9.
Gallois, S., Lubbers, M.J., Hewlett, B., Reyes- García, V. (2018). Social
Networks and Knowledge Transmission Strategies among Baka Children, Southeastern Cameroon. Human Nature, 29 (4), 442-463. doi:
10.1007/s12110-018-9328-0
Garfield, Z.H., Garfield, M.J. & Hewlett, B.S. (2016). A cross-cultural
analysis of hunter-gatherer social learning. In: B.S. Hewlett & H. Terashima (eds.), Social learning and innovation in contemporary huntergatherers: Evolutionary and ethnographic perspectives (p. 19–34). Tokyo: Springer Japan.
Gaskins, S. & Paradise, r. (2010). Learning through observation in daily life. In: D.F. Lancy, J. Bock & S. Gaskins (eds.), The anthropology
of learning in childhood (p. 85–111). Lanham: Rowman and Littlefield.

Iwa Kołodziejska
247

Geertz, C. (2005 a). Wiedza lokalna. Dalsze eseje z zakresu antropologii
interpretatywnej (przeł. D. Wolska). Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Geertz, C. (2005). Interpretacja kultur. Wybrane eseje (przeł. M.M. Pie­
chaczek). Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Gilbert, S., Sapp, J. & Tauber, A .I. (2012). A symbiotic way of life: we have
never been individuals. The Quarterly Review of Biology, 87 (4), 325–41.
Gorofianiuk, I. (2009). Ґендерні відношення в ботанічній лексиці
(на матеріалі центральноподільських говірок) [Odniesienia
genderowe w leksyce botanicznej (na podstawie subdialektów
ze Środkowego Podola)]. In: A .M. Popivskii (red.), Дослідження
з лексикології і граматики української мови [Badania leksykologii i gramatyki języka ukraińskiego], prace naukowe Państwowego
Uniwersytetu Dniepropietrowskiego im. Olesia Gonczara (s. 52–61.).
Dniepropietrowsk: Porogi.
Gorofianiuk, I. (sine anno). Ботанічна Лексика Крізь Призму
Антропометричності (На Матеріалі Центральноподільських Говірок
[Leksyka botaniczna w kontekście antropometrii (oparte na tekstach
w subdialektach ze Środkowego Podola)], УДК 811.161.2’282.2(477.44).
Jest 7 wersji tego artykułu dostępnych na portalu Academia.edu, nie
wszystkie zawierają informację o Bidens tripartita, Strona Academii,
na której jest wersja, z której korzystałam: https://www.academia.
edu/6833168 [dostęp: 1.01.2019].
Gosudarstvennaja Farmakopeja Rossijskoj Federacii, tom IV. (2018).
Wydanie XIV, Ministerstvo Zdravoohrannieniia Rossijskoj Federacii, Moskwa. Pozyskano z http://resource.rucml.ru/feml/pharmacopia/14_4/HTML/687/index.html, [dostęp: 23.07.2019].
Grasser, S., Schunko, Ch. & Vogl, Ch.R. (2016). Children as ethnobotanists: Methods and local impact of a participatory research project
with children on wild plant gathering in the Grosses Walsertal Biosphere Reserve, Austria. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine,
12(46). doi: 10.1186/s13002-016-0119-6.
Griffin, J.P. (2004). Venetian treacle and the foundation of medicines
regulation. British Journal of Clinical Pharmacology, 58 (3), 317–325.
Gurven, M., Kaplan, H. & Gutierrez, M. (2006). How long does it take
to become a proficient hunter? Implications for the evolution of extended development and long life span. Journal of Human Evolution,
51 (5), 454–470. doi: 10.1016/j.jhevol.2006.05.003.
Hamilton, A .C. (2004). Medicinal plants, conservation and livelihoods. Biodiversity and Conservation, 13(8) 1477–1517. doi: 10.1023/B:B
IOC.0000021333.23413.42.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
248

Hammersley, M. & Atkinson, P. (2000). Metody badań terenowych (przeł.
S. Dymczyk). Poznań: Zysk i S -ka.
Haraway, D. (1988). Situated knowledges: The science question in feminism and the privilege of partial perspective. Feminist Studies, 14 (3),
575–599. doi.org/10.2307/3178066.
Haraway, D. (2008). When Species Meet. Mineapolis and London: University of Minesota Press.
Harris, D.R. (1989). The evolutionary continuum of people–plant interactions. In: D.R. Harris, G.C. Hillman, (eds.), Foraging and farming:
The evolution of plant exploitation (p. 11–26). London: Unwin Hyman.
Haselmair, R, Pirker, H., Kuhn, E., & Vogl, Ch.R. (2014). Personal networks: a tool for gaining insight into the transmission of knowledge
about food and medicinal plants among Tyrolean (Austrian) migrants in Australia, Brazil and Peru. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 10:1. doi:10.1186/1746-4269-10-1.
Hastrup, K. (2008). Droga do antropologii. Między doświadczeniem
a teorią (przeł. E. Klekot). Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu
Jagiellońskiego.
Henrich, J. & Broesch, J. (2011). On the nature of cultural transmission
networks: evidence from Fijian villages for adaptive learning biases.
Philosophical Transactions of the Royal Society B: Biological Sciences,
366, 1139–1148. doi.org/10.1098/rstb.2010.0323.
Hernández-Morcillo, M., Hoberg, J., Oteros-Rozas, E. et al. (2014). Traditional ecological knowledge in Europe: Status quo and insights for the
environmental policy agenda. Environment: Science and Policy for Sustainable Development, 56 (1), 3-17. doi: 10.1080/00139157.2014.861673.
Herzfeld, M. (2007). Zażyłość kulturowa: poetyka społeczna w państwie
narodowym (przeł. M. Buchowski). Kraków: Wydawnictwa Uniwersytetu Jagielońskiego.
Hewlett, B.S. & Cavalli-Sforza, L .L . (1986). Cultural Transmission
Among Aka Pygmies. American Anthropologist, 88 (4), 922–934.
Hewlett, B.S., Fouts, H.N., Boyette, A .H., & Hewlett, B.L . (2011). Social
Learning among Congo Basin Hunter-gatherers. Philosophical Transactions of the Royal Society B: Biological Sciences, 366, 1168–1178. doi:
10.1098/rstb.2010.0373 PMID: 21357239.
Hey, J. (2006). On the failure of modern species concepts. TRENDS
in Ecology and Evolution, 21 (8), 447–450.
Hill, K.R. & Hurtado, A .M. (1996). Ache life history: The ecology and demography of a foraging people. Hawthorne (New York): Aldine.

Iwa Kołodziejska
249

Hormela, L . & Southworth, C. (2006). Eastward bound: a Case Study
of Post-Soviet Labour Migration from a Rural Ukrainian Town. Europe-Asia Review, 58 (4), 603–623. doi: 10.1080/09668130600652175.
Horolets, A . (2016). Badacz jako gość. Przegląd Socjologii Jakościowej,
XII (3), 54–69.
Howard, P. (ed.). (2003). Women & Plants: Gender Relations In Biodiversity Management & Conservation. London: Zed Books.
Hörbst, V., & Krause, K. (2004). On the Move: Die Globalisierungsdebatte in der Medizinethnologie. Curare, 27 (1 & 2), 41–60.
Hörbst, V., & Wolf, A . (2014). ARVs and ARTs: Medicoscapes and the
Unequal Placemaking for Biomedical Treatments in sub-Saharan
Africa. Medical Anthropology Quarterly, 28 (2), 182–202. doi: 10.1111/
maq.12091.
Hryciuk, r.E. (2008). Od córki do profesjonalistki. Obserwacja
uczestnicząca w antropologii: dylematy, ograniczenia i zaskoczenia na przykładzie badań terenowych w mieście Meksyk. In: B.
Jakubowska i T. Wiślicz (red.), Obserwacja uczestnicząca w badaniach
historycznych (s. 53–74). Zabrze: Inforteditions.
Hsu, E. (2012). Medical Anthropology in Europe quo vadis? Anthropology & Medicine, Special Issue: Medical Anthropology in Europe: Shaping the Field, 19 (1), 51–61. doi: 10.1080/13648470.2012.660473.
Hsu, E. (2008). Medical Pluralism. In: K. Heggenhougen & S. Quah
(eds.), International Encyclopedia of Public Health, Vol. 4 (p. 316–321).
San Diego: San Diego Academic Press.
Humphrey, C. (2010). Koniec radzieckiego życia. Ekonomie życia codziennego po socjalizmie (przeł. A . Halemba). Kęty: Wydawnictwo
Marek Derewiecki.
Ihde, D. & Malafouris, L . (2018). Homo faber Revisited: Postphenomenology and Material Entanglement Theory. Philosophy and Technology, 32, 195–214. doi: 10.1007/s13347-018-0321-7.
Ingold, T. (2001). Beyond art and technology: the anthropology of skill.
In: M.B. Schiffer (ed.), Anthropological perspectives on technology (s.
17–31). Albuquerque: University of New Mexico Press.
Ingold, T. (2002). The Perception of the Environment: Essays on Livelihood, Dwelling and Skill. London & New York: Routledge.
Ingold, T. (2006). Up, across and along. In: E. Näripea, V. Sarapik, &
J. Tomberg (eds.), PLACE and LOCATION. Studies in environmental
aesthetics and semiotics Vol. V (p. 21–36). Tallinn: Estonian Academy
of Arts.
Ingold, T. (2011). Being Alive: Essays on Movement Knowledge and Description. Abingdon & New York: Routledge.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
250

Ingold, T. (2013). ‘Prospect’. In: T. Ingold & G. Palsson (eds.), Biosocial
becomings: integrating social and biological anthropology (p. 1–21).
Cambridge: Cambridge University Press.
Ingold, T. (2013a). Anthropology Beyond Humanity. Suomen Antropologi: Journal of the Finnish Anthropological Society, 38 (3), 5–23.
Jelonek, A . (2010). Jak zarobitky kształtują więzi krewniacze w transnarodowych rodzinach bojkowskich. W: M. Zowczak (red.), Na pograniczu „nowej Europy”. Polsko-ukraińskie sąsiedztwo (s. 205–214).
Warszawa: Wydawnictwo DiG.
Jernigan, K. (2012). Plants with histories: the changing ethnobotany
of Iquito speakers of the Peruvian Amazon. Economic Botany, 66 (1),
46–59.
Kirschner, J. & Štěpánek, J. (2011). Typification of Leontodon taraxacum L . (≡ Taraxacum officinale F.H. Wigg.) and the generic name
Taraxacum: a review and a new typification proposal. Taxon, 60 (1),
216–220.
Klekot, E. (2018). Mētis – wiedza asystemowa. Teksty Drugie. Teoria literatury, krytyka, interpretacja, 2018 (1), 79–89.
Klekot, E. (2021). Kłopoty ze sztuką ludową. Gdańsk: słowo/obraz/terytoria, Fundacja Terytoria Książki.
Kline, M. A ., Boyd, r. & Henrich J. (2013). Teaching and the life history
of cultural transmission in Fijian villages. Human Nature, 24 (4), 351–
374.
Kobiv, Yu. (2004). Slovnyk Ukraiinskyh Naukovyh i Narodnyh Nazv Sudynnyh Roslyn. Kyiv: Naukova Dumka.
Kodeks etyczny International Society of Ethnobiology. (2006). International Society of Ethnobiology Code of Ethics (with 2008 additions). Pozyskano z http://ethnobiology.net/code-of-ethics/ [dostęp:
31.12.2018].
Kohn, E. (2013). How the forest thinks. Toward an Anthropology Beyond
the Human. Berkeley, Los Angeles, London: University of California
Press.
Kołodziejska, I., & Kujawska, M. (2020). The Edibility Approach,
Chemical Ecology and Relationality. Methodological and Ethnobotanical Contributions. Ethnologia Polona, 41. doi: 10.23858/
ethp.2020.41.2009.
Kołodziejska-Degórska, I. (2011). Rośliny bez nazwy, rośliny o wielu
nazwach – o wiedzy etnobotanicznej mieszkańców polskich wsi
na Bukowinie Rumuńskiej. Etnobiologia Polska, 1, 43–55.

Iwa Kołodziejska
251

Kołodziejska-Degórska, I. (2012). Mental herbals – a context-sensitive
way of looking at local ethnobotanical knowledge: examples from
Bukovina (Romania). Trames, 16 (66/61), 3, 287–301.
Kołodziejska-Degórska, I. (2016). Patients’ webs of relations in the
medical landscapes of Central Ukraine. Anthropology & Medicine, 23
(2), 155–171. doi: 10.1080/13648470.2016.1180583.
Kozłowska, W., Wagner Ch., Moore E.M. et al. (2018). Botanical Provenance of Traditional Medicines From Carpathian Mountains at the
Ukrainian-Polish Border. Frontiers in Pharmacology, 9 (Article 295).
doi: 10.3389/fphar.2018.00295.
Kujawska, M. (2013). Ziołolecznictwo w medycynie komplementarnej
Polonii argentyńskiej z prowincji Misiones. Studium
���������������������������
z zakresu etnobotaniki medycznej. Praca doktorska UAM Poznań.
Kujawska, M. (2015). Afrodyzjaki dla mężczyzn, środki antykoncepcyjne dla kobiet – na marginesie badań nad ziołolecznictwem wśród
imigrantów paragwajskich mieszkających w Misiones w Argentynie.
Etnobiologia Polska, 5, 51–66.
Kuzemko, A . A ., Becker, T., Didukh, Y.P. et al. (2014). Dry grassland vegetation of Central Podolia (Ukraine) – a preliminary overview of its
syntaxonomy, ecology and biodiversity. Tuexenia, 34, 391–430. doi:
10.14471/2014.34.020.
Kychak, O. (2012). Trudova Mihraciia Ukrayinciv Zakarpattia na pochatku XXI stolittia ta yiyi kulturno-pobutovi naslidky [Migracja zarobkowa
Ukraińców z Zakarpacia na początku XXI wieku i jej kulturowo-bytowe konsekwencje]. Uzhhorod: Vydavnyctvo Grazhda.
Ladio, A .H. & Lozada, M. (2009). Human ecology, ethnobotany and traditional practices in rural populations inhabiting the Monte region:
Resilience and ecological knowledge. Journal of Arid Environments,
73, 222–227. doi: 10.1016/j.jaridenv.2008.02.006.
Latour, B. (2009). Polityka natury. Warszawa: Wydawnictwo Krytyki
Politycznej.
Latour, B. (2010). Splatając na nowo to, co społeczne. Wprowadzenie
do teorii aktora-sieci. Warszawa: Universitas.
Leonti, M. (2011). The future is written: impact of scripts on the cognition, selection, knowledge and transmission of medicinal plant use
and its implications for ethnobotany and ethnopharmacology. Journal of Ethnopharmacology, 134, 542–555. doi: 10.1016/j.jep.2011.01.017.
Leonti, M. (2014). Herbal teas and the continuum of the food-medicine complex: Field methods, contextualisation and cultural consensus. Journal of Ethnopharmacology, 151(2), 1028–30. doi: 10.1016/j.
jep.2013.12.015.
Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
252

Lescureux, N. (2006). Towards the necessity of a new interactive approach integrating ethnology, ecology and ethology in the study
of the relationship between Kyrgyz stockbreeders and wolves. Social
Science Information, 45 (3), 463–478. doi: 10.1177/0539018406066536.
Levi-Strauss, C. (1969). Myśl nieoswojona (przeł. A . Zajączkowski).
Warszawa: PWN.
Lewis, N.L . (1990). Goose Grease and Turpentine: Mother Treatsthe
Family’s Illnesses. Prairie Forum, 15 (01), 67–84.
Lindbladh, J. (2012). Coming to Terms with the Soviet Myth of Heroism
Twenty-five Years After the Chernobyl’ Nuclear Disaster: An Interpretation of Aleksandr Mindadze’s Existential Action Movie Innocent
Saturday. Anthropology of East Europe Review, 30 (1), 113–126.
Libera, Z. (2003). Znachor w tradycjach ludowych i popularnych XIX–
XX wieku. Wrocław: Towarzystwo Przyjaciół Ossolineum.
Lipinsky, V.M., Diachuk, V. A . & Babichenko, V.M. (red.) (2003). Klimat
Ukrainy, Kyiv: Vyd-vo Rayevs’kogo.
Lozada, M., Ladio, A ., & Weigandt, M. (2006). Cultural transmission
of ethnobotanical knowledge in a rural community of north western
Patagonia, Argentina. Economic Botany, 60(4), 374–385. http://www.
jstor.org/stable/4257144 [dostęp: 11.03.2019].
Łuczaj, Ł . (2008). Problemy taksonomiczne w polskich badaniach etnobotanicznych. Lud, 92, 43–64.
Łuczaj, Ł . (2008a). Archival data on wild food plants used in Poland in 1948. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 4 (4). doi:
10.1186/1746-4289-4-4.
Łuczaj, Ł . (2010). Plant identification credibility in ethnobotany:
a closer look at Polish ethnographic studies. Journal of Ethnobiology
and Ethnomedicine, 2010, 6(36). doi: 10.1186/1746-4269-6-36.
Łuczaj, Ł ., Jug-Dujaković, M., Dolina, K., Jeričević, M., & VitasovićKosić, I. (2019). The ethnobotany and biogeography of wild vegetables in the Adriatic islands. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 15 (18). doi: 10.1186/s13002-019-0297-0.
Łuczaj, Ł ., Pieroni, A ., Tardío, J. et al. (2012). Wild food plant use in 21st
century Europe: the disappearance of old traditions and the search
for new cuisines involving wild edibles. Acta Societatis Botanicorum
Poloniae, 81 (4), 359–370. doi: 10.5586/asbp.2012.031.
Łuczaj, Ł ., Stawarczyk, K., Kosiek, T., Pietras, M., & Kujawa, A . (2015).
Wild food plants and fungi used by Ukrainians in the western part
of the Maramureş region in Romania. Acta Societatis Botanicorum Poloniae, 84 (3), 339–346. doi: 10.5586/asbp.2015.029.

Iwa Kołodziejska
253

Makovicky, N. (2010). “Something to talk about”: notation and knowledge-making among Central Slovak lace-makers. In: T.H.J. Marchand (ed.), Making Knowledge: Explorations of the Indissoluble Relation
Between Mind, Body and Environment (p. 76–94). Oxford: WileyBlackwell, Royal Anthropological Institute.
Marchand, T.H.J. (ed.) (2010). Making Knowledge: Explorations of the
Indissoluble Relation Between Mind, Body and Environment. Oxford:
Wiley-Blackwell, Royal Anthropological Institute.
Marek, L .F. (2018). Crop Wild Relatives of Sunflower in North America.
In: S.F. Greene et al. (eds.), North American Crop Wild Relatives, Volume 2: Important Species (p. 453–485). Cham: Springer.
Markowski, A . (red.). (2004). Wielki słownik poprawnej polszczyzny.
Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Martin, G.J. (2004). Ethnobotany: a Methods Manual. London & Sterling
(Vancouver): Earthscan.
Mathez-Stiefel, S -L ., & Vandebroek, I. (2012). Distribution and transmission of medicinal plant knowledge in the Andean highlands:
a case study from Peru and Bolivia. Evidence Based Complementary
and Alternative Medicine, art. nr: 959285. doi: 10.1155/2012/959285.
McElreath, r. & Strimling, P. (2008). When Natural Selection Favors
Imitation of Parents. Current Anthropology, 49 (2), 307–316. doi:
10.1086/524364.
McElwee, P. D. (2007). Of Rice, Mammals, and Men: The Politics
of “ Wild” and “Domesticated” Species in Vietnam. In: r. Cassidy &
M. Mullin (eds.), Where the Wild Things Are Now. Domestication Reconsidered (p. 249–276). Oxford, New York: Berg Publishers.
Mikropoulou, E.V., Vougogiannopoulou, K., Kalpoutzakis, E. et al.
(2018). Phytochemical Composition of the Decoctions of Greek Edible Greens (Chórta) and Evaluation of Antioxidant and Cytotoxic
Properties. Molecules, 23 (7), 1–16. doi:10.3390/molecules23071541.
Moerman, D.E. (1998). Native American Ethnobotany. Portland: Timber
Press.
Morris, J. & Polese, A . (2014). Informal health and education sector payments in Russian and Ukrainian cities: Structuring welfare
from below. European Urban and Regional Studies, 23 (3), 481–496.
doi:10.1177/0969776414522081.
Mroczkowska, J. (2015). Polityka smaku. Rola jedzenia w tworzeniu,
podtrzymywaniu i negocjowaniu więzi społecznych i rodzinnych w Dąbrowie Białostockiej i okolicach. Praca doktorska, Repozytorium UW:
https://depotuw.ceon.pl/handle/item/1452 [dostęp: 15.11.2018].

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
254

Mucz, M. (2012). Baba’s Kitchen Medicines. Folk Remedies of Ukrainian Settlers in Western Canada. Edmonton: The University of Alberta
Press.
Müller-Schwarze, N.K. (2006). Antes and hoy día: plant knowledge and categorization as adaptations to life in panama in the
twenty-first century. Economic Botany, 60 (4), 321–34. doi:
10.1663/0013-0001(2006)60[321: AAHDPK]2.0.CO;2.
Murney, M. (2007). “Our Women are Berehynia”: (In)Authentic Femininity and Addiction in Western Ukraine In: J.C. Cohen-Kohler &
M.B. Seaton (eds.), Comparative Program on Health and Society. Lupina Foundation Working Papers Series 2006–2007 (p. 132–147). Toronto:
Munk Centre for International Studies University of Toronto.
Nejad, M., Kamkar, A ., Giri, A . & Pourmahmoudi, A . (2013). Ethnobotany and folk medicinal uses of major trees and shrubs in Northern
Iran. Journal of Medicinal Plant Research, 7, 284–289. doi: 10.5897/
JMPR11.680.
Nolan, J.M. (2001). Pursuing the fruits of knowledge: Cognitive ethnobotany in Missouri’s Little Dixie. Journal of Ethnobiology, 21 (2), 29–51.
Ohmagari, K. & Berkes, F. (1997). Transmission of Indigenous Knowledge and Bush Skills among the Western James Bay Cree Women
of Subarctic Canada. Human Ecology, 25 (2), 197–222.
Okely, J. (1996). Own and other culture. London & New York: Rutledge.
Olędzki, J. (1963). Tradycyjne poglądy na piękno przyrody w wypowiedziach chłopów Kurpiowskiej Puszczy Zielonej. Polska Sztuka Ludowa – Konteksty, 17 (2), 97–109.
Olson, D.R. (2010). Papierowy świat. Pojęciowe i poznawcze implikacje
pisania i czytania. Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego.
Paluch, A . (1984). Świat roślin w tradycyjnych praktykach leczniczych
wsi polskiej. Wrocław: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego,
seria: Acta Universitatis Wratislaviensis vol.752.
Patico, J. (2003). Consuming West But Becoming Third World: Food
Imports And The Experience of Russianness. Anthropology of East
Europe Review, 17 (1), 31–36.
Penkala- Gawęcka, D. (2007). Medycyna komplementarna w Kazachstanie. Siła tradycji i presja globalizacji. Poznań: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Phillips, S.D. (2004). Waxing Like the Moon: Women Folk Healers
in Rural Western Ukraine. Folklorica, IX (1), 13–45. doi.org/10.17161/
folklorica.v9i1.3744.

Iwa Kołodziejska
255

Perry, M., Chase, M., Jacob, J. et al. (2012). Western Civilization Since
1400. Boston: Wadsworth Cengage Learning.
Pieroni, A . & Price, L . (eds.). (2006). Eating and Healing: Traditional
Food As Medicine. Boca Raton, London, New York: Taylor & Francis.
Pieroni, A . & Quave, C.L . (2006). Functional foods or food medicines?
On the consumption of wild plant among Albanians and Southern
Italians in Lucania. In: A . Pieroni & L . Price (eds.), Eating and healing:
traditional food as medicine (p. 101–129). New York: Haworth Press.
Pieroni, A . & Sõukand, r. (2018). Forest as Stronghold of Local Ecological Practice: Currently Used Wild Food Plants in Polesia, Northern
Ukraine. Economic Botany, 72 (3), 311–331. doi: 10.1007/s12231-0189425-3.
Pieroni, A . & Vandebroek, I. (eds.). (2009). Traveling Cultures and
Plants: The Ethnobiology and Ethnopharmacy of Human Migrations.
New York & Oxford: Berghahn Books.
Pietrowiak, S. (2016). Błędne oko błazna, czyli krok wstecz z letniej
kuchni Gulnary. Etnografia. Praktyki, Teorie, Doświadczenia, 2, 177–
188.
Pirożnikow, E. (2014). Rola pożywienia zbieranego z natury w życiu Polaków deportowanych do ZSRR w okresie drugiej wojny światowej.
Etnobiologia Polska, 4, 135–172.
Platten, S. (2013). Plant exchange and social performance: implications
for knowledge transfer in British allotments. In: r. Ellen, S.J. Lycett
& S.E. Johns (eds.), Understanding cultural transmission in anthropology: a critical synthesis, [Methodology and History in Anthropology,
26] (p. 300–319). New York, Oxford: Berghahn.
Podbielkowski, Z. (1992). Rośliny Użytkowe. Warszawa: Wydawnictwa
Szkolne i Pedagogiczne.
Polese, A ., Morris, J., Pawłusz, E., & Seliverstova, O. (eds.). (2017). Identity and Nation Building in Everyday Post-Socialist Life, London & New
York: Rutledge.
Poncet, A , Vogl, Ch.R. & Weckerle, C.S. (2015). Folkbotanical classification: morphological, ecological and utilitarian characterization
of plants in the Napf region, Switzerland. Journal of Ethnobiology and
Ethnomedicine, 11 (13), 2–37. doi: 10.1186/1746-4269-11-13.
Rakowski, T. (2009). Łowcy, zbieracze, praktycy niemocy. Etnografia
człowieka zdegradowanego. Gdańsk: Słowo/obraz terytoria.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
256

Rakowski, T. (2010). Ciało i los. Fenomenologiczne studium „renty”
we wsi Bolęcin. W: A . Malewska-Szałygin i M. Radkowska-Walkowicz
(red.), Antropolog wobec współczesności, tom w darze Profesor Annie
Zadrożyńskiej. (s. 270–292). Warszawa: Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UW.
Reyes- García, V., Molina, J.L ., Broesch, J. et al. (2009). Cultural Transmission of Ethnobotanical Knowledge and Skills: an Empirical Analysis From an Amerindian Society. Evolution of Human Behavior, 30
(4), 1–12. doi: 10.1016/j.evolhumbehav.2009.02.001.
Reyes- García, V., Demps, K., & Gallois, S. (2016). A multistage learning model for cultural transmission: Evidence from three indigenous societies. In: B.S. Hewlett & H. Terashima (eds.), Social learning and innovation in contemporary hunter-gatherers: Evolutionary
and ethnographic perspectives (s. 47–60). Tokyo: Springer Japan. doi:
10.1007/978-4-431-55997-9_4.
Reyes- García, V., Fernandez-Llamazares, A ., McElwee, P., Molnar, Z.
et al. (2019). The contributions of Indigenous Peoples and local communities to ecological restoration. Restoration Ecology, 27 (1), 3–8.
doi: 10.1111/rec.12894.
Richerson, P.J. & Boyd, r. (2005). Not by genes alone. How culture transformed human evolution. Chicago & London: The University of Chicago Press.
Roué, M. & Molnár, Z. (eds.). (2017). Knowing our Lands and Resources:
Indigenous and Local Knowledge of Biodiversity and Ecosystem Services
in Europe and Central Asia. Knowledges of Nature 9, Paris: UNESCO.
Ruddle, K. & Chesterfield, r. (1977). Education for Traditional Food Procurement in the Orinoco Delta. Berkeley: University of California Press.
Salali, G.D., Chaudhary, N., Thompson, J. et al. (2016). Knowledgesharing networks in hunter-gatherers and the evolution of cumulative culture. Current Biology, 26, 2516–2521.
Salpeteur, M., Calvet-Mir, L ., Diaz-Reviriego, I. & Reyes- García, V.
(2017). Networking the environment: Social network analysis in environmental management and local ecological knowledge studies.
Ecology and Society, 22 (1), 41. doi: 10.5751/ES -08790-220141.
Saweneć, A . (2012). Pozyskano z https://www.eastbook.eu/2012/10/10/
debata-w-czy-na-ukrainie/ [dostęp: 01.04.2019].
Saxer, M. (2004). Journeys With Tibetan Medicine How Tibetan Medicine
Came To The West. The Story of The Badmayev Family. Praca magisterska w Institute of Social and Cultural Anthropology, University
of Zurich, pozyskano z https://www.anyma.ch/journeys/doc/thesis.
pdf [dostęp: 20.03.2019].
Iwa Kołodziejska
257

Schippman, U. & Leaman, D.J. (2006). Cultivation and wild collection of medicinal and aromatic plants under sustainability aspects.
In: r.J. Bogers, L .E. Craker, & D. Lange (eds.), Medicinal and aromatic
plants. (p. 75–95). Dordrecht: Springer.
Schniter, E., Gurven, M., Kaplan, H.S. et al. (2015). Skill ontogeny
among Tsimane forager-horticulturalists. American Journal of Physical Anthropology, 158, 3–18. doi: 10.1002/ajpa.22757.
Schunko, Ch., Grasser, S., & Vogel, Ch.R. (2015). Explaining the resurgent popularity of the wild: motivations for wild plant gathering
in the Biosphere Reserve Grosses Walsertal, Austria. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 11 (55). doi: 10.1186/s13002-015-0032-4.
Scott, J. (1998). Seeing Like A State. How Certain Schemes to Improve the
Human Condition Have Failed. New Haven–London: Yale University
Press.
Seneta, W. i Dolatowski, J. (2000). Dendrologia. Warszawa: PWN.
Shannon, F., Sasse, A ., Sheridan, H., et al. (2017). Are identities oral?
Understanding ethnobotanical knowledge after Irish independence
(1937–1939). Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 13 (6). doi:
10.1186/s13002-017-0189-0.
Shevchuk, V. (1997). Zelenyi dyvosvit Podillia. ������������������������
Rozpovidi ta porady travoznaia. Vinnycia: Derzhavna Kartografichna Fabryka.
Shikov, A .N., Pozharitskaya, O.N., Makarov, V.G., et al. (2014). Medicinal
Plants of the Russian Pharmacopoeia; their history and applications.
Journal of Ethnopharmacology, 154, 481–536.
Skupiński, M. (2018). Zbieracze, pasterze, drwale i globalne powiązania.
Wykorzystanie i ochrona środowiska na wysokogórskim Zakarpaciu.
Praca magisterska, archiwum IEiAK UW.
Sokolewicz, Z. (2016). Badania terenowe jako gwarancja empiryzmu
antropologii? Etnografia. Praktyki, Teorie, Doświadczenia, 2, 137–143.
Soldati, G.T., Hanazaki, N., Crivos, M., & Albuquerque, U.P. (2015).
Does Environmental Instability Favor the Production and Horizontal Transmission of Knowledge regarding Medicinal Plants? A Study
in Southeast Brazil. PLoS ONE, 10(5), e0126389. doi: 10.1371/journal.
pone.0126389.
Sołtys-Lelek, A . & Oliіar, H. (2016). The species of the genus Crataegus L . In the National Nature Park ‘Podilskyi Tovtry’ (Podolian Hills,
Western Ukraine). Biodiversity Research and Conservation, 44, 25–34.
doi: 10.1515/biorc-2016-0019.
Sõukand, r. (2010). Herbal landscape. Dissertationess Semioticae Universitatis Tartuensis 14, Tartu: Tartu University Press.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
258

Sõukand, r. & Kalle, r. (2016). What Is Wild Food Plant. In: Sõukand, r.
& Kalle, r. (eds.), Changes in the Use of Wild Food Plants in Estonia 18th
- 21st Century (p. 5–11). Cham: Springer Nature. doi: 10.1007/978-3319-33949-8_2.
Sõukand, r. & Pieroni, A . (2016). The importance of a border: Medical,
veterinary, and wild food ethnobotany of the Hutsuls living on the
Romanian and Ukrainian sides of Bukovina. Journal of Ethnopharmacology, 185, 17–40. doi: 10.1016/j.jep.2016.03.009.
Sõukand, r., Quave, C.L ., Pieroni, A ., et al. (2013). Plants used for
making recreational tea in Europe: a review based on specific research sites. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 9 (58). doi:
10.1186/1746-4269-9-58.
Straczuk, J. (2013). Cmentarz i stół. Pogranicze prawosławno-katolickie
w Polsce i na Białorusi. Toruń: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu
Mikołaja Kopernika.
Stryamets, N., Elbakidze, M., Ceuterick, M., Angelstam, P., & Axelsson, r. (2015). From economic survival to recreation: contemporary uses of wild food and medicine in rural Sweden, Ukraine and
NW Russia. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 11 (53). doi:
10.1186/s13002-015-0036-0.
Svanberg, I., & Łuczaj, Ł . (eds.). (2014). Pioneers in European Ethnobiology. Uppsala: Acta Universitatis Upsaliensis, Uppsala Studies
on Eastern Europe 4.
Szot-Radziszewska, E. (2005). Sekrety ziół. Wiedza ludowa, magia, obrzędy, leczenie. Warszawa: Wydawnictwo Trio.
Szot-Radziszewska, E. (2007). Lecznictwo ludowe Ukraińców
na przełomie XIX i XX wieku. Analecta. Studia i Materiały z Dziejów
Nauki, XVI (1-2), 69–107.
Szymańska, J. (2011). Praktyki uzdrowicielskie na Podolu Wschodnim.
Nadzieja, zaufanie, władza, Praca licencjacka dostępna w archiwum
IEiAK UW.
Szymańska, J. (2016). Wiara, nadzieja i autorytet. Praktyki uzdrowicielskie na Podolu Wschodnim. Etnografia. Praktyki, Teorie, Doświadczenia, 2/2016, 17–45.
Świderska, K. (2013). What is “biocultural heritage” and “biocultural
innovation”? Langscape, 2 (13), 13.
Talko-Hryncewicz, J. (1893). Zarysy lecznictwa ludowego na Rusi południowej. Kraków: Akademia Uniejętności (reprint Krośnieńska Oficyna Wydawnicza 2019).

Iwa Kołodziejska
259

Tardío, J. & Pardo de Santayana, M. (2008). Cultural Importance Indices: a Comparative Analysis Based on the Useful Wild Plants of Southern Cantabria (Northern Spain). Economic Botany, 62 (1), 24–39.
Tsing Lowenhaupt, A . (2015). The Mushroom at the End of the World.
On The Possibility of Life in Capitalist Ruins. Princeton & Oxford: Princeton University Press.
Tuszewicki, M. (2015). Żaba pod językiem. Medycyna ludowa Żydów Aszkenazyjskich przełomu XIX i XX wieku. Kraków-Budapeszt: Austeria.
UA region info Obrii. https://www.ua-region.com.ua/32192623 [dostęp:
17.11.2017].
UA region info Podillia. https://www.ua-region.com.ua/32192534
[dostęp: 17.11.2017].
Ukr
cenzus
2001.
http://2001.ukrcensus.gov.ua/g/map21_b.gif
[dostępu: 20.10.2022].
Van der Valk, J.M. A . (2017). Alternative Pharmaceuticals. The technoscientific becomings of Tibetan medicines in-between India and Switzerland. Praca doktorska, School of Anthropology and Conservation
University of Kent.
Van der Veen, M. (2014). The materiality of plants: plant–people entanglements. World Archaeology, 46 (5), 799–812. doi:
10.1080/00438243.2014.953710.
Venkatesan, S. (2010). Learning to weave; weaving to learn... what? In:
T.H.J. Marchand (ed.), Making Knowledge: Explorations of the Indissoluble Relation Between Mind, Body and Environment (p. 150–166).
Oxford: Wiley-Blackwell, Royal Anthropological Institute.
Vermeylen, S., Martin, G. & Clift, r. (2008). Intellectual Property
Rights Systems and the Assemblage of Local Knowledge Systems.
International Journal of Cultural Property, 15, 201–221. doi: 10.1017/
S0940739108080144.
West, H.G. (2013). Thinking like a cheese: Towards an ecological understanding of the reproduction of knowledge in contemporary artisan cheese making. In: r. Ellen, S.J. Lycett, S.E. Johns (eds.), Understanding cultural transmission in anthropology: a critical synthesis
(p. 320–345). New York: & Oxford: Berghahn.
Whyte, S.R., van der Geest, S., & Hardon, A . (2002). Social Lives of Medicines. Cambridge: Cambridge University Press.
WIPO 2015. Pozyskano z https://www.wipo.int/tk/en/ [dostęp:
20.07.2019].
Wróblewski, F. (2016). Kwestionariusze etnograficzne i prawo zadawania pytań. Etnografia. Praktyki, Teorie, Doświadczenia, 2, 149–176.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
260

Wurchaih, Huar, Menggenqiqig, & Khasbagan. (2019). Medicinal wild
plants used by the Mongol herdsmen in Bairin Area of Inner Mongolia and its comparative study between TMM and TCM. ���������������
Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 15, 32. doi: 10.1186/s13002-019-0300-9.
Zamudio, F. & Hilert, N. (2012). Descriptive attributes used in the characterization of stingless bees (Apidae: Meliponini) in rural populations of the Atlantic forest (Misiones-Argentina). Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 8 (9). doi:10.1186/1746-4269-8-9.
Zamudio, F., Bello-Baltazar, E., & Estrada-Lugo, E.I.J. (2013). Learning
to hunt Crocodiles: social organization in the process of knowledge
generation and the emergence of management practices among
Mayan of Mexico. Journal of Ethnobiology and Ethnomedicine, 9, 35.
doi:10.1186/1746-4269-9-35.
Zanini, G., Raffaetà, r., Krause, K., & Alex, G. (2013). Transnational Medical Spaces: Opportunities and Restrictions, MMG Working Paper 13-16:
9 29, Pozyskano z http://www.mmg.mpg.de/fileadmin/user_upload/
documents/wp/ WP_13-16_Zanini-et-al_Transnational-medicalspaces.pdf [dostęp: 4.02.2015].
Zanotti, L . (2012). Folk Knowledge, Interactive Learning, and Education: Community-Based Ecoturism in the Amazon. In: H. Kopnina
(ed.), Anthropology of Environmental Education (p. 157–182). New
York: Nova Science Publishers.
Zarger, r.K. (2002). Acquisition and Transmission of Subsistence
Knowledge by Q’eqchi’ Maya in Belize. In: J.R. Stepp, F.S. Wyndham, r.K. Zarger (eds.), Ethnobiology and biocultural biodiversity (p.
593–613). Athens: University of Georgia Press.
Zarger, r.K. (2010). Learning the Environment. In: D.F. Lancy, J. Bock
& S. Gaskins (eds.), The anthropology of learning in childhood (p.
341–369). Lanham: AltaMira Press.
Zarger, r.K. (2011). Learning Ethnobiology: Creating Knowledge, Skills
and Practice about the Living World In: E. Anderson, E. Hunn, D.
Pearsall & N. Turner (eds.), Ethnobiology (p. 371–386). Hoboken (New
Jersey): Wiley and Sons Publishers.
Zarger, r.K. & Stepp, J.R. (2004). Persistence of Botanical Knowledge
among Tzeltal Maya Children. Current Anthropology, 45 (3), 413–418.
Zavisca, J. (2003). Contesting Capitalism at the Post-Soviet Dacha: The
Meaning of Food Cultivation for Urban Russians. Slavic Review, 62
(4), 786–810. doi: 10.2307/3185655.
Zowczak, M. (1993). Zagłada światów. Między mitologią lokalną
a Biblią. Polska Sztuka Ludowa – Konteksty, XLVII (3-4), 96–107.

Iwa Kołodziejska
261

Spis ilustracji

Jeśli nie zaznaczyłam inaczej, fotografie są mojego autorstwa.
Fot. 1. Oba podorozhniki: po prawej Polygonum aviculare, po lewej
Plantago major (autor: Johann Georg Sturm, rysownik: Jacob Sturm [domena publiczna]). . . . . . . . . . . 85
Fot. 2. Bukiet z rasti (kokorycz pusta o dwóch kolorach kwiatów,
Corydalis cava) zrobiony przez Sławę podczas majówki.
W tle widać runo usiane kwiatami. . . . . . . . . . . 88
Fot. 3. 
Pieczony przez ciocię Lusię korowaj ozdobiony kalyną
(kaliną koralową, Viburnum opulus L .) na dniach rejonu
w Tywrowie, 23 sierpnia 2013 r. . . . . . . . . . . . 109
Fot. 4. Okładka i zdjęcie strony 18 z wnętrza numeru pisma „Babushka. Ozdorovitelnye sovety” (nr 6 z 2013 r.). . . . . . 112
Fot. 5. Graffiti przedstawiające lekarza – skarbonkę z winnickiej
ul. Sobornej. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 133
Fot. 6. Wycinki należące do Poli oraz dopiski Marii w spisie treści
comiesięcznego wydania „Babushki”. . . . . . . . . 159
Fot. 7. Podkreślenia Luby w opisie shypshyna korichneva (Rosa cinnamomea L .) oraz zdjęcie owoców tej róży z tej samej książki
pt. Shliah do dovgolittia. Hvoroby vid a do Ia. Zdorovyi sposib
zhittia. Zdjęcie najprawdopodobniej nie przedstawia Rosa
majalis Herrm, która pewnie jest opisana na stronie 657. . . 171

Iwa Kołodziejska
263

Fot. 8. Przepisy na wykorzystanie kwiatów dziewanny (Verbascum
sp. L .) przy chorobach płuc wg państwowej farmakopei
ZSRR z książki Kharchenko N.S., Sila V.I., Volodarckii L .I.
pt. Likars’ki Roslyny i iih zastosuvannia v narodnii medycyni,
„Zdorov’ia”: Kijów 1971. . . . . . . . . . . . . . 172
Fot. 9. Wycinek z gazety „Vinnicka Pravda” z artykułem o deviasile
(tu: divosil) (omanie, Inula sp.). . . . . . . . . . . . 176
Fot. 10. Okładka 4. numeru „Babushki. Enciklopedia narodnogo
lecheniia, Babushka ozdrovitelnyie sovety” z kwietnia
2012 r. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 181
Fot. 11. Winiety tygodnika „Babushka” z 17 kwietnia 2012 r. (nr 16),
22 września 2015 r. (nr 38), 6 stycznia 2015 r. (nr 1), 12 stycznia 2016 r. (nr 2). Wiersze na okładce autorstwa czytelniczek i czytelników: 22 września 2015 r. (nr 38), 12 stycznia
2016 r. (nr 2). . . . . . . . . . . . . . . . . . 183
Fot. 12. Zdjęcia ilustrują jeden ze sposobów interakcji z tekstem.
Luba w książce Shliah do dovgolitia... (2011) zaznaczyła
khrin zvychainyi (Armoracia rusticana) – znajomą roślinę
i nowy sposób wykorzystania, Maria, robiąc dopiski
w spisie treści miesięcznika „Babushka”, zaznaczyła
m.in. przepis na leczenie szumu w głowie, dopisała nazwę
rośliny – omela (jemioła, Viscum spp.), a na stronie 91,
w przepisie nazwanym Podwójnej nalewki się napijemy,
szumu w głowie się pozbędziemy, zaznaczyła szczegóły przepisu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 189
Fot. 13. Po lewej rycina przedstawiająca ochankę (świetlik łąkowy,
Euphrasia officinalis – problem łacińskiego współczesnego
nazewnictwa wg The Plant List jest nierozwiązany),
po prawej rycina przedstawiająca jasnotę purpurową (Lamium purpureum L .) [autor: Otto Wilhelm Thomé, Flora
von Deutschland, Österreich und der Schweiz, 1885, Gera,
Germany (domena publiczna)]. Czytelnik może poczuć się
równie zawiedziony tymi ilustracjami, jak mój rozmówca,
ale zamieszczam te ryciny, by osoby, którym nic nie mówią
te nazwy, mogły sobie łatwiej wyobrazić całą sytuację. . . 198

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
264

Fot. 14. Na pierwszej fotografii zdjęcie w prawym dolnym rogu
przedstawia rodiola (Rhodiola rosea, obecnie Sedum roseum [L .] Scop.), w tytule jest informacja o tym, że kwitnie na żółto („Babushka. Ozdorovitelnye sovety”, nr 6
z 2013 r.). Na drugiej fotografii ilustracja przedstawiająca
air (tatarak zwyczajny, Acorus calamus L .) z książki Kharchenko N.S., Sila V.I., Volodarckii L .I. pt. Likars’ki Roslyny
i iih zastosuvannia v narodnii medycyni, „Zdorov’ia”: Kijów
1971, należącej do Nataszy. . . . . . . . . . . . . 200
Fot. 15. Oglądanie z Nataszą jednej z jej książek (fot. I. Kaliszewska). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 200
Fot. 16. Zbiory baby Adeli tuż po przyniesieniu do domu. . . . . 212
Fot. 17. 
Ogłoszenia na drzwiach stroyinieckiej przychodni.
Na górze informacja o tym, że osoby z kaszlem są przyjmowane wyłącznie w maseczkach. Jest to martwy przepis. 232
Fot. 18. Artykuł z rubryki „Zelena apteka”, podpis pod tekstem:
Grigorij Smyk doktor nauk biologicznych. Wycinek należy
do Poli. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 233

Iwa Kołodziejska
265

Tabela 3. Rozmówczynie i rozmówcy

Przeprowadziłam 100 nagrywanych wywiadów, większość z jedną osobą, część z dwiema (mieszkańcy jednego gospodarstwa), w sytuacjach
towarzyskich zdarzyło mi się prowadzić nagrywane rozmowy z kilkoma osobami, jeżeli był to jedyny wywiad z daną osobą, jest to zaznaczone w tabeli. Ponadto prowadziłam notatki z każdego dnia badań
– są w nich spisane nieformalne rozmowy i obserwacje. Krótkie nagrania audio, robione np. podczas sesji zdjęciowych, traktuję jak nieformalne rozmowy. W tabeli są więcej niż 63 osoby (z tyloma przeprowadziłam częściowo ustrukturyzowane, nagrane wywiady), ponieważ
wymieniłam osoby, z którymi nie przeprowadziłam nagranego wywiadu, ale spisane rozmowy z nimi wpłynęły na moje widzenie i rozumienie zielników mentalnych mieszkańców Podola. Ponadto wymieniam
też dzieci, biorące udział w nagraniach do filmu, z którymi odbyliśmy
indywidualne spacery, i te osoby dorosłe biorące udział w filmie, przy
rozmowach z którymi byłam osobiście. Pozostałe dzieci i dorosłych pominęłam w tabeli.
Lp. Osoba
1.

Adela

2.

Adela,

Zielnik

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
ok. K
Wywiad:
Katoliczka,
Zielnik baby Adeli poznawałam w codziennej praktyce
80
DW_A0146; zmarła w 2017 r.
wynikającej ze wspólnego
Krótkie
nagrania:
mieszkania. Znam wiele osób
z jej rodziny. W zielniku rośliny
DW_A0154,
DW_A0155,
głodowe z 1933 i 1947, święcenie i rola święconych, wiele
DW_B0180,
leczniczych poznała od córki
DW_B0183
Hani, zapomina nazwy, ale
Liczne notatki
rośliny zna dobrze.
Zielnik poznawany podczas
ok. K
DW_A152,
Katoliczka,
wielu spotkań, pomagałam
60
DW_A158,
wywiad w czasie
jej rodzinie w wypasaniu
DW_A157
wypasania krów
krów, zna bardzo dużo roślin
razem z córką
z codziennej praktyki, córka
Niną.
czyta gazety i książki, niektóre
zastosowania zna od niej.

Iwa Kołodziejska
267

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
ok. K
DW_B0185
Prawosławna.
80

Lp. Osoba

Zielnik

3.

Adela

4.

Alina

5.

Andrij
(chłopiec
z VII
klasy)

6.

Babka
Lera

7.

babka
Jany

Wiadomości o zielniku z jednego wywiadu. Byłam u niej
z Kristiną (12 lat).
Zielnik poznawany na podsta- ok.
wie jednego długiego wywiadu 40
prowadzonego w ogrodzie.
Zielnik poznawałam podczas 13
nagrywania filmu, był ważną,
aktywnie udzielającą się osobą
podczas nagrań. Z siostrą chodzą daleko do domu – Iskrivka.
Mają bliski kontakt z lasem
(chodzą przez las do domu).
Zbierająca ciotka jest dla niego
ważną osobą.
Zielnik poznawany na podok.
stawie jednego wywiadu,
70
na co dzień mieszka w Winnicy
(przeniosła się do miasta,
do dzieci), przyjeżdża na wieś
na całe lato.
Fragmenty zielnika poznawane 70
z jednego wywiadu.

K

DW_D0239

M

Nagrania
do filmu, maj
2013

K

DW_D0210

Prawosławna.

K

DW_D0202

ok.
Bogaty zielnik poznawany
z jednej rozmowy przy której 80
były sąsiadki – ciocia Stasia
i Fedorivna. Główną rozmówczynią była babka Bronia.
Sąsiadki głównie jej słuchały.
10. córka
Fragmenty zielnika poznawa- ok.
50
Dimitra ne przy okazji rozmowy z jej
ojcem. Nie mieszka na stałe
we wsi, przyjeżdża na wakacje.
78
11. Did
Zielnik poznawany podczas
Mitia
wielokrotnych spotkań, bywałam też często u jego syna
i synowej, dobrze poznałam
zielnik synowej (Tania).

K

DW_B0177

Wywiad wspólny z córką,
katoliczka.
Katoliczka.

K

DW_B0188

12. Farmaceutka

8.

13.

Bronia

M

apteki

ok.
40

K

Farma- apteki
ceutka
z apteki
nr 1

ok.
50

K

Prawosławna,
nauczycielka
w Hrisziwcach.

Z Moskwy,
dopowiada
do wypowiedzi
ojca.
DW_A0129
Prawosławny,
(wspólny wy- do lutego 2022 r.
wiad z żoną), służył w cerkwi.
notatki z nienagranych
spotkań,
nagrania z sesji zdjęciowej
DW_D0217
Żmerinka, apteka mała koło
rynku.
DW_D0213
Żmerinka, apteka nr 1.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
268

Lp. Osoba

Zielnik

14. Farma- apteki
ceutka
z apteki
w Tywrowie
15.

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
ok. K
DW_D0245 Apteka odwie40
dzana przez
rozmówców
z Hrisziwców,
Kobeleckiego
i Stroyinców.
ok. K
DW_D0215
Apteka zaaran30
żowana jak
supermarket.

Farma- apteki
ceutka
z apteki
w Żmerince
ok.
16. FedoNauczycielka, poznawałam
60
rivna
fragmenty zielnika podczas
rozmowy z babką Bronią.
17. Frania Zielnik poznawany podczas
ok.
jednego długiego spotkania.
80
18. Grisha Zielnik poznawany podczas
ok.
kilku spotkań, jedna rozmowa 60
nagrana.
19. Hala
Zielnik poznawany podczas
ok.
80
jednego spotkania i w czasie
sesji zdjęciowej. Pochodzi
z Murafy, w Stroyinciach wyszła za mąż.
20. Hala
Zielnik poznawany podczas
ok.
nienagranego spotkania
60
ok.
21. Hala
Zielnik poznawany podczas
70
wielu spotkań. Prowadzi
bardzo dokładne kalendarium
wydarzeń we wsi, zna bardzo
dużo piosenek.
22. Hala
Dzielą się zielnikami z mężem, ok.
głównie on zbiera. Jej zielnik 70
poznawałam podczas jednego
spotkania
23. Hala
Zielnik poznawany podczas
ok.
babka
wielu spotkań. Lubi zbierać
70
rośliny, ale już teraz trudno jej
chodzić, więc zbiera właściwie
wyłącznie u siebie w sadzie
i ogrodzie. Suszy swoje śliwki
i gruszki w suszni, robi dużo
przetworów. Wymienia się wiedzą z mężem, ale ich zielniki
zdecydowanie się różnią.

K

DW_B0177

Dopowiada
w wywiadzie
z babką Bronią.
Kobeleckie.
Katoliczka.
Mieszkał
samotnie, zmarł
w 2013 r.
Katoliczka.

K

DW_D0235

M

DW_D0211
notatki

K

DW_A0147

K
K

Notatki z wywiadu
DW_D0240
DW_D0244
notatki

Kobeleckie.
Prawosławna.
Prawosławna.
Zmarła w 2022 r.

K

DW_B0188

K

DW_A0129
notatki

Prawosławna,
dopowiada podczas wywiadu
z mężem.
Prawosławna.
Sporo chorowała. Zmarła
wiosną 2018 r.
Większość
nagrań wspólnie
z mężem.

Iwa Kołodziejska
269

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
Zielnik, w którym dużą rolę
ok. K
Notatki
Katoliczka,
Hala
55
często bywa
odgrywają rośliny uprawne
i święcone w kościele i cerkwi.
w kościele,
Poznawany podczas kilku spotma też rodzinę
kań. Brak nagranego wywiadu.
prawosławną,
co podkreśla.
Hala
Zielnik poznawany podczas
ok. K
Notatki
Była agronomką
w sowchozie,
Mihai- kilku spotkań, duże znaczenie 70
lovna
roślin ogrodowych. W rozprawosławna.
mowie ze mną starała się
podkreślać znajomość tekstów
pisanych dotyczących roślin.
W jej zielniku jest dużo roślin 55
K
Notatki
Moja pierwsza
Hala
uprawnych, kolekcjonuje
gospodyni,
ciekawe odmiany. Szczególprawosławna,
nie ważną rolę pełnią dzikie
przyjechała
jadalne. Poznawany podczas
półwyspu
codziennych spotkań, gdy
Jamalskiego
u niej mieszkałam.
na emeryturę.
Halina Zielnik z rozbudowaną warok. K
DW_D0223, Katoliczka,
Anato- stwą dyskursywną, poznawany 60
film 00148,
dyrektorka
levna
podczas licznych spotkań oraz
DW_A0156, przedszkola,
codziennej praktyki w czasie
DW_C0195, od 2015 r. zwiąmieszkania u niej w domu.
DW_C0194, zana z STOVem
notatki
Podillia.
DW_A0153,
Prawosławna,
Halina Dla kształtu tego zielnika waż- ok. K
notatki
dyrektor domu
ne są źródła pisane. Poznawa- 60
Dimikultury, przed
trievna ny podczas licznych spotkań,
emeryturą
codziennej praktyki, gdy
mieszkałam u niej po zakońnauczycielka.
czeniu głównej części badań.
62
K
DW_A0145,
Katoliczka,
Hania
Zielnik poznawany podczas
jej odwiedzin u matki – baby
notatki
córka baby
Adeli, prac w ogrodzie i zbieraAdeli, mieszka
nia grzybów. Ważną rolę w jej
w Winnicy.
zielniku pełnią źródła pisane.
Hania
Zielnik poznawany podczas
ok. K
DW_B0187
Katoliczka.
Balabela jednego długiego spotkania
70
rozmowa
u niej w ogrodzie.
w obecności
córki
78
K
DW_D0227 Prawosławna,
Hania
Zielnik poznawany podczas
przez część
mama Natashy.
Chuma- jednego spotkania, bardzo
rozmowy,
Nazywana wochyha
chciała dzielić się opowieściami
o swojej praktyce zamawiaczki,
obecna sąrożką.
mniej interesowała ją rozmowa
siadka, która
o roślinach, niemniej zielnik
mnie do niej
bogaty, ale nie miałam do niego
zaprowadziła
dobrego dostępu podczas tego
spotkania. Dużo chorowała,
zmarła w 2013 r.

Lp. Osoba
24.

25.

26.

27.

28.

29.

30.

31.

Zielnik

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
270

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
78
K
DW_A0130
Kucharka w kośHania
Zielnik poznawany podczas
długiego spotkania w przykośnagrania
ciele, katoliczka,
cielnej kuchni, spotkań u cioci
podczas sesji sąsiadka cioci
Lusi i krótkich wizyt.
zdjęciowej,
Lusi, należąca
notatki
do kręgu 5 często odwiedzających się sąsiadek (najstarsza
z nich). Zmarła
w 2015 r.
33
K
notatki
Prawosławna.
Ira
Zielnik poznawany podczas
Jurivna wspólnej pracy w ogrodzie,
licznych spotkań, sytuacji
związanych z troską o dzieci, nigdy nie nagrywałyśmy
wywiadu.
Bogaty zielnik, mimo że mało 25
K
DW_A0131
Katoliczka.
Ira
Mahdij wychodzi z domu ze względu
na chorobę. Poznawałam
go przy okazji wywiadu z jej
mamą. W czasie dużej części
rozmowy leżała w drugim
pokoju i dopowiadała, albo
przypominała mamie – „mam
skazhy she pro...” Znam bardzo
fragmentarycznie.
9
K
Nagrania
Ira
Dość bogaty zielnik dzieciędo filmu:
trzecio- cy, ma swój ogródek, dużo
zaprosiła nas
klasistka pomaga w gospodarstwie, lubi
herbatę z płatków róży.
do swojego
domu i ogrodu; z koleżankami na łące
robienie
wianków
notatki
zatrudniany
Jura
Nie znam dobrze jego zielnika, ok. M
do różnych
wywiad głównie o soku z brzo- 60
drobnych prac
zy (podczas przygotowywania
np. budowy
artykułu) i krótkie wymiany
zdań, gdy pomagał w gospoogrodzeń
darstwie mojej gospodyni.
Karola Zielnik poznawany podczas
ok. K
DW_B0176
Katoliczka,
zmarła w 2013 r.
jednej rozmowy.
80
Katia
Apteki
ok. K
DW_D0214
Apteka w Zhmefarma30
rince odwiedzaceutka
na przez moich
rozmówców
z Hrisziwców,
Kobeleckiego
i Stroyinców

Lp. Osoba
32.

33.

34.

35.

36.

37.
38.

Zielnik

Iwa Kołodziejska
271

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
Notatki
Klientka Rozmawiałam z Leną w Chajni ok. K
w Chajni kilka dni po pierwszym przy- 70
jeździe (3.04.2012) i przyszła
kobieta, która weszła w rozmowę o roślinach. Krótka, jedna
rozmowa.
34
K
DW_A0139
Prawosławna,
Larisa Zielnik poznawany podczas
licznych rozmów w sklepie,
DW_A0140
sprzedawczyni
w którym pracowała, i nagrynotatki
w Czajni.
wanych wywiadów.
DW_B0173
Katoliczka,
Larisa Zielnik poznawałam podczas ok. K
jej wizyt u baby Adeli, nie wi- 50
przychodziła
działam jej kolekcji roślin.
pomagać babie
Adeli, nim z nią
zamieszkałam,
odwiedzała nas
czasem i później.
37
K
DW_B0114
Prawosławna,
Lena
Zielnik poznawany podczas
DW_B0115
jeździła do Pollicznych krótkich spotkań
w sklepie i jednego nagrywaski na sezonowe
nego wywiadu.
zarobitki.
Zielnik, na którego kształt bar- ok. K
DW_B0184, Prawosławna,
Luba
dzo wpłynęła choroba męża,
50
nagrania
budowała
ważne są w nim lektury. Poznapodczas sesji z mężem kowany podczas kilku spotkań
zdjęciowej,
minki, zarabiali
u niej w domu i ogrodzie.
notatki
tak w różnych
miejscach w Europie.
DW_A0148
Prawosławna
Luda
Poznałam jej zielnik podczas ok. K
30
spaceru po łące, bardzo cielesny z niewielką liczbą nazw
roślin.
ok. K
DW_D0224, Katoliczka,
Ludwin- Jej zielnik poznawałam poddopowiada
matka Witii.
ka
czas licznych spotkań, zwykle 70
w obecności jej syna. Ma zado wywiadbany ogródek, w którym
dów z Witią,
zdarzyło mi się z nią pracować,
nagranie
posiada bardzo dużą kolekcję
w czasie sesji
suszonych roślin zbieranych
zdjęciowej,
wspólnie z synem.
notatki
ok. K
DW_A0166
Matka Tani
Lusia
Zielnik poznawany podczas
60
DW_B0186
i Mai, prawolicznych spotkań, wspólnej
liczne krótkie sławna.
pracy w kuchni i spacerów.
nagrania
podczas prac,
nagrania
do filmu

Lp. Osoba
39.

41.

42.

43.

44.

45.

46.

47.

Zielnik

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
272

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
ok. K
DW_D0212, Katoliczka.
Lusia
Zielnik poznawany podczas
DW_B0187
Balabela dwóch nagrywanych rozmów 50
i jednego nienagranego spot(w obecności
mamy)
kania.
Maia
Zielnik, poznawany podczas
ok. K
DW_D0221, Córka cioci
kilku spotkań, nie widziałam 40
nagrania
Lusi, fryzjerka,
jej kolekcji roślin.
podczas sesji prawosławna.
zdjęciowej
Zielnik, w którym ważna jest
55
K
DW_D0142, Pracuje w SielraMaria
krótkie nagra- dzie. Ona prabuchal- warstwa dyskursywna pochodząca z lektur. Dużo gazet prenia i notatki wosławna, mąż
ter
numeruje, ma wiele informacji
z chodzenia katolik.
z książek. W czasie rozmów
po jej ogroczęsto mówiła, że trzeba
dzie i spotkań
by to sprawdzić. Ma duży
w domu
ogród, do którego sprowadza różne rośliny ozdobne
i lecznicze. Sadzi wiele roślin
leczniczych, np. konufer.
Zielnik poznawałam podczas
kilku spotkań u niej w domu
i ogrodzie, w sielradzie.
ok. K
DW_A169,
Katoliczka,
Masza Dość cielesny zielnik, baba
83
DW_A170,
sąsiadka i przyMasza lubiła spędzać czas
notatki
w lesie. Zielnik poznawałam
jaciółka baby
podczas wywiadu i licznych
Adeli, zmarła
spotkań, gdy wpadała do baby
w 2015 r.
Adeli lub ja przychodziłam
do jej domu,
Masza Zielnik poznawany podczas
ok. K.
DW_A0123
Prawosławna
agrojednego spotkania, dużo czasu 70
pracowała jako
nomka spędziłyśmy na wspólnym
agronomka
czytaniu książki Popova.
w miejscowym
sowchozie.
45
M
NotatPrawosławny.
MężKrótkie, dość przygodne
ki/03.06.2012
czyzna poznawanie jego zielnika –
rodzina spotkanie w zielone świątki
prawosławne. Uczył się
cioci
na agronoma, chętnie dzieli się
Lusi
fragmentami swojego zielnika,
bardzo zaciekawił go projekt.
Ma kilka ulubionych, często
stosowanych roślin.

Lp. Osoba
48.

49.

51.

52.

53.

54.

Zielnik

Iwa Kołodziejska
273

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
W jej zielniku bardzo ważne
ok. K
DW_A0124, Katoliczka
55. Mila
są rośliny święcone w kościele, 65
nagrania
Babcia dziewszczególnie wianki święcone
do filmu
czynki z VII
w Boże Ciało lub jego oktawę
klasy, biorącej
(wiszą przybite przed drzwiaudział w filmie.
mi obory).
Dzieci wybrały
Zielnik poznawałam podczas
się do niej po inkilku spotkań oraz za poformacje, które
średnictwem dziewczynek
chciały zawrzeć
biorących udział w filmie.
w filmie.
56. Mitia
Zielnik poznawany na podsta- ok. M
DW_B0188
Prawosławny.
Derkach wie jednego długiego wywia- 70
du, w czasie którego co jakiś
czas dochodziła jego córka
i coś dopowiadała, dochodziło
do wymiany wiedzy między
nimi. W czasie badań na stałe
mieszkała w Moskwie. Polecany przez sąsiadów z Sadowej
dużo zbiera i suszy, dzieli się.
K
Nagrania
57. Nastia Ma bogaty zielnik, dużo czasu 11
spędza w lesie i na łąkach.
do filmu
Babcia o rozbudowanym zielniku jest dla niej ważną osobą.
Uczennica V klasy w 2013 r.
Zielnik poznawany podczas
kilku długich spacerów i kilku
nagrań do filmu.
58. Natasha Spotkałam ją na przystan38
K
Notatki
ku autobusowym, jadąc 20
VI 2012 do Winnicy. To ona
pierwsza mnie zagadała, że nie
jestem tutejsza i zaczęłyśmy
rozmawiać. Całą drogę przypominała sobie różne rośliny,
które zna i których używa.
Jest stroinecka, ale przez 7 lat
mieszkała z mężem w Jaroszence. Bardzo lubi czaj z 5
komponentów.
ok. K
Notatki
Wnuczka baby
59. Natasha Elementy jej zielnika poznawałam podczas wizyt u baby
40
Adeli.
córka
Adeli i zbierania grzybów.
Hani
ok. K
DW_B0133, Córka worożki
60. Natasha Zielnik poznawany prze55
DW_A0118,
(babki), prawoFedoze mnie podczas licznych
DW_B0116,
sławna.
rivna
spotkań, nie raz inicjowanych
przez nią samą. Zna i zbiera
Nagrania
bardzo dużo roślin, ma bardo filmu,
dzo dużą kolekcję suszonych
notatki
i przetworzonych na inne
sposoby.
Lp. Osoba

Zielnik

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
274

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
Notatki
Osoba lecząca
61. Nadież- Specjalistka, poznawałam jej ok.
z Winnicy.
da
zielnik podczas wielu spotkań, 40
chodziłyśmy zbierać rośliny,
udzielała mi gościny u siebie
w domu.
62. Nina
Zielnik, wyraźnie naznaczony ok. K
DW_A0150, Katoliczka, pratym, że Nina uważa, że często 40
cowała na kolei.
DW_A0161,
w życiu jej źle idzie, że ktoś
notatki
rzucił na nią złe oko. Poznawałam jej zielnik w czasie wielu
spotkań i wspólnego wypasania krów.
ok. K
DW_
Prawosławna,
63. Oksana Zielnik, poznawany w czasie
B0182,notatki pracowała
wielu spotkań u niej w domu 45
i w lesie, które często sama
w Sarnach.
inicjowała, podczas kolejnych
spotkań przypominała sobie
nowe rośliny.
64. Pani
Poznawałam jej zielnik podok. K
notatki
Prawosławna.
z Czer- czas kilku krótkich spotkań,
70
wonoar- ale nigdy ostatecznie nie
mijskiej doszło do wywiadu.
ok. K
Nagrania
Prawosławna.
65. Pasha
Poznawałam jej zielnik podczas długich rozmów i nagrań 60
do filmu
do filmu, ma kilka roślin, które
są dla niej szczególnie ważne.
ok. M
DW_A0119,
Prawosławny.
66. Pawło
Był przez lata felczerem
60
DW_A0120
felczer w Stroyincach, zielnik poznawany podczas jednego
(w obecności
wywiadu u niego w ogrodzie
żony)
i domu.
ok. K
DW_A0139, Prawosławna,
67. Pola
Zielnik poznawany podczas
wielu wizyt i rozmów, ma dużą 55
DW_A0140, przyjechała
kolekcję suszonych roślin
po latach z poDW_A0149
i wycinków z gazet. Byłyśmy
notatki,
wrotem do matsąsiadkami i często się widynagrania
ki do Stroyinwałyśmy.
podczas sesji ciów, mieszkała
zdjęciowej
na wschodzie,
pracowała w fabryce szkła.
ok. M
Notatki
Prawosław68. Sława
Fragmenty zielnika pozna60
ny, mieszkał
wałam przy okazji spotkań
towarzyskich i pikniku w lesie,
w Najabrsku
przyjaźni się z Halą, moją
przez większość
gospodynią.
życia. Przyjechał
na emeryturę
do Stroyinciów
z żoną.
Lp. Osoba

Zielnik

Iwa Kołodziejska
275

Lp. Osoba

Zielnik

69. sprze- Apteki
dawczyni
z Amrity

70. sprze- Apteki
dawczyni
Zelena
apteka
Winnica
71. Stasia
Zielnik poznawałam przy
babka
okazji długich wizyt podczas
nagrań do filmu. Ważną rolę
w kształtowaniu jej zielnika
odegrał głód 1947 r. Jej zielnik
jest znany wśród rodziny
i sąsiadów.
72. Stasia
Poznałam fragmenty zielnika,
gdy dopowiadała podczas
wywiadu z jej matką – babką
Bronią.
73. Stasia
Zielnik poznawany podczas
jednego spotkania, bardzo
się zmienił, gdy zrobili jej
operację oczu (od dzieciństwa
miała problemy z oczami, nie
zbierała wtedy roślin, bo nie
widziała, miała -15 dioptrii,
zaczęła zbierać np. poziomki
[jeszcze w szpitalu]). Święci
wianki dla prawosławnych
sąsiadek. Nie poznałam jej
kolekcji suszonych roślin.
74. Tamara Zielnik poznawany podczas
jednej rozmowy, w której
uczestniczyło jeszcze 3 sąsiadów. Nie poznałam kolekcji
roślin.
75. Tania
Zielnik poznawany podczas
Holowielokrotnych krótszych
i dłuższych spotkań, pracy
diuk
w ogrodzie, świąt.

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
ok. K
DW_D0216 Apteka Amrity
50
w Zhmerince,
leki i kosmetyki
sprzedawane
na zasadzie piramidy, polecały
mi odwiedzenie
jej mieszkanki
Stroyinców.
ok. K
DW_D0246
50

ok.
80

K

DW_
Katoliczka.
D0203Nagrania do filmu

ok.
50

K

ok.
60

K

DW_B0187
Katoliczka.
(razem
z matką, tylko
dopowiada)
DW_A0132
Katoliczka,
pracowała 15 lat
w przedszkolu,
10 – w szkole.

ok.
45

K

DW_D0234

Kobeleckie,
jedna wspólna
rozmowa z 3
osobami.

ok.
40

K

DW_A0125
notatki

Prawosławna,
córka cioci Lusi,
żona Wasyla Holodiuka, głowy
sielrady.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
276

Lp. Osoba

Zielnik

76. Tania

Zielnik poznawany podczas
kilku spotkań i dwudniowego
pobytu u niej w domu.

77.

Zielnik poznawany podczas
jednego wywiadu i krótkich
spotkań. Różni się od zielnika męża, uzupełniają swoją
wiedzę.
Zielnik poznawany podczas
wielu spotkań, między innymi
pomagałam jej porządkować
zapasy suszonych roślin. Dużo
wymienia się wiedzą z Marią.

Tonia

78. Tonia

79. Tonia
Mahdij

80. Wadim
Holodiuk

81. Wanja

82. Wiera

83. Wiera

84. Wiera
mama
Jany

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
ok. K
DW_D0236, Katoliczka,
45
notatki
często gotuje
na weselach,
kobeleckie.
46
K
DW_A0168_1 Pracuje w sklewspólna
pie na Sowrozmowa
chozie, mąż
z mężem,
jest kierowcą
notatki
ciężarówki.
55
K
DW_A0167
Katoliczka,
DW_A0168
należy do grupy 5 sąsiadek
spotykających
się u cioci Lusi,
pracowała
w sielradzie.
55
K
DW_A0131
Katoliczka.
córka dopowiada w czasie wywiadu

Zielnik, poznawany podczas
jednego wywiadu. Zbiera
dużo roślin, sporo rozmawiają
o nich z córką (Irą). Mieszkają
razem w części wsi, w której
miałam mało kontaktów.
19
Zielnik poznawany podczas
licznych wizyt u niego w domu,
widać duży wpływ matki (Tania) i babki (Lusia).

M

Na kształt jego zielnika wpływa ok.
to, że Wanja ma astmę i szu45
kali z żoną różnych sposobów
leczenia, również ziołowych.
Zielnik poznawany podczas
jednego wywiadu.
55
Zielnik poznawany podczas
kilku spotkań i jej wizyt
u Hali – mojej gospodyni. Była
polecana mi jako rozmówczyni
przez kilka osób.

M

Fragmenty zielnika poznawane ok.
podczas wywiadu z jej mężem 60
– Pawło.
Fragmenty zielnika poznawa- 35
ne podczas kilku wspólnych
spacerów i rozmów przeprowadzanych przy nagrywaniu
filmu.

K

K

K

Notatki

Prawosławny, syn Tani
i Wasila, uczył
się na uniwersytecie rolniczym
w Winnicy.
DW_A0168_1 Katolik, mąż
wspólna roz- Toni, kierowca
mowa z żoną ciężarówki, pochodzi z rejonu
Szargorodzkiego.
DW_B0178, Prawosławna,
DW_A0127
chciała w dzie– krótka roz- ciństwie być
mowa z Halą, farmaceutką.
nagrania
podczas sesji
zdjęciowej
DW_A0120
Prawosławna.
(w obecności
męża)
Notatki,
Katoliczka.
nagrania
do filmu, Jana
– jej córka
była jedną
z reporterek

Iwa Kołodziejska
277

Lp. Osoba

Zielnik

85. Witia

Zielnik poznawany podczas
licznych spotkań i wspólnego
zbierania roślin. Ogromnie
ceni czas spędzany w lesie,
ma bogatą kolekcję roślin
w ogrodzie i na strychu.

86. Wladis- Zielnik poznawany podczas
jednej rozmowy, w której
law
uczestniczyło jeszcze 2 sąsiadów. Nie poznałam kolekcji
roślin.
87. Zina
Zielnik poznawany podczas
jednej rozmowy, w której
uczestniczyło jeszcze 2 sąsiadów. Nie poznałam kolekcji
roślin.

wiek płeć Nr wywiadu/ uwagi
notatki
ok. M
DW_A0121,
Malarz, syn
50
DW_A0122
Ludwinki.
(w lesie),
DW_A0128
DW_A0141
(krótkie
nagranie),
DW_D0224
(z matką),
nagrania
do filmu
i podczas sesji
zdjęciowej
ok. M
DW_D0234 Kobeleckie.
50
jedna
rozmowa z 3
osobami
ok.
60

K

DW_D0234
jedna
rozmowa z 3
osobami

Kobeleckie.

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
278

Tabela 4. Taksony spotkane w zielnikach
mentalnych moich rozmówców

Układ tabeli jest alfabetyczny, zgodny z nazewnictwem łacińskim,
ze względu na to, że są to jedyne nazwy posiadające standard, a cała
tabela zapewne najbardziej zainteresuje biologów i etnobotaników
oswojonych z nazewnictwem łacińskim.
Nr

1.
2.
3.

Lokalne nazwy
taksonu/
lokalny takson

Nazwa/nazwy
łacińskie

Nazwa polska

(? oznacza niepewne
oznaczenie)

Powszechność
w zielnikach:
1 – jedna osoba
wymienia,
2 – dwie osoby
wymieniają, itd.,
brak informacji
oznacza ponad 3
osoby

Abies alba Mill.
Acer platanoides L.
Achillea millefolium
L.

jodła pospolita
klon pospolity
krwawnik
pospolity

Aconitum napellus L.
Acorus calamus L.

tojad mocny
2
tatarak zwyczajny

Adonis vernalis L.
Aesculus
hippocastanum L.
Agrimonia eupatoria
L. agg.
Allium cepa L.

miłek wiosenny
kasztanowiec
zwyczajny
rzepik pospolity

9.

jolka
klen, klion
tysachilistnik,
kyrvavnyk,
krovavnik,
derevii, korovnyk,
tysiachylitnik
akonitum, akunit
air, air bolotnyi,
tatarskie zilia
goricvet
kashtan, kinskii
kashtan
repishok, repeshok,
parilo
cibulia

10.

chasnyk, chesnok

Allium sativum L.

11.

cheremsha,
medvedi chesnok,
zeleny chesnok,
zelenyi chesnok,
chosnechok

Allium ursinum L.

4.
5.
6.
7.
8.

1

cebula (czosnek
cebula)
czosnek
zwyczajny
czosnek
niedźwiedzi

Iwa Kołodziejska
279

Nr

12.
13.

Lokalne nazwy
taksonu/
lokalny takson
aloe, rannik
ukrop, krip

13.
14.

lopuh, repiah
khrin

15.

chiorna rabina

16.

polyn

17.
18.

chornobyl
? [bez nazwy]

19.

kopytniak

20.
21.

badan, badak
cukrovyi buriak

22.

berioza, bereza

23.

berioza, bereza

24.

chereda, didovi
voshchi, didive
voshi, babini voshchi
kapusta
Brassica oleracea L.,
różne odmiany
nogotki, nohotki,
Calendula officinalis
kalendula
L.
zolotoi vus
Callisia fragrans
(Lindl.) Woodson
khrycyki, pastusha
Capsella bursasumka
pastoris (L.) Medik.
grab
Carpinus betulus L.
pokalta (jedna osoba Catalpa bignonioides
tak nazywa), ? [bez
Walter
nazwy]
? [bez nazwy] tipa
Centaurium erythraea
Rafn
dika gvozdika,
stodula, centuriia,
zirochki
chereshni, chireshni Prunus avium (L.) L.
i odmiany

25.
26.
27.
28.
29.
30.

31.

32.

Nazwa/nazwy
łacińskie

Nazwa polska

Aloe arborescens Mill.
Anethum graveolens
L.
Arctium spp.
Armoracia rusticana
P.Gaertn., B.Mey. &
Scherb.
Aronia melanocarpa
(Michx.) Elliott
Artemisia absynthium
L.
Artemisia vulgaris L.
Arum orientale
M.Bieb.
Asarum europaeum L.

aloes drzewiasty
koper ogrodowy

Bergenia sp.
Beta vulgaris var.
vulgaris
Betula pendula Roth

Betula pubescens
Ehrh.
Bidens tripartita L.

Powszechność
w zielnikach:

łopian
chrzan pospolity

aronia czarna
bylica piołun
bylica pospolita
obrazki
wschodnie
kopytnik
pospolity
bergenia
burak cukrowy

2

1

brzoza
brodawkowata
brzoza omszona
uczep trójdzielny

kapusta
warzywna
nagietek lekarski
potocznie: złoty
wąs
tasznik pospolity
grab pospolity
surmia
bignoniowa
centuria
pospolita

czereśnia
zwyczajna,
odmiany

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
280

Nr

33.

Lokalne nazwy
taksonu/
lokalny takson
vishnia

34.

chystotel, chistotel

35.
36.

37.

lebeda, loboda
cykorii, petrovi
batohi, sobachy
batogi, batizhok
arbuz, kavun

38.

landysh

39.

polutica, verbochka

40.
41.

kyzyl
rast

42.

belaia rast

43.

45.
46.

rast [pod tą samą
nazwą, ale różnica
zauważana]
boiarysznik, hlid,
hlod, lodiachok,
hlodyna
son-trava
ogurcy, ohirki

47.

harbuz, arbuz

48.
49.

voloshki
oblepikha

49.

perii, periika

50.

ivan-chaj

51.

hvoshch, polovyj
hvoshch, sosonka
? [bez nazwy]

44.

52.

Nazwa/nazwy
łacińskie

Nazwa polska

Prunus cerasus L.
i odmiany oraz
mieszańce
Chelidonium majus L.

wiśnia pospolita,
odmiany oraz
mieszańce
glistnik jaskółcze
ziele
komosa
cykoria
podróżnik

Chenopodium sp.
Cichorium intybus L.

Citrullus lanatus
(Thunb.) Matsum. &
Nakai, odmiany
Convallaria majalis
L.
Convolvulus arvensis
L.
Cornus mas L.
Corydalis cava (L.)
Schweigg. & Körte
Corydalis cava
(L.) Schweigg. &
Körte, egzemplarze
o białych kwiatach
Corydalis solida (L.)
Clairv.
Crataegus spp.
1

Crocus sp. ?
Cucumis sativus L.,
odmiany
Cucurbita pepo L.,
odmiany
Cyanus segetum Hill
Eleagnus rhamnoides
(L.) A.Nelson
Elymus repens (L.)
Gould
Epilobium
angustifolium L.
Equisetum arvense L.
Eryngium planum L.

Powszechność
w zielnikach:

arbuz zwyczajny,
odmiany
konwalia majowa
powój polny

1

dereń jadalny
kokorycz pusta
kokorycz
pusta o białych
kwiatach
kokorycz pełna

głóg, różne
gatunki
i mieszańce
krokus?
ogórek siewny,
odmiany
dynia zwyczajna,
odmiany
chaber bławatek
rokitnik
zwyczajny
perz właściwy

1

wierzbówka
kiprzyca
skrzyp polny
mikołajek
płaskolistny

Iwa Kołodziejska
281

Nr

Nazwa/nazwy
łacińskie

Nazwa polska

Powszechność
w zielnikach:

53.

Lokalne nazwy
taksonu/
lokalny takson
ochanka

Euphrasia sp.

świetlik

2 (w jednym
gospodarstwie)

54.

grechiha

gryka zwyczajna

55.

pshenichka, (? bez
nazwy)
sunica; sunicy;
zemlanika

Fagopyrum
esculentum Moench
Ficaria verna Huds.

56.

57.
58.

65.

jasen
podsnezhniki,
pidsnizhniki,
kozodriz
soniashnik,
podslonuh,
podsoniashnik
kartopla sho roste
2
vysoko, katalumbur
durman
zeroboi, zveraboi,
zvirobii
deviatysyl, deviasil
khorich, grecheskii
khorih
mozhevilnik

66.

kalanhoe

67.

laminaria (glon, nie
roślina naczyniowa)

68.

lavanda

69.
70.

pustyrnik, sobacha
kropyva
romashka

71.

lubystok

72.

bila lilia

59.

60.
61.
62.
63.
64.

Fragaria viridis
Weston, być może
też mieszańce
z Fragaria moschata
(Duchesne)
Duchesne
Fraxinus excelsiorL.
Galanthus nivalis L.

ziarnopłon
wiosenny
poziomka
twardawa,
być może też
mieszańce
z poziomką
wysoką
jesion wyniosły
śnieżyczka
przebiśnieg

Helianthus annuus L., słonecznik
odmiany
zwyczajny,
odmiany
Helianthus tuberosus słonecznik
L.
bulwiasty
Hyoscyamus niger L. lulek czarny
Hypericum
dziurawiec
perforatum L.
zwyczajny
Inula sp.
oman
Juglans regia L.,
orzech włoski,
odmiany
odmiany
Juniperus communis jałowiec
L.
pospolity
żyworódka
Kalanchoe
Daigremonta
daigremontiana
i być może
Raym.-Hamet & H.
Perrier i być może
odmiany
odmiany
Laminaria sp.
listownica (glon,
a nie roślina
naczyniowa)
Lavandula
lawenda
angustifolia Mill.
wąskolistna
Leonurus cardiaca L. serdecznik
pospolity
Leucanthemum
jastrun właściwy
vulgare (Vaill.) Lam.
Levisticum officinale
lubczyk
W.D.J.Koch
ogrodowy
Lilium candidum L.
lilia biała

1

1

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
282

Nr

73.

Lokalne nazwy
taksonu/
lokalny takson
carskaia karona

74.

lion

75.

jablunia papiruvka

76.

jablunia

77.

romashka,
rumianok, dika
romashka,
romashka likarska,
romashka taka
polova, rumianec

78.

romashka

79.
80.

liucerka
burkun (bilyi,
muzhskoi)
burkun

81.

82.
83.
84.
85.
86.
87.
88.
89.

90.
91.
92.

burkun (zholtyi,
zhinochyi)
melisa
miatka, miata

Nazwa/nazwy
łacińskie

Nazwa polska

Lilium lancifolium
Thunb.
Linum usitatissimum
L.
Malus domestica
„Papierówka”
Malus domestica
Borkh., różne
odmiany
Matricaria
chamomilla L.

lilia tygrysia

Matricaria
chamomilla L.
i Leucanthemum
vulgare (Vaill.) Lam.
Medicago sativa L.
Melilotus albus
Medik.
Melilotus albus
Medik.; Melilotus
officinalis (L.) Pall.
Melilotus officinalis
(L.) Pall.
Melissa officinalis L.
Mentha spp.

rumianek
pospolity
i jastrun właściwy

Powszechność
w zielnikach:

len siewny
jabłoń domowa
„papierówka”
jabłoń domowa,
różne odmiany
rumianek
pospolity

lucerna siewna
nostrzyk biały
nostrzyk

nostrzyk żółty

melisa lekarska
mięta różne
gatunki
morva, shylkovica
Morus nigra L.
morwa czarna
chernushka, chornyi Nigella sativa L.
czarnuszka
tmin
siewna
bazilik, vasilki
Ocimum basilicum L. bazylia pospolita
materinka, dushyca Origanum vulgare L. lebiodka
pospolita
peonia, peony,
Paeonia spp.
piwonia
pivonia, roza (jedna
różne gatunki
i odmiany
osoba tak nazwała)
pasternak
Pastinaca sativa L.
pasternak
zwyczajny
fasolia, kvasola
Phaseolus vulgaris L. fasola zwyczajna
odmiany
odmiany
korin
Phytolacca americana szkarłatka
L.
amerykańska

1

3

Iwa Kołodziejska
283

Nr

93.
94.

95.

96.
97.
98.
99.
100.

101.
102.
103.
104.
105.

106.
107.
108.
109.
110.
111.

Lokalne nazwy
taksonu/
lokalny takson
sosna, hvoina, hvoia
podorozhnik,
babka, podorozhnik
velikii, podorozhnik
sherokolistyi,
shyrokii lyst
liubka, fialka
nochnaia

sporysh,
podorozhnik
osikora

Nazwa/nazwy
łacińskie

Nazwa polska

Pinus sylvestris L.
Plantago major L.

sosna zwyczajna
babka zwyczajna

Platanthera bifolia
L. Rich. (wg nazwy),
Orchis sp. (to zwykle
salep)

Podkolan biały
1
(wg nazwy) lub
gatunek z rodzaju
stroczyk, najprawdopodobniej
storczyk męski
(O. mascula)
rdest ptasi

Polygonum aviculare
L. sensu lato
Populus nigra L.

Powszechność
w zielnikach:

topola (sekcja
topole czarne)
osika
Populus tremula L.
topola osika
kalhan, kozackii
Potentilla argentea L.? pięciornik
1
zhen-shen
srebrny
pięciornik
zatknydupka, zaPotentilla argentea
pridupka, zapnidup- L. agg. i P. erecta (L.) srebrny
Raeusch. agg
i pięciornik kurze
ka, lapchatka priaziele
mostupenchataia
piervocviet,
Primula veris L.
pierwiosnek
medunka
lekarski
abrikozy
Prunus armeniaca L. morela pospolita
odmiany
slivka
Prunus domestica L.
śliwa domowa
odmiany
odmiany
medunka
Pulmonaria obscura
miodunka ćma
Dumort.
hrusha, dichka,
Pyrus communis L.
grusza zwyczajna
hrusha dichka
agg.
mieszańce
i odmiany
dub
Quercus robur L.
dąb szypułkowy
smorodina
Ribes nigrum L.,
czarna porzeczka
odmiany
kryzhovnik
Ribes uva-crispa L.,
porzeczka agrest
odmiany
odmiany
durman
Ricinus communis L. rącznik pospolity 1
akacia cia rozova
Robinia hispida L.
robinia
szczeciniasta
akacia
Robinia pseudoacacia grochodrzew
L.
biały, robinia
akacjowa

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
284

Nr

112.

Lokalne nazwy
taksonu/
lokalny takson
shypownik,
shypshyna

113.
114.

ozhinka
malina, malyna

115.
116.
117.
118.

kvasok, shchav
shchavil
verby
verba (sho roste
na stavku)

119.
120.

shalfiei, shavlia
buzyna tarvianista,
bazyk
buzyna, buzok
limonnik kitaiski

121.
122.
123.

124.

125.

proliski, właściwie
bez nazwy lub
te niebieskie
podsniezhniki
ochitok

126.

dzvenochki,
kolokolchyki,
gvozdika
rostoropsha

127.

paslion

128.

kartopla, kartoshka,
barabola

129.

molochai

130.
131.
132.
133.

Nazwa/nazwy
łacińskie

Nazwa polska

Rosa spp.,
najczęściej r. canina
L.
3
Rubus spp.
Rubus idaeus L.,
różne odmiany
Rumex acetosa L.
Rumex spp.
Salix spp.
Salix xsepulcralis
Simonk.
‚Chrysocoma’
Salvia officinalis L.
Sambucus ebulus L.

dzikie gatunki
róż, najczęściej
dzika róża psia
jeżyna
malina właściwa,
odmiany
szczaw zwyczajny
szczaw
wierzby
wierzba płacząca

Sambucus nigra L.
Schisandra chinensis
(Turcz.) Baill.
Scilla bifolia L.

dziki bez czarny
cytryniec chiński

Sedum (pewnie S.
spectabile Boreau)
/Hylotelephium
spectabile (Boreau)
H. Ohba
Silene viscaria (L.)
Jess.

rozchodnik
okazały

Silybum marianum
(L.) Gaertn.
Solanum americanum
Mill.
Solanum tuberosum
L. odmiany

ostropest
plamisty
psianka czarna

1

psianka
ziemniak,
odmiany
mlecz zwyczajny

1

Sonchus oleraceus
(L.) L.
riabina, rabina
Sorbus aucuparia L.
mokrec
Stellaria media (L.)
Vill.
sofora iaponska,
Styphnolobium
iaponska safora
japonicum (L.) Schott
zhyvokist, zhyvokost Symphytum officinale
L.

Powszechność
w zielnikach:

szałwia lekarska
bez hebd

2

cebulica
dwulistna

smółka pospolita

jarząb pospolity
gwiazdnica
pospolita
perełkowiec
1
japoński
żywokost lekarski

Iwa Kołodziejska
285

Nr

134.
135.
136.
137.
138.

139.

140.

141.
142.

143.
144.
145.
146.

147.

148.
149.
150.
151.
152.
153.
154.
155.

Lokalne nazwy
taksonu/
lokalny takson
siren, buzok
chornobrivcy

Nazwa/nazwy
łacińskie

Nazwa polska

Powszechność
w zielnikach:

Syringa vulgaris L.
Tagetes patula L.

bez lilak
aksamitka
rozpierzchła
kanufer, konufer,
Tanacetum balsamita złocień
3
konuper
L.
balsamiczny
pizhma
Tanacetum vulgare L. wrotycz pospolity
kulbaba, kulbababa, Taraxacum officinale mniszek lekarski
agg.
kulbabka,
oduvanchik
chebrec, chabrec,
Thymus serpyllum L. macierzanka
i Thymus pulegioides piaskowa
materinka (przede
i macierzanka
wszystkim Origanum L.
zwyczajna
vulgare – dushyca)
lipa, lypa
Tilia spp.
lipa, różne
gatunki
i mieszańce
bilyi klever,
Trifolium repens L.
koniczyna biała
koniushyna
koniczyna
chervonyj klever,
Trifolium spp.
o różowych kwiatach o różowych
koniushyna rozova
kwiatach
nasturcia
Tropaeolum majus L. nasturcja większa
mat i macheha
Tussilago farfara L.
podbiał pospolity
kropyva, kropyva
Urtica dioica L.
pokrzywa
dvudomna
zwyczajna
kropyva zhalka,
Urtica urens L.
pokrzywa
gyzha, (sobacha
żegawka
kropiva – 1 osoba tak
nazwała)
Vaccinium
borówka
chernika, chernika
z sovhoza, golubika corymbosum L.
amerykańska
i odmiany
chernika
Vaccinium myrtillus
borówka czarna
3
L.
jagoda
valeriana, valerianka Valeriana officinalis
kozłek lekarski
L.
chemericia
Veratrum album L.
ciemiężyca biała 1
koroviak, skipternik Verbascum thapsus L. dziewanna
drobnokwiatowa
veronika
Veronica chamaedrys przetacznik
L.
ożankowy
kalyna
Viburnum opulus L.
kalina koralowa
barvinok
Vinca minor L.
barwinek
pospolity
jemioła pospolita
omela
Viscum album L.
i podgatunki

Podolskie zielniki. Praktykowanie wiedzy o roślinach na Podolu Wschodnim (Ukraina)
286

Nr

Lokalne nazwy
taksonu/
lokalny takson
vinohrad

Nazwa/nazwy
łacińskie

Nazwa polska

Vitis vinifera L.,
odmiany

157.

kukuruza,
kukurudza

Zea mays L.,
odmiany

158.

galuboi (raczej
określenie użyte
przy opisywaniu
rośliny niż nazwa,
może chodzić
o cykorię podróżnik
(Cichorium intybus
L.)
polynec

?

winorośl
właściwa,
odmiany
kukurydza
zwyczajna,
odmiany
?

1

?

?

1

156.

159.

Powszechność
w zielnikach:

Iwa Kołodziejska
287

Jeden ze Stroyinieckich lasów wiosną: podsnezhniki, pidsnizhniki, kozodriz (śnieżyczka przebiśnieg, Galanthus nivalis L.);
rast (kokorycz pełna, Corydalis solida (L.) Clairv.); nie nazywana i nie zauważana przez moich rozmówców złoć żółta
(Gagea lutea (L.) Ker Gawl.), graby (grab pospolity, Carpinus betulus L.) (Fot. IK).

Poczęstunek – herbata z mieszanka ziół, widoczne pływające płatki to nogotki, nohotki, kalendula (nagietek lekarski,
Calendula officinalis L.), bułki z jabłkami, miód (Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej).

Mieszkanka Stroyinciów i mikołajek płaskolistny
(Eryngium planum L.) używany do leczenia bólu zębów
(Fot. Ewa Wołkanowska­‑Kołodziej).

Mieszkanka Stroyinciów i lopuh, repiah
(łopian, Arctium spp).
W czasie robienia zdjęcia trwa opowieść
o przeciwbólowym działaniu jego liści
(fot. Ewa Wołkanowska­‑Kołodziej).

Mieszkanka Stroyinciów dumna z rosnącego w jej ogrodzie szarłatu
(Amarathus caudatus L. w odmianie o kulistych kwiatostanach)
(Fot. Ewa Wołkanowska­‑Kołodziej).

Mieszkaniec Stroyinciów i dwie najważniejsze dla niego rośliny: podorozhnik, babka, podorozhnik velikii,
podorozhnik sherokolistyi, shyrokii lyst (babka zwyczajna, Plantago major L.) oraz zeroboi, zveraboi, zvirobii
(dziurawiec zwyczajny, Hypericum perforatum L.)
(Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej).

Mieszkanka Stroyinciów
ze świeżo upieczonym korowajem
(Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej).

Mieszkanka Stroyinciów i tysachilistnik, kyrvavnyk,
krovavnik, derevii, korovnyk, tysiachylitnik
(krwawnik pospolity, Achillea millefolium L.)
oraz nienazwane i zerwane do ozdoby tysachilistnika
przymiotno białe (Erigeron annuus (L.) Pers)
(Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej).

Mieszkanka Stroyinciów pokazuje ważny dla siebie
repishok, repeshok, parilo (rzepik pospolity, Agrimonia
eupatoria L. Agg.) oraz zeroboi, zveraboi, zvirobii
(dziurawiec zwyczajny, Hypericum perforatum L.)
(Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej).

Mieszkaniec Stroyinciów podczas pasienia krów
(Fot. Ewa Wołkanowska­‑Kołodziej).

Przetwory z owoców z przydomowego ogrodu i sadu (Fot. IK).

Mieszkanka Stroyinciów i rosnąca w jej obejściu
kalyna (kalina koralowa, Viburnum opulus L.)
(Fot. Ewa Wołkanowska­‑Kołodziej)

Stroyincy wiosną, widok z okolic Czajni na Sowchoz.

Mieszkanka Stroyinciów i rosnąca w jej obejściu kalyna (kalina koralowa, Viburnum opulus L.)
(Fot. Ewa Wołkanowska­‑Kołodziej).

Mieszkańcy Stroyinciów zbierają maliny, malyny (malina właściwa odmiany, Rubus idaeus L. różne odmiany)
w swoim ogrodzie (Fot. IK).

Mieszkanka Stroyinciów z bukietem święconym w
kościele na Matki Boskiej Zielnej
(Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej).

Mieszkanka Stroyinciów plecie wianek na oktawę
Bożego Ciała dla siebie i dla prawosławnej sąsiadki
(Fot. IK).

Mieszkanka Stroyinciów z bukietem święconym w cerkwi na tzw. Makowieja
czyli święto siedmiu męczenników Machabeuszy (Fot. Ewa Wołkanowska­‑Kołodziej).

Rozmowa o ochance – mieszkaniec Stroyinciów
trzyma w dłoni ochankę (świetlik, Euphrasia sp.)
i znamiona kukuruzy, kukurudzy
(kukrydza zwyczajna odmiany, Zea mays L. odmiany)
(Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej).

Mieszkaniec Stroyinciów i zeroboi, zveraboi, zvirobii
(dziurawiec zwyczajny, Hypericum perforatum L.)
(Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej).

Wianki do święcenia w oktawę Bożego Ciała ułożone w Boże Ciało na kościelnym parapecie (Fot. IK).

Święcenie w cerkwi bukietów i miodu na tzw. pierwszego, miodowego Spasa lub Makowieja czyli święto siedmiu
męczenników Machabeuszy (Wniesienia Drzew Życiodajnego Krzyża Pańskiego) (Fot. IK).

New Tags

I agree with terms of use and I accept to free my contribution under the licence CC BY-SA.